No i wyszło szydło z worka. A wszystko za sprawą Józefa Pinora, legendy Solidarności, który ową legendę – jak twierdzi CBA – roztrwonił biorąc łapówki. Jest to tym bardziej szokujące, że w czasie stanu wojennego Pinior uchodził za bohatera w związku z wyprowadzeniem z jednego z wrocławskich banków pieniędzy dolnośląskiej Solidarności. Dlatego zarzuty pod jego adresem mogą zaskakiwać. Jednak  bardziej szokuje fakt, że on sam – wiedząc, że to jego koledzy z Platformy założyli mu podsłuch i złapali na gorącym uczynku, nie obarcza za to winą rządu PO-PSL. Wprost przeciwnie, twierdzi, że podsłuchiwał go obecny rząd.
Ale Pinior wie, co robi. A jego manewr nie jest niczym innym, jak tylko próbą ucieczki przed odpowiedzialnością. Gdyby przyznał, że to poprzednia ekipa rządząca stworzyła z Polski państwo podsłuchowe, to nikt nie stanąłby w jego obronie. Tymczasem atakując obecny rząd, znalazł obrońców wśród tych, przez których wpadł. Trzeba przyznać Piniorowi, że trafił na podatny grunt. W gronie jego obrońców znalazł się m.in. były minister sprawiedliwości, który nie miał nic przeciwko temu, aby ów podsłuch Pinorowi założyć i tym samym go zapuszkować. W jego obronie odezwały się również wszelkiego rodzaju „dyżurne autorytety moralne”. Jeden z nich –  Jacek Żakowski stwierdził, że Piniorowi należy się szczególne traktowanie ze względu na jego zasługi, co jakoby wynika z europejskiej tradycji: „takie skrajnie populistyczne patrzenie, „Wszyscy jesteśmy równie wobec prawa”, „Wszyscy mamy równe żołądki”. „Tak, jednym jednak bardziej ufamy i mamy powód to zaufanie okazywać, także aparat państwa, a innym nie”. Nie wiem, w jakiej tradycji Żakowski jest wychowany, ale jak widać, według niego są równi i równiejsi wobec prawa.
Przypomnijmy zatem, że zarówno w polskiej, jak i europejskiej tradycji prawnej jest tak, że  – bez względu na zasługi – jeżeli ktoś popełnił przestępstwo, to trafia do więzienia. No chyba, że Żakowski wychodzi z założenia, że ludzie z tzw. elit  III RP są nietykalni. Co ciekawe, ów pogląd wyrażają także niektórzy sędziowie, według których kara powinna zależeć od tego, do jakiej grupy dana osoba należy. Inaczej mówiąc, uniewinnienie  dla elit, dożywocie dla plebsu.
Dlatego obrońcom „koryt utraconych”, chciałbym przypomnieć, że w tak niedoskonałej pod wieloma względami II RP, taka sytuacja byłaby nie do pomyślenia. Gdyż właśnie w okresie międzywojennym od elit wymagano nienagannego zachowania, a wszelkie odstępstwa od tego były karane z całą bezwzględnością. I to bez względu na zasługi. Najlepszym przykładem jest historia Michała Żymierskiego, późniejszego komunistycznego marszałka Ludowego Wojska Polskiego. A ten miał o wiele większe zasługi dla Polski niż Pinior. Otóż latem 1915 r. w stopniu majora był komendantem Polskiej Organizacji Wojskowej a podczas wojny polsko-bolszewickiej dowódcą II Brygady, a następnie 2 Dywizji Piechoty Legionów. Kierował też akcją powstańczą na terenie Górnego Śląska. Za swoje zasługi został mianowany w 1924 generałem w wieku zaledwie 35 lat. Ale gdy tylko wziął łapówkę, nikt nie patrzył na jego dokonania. Żymierski został zdegradowany i trafił na kilka lat do więzienia.
Dlatego chyba warto, aby Zbigniew Ziobro, minister sprawiedliwości, ujawnił część materiału zebranego przez CBA w sprawie Piniora, aby położyć kres owemu cyrkowi w wykonaniu klaunów, którym odebrano koryto.
Jerzy Szostak

 

 

 

 

 

Zobacz również: