Koniec z wchodzeniem do Sejmu w trampkach T-shirtach! Panowie w marynarkach, panie w stonowanych kolorach – tak mają się ubierać dziennikarze pracujący w Sejmie.

To co czeka dziennikarzy, dotyczy od kilku lat pracowników Kancelarii Sejmu. Nie wolno im nosić m.in. butów sportowych, klapek, spodni sportowych, sukienek plażowych, ubrań na ramiączkach, ubrań z materiałów przezroczystych i odzieży z reklamami. Co ciekawe, pracownice Sejmu otrzymają ubrania szyte na miarę. Są ładne i drogie, wykonane z włoskich materiałów. Rachunek za jedną z dostaw opiewał na ponad 200 tysięcy złotych. Wszystko finansuje Sejm, czyli my – podatnicy.

W przypadku dziennikarzy jednak tak dobrze nie będzie. Sami będą musieli zadbać o swój przyodziewek. Bo inaczej ich do parlamentu nie wpuszczą. Wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki potwierdza: – Taki pomysł jest rozważany. Dyskutowaliśmy o tym podczas posiedzenia prezydium. Sytuacja, że można przyjść w majtkach do Sejmu z kamerą, jest wyjątkowa. Jakieś minimum regulacji powinno istnieć.

Ta zapowiedź wzburzyła obrońców przepoconych podkoszulek: „Najlepiej niech Terlecki zarządzi mundurki, tak jak kiedyś w Chinach!”. Twierdzą przy tym, że to narusza ich demokratyczne prawa do stylizacji na kloszarda lub uczestnika grzybobrania.

Zabawne, ale podobne zasady obowiązują w całym demokratycznym zachodnim świecie, na który tak ochoczo powołują się przy innych okazjach zwolennicy niedbałości ubioru. Regulują to m.in. parlamenty włoski i brytyjski, Parlament Europejski czy Kongres Stanów Zjednoczonych.

Są sytuacje i miejsca, gdy należy się odpowiednio prezentować, choćby z szacunku do powagi miejsca i osób w nim przebywających. Dlatego do teatru nie biega się w dresach, na uczelniane egzaminy w klapkach, do kościołów w strojach kąpielowych, a na rozmowy kwalifikacyjne w koszulkach z nadrukiem „Pier.olę, nie robię”.

To nie kwestia zakazów, czy nakazów, ale kultury osobistej, której niestety wielu dziennikarzom brakuje. Tak jak dziennikarzowi TVN24, który swego czasu nie został wpuszczony na teren Watykanu, podczas spotkania prezydenta Andrzeja Dudy z papieżem Franciszkiem. Gdyż był w jeansach.

W jednej z redakcji, w której pracowałem przed laty, wisiała w szafie dyżurna marynarka i krawat. Na wypadek, gdyby ktoś akurat nie miał własnych, a musiał udać się na jakąś oficjalną uroczystość.

Krawat zawsze lepiej mieć pod ręką. Wiadomo nie od dziś, że klient w krawacie jest mniej awanturujący. Nigdy też nie wiadomo, czy się nam nie przyda. Nawet w najmniej spodziewanych okolicznościach.

Idzie przez pustynię wyczerpany z pragnienia wędrowiec. Strasznie pić mu się chce. Nagle widzi, że z daleka ktoś się zbliża w jego kierunku. Pyta więc nadchodzącego mężczyznę: – Panie, masz pan wody?

– Nie, mam tylko krawaty.

– A na co mi krawat, kiedy pić mi się chce.

Idzie dalej. Już z nim coraz gorzej, nagle patrzy na horyzoncie widać oazę. Resztkami sił doczołgał się do niej. Przy wejściu do tej oazy stoi mężczyzna. Wędrowiec pyta go: – Panie pić mi się strasznie chce, czy mogę wejść?

– Przepraszam bardzo, ale nie. Bez krawata nie wpuszczamy.

Leo

Zobacz również: