Z Gamidem Ibudullayevem, artystą rzeźbiarzem, malarzem, historykiem sztuki, muzykiem, performerem, operatorem filmowym i fotografikiem rozmawia Bogumiła Nowak

Niewielu jest artystów tak wszechstronnych i aktywnych jak Pan, a jednocześnie o tak bogatym dorobku życiowym w tak młodym wieku. Skąd w Panu tyle pasji?
Chciałbym zaznaczyć, że jestem z rodziny artystycznej, więc talent artystyczny jest u nas dziedziczny. Mój ojciec i brat są artystami malarzami. Jak byłem mały, rosłem wśród obrazów w artystycznej atmosferze. Ojciec zabierał mnie na wernisaże i różne koncerty. Stąd na starcie miałem wysoko ustawioną poprzeczkę, ale też od początku dobrą bazę i wyrobiony gust. Wcześnie też w ojca pracowni zacząłem malować. W wieku trzech, czterech lat kręciłem się u niego między farbami i pędzlami, aż stopniowo przeszło to w poważniejszą pasję.
Dlaczego zajmuję się tak różnymi dziedzinami? Jeszcze w trakcie studiów uświadomiłem sobie to, że sztuka jest dla mnie większą całością i nie chcę jej dzielić na malarstwo, muzykę, film. Dla mnie tak naprawdę to całość. Inspiracją w tworzeniu jest przyroda i człowiek. Mamy przecież jedną głowę. Słyszymy, widzimy i wąchamy – wszystko jednocześnie. Nie dzielimy naszych doznań i odbieramy je w łącznie. Tak samo jest w sztuce. Dla mnie to jakby jeden, duży „garnek”. Mamy w nim kolory, dźwięki, smaki i zapachy. To wszystko powinno ze sobą pracować i mieszać się. Staram się pokazywać swoje projekty jako całość, łączyć malarstwo, filmowe przestrzenie, instalacje, również dźwiękowe. Jak robię rzeźbę, to przecież znajduje się ona w jakimś otoczeniu, nigdy nie jest wyizolowania, samodzielna. Staram się nawet nagrywać otoczenie, kiedy pracuję. Później słucham i łączę ten dźwięk w całość. Wiąże się to z dużą ilością pracy, ale chcę, by było to harmonijne. Ważne jest także, by w każdej dziedzinie sztuki zachować wysoki poziom. Żeby dobrze fotografować, poszedłem na kurs i skończyłem fotografię. Potem w Warszawie szkołę filmową, żeby robić filmy czy video-arty. Kiedy coś się tworzy, trzeba mieć do tego odpowiednie przygotowanie zawodowe i podstawy. To nie jest tak, że przerzucam się z jednej dziedziny na drugą, nie kończąc pracy. Wszystko działa jak organizm, jak człowiek. Ma on skompletowaną formę, ale powinienem wszystko dopracowywać.

500_20150424133031

Co Panu jest bliższe, plastyka czy muzyka? Co odczuwa Pan silniej emocjonalnie?
Na pewno jest to muzyka, jest ona dla mnie często inspiracją do malowania. Często pracuję nad takimi tematami, gdzie staram się namalować jakiś dźwięk. To może dziwne, że chce malować rzeczy niewidzialne, ale fascynuje mnie ta kwestia i pobudza moją wyobraźnię. Maluję taką serię obrazów jak „Przydźwięk” czy „Szum”. Robię czasami nagranie i staram się potem zrobić do niego wizualizację lub namalować obraz. To często proces skomplikowany i długotrwały. Tylko nad jednym projektem mogę pracować przez wiele miesięcy. Staram się pracować nad wystawami pod kątem tematycznym. Pracowałem kiedyś np. nad cyklem „Dzień i noc”. Wszystko zaczyna się od szukania pomysłu, a później szukam techniki, środków jakimi ten pomysł realizuję.
A czym jest zjawisko „białego szumu” w pańskiej sztuce?
Dwa lata temu wpadłem na pomysł, żeby zrobić wystawę „Biały szum”. Biały szum to takie zjawisko w fizyce, szum akustyczny. To rodzaj dźwięku, który dla człowieka jest słabo słyszalny. Jednak istnieje i wydaje swoje brzmienie, na przykład w niektórych kablach. Tak mnie to zainspirowało, że postanowiłem zrobić całą wystawę o tym temacie. Zrobiłem wielkoformatowe prace i ujednoliciłem ten szum na swoich obrazach. To podobnie działa jak kurz na fotografii. Zrobiłem charakterystyczne, kropkowane obrazy i instalacje. Wystawa „Biały szum” była prezentowana w galeriach w Warszawie i Łodzi.

obraz70

Skończył Pan kierunek operatorski w Akademii Filmu i Telewizji w Warszawie, co teraz owocuje pańskimi działaniami filmowymi i eksperymentami wizualnymi. Dlaczego zdecydował się Pan na ten kierunek i dlaczego wybrał Polskę?
W swoim kraju skończyłem Akademię Sztuk Pięknych w Baku, wydział ceramiki. Później zrobiłem magisterium z historii sztuki. Jednak jeszcze czegoś mi brakowało. Bardzo mi się podobała polska fotografia, bardzo się nią zainteresowałem. Może tego nie wiecie, ale akurat polska fotografia była w Azerbejdżanie dobrze znana. Mój brat z ojcem zbierali pisma, takie jak „Fotografia”. Chciałem nauczyć się dobrze fotografować. Przyjechałem więc do Polski i dostałem się na Akademię Sztuk Pięknych w Warszawie na wydział fotografii.
Wybór naszego kraju był więc celowy?
Wybrałem Polskę, bo ceniłem polską fotografię i chciałem się jej nauczyć. U nas zawsze się mówiło, że polska fotografia jest ciekawa i na bardzo wysokim poziomie. Polski jazz zresztą też. Stąd moja decyzja. Na Akademii Sztuk Pięknych rozpocząłem studia. Po pół roku jednak uświadomiłem sobie, że fotografia to dla mnie za mało. Stwierdziłem, że potrzebuję też ruchu! Przeszedłem wtedy do Akademii Filmu i Telewizji, gdzie zacząłem się uczyć operatorki. To było w końcu to! Tam jest fotografia, ruch, kompozycja i montaż. Te kierunki działania pomagały mi rozwijać się. Skończyłem dwuletnią szkołę. Teraz pokazując swoje obrazy, czy grając koncert, dodaję zwykle do tego jakiś krótki film, albo video-art.

obraz47

Prowadzi Pan Pracownię Eksperymentalną w Sochaczewskim Centrum Kultury. Dlaczego zdecydował się Pan działać właśnie w tym mieście? Skąd taki wybór?
Na początku miałem pracownię w Warszawie i szczerze mówiąc, zmęczyło mnie to. Męczące było stanie wiecznie w korkach, problem z dojeżdżaniem na czas. Poza tym miałem pracownię w takim pozakładowym kompleksie architektonicznym, który miał zostać zburzony. Maluję przeważnie duże formaty, które w mieszkaniu się nie mieszczą, stąd konieczność posiadania pracowni. Wiedziałem, że już niedługo będę mógł być w tym miejscu. Zacząłem szukać innej przestrzeni do pracy. Wpadłem na pomysł, że może dalej od Warszawy będzie spokojniej i mniej uciążliwie. Szukałem niewielkiego domku, by na miejscu zrobić sobie pracownię. Na szczęście trafiła się okazja w Sochaczewie, gdzie zakupiłem nieruchomość i przerobiłem ją na pracownię. Mam teraz swój dom nad Bzurą, pracownię, swoje miejsce, gdzie mogę tworzyć.
Ale artystycznych kontaktów z Warszawą Pan nie zerwał?
Jestem obcokrajowcem i jak wyjechałem ze swojego kraju, to poczułem, że w pewnym sensie jest mi wszystko jedno, gdzie mieszkam. Dom jest dla mnie tam, gdzie mogę tworzyć i się spełniać. Najważniejsza tak naprawdę jest dla mnie pracownia. Mam często koncerty, wystawy, ale tak naprawdę najważniejsze jest to, co powstaje w pracowni. Zrobiłem ją tak, że jest ona połączona z moim domem. Nie muszę tracić czasu na dojazdy. W Warszawie mi to przeszkadzało, że trzeba było dojeżdżać. Teraz mam wszystko pod ręką, mam możliwość prawdziwej pracy i robienia sztuki. Nic mi nie przeszkadza w tworzeniu tego, co chcę. Mam pracę na wyciągnięcie ręki.

12122736_931809620224264_3155211100230282581_n

Trudno wymienić wszystkie pańskie sukcesy, gdyż ma ich Pan sporo na koncie. Ale może ujawni Pan te osiągnięcia, które dały najwięcej radości i satysfakcji?
Ciężko coś wskazać, bo wszystko co robię, sprawia mi radość. W stosunku do tego, co robię, mam też sporo samokrytyki. Myślę, że największe osiągnięcie jest stale przede mną! Jednak najgłośniejsza wystawa w mojej karierze to chyba właśnie „Biały szum”, wystawa, która dała mi wiele zadowolenia. To, co zakładałem sobie w tym projekcie, udało mi się zrealizować. Bardzo cieszyło mnie także uczestnictwo w Międzynarodowym Triennale w Stambule. To prestiżowa wystawa, w której biorą udział artyści z całego świata. Było tam bardzo inspirujące i ciekawe skrzyżowanie kultur, poglądów artystycznych, idei i pomysłów.  Jestem dumny, że mnie zaprosili do udziału w tej wystawie. Trzy lata temu byłem tam po raz pierwszy. W tym roku też przygotowałem pracę na tę wystawę. Pokazałem tam instalację przestrzenną, wizualno-dźwiękową, o temacie emigracji.
Skoro mowa o emigracji, to czy artyście, który działa poza terenem własnej ojczyzny, łatwo jest działać? Jak Pan ocenia to z własnej perspektywy?
Na początku rzeczywiście było ciężko, ale to tak zawsze jest, jak przyjeżdża się w nowe miejsce. Ja przyjechałem do Polski tylko z plecakiem. Niczego nie miałem. Pierwsze lata zabierają niestety dużo czasu i energii. Trzeba wyrabiać dokumenty. To trwa i trzeba się z tym pogodzić. Dla mnie to był chyba najtrudniejszy moment. Nie miałem gdzie pracować, bo nie miałem pracowni. Szkicowałem swoje pomysły na kartkach w wynajmowanym mieszkaniu. Nie mogłem nawet kupić dużo farb, bo nie miałem gdzie ich trzymać. Powoli musiałem wszystko sobie budować. Jak rozmawiałem z innymi artystami, to wszyscy mieli takie same początki jak ja. Później wszystko się układa. Na początku, jak założyłem zespół, też nie mieliśmy, gdzie grać, ale koledzy zawsze znajdowali jakieś miejsce. Powoli wszystko się rozwijało.
A czy bariera językowa trudna była do pokonania?
Szczerze mówiąc łatwo mi poszło. Nie wiem, kiedy się nauczyłem polskiego. Przyjechałem do Polski, znając dosłownie kilka słów. Przed wyjazdem załapałem się na krótki kurs języka przy Ambasadzie Polskiej w Baku. To było naprawdę niewiele słów – dzień dobry, do widzenia, dziękuję… Później jakoś poszło. Poszedłem na studia i dałem radę. Może znajomość rosyjskiego mi pomogła, bo język azerski jest bardziej zbliżony do tureckiego. Może pomogło też to, że jako muzyk mam dobry słuch, więc szybko załapałem wasz język.
Czy przy tak dużej aktywności zawodowej ma Pan czas na życie prywatne?
Prywatne życie? Tak naprawdę to go prawie nie mam. To jest poniekąd problem. To życie prywatne jest raczej przy okazji, jakaś impreza po koncercie lub po wernisażu. Staram się jednak czasem znaleźć sobie chwilę dla siebie. Nie można być stale w pracy, trzeba odpocząć, choć bywa, że robi się mimowolnie jakiś mały projekt. Czasami jednak odcinam się na tydzień od aktywności zawodowej.
12096185_923409771064249_6457587798868639361_n
I wyjeżdżam na przykład?
Szczerze mówiąc, nie lubię zbytnio podróżować. Kiedyś, 10-15 lat temu sporo jeździłem, i nie potrzebuję już teraz tego. Wystarczą mi małe przyjemności. Mam dom, na działce sobie odpoczywam. Bardzo lubię morze. Być może dlatego, że sam pochodzę znad morza. Tego mi czasem bardzo brakuje, mojego morza. Bałtyk jest za zimny do kąpieli, ale za to widoki są wspaniałe.
Od ponad 11 lat mieszka Pan w Polsce. Co w pana odczuciu jest plusem tego kraju, a co słabą stroną?
Minusów tak naprawdę jest niewiele. W sztuce jest tak, że jak sam czegoś nie zrobisz, to nikt tego nie zrobi za ciebie. Na wszystko muszę sam zapracować. Muszę liczyć tylko na siebie. W Polsce mogłoby być więcej galerii i miejsc przeznaczonych dla twórców. Według mnie jest za mało galerii, nawet w Warszawie. Mogłoby być też więcej dofinansowania na takie rzeczy jak pracownie eksperymentalne i nowe pomysły twórców. Artysta musi mieć odniesienie i mieć możliwość sprawdzenia się, wymiany poglądów. No i troszeczkę kuleją sprawy urzędowe, ale z tym jest wszędzie problem, nie tylko w Polsce. Zanim się dostanie wszystkie papiery i pozwolenia, to wszystko długo trwa. Poza tym muszę stwierdzić, że w Polsce dobrze się żyje, ludzie są mili, gościnni. Charakterami są podobni do nas i na tle Europy Polska się wyróżnia.
A polska kuchnia? Odpowiada Panu?
Bardzo. Bardzo lubię polską kuchnię. Jest prosta i smaczna. Bigos spróbowałem i przepadam za nim. Wszystko mi w Polsce pod tym względem odpowiada. Tylko może jest ciut za zimno zimą, ale za to jest śnieg, a tego w Baku nie ma. U nas trafia się on raz na 5 lat i to tylko niewielki. U nas są zimy takie do 5 – 6 stopni na plusie. Nawet opon zimowych się nie zakłada, bo i po co?
Najmniej wspominaliśmy o muzyce, więc może coś na ten temat.

1505165_594241037314459_1423367572_n

Najbardziej interesuje mnie muzyka jazzowa, eksperymentalna i klasyka. Polacy znacznie mniej wiedzą o Azerbejdżanie pod kątem muzyki, niż Azerowie o polskiej muzyce. Jak do nas przyjeżdżają, to dziwią się, skąd my tyle wiemy. Na przykład bardzo lubiana jest u nas Urszula Dudziak, Tomasz Stańko, Czesław Niemen… Chopin wiadomo, znany szeroko w świecie. Również polski jazz do nas docierał. Polskie szkoły muzyczne wypuszczają bardzo dobrze przygotowanych absolwentów. Jak przyjechałem, założyłem kapelę, z którą tworzyliśmy tło muzyczne pod filmy nieme. Nadal współpracujemy. Założyłem też trio muzyczne i przygotowujemy repertuar folkowy, w którym znajdą się moje brzmienia, z mojego kraju. Specjalnie do tego sprowadziłem instrumenty.
Jakie plany na najbliższą przyszłość?
Założyłem pracownię eksperymentów audio-wizualnych i bardzo chciałbym ją rozwinąć. Zebrałem bardzo ciekawą ekipę ludzi, zróżnicowaną nie tylko wiekowo, ale też twórczo. Są chętni i mają otwarte głowy do pomysłów. Tworzymy wspólnie i bronimy się jako zespół. Jedna dziewczyna rysuje a kolega fotografuje to, co ona robi, i powstanie z tego film animowany. Są to ludzie bardzo kreatywni, przynoszą na zajęcia swoje pomysły. Na razie zajęcia mamy raz w tygodniu, w poniedziałki. Pod koniec grudnia chcemy zrobić  pierwszą, małą wystawę.
To życzę realizacji planów, marzeń i pomysłów. Dziękuję za rozmowę.

Zobacz również: