40-letniego Pawła D. „sprzedała” policji osoba, której kiedyś zrobił dużą krzywdę. Gdyby nie ona może cały czas byłby jeszcze na wolności. Po tym, jak w biały dzień napadł na bar w Wielkim Rychnowie, niedaleko Golubia Dobrzynia w województwie kujawsko-pomorskim. Barmankę zwabił do toalety. Popełnił to przestępstwo, gdy był na warunkowym zwolnieniu z więzienia.

To był zimny lutowy dzień tego roku. Tuż przed godziną 13 w barze „Oli-Bar” w Wielkim Rychnowie klientów jeszcze nie było. Nie tylko dlatego, że pora na piwko lub coś mocniejszego była zbyt wczesna. Po prostu, trzynasta to dopiero godzina otwarcia lokalu, ale barmanka przychodziła zawsze trochę wcześniej i drzwi do środka już nie zamykała na klucz.

Paweł D. był pierwszym klientem i jedynym o tej porze. Lokal do pracy przygotowywała 38-letnia Wioletta. Nikogo więcej tam nie było.

Zjadłby coś ciepłego

– Potem Wioletta opowiadała mi, że jak wszedł, to powiedział, że by zjadł coś ciepłego, bo dzisiaj na dworze straszny ziąb – mówiła kilka dni po napadzie właścicielka „Oli-Baru”. – Wioletta zaproponowała, że odgrzeje flaki i on się zgodził. Zapłacił i poszedł do toalety.

To z niej mężczyzna zaczął krzyczeć, że coś tu cieknie, że chyba kanalizacja wybija, czy coś innego się dzieje. I barmanka musi przyjść to zobaczyć.

– To był bardzo wiarygodny pretekst, ponieważ takie awarie nam się zdarzały – dodaje właścicielka Oli-Baru. – Dlatego uważam, że ten napad nie był taki przypadkowy. On musiał wiedzieć o tych awariach i o tym, że ta barmanka miała w zwyczaju przychodzić szybciej do pracy i nie zamykać już przed 13 drzwi wejściowych od wewnątrz. Może byliśmy obserwowani, albo on był tu już kiedyś lub kogoś o nas wypytywał.

Kiedy barmanka przyszła do toalety na wezwanie klienta dostała czymś w głowę. Przytomność straciła tylko na chwilę, bo potem pamiętała, jak leżała z bólem głowy, a ten facet stał nad nią. Był owinięty w pasie drutem. Zdjął go i związał jej ręce. Powiedział wtedy, że będzie bolało, ale musi to zrobić, żeby mu nie uciekła. 38-latka prosiła też wtedy, aby nic jej nie robił, bo ma dzieci. A on mówił, że ma siedzieć cicho 15 minut i będzie koniec.

Potem napastnik sprawdził, czy nie ma przy sobie komórki. Założył jej czapkę na oczy i wyszedł z toalety. Zamknął też drzwi wejściowe do lokalu na klucz.

Gdy plądrował lokal, do jego drzwi zapukały dwie osoby. Pierwszą był dostawca, a po chwili do środka próbował wejść jeden z wczorajszych klientów, który chciał tu szukał zagubionej czapki.

– Napastnik miał sporo zimnej krwi. Obu powiedział, że mają przyjść później, bo w lokalu jest awaria – mówi jedna z osób związanych z postępowaniem w tej sprawie. – I oni rzeczywiście odeszli.

Po tych niezapowiedzianych wizytach napastnikowi zaczęło się spieszyć. Włamał się do kasetki i automatów do gry. Zabrał  w sumie kilka tysięcy złotych. Bandyta schował łup do sportowej torby. Poszedł do zaparkowanego około 150 metrów od lokalu seledynowego forda focusa. Śledczy nie mają wątpliwości, że w aucie czekał wspólnik. Odjechali w stronę Torunia.

W końcu do lokalu zaczęli przychodzić pierwsi klienci. To ono natknęli się na skrępowaną barmankę, której już częściowo udało się wyswobodzić z więzów.

Twarz w obiektywie

Pierwsze co zainteresowało wezwanych policjantów to była zniszczona kamera monitoringu. Ale nim napastnik ją skutecznie uszkodził, nagrała się jego twarz patrzącą prosto w obiektyw. I ten wizerunek opublikowany został w mediach z pytaniem, czy ktoś rozpoznaje bandytę.

Na efekty komunikatu policji nie trzeba było długo czekać. Już po kilku dniach wiadomo było, że sprawca napadu jest 40-letni Paweł D. pochodzący z Brodnicy. Policji „sprzedała” go bez skrupułów osoba, której wyrządził kiedyś wielką krzywdę.

– Nie ukrywała, że to jest jej zemsta za zło, które spotkało ją ze strony Pawła D.  – dodaje nasz informator. – I ta osoba czekała na nią przez wiele lat.

Choć wiemy kim prawdopodobnie była ta osoba, nie podajemy więcej szczegółów ze względu na jej bezpieczeństwo.

Pochodzący z Brodnicy Paweł D. ma długą kartę karną. Same informacje o miejscach, w których odbywał kary, czyli aresztach i więzieniach między innymi w Sztumie, Gdańsku, Toruniu, Bydgoszczy, Inowrocławiu, zajmują trzy strony kartek formatu A 4.

Prokuratura w Brodnicy pierwszy raz oskarżyła Pawła D., gdy skończył 18 lat. Postawiła mu wtedy zarzut kradzieży z włamaniem. Potem były kolejne przestępstwa. Najgroźniejszych jednak, czyli rozbojów z niebezpiecznym narzędziem, dopuścił się już poza rodzinnym miastem. Udowodniono mu trzy takie przestępstwa.

Bo spełniał warunki

Ostatni jego wyrok to 7 lat pozbawienia wolności. Odsiadywał go ostatnio w Zakładzie Karnym w Inowrocławiu, z którego został zwolniony 22 stycznia 2016 roku, a więc kilka tygodni przed napadem w Rychnowie. Wyszedł z więzienia w związku z uzyskaniem warunkowego przedterminowego zwolnienia. Postanowienie takie wydał Sąd Okręgowy w Bydgoszczy. Dlaczego?

– Ponieważ spełniał wszelkie warunki ustawowe do warunkowego zwolnienia – odpowiadał potem krótko dziennikarzom Włodzimierz Hilla, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Bydgoszczy.

Kiedy już wiadomo było kim jest podejrzany, rozesłano za nim list gończy. Do pracy przystąpili też funkcjonariusze z grupy do poszukiwać celowych Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy. Po dwóch tygodniach ich pracy Paweł D. został zatrzymany w Płocku, gdzie ukrywał się w jednym z mieszkań.

– Mężczyzna nie krył zaskoczenia, ale nie stawiał oporu – mówi Maciej Daszkiewicz z Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy. – Nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień. Dodatkowo znaleziony przy nim niewielką ilość narkotyków.

Zgodnie z kodeksem karnym za rozbój grozi mu kara do 12 lat więzienia. Do tego dochodzi jeszcze odsiedzenia dalszej części zawieszonego wyroku i złamanie zasad w warunkowego wyjścia na wolność. Ale przede wszystkim po tym co się wydarzyło w Wielkim Rychnowie, żaden z sędziów nie ma już wątpliwości, że kolejnego warunkowego zwolnienia z więzienia Paweł D. nie otrzyma. Na razie został kolejny raz tymczasowo aresztowany.

rychnowoWaldemar Piórkowski

Zobacz również: