Zazdrość i alkohol, to niebezpieczna mieszanka. Jedno i drugie potrafi odebrać rozum. Czasami takie połączenie może przynieść też śmiertelne skutki. Tak jak w przypadku zdarzenia, które miało miejsce w Rybniku.

W mieszkaniu 45-letniej Marioli R. przy ul. Morcinka w Rybniku, we wtorkowy wieczór 9 lutego było bardzo wesoło: – Dochodziły stamtąd jakieś krzyki, śmiechy. A potem zapanowała zupełna cisza, i nagle wybuchł ten pożar – opowiada mi jedna z sąsiadek.
Mieszkańcy tego czteropiętrowego bloku nie mogą jednak  specjalnie uskarżać się na Mariolę R.:  – Jak u każdego, raz jest głośno w jej mieszkaniu, raz cicho.
Mówią, że z Marioli R. to fajna babka. Najgorzej jednak, gdy sobie popiła:  – Za kołnierz nie wylewa. I lepiej do niej wówczas nie podchodzić, bo małpiego rozumu dostaje i jest agresywna. Jakby jakiś demon w nią wstępował.
Takiego zachowania Marioli nie lubił 41-letni Jarosław H., jej nowy narzeczony, z którym mieszkała już od ponad roku. Denerwował się wtedy, gdy tak piła i zachowywała się mało odpowiedzialnie.
Jarosław H. miał dwójkę własnych, kilkunastoletnich dzieci: – Jarosław pomagał Marioli, jak tylko mógł – opowiadają sąsiadki – A jak coś nie wychodziło w domu, to wtedy dochodziło tam do awantur.

Kłótnia kochanków

Jarosław był bardzo zazdrosny o Mariolę. Tak twierdzą mieszkańcy bloku. Wystarczyło, żeby ktoś na nią tylko dłużej popatrzył: – Bzika dostawał na jej punkcie.
W tamten wieczór, gdy zbliżała się godzina 22 sąsiedzi poczuli dym w mieszkaniach, a na klatce schodowej usłyszeli rozpaczliwy krzyk mężczyzny.
– Ktoś potwornie wrzeszczał i walił pięściami w drzwi do naszego mieszkania, wołając o pomoc – zeznawała w rybnickiej prokuraturze sąsiadka Marioli R. – Wyjrzałam przez wizjer i zobaczyłam płonącego mężczyznę!
Był to 37-letni Łukasz W.
Kobieta krzyknęła przerażona i zawołała męża, który również spojrzał przez wizjer i natychmiast otworzył drzwi, ruszył mężczyźnie z pomocą, próbując ugasić ogień na jego ciele. Na korytarz wybiegli z pomocą także inni mieszkańcy.  Wokół było pełno gryzącego, sinego, uderzającego w twarz, piekącego w oczy dymu. Natychmiast wezwano straż pożarną i policję.
Z otwartych drzwi mieszkania Marioli R. ogień wydostawał się już na klatkę schodową.  Dramat rozgrywał się w sekundach: – Ogień rozprzestrzeniał się – opowiadają ludzie.
Zbiegano na podwórze. Na dwór wybiegła również poparzona Mariola R. oraz Jarosław H., podpierający najbardziej poszkodowanego – Łukasza W. Sąsiad zdołał już ugasić na nim płomienie. Prawie wszyscy mieszkańcy byli podtruci tlenkiem węgla. Nadjechało pogotowie i straż pożarna. Ugaszono pożar, udzielono pierwszej pomocy medycznej.
– Do podpalenia mieszkania przyznał się konkubent Marioli R., Jarosław H – mówi sierżant Anna Karkoszka, rzecznik prasowy rybnickiej policji.
Tamtego feralnego wtorkowego popołudnia Mariola R. z Jarosławem H. postanowili pobyć w domu sami. Pili we dwoje. Jarosław przyniósł wódkę. Mariola też dołożyła swoje z barku. Rozmawiali,  i rozmowa zeszła na temat, że za dużo mężczyzn kręci się wokół Marioli. Takie zarzuty miał Jarosław. Na co ona mu odpowiedziała, że nie jest ich więcej, niż wtedy, gdy się poznali przed  rokiem. I wtedy ten fakt mu nie przeszkadzał. On zaprzeczał, ona obstawała przy swoim. Temperatura dyskusji – dotyczącej wierności Marioli R. – wzrastała z każdą minutą.  Jak to zwykle jest, gdy zazdrosny mężczyzna podejrzewa swą ukochaną o najgorsze.
Pili przy tym coraz więcej. Czego już dłużej nie mógł znieść Jarosław H., spoglądając z niechęcią,  jak jego narzeczona upija się coraz bardziej. Pomimo że sam lubił wypić, nie przepadał za tym, gdy tyle samo wlewała w siebie Mariola. Jednak ona chciała pić dalej. A Jarka już miała dość. Piła ze złości, że z niego taki zazdrośnik, że ciągle robi jej wyrzuty. W końcu kazała mu się wynosić do drugiego pokoju. Zatem wyszedł obrażony, i pił już sam. W tym drugim pokoju. Ona też piła, coraz więcej. Ale nie chciała w samotności opróżniać butelki. Postanowiła, że znajdzie sobie kompana do picia. Jak postanowiła, tak uczyniła.
– Przypomniała sobie o swym byłym narzeczonym Łukaszu W., i zadzwoniła do niego, aby przyszedł i pił razem z nią – dodaje rzecznik prasowy rybnickiej policji.
Nie wiadomo dokładnie, kiedy przyszedł Łukasz W. W każdym razie drzwi otworzyła mu Mariola i bardzo się z powodu jego przybycia ucieszyła.

Żywa pochodnia

Zapewne przez zamknięte drzwi drugiego pokoju Jarosław także słyszał, jak do mieszkania wchodził Łukasz. Często odwiedzał Mariolę  z powodu ich  kilkuletniej córeczki, którą urodziła się, gdy byli jeszcze razem. Byli ze sobą dziesięć lat, aż do momentu, gdy ponad rok temu Mariola wyrzuciła Łukasza z mieszkania.
Jarosław nigdy nie krył przed Mariolą, że jest zazdrosny z powodu jej byłego.
Jarosław nie wyszedł ze swojego pokoju przywitać się z Łukaszem. Odczekał, aż za ścianą zrobiło się cicho, i wówczas poszedł zobaczyć, co robi jego ukochana.
Co ujrzał, tego można się jedynie domyślać.
Mariola nie chciała się przyznać, co działo się w jej pokoju, gdy wszedł tam Jarosław. Nie chciał o tym rozmawiać również on.
W każdym razie, nie zastanawiając się długo, mężczyzna pobiegł do łazienki, chwycił stojącą na półce butelkę denaturatu. Oblał nim znajdującą się  na tapczanie parę i podpalił zapalniczką. Ogień, w mgnieniu oka ogarnął Łukasza W. i rozszedł się po całym pokoju. Mariola R. zdołała uskoczyć, choć płomienie i ją dosięgły. Z krzykiem rzuciła się do ucieczki. Łukasz W. poderwał się również. Wyglądał, jak żywa pochodnia.
Gdyby nie szybka interwencja straży pożarnej, ogień objąłby cały budynek: – Spłonęło część dużego pokoju, dywan w nim, część mebli i przedpokój – informuje mł. bryg. Bogusław Łabędzki, rzecznik prasowy Komendy Miejskiej Straży Pożarnej w Rybniku.
Opamiętanie u Jarosława H. przyszło po czasie. Wprawdzie potem starał się jakoś ratować Łukasza W., lecz na ratunek było już za późno.
– Łukasz W. doznał poparzeń II i III stopnia – informuje Rafał Łazarczyk, zastępca Prokuratora Rejonowego w Rybniku – Poparzonych miał 60 procent dróg oddechowych, miał również niewydolność wielonarządową. Zmarł następnego dnia, po przywiezieniu do Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich.
Kilkuletnia córka Marioli i Łukasza przebywała wówczas u dziadków, i w trakcie tragedii nie było jej w mieszkaniu. Mariola R. dochodzi do siebie w siemianowickim Centrum, a nieznacznie poparzony sprawca pożaru – Jarosław H., odpowie przed sądem za śmierć Łukasza W.

Roman Roessler

Zobacz również: