Ta historia mogłaby być polską wersją „Leona zawodowca”. Jej bohaterami są siedmioletnia Karina Surmacz i gangster „Święty”, który ratuje życie dziewczynce, gdy jej matka pada ofiarą egzekucji. Mogłaby być – gdyby polska Matylda i Leon żyli. Czy żyją? Tego od trzynastu lat nie może ustalić policja. Cień nadziei wciąż jednak jest

 

26 grudnia 2002 roku do mieszkania przy ul. Dąbrowskiego na warszawskim Mokotowie puka zabójca. Po otwarciu drzwi oddaje strzały w kierunku mężczyzny, następnie kobiety. Mężczyzna to Piotr Sztucki, pseudonim „Świr”, kobieta to jego konkubina, Anna Surmacz, ps. „Andzia”. Sposób działania sprawcy ma charakter egzekucji.

Ludzie gangu

„Andzia”, jak zeznała w toku śledztwa jej siostra Małgorzata, chwaliła się, że ma bogatego sponsora. Jednak tajemnicą poliszynela było to, że zajmowała się sprzedażą narkotyków. Podczas gdy „Świr” siedział w więzieniu, „Andzia” pięła się w hierarchii grupy mokotowskiej.  Jej terenem działania były okolice Madalińskiego i Al. Niepodległości.
„Świr” – według zeznań świadków – miał być typem od egzekwowania długów – bezwzględnym, nieprzewidywalnym, ludzie się go bali.
„Andzia” odbierała narkotyki od „Siopela”, „Mołka” i „Grubego” – a następnie przekazywała je swoim dilerom. Jednym z nich był Rafał Mikołajczyk, pseudonim „Święty”, ojciec chrzestny Kariny. „Andzia” konkurowała z Leszkiem S. ps. „Lew Stawski”. Niewykluczone, że nadepnęła mu na odcisk. On stał wyżej w hierarchii grupy przestępczej, ale jego rynek został podbity przez „Andzię”. Według jednej z policyjnych hipotez, to on mógł stać za zleceniem jej zabójstwa.
Drugi trop także prowadzi na „Mokotów”. „Andzia” jest tu przypadkową ofiarą, a zabójcy (zabójcom?) chodziło raczej o „Świra”. Zanim trafił do więzienia, zajmował się handlem narkotykami. Wraz z niejakim „Szusterem” wpadł za napad na ochroniarza. Osoba pragnąca zachować anonimowość zeznała, że na „Świra” wydano wyrok śmierci, gdy ten – po wyjściu z więzienia 23 grudnia 2002 roku –  zaczął domagać się zwrotu pieniędzy za handel narkotykami za okres, kiedy siedział w pace.
Matka Mikołajczyka twierdziła, że ludzie na mieście mówili, iż jej córkę zabił Oskar Z., ps. „Oskar”, były facet „Andzi”. Sztucki mu ją odbił. „Oskar” miał stać wyżej od „Świra” w grupie mokotowskiej.  Z notatek policji oraz przesłuchań rysuje się obraz „Oskara” – zazdrosnego kochanka szukającego zemsty. Sam podejrzany zaprzeczył, jakoby kiedykolwiek był facetem Surmacz. Znał „Świra” od 12 lat i wie, że ten nie przepadał za dziećmi. Miał mieć córkę, o istnieniu której nie wiedziała nawet jego matka. „Andzia” często zatem oddawała Karinę pod opiekę swojej siostry, a także Mikołajczyka, który także miał córkę w wieku zaginionej – Karolinę. Dziewczynki często razem się bawiły. Być może, jak zeznał „Oskar”, w okresie Bożego Narodzenia Kariny nie było w domu.
Dlaczego zatem zabrano kołdrę dziewczynki, jej ubrania, a  – jak wynika z billingów –  ktoś odebrał telefon Anny Surmacz 27 grudnia (dzień po egzekucji), kiedy dzwonił do niej „Święty”? Wówczas to wyszedł z domu i  poinformował swoją matkę i dziewczynę, Karolinę, że idzie do „Andzi” i wróci w przeciągu 30 minut. To jednak nigdy nie nastąpiło.

Świadek egzekucji

Siostra Anny Surmacz, Małgorzata została zaalarmowana przez koleżankę „Andzi”, Iwonę ps. „Brudna Stopa”, o tym, że w mieszkaniu przy Dąbrowskiego od kilku dni nieprzerwanie świecą się lampki choinkowe i wyje pies. Zaniepokojona, przybyła na miejsce 31 grudnia i po wejściu do mieszkania (miała swoje klucze) znalazła zwłoki „Świra”. Zadzwoniła na policję. Starszy sierżant, Przemysław Stachura, który odnalazł ciała, napisał w notce służbowej: „Mężczyzna leżał w przedpokoju skulony z głową w zaschniętej kałuży koloru czerwonego, natomiast kobieta leżała w pokoju po lewej stronie na łóżku, twarzą do podłogi”. Na zdjęciach w aktach sprawy widać rany postrzałowe głowy „Świra”. Twarz Anny jest trudno rozpoznawalna. Na miejscu policja, jak zapisano w aktach, „stwierdziła istnienie pokoju dziecinnego”. Mieszkanie  pozostawiono bez śladów plądrowania.
Od tej chwili zaczęły się gorączkowe poszukiwania dziecka. Nie znaleziono żadnych dowodów mogących świadczyć o tym, że zostało zabite na miejscu. Zabrano ubrania i kołdrę dziewczynki. Nie było śladów stosowania przemocy wobec niej.
Po dalszych ustaleniach okazało się, że Mikołajczyk dzwonił do „Andzi” 27 grudnia. Jak zeznała zarówno jego dziewczyna, jak i jego matka – to Karina odebrała telefon. Nigdy wcześniej tego nie robiła.
Mikołajczyk, zaniepokojony udał się do mieszkania „Andzi”. Dzwonił do Karoliny, stwierdził, że „nie może teraz rozmawiać”, był przygaszony, smutny. Karolina odniosła wrażenie, że nie był sam. Po tym telefonie wielokrotnie próbowała się z nim kontaktować. Nie odbierał. Następnego dnia telefon zamilkł na zawsze. W aktach sprawy zapisano, że Karolina może wiedzieć, gdzie ukrywa się Mikołajczyk. Jednak jego poprzednia konkubina twierdzi, że „Święty” nie wierzył swojej dziewczynie, mógł więc już się więcej z nią nie kontaktować.
Telefon Anny Surmacz łączył się jeszcze 27 grudnia po godzinie 13:00 (czyli już po tym, jak Mikołajczyk przybył pod adres denatki) z numerem „Mołka” (członka gangu mokotowskiego). Czy to dowód mogący potwierdzić kolejną tezę, że po wyprowadzeniu małej przez „Świętego” z miejsca zabójstwa, wpadli wprost w ramiona zabójców? „Mołek” nie pamięta, aby w tym dniu rozmawiał z kimś z numeru Surmacz. 28 grudnia telefony „Świętego” i „Andzi” zostały wyłączone.

Notoryczne libacje

Sąsiedzi Surmacz zeznali, że nie widzieli nikogo w okresie świątecznym u matki Kariny, słyszeli tylko ujadanie psa. W notatkach ze śledztwa zapisano, że „znamienne jest, iż w tak niewielkim budynku nikt z sąsiadów nie widział, a co dużo mniej prawdopodobne – nie słyszał – niczego, co mogłoby ujawnić sprawcę zabójstw”. Niektórzy sąsiedzi zeznali, że w nocy 26 grudnia widzieli pod blokiem białego fiata, który stał tam z włączonym silnikiem od 22:00 do północy. Zeznali także, że w mieszkaniu Anny notorycznie odbywały się libacje alkoholowe, głośne awantury, że była to melina pijacka, do której ściągał miejscowy margines. Często miały tam miejsce interwencje policji. Mieszkańcy bloku przy Dąbrowskiego  wnieśli więc wniosek o wykluczenie Surmacz z listy członków spółdzielni.
W sprawie przesłuchano kilkudziesięciu świadków. Ustalono, że ojciec Kariny, Marcin, został wyrzucony przez żonę z mieszkania na rok przed zabójstwem, gdyż był czynnym narkomanem, nie pracował. Od roku nocował w piwnicy tego domu, a w noc zdarzenia zgłosił się do Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. Nic nie wie na temat zaginięcia córki.
Wykonano kilkadziesiąt przeszukiwań mieszkań, przeprowadzono specjalistyczne ekspertyzy. Tylko jedna z sąsiadek słyszała tego dnia huki i trzaski. Nowe światło na sprawę rzuciły też zeznania Piotra F. (który miał często robić za kierowcę „Andzi”). Z jego zeznań wynika, że Mikołajczyk także był czynnym ćpunem, heroinistą, więc dziwne jest to, że po całym zdarzeniu z nikim się nie kontaktował, nie chciał kupić narkotyków, a był „nieźle uzależniony”, jak konkludował Piotr F.
Kolejny świadek, Marcin K. twierdził, że Karina i „Święty” od dawna nie żyją, a to, iż się ukrywają, jest tylko plotką na potrzeby policji.
26 marca 2003 roku Zofia Wrzosek – p.o. prokuratora okręgowego w Warszawie, przedłużyła śledztwo. Napisała wówczas: „Kontynuować należy czynności zmierzające do odnalezienia małoletniej córki denatki, Kariny Surmacz, której zniknięcie może być związane m.in. z faktem, że mogła być świadkiem zabójstwa.” Kolejne przedłużenie śledztwa nastąpiło 29 września 2003 roku.
Podejrzanymi o zabójstwo byli kolejno Mikołajczyk, „Szuster, „Oskar”, Mariusz D.
30 stycznia 2004 roku prokurator Prokuratury Rejonowej w Warszawie – Mokotów umorzyła śledztwo z powodu niewykrycia sprawcy zabójstwa. W uzasadnieniu umorzenia czytamy: „Pilnego ustalenia wymagają dalsze losy Kariny. Być może jest przetrzymywana przez sprawcę zabójstwa, bądź inne osoby. Być może nie żyje. Niewykluczone, że Rafał Mikołajczyk 27 grudnia spotkał się z Kariną, a ich losy są ze sobą ściśle związane.  Na obecnym etapie śledztwa wyczerpano możliwości dowodowe w (…) sprawie. Z tego powodu postępowanie umorzono (…) Podjęcie takiej decyzji w żaden sposób nie będzie ograniczało dopuszczalności wykonywania dalszych czynności procesowych w sprawie, w przypadku ujawnienia nowych istotnych okoliczności. Wówczas śledztwo zostanie podjęte i kontynuowane”.

Gangster i dziecko

Od momentu zaginięcia dziewczynki, jej ciotka Małgorzata kilkakrotnie otrzymywała informacje o tym, że dziewczynka żyje, że gdzieś ją widziano. 8 stycznia 2003 roku otrzymała anonimowy telefon. Ktoś informował: – Jak szukasz „Świętego”, to był widziany na Grochowie, koło Universamu. Prawdopodobnie ma Karinę.
2 marca 2003 roku policja otrzymała zawiadomienie od przyjaciela rodziny Surmaczów, że widział Karinę w tramwaju jadącym w stronę Wyścigów Konnych, przy Pl. Unii Lubelskiej. Nie widział osoby, z którą była dziewczynka, ale był absolutnie przekonany, że dziewczynką z tramwaju była Karina. Kolejny sygnał – Karina była widziana niedaleko Dworca Wileńskiego, była z mężczyzną, do którego naprzemiennie zwracała się „tato” bądź „wujku”. Takich sygnałów było na przestrzeni lat dużo. Każdy był sprawdzany.
Gdzie w momencie wykonywania egzekucji była dziewczynka? Schowała się pod łóżkiem, za zasłoną? Czy siedmioletnie dziecko jest w stanie przeżyć śmierć najbliższych, a następnie siedzieć jak trusia całą noc? Jak zeznał wujek dziewczynki: „Karina jest bardzo inteligentna i sądzę, że ona bardzo dużo wie na temat życia Anny oraz jej znajomych”.
Czy żyje? Czy „Święty”, który jest poszukiwany przez policję w sprawie o oszustwo, nadal ją chroni? Czy jest przetrzymywana, ukrywana, zmieniła tożsamość? Lista pytań jest długa i nie znalazła, póki co, odpowiedzi.
W 2008 roku zamknięto rozdział pt. „gang mokotowski”, większość jego bossów siedzi za kratami. „Dax” dostał 15 lat, „Farbowany” 12.  Świadkowie koronni w sprawie gangu mogą mieć wiedzę na temat miejsca ukrycia Mikołajczyka i Kariny. Jak również o  zabójcy jej matki.

Policja nadal szuka

Policjanci z Wydziału Kryminalnego na Mokotowie nadal poszukują zaginionej Kariny Anny Surmacz od 2003 roku. Kiedy ślad po niej zaginął, dziewczynka miała 7 lat. Prowadzący poszukiwania dysponują zdjęciami Karinki sporządzonymi tuż przed zaginięciem, a także fotografią dziewczynki po przeprowadzonych badaniach antroposkopijnych (czyli wykonaniu wizerunku postarzającego dziewczynkę tak, jak może wyglądać dziś).
Na podstawie zdjęć, jakie przekazała zgłaszająca zaginięcie ciotka, Centralne Laboratorium Kryminalistyczne Komendy Głównej Policji przeprowadziło szczegółowe badania z zakresu progresji wiekowej. Praca eksperta pozwoliła na opracowanie obecnego wizerunku Kariny. Niewykluczone jest, że odbiega on nieco od rzeczywistego. Zmianie przede wszystkim mogło ulec uczesanie i kolor włosów zaginionej. Dziewczyna miałaby teraz 18 lat.
W 2003 roku, czyli gdy ruszyło śledztwo, dziewczynka mierzyła około 140 cm wzrostu, miała długie włosy do ramion koloru ciemny blond, bladą cerę, brązowe oczy. Jak wynika z dotychczasowych ustaleń policjantów, dziecko mogło być świadkiem zabójstwa własnej matki i jej znajomego.
Kolejne ustalenia kryminalnych z Mokotowa pozwalają przypuszczać, że Karina nie opuściła domu sama. Najprawdopodobniej do niedawna jeszcze przebywała z przyjacielem swojej matki, 38-letnim dzisiaj mężczyzną. Ten jednak ukrywa się przed organami ścigania. Jest poszukiwany przez policję m.in. listem gończym. Nie jest wykluczone, że od kilku lat posługuje się fałszywymi danymi i porusza się po terenie całego kraju.
– W tej sprawie wszczęte zostały poszukiwania międzynarodowe, wielokrotnie też zwracaliśmy się z apelem do mediów o publikację wizerunku zaginionej – wyjaśnia  kom. Andrzej Browarek – rzecznik Komendy Stołecznej Policji.
Gabriela Jatkowska
fot. archiwum Policji

Zobacz również: