Na tej posesji doszło do tragedii
 Gdy Piotr spadł z rusztowania, jego szef wsadził go do samochodu z zamiarem zawiezienia do szpitala. Po drodze się jednak rozmyślił i zostawił rannego na przystanku autobusowym. Odjechał, nie wzywając pomocy. 39-letni mężczyzna umarł.
Prawdopodobnie Janusz S. nie chciał mieć problemów. Ponieważ Piotr K. pracował na budowie na czarno, bez ubezpieczenia i zgłoszenia w ZUS. Teraz ma nieporównywalnie większe kłopoty.
Był wieczór, środa 7 października, gdy jeden z przechodniów – we wiacie przystanku w Siemoni – dostrzegł skulonego Piotra K. Zorientował się, że coś jest nie tak i powiadomił policję.
– Okazało się, że ten mężczyzna nie żyje – mówi podkomisarz Paweł Łotocki, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Będzinie – Był bez dokumentów, nieznana była jego tożsamość.
Gdy Piotr K. nie zjawił się w domu, w Lublińcu, jego rodzina zadzwoniła do Janusza S. Piotr pracował przy ociepleniu jego domu w Przeczycach. Jednak 45-latek stwierdził, że od wtorku Piotra nie było w pracy. Zatem rodzina obdzwoniła szpitale. Bez efektu. A w piątek zgłosili w lublinieckiej policji zaginięcie Piotra.
Wkrótce policjanci z Będzina nawiązali kontakt z lubliniecką policją. Gdyż okazało się, że Piotr K. był notowany w policyjnych kartotekach. Dzięki temu – po odciskach palców – zidentyfikowano zwłoki.
– Janusz S. przyznał się do winy i chce się poddać karze, nie potrafi jedynie odpowiedzieć, dlaczego pozostawił ciało kolegi na przystanku w Siemoni – mówi Monika Jankowska, zastępca Prokuratora Rejonowego w Będzinie. Od dwóch tygodni Piotr pracował z kolegami przy ocieplaniu budynku swego szefa, Janusza S., w Przeczycach. Tamtego dnia, gdy spadł z rusztowania, nikt z pracowników nie widział tego momentu. Wpadli w panikę, gdy zobaczyli Piotra K. leżącego na ziemi. Wyglądało na to, że stracił przytomność. Wtedy nadjechał Janusz S. Próbował cucić leżącego, a potem powiedział, że zabiera go do szpitala. Nie dojechał tam jednak.
Będzińska prokuratura potwierdza, że Janusz S. zatrudniał Piotra K. na czarno: – Za nielegalne zatrudnianie grożą kary grzywny, od tysiąca złotych do trzydziestu tysięcy złotych, a nawet utrata wolności do lat 3 – informują w Okręgowym Inspektoracie Państwowej Inspekcji Pracy w Katowicach. Janusz S. twierdzi, że dwa lata temu zlikwidował swą firmę. A przy remoncie pomagali mu koledzy. PIP sprawdza teraz prawdziwość jego informacji.
Sekcja zwłok wykazała, że Piotr K. zmarł w wyniku rozległych wewnętrznych obrażeń, i to mógł być efekt upadku z rusztowania: – Januszowi S. postawiono zarzut nieudzielenia pomocy znajdującemu się w bezpośrednim niebezpieczeństwie utraty życia. Biegli nadal badają sprawę i nie wykluczamy kolejnych zarzutów – dodaje prokurator.
Roman Roessler

Zobacz również: