Był 30 marca 2011 roku. Tomasz T. wraz ze znajomym swojego ojca, Waldemarem M., podjechali pod warsztat samochodowy na warszawskim Targówku. Tomasz T. parę tygodni wcześniej naprawiał tu silnik w swoim eleganckim saabie, jednak nie był zadowolony z usługi. Kosztowało go to życie.

 – Stała się straszna tragedia – powtarzał jak w amoku kilkanaście minut potem mechanik Dariusz D. – Chyba zabiłem tego mafiosa z Wołomina – wykrztusił. Zdążył jeszcze poinstruować swoją konkubinę: – Kieruj się na Adama. Po czym się rozłączył. Ewa N. natychmiast udała się do swojego brata, Adama B.

 Trafiła kosa na kamień

 Gdy podjechali pod warsztat, Tomasz T. natychmiast skierował się do Dariusza D. informując go o swoim zastrzeżeniach. Usługa według niego została źle wykonana a zapłata: 800 złotych, której dokonał parę tygodni wcześniej przy odbiorze samochodu, jest według niego wystarczająca. Stanowczo stwierdził, że nie ma zamiaru dopłacać brakujących 500 złotych, których od początku domagał się mechanik.

Była to kontynuacja zatargu z krnąbrnym klientem z końca lutego 2011 roku.

–  Byłem świadkiem kłótni klienta z tatą – zeznał Łukasz, 16-letni syn Dariusza D. Według jego relacji, 32-letni, dobrze ubrany i wysportowany mężczyzna miał na parę tygodni przed 30 marca wyzywać mechanika od „ciemniaków” i grozić, że „wróci  tu z kolegami”. Konkubina Darka D., matka chłopca dodaje, że słyszała jak awanturujący się mężczyzna (był to Tomasz T.) krzyczał do Darka:  – Nie wiesz z kim zadzierasz! – i  podkreślał, że jest z mafii wołomińskiej i jak chłopaki przyjadą, to Darek „będzie zębami zbierał asfalt”.

Tomasz T. w dniu odbioru samochodu nie był przygotowany na sumę 1300 złotych, jakiej wówczas domagał się za naprawę Dariusz D., który nie chciał klientowi wydać auta. Sytuację załagodził Waldemar M., który telefonicznie poręczył za Tomasza i obiecał zwrot brakujących 500 złotych w najbliższych dniach. Tomasz nie miał jednak zamiaru odpuścić i feralnego dnia wziął wuja, aby ten ponownie załatwił sprawę z naprzykrzającym się mechanikiem.

Z zeznań świadków wynika, że ostra wymiana zdań 30 marca 2011 roku trwała około 30 minut. Siedzący na miejscu pasażera Waldemar M., relacjonuje: – Pierwszy raz w życiu widziałem człowieka tak zdenerwowanego, jak w jakimś amoku! Miał pianę na ustach!

Nie bez winy miał być też Tomasz T., który według wujka: – Zaczął się bardzo źle zachowywać, nawet zwróciłem mu uwagę, że to niestosowne zachowanie. Padały wyzwiska w stronę Darka, Tomek mówił o źle wykonanej naprawie, że za nią nie zapłaci.

Tomasz T. po słownej ekwilibrystyce z popularną k…w roli głównej, uznał sprawę za zamkniętą a dług za anulowany. Najwyraźniej innego zdania był Dariusz D. Gdy tylko Tomek wraz z Waldemarem uruchomili saaba i zaczęli odjeżdżać, Darek postanowił im to uniemożliwić i zablokował wyjazd swoim volvo.

– Weź ku.. odjedź tym je… trupem! – miał złościć się Tomasz T. Waldek uznał, że awantura zaszła już za daleko i o pomoc postanowił poprosić Ryśka, od którego Dariusz D. wynajmował nieruchomość pod warsztat. Udał się zatem w kierunku jego domu.

Od tego momentu wypadki potoczyły się błyskawicznie. Dariusz D. z bagażnika swojego samochodu wyjął pistolet i schował go pod kurtką. Następnie dopadł Tomasza T. Zaczął się z nim szarpać, rozdarł mu koszulę, guziki porozsypywały się na ziemi. Chwilę potem nastąpiła seria strzałów. Okoliczni świadkowie – 3 pracowników warsztatu oraz pracownice sąsiadującego z autonaprawą przedszkola – wspominali, że słyszeli bądź widzieli, jak Dariusz D. oddał od 3 do 10 strzałów. Miał początkowo celować w nogi, jednak seria pocisków utknęła zarówno w głowie, tułowiu, jak i w rękach oraz nogach. W ciele Tomasza T. odnaleziono 17 ran postrzałowych. Cztery strzały dosięgły głowy.

Świadkowie zdarzenia, na oczach których rozegrał się ten dramat, zgodnie potwierdzają, że do awantur i ostrej wymiany zdań dochodziło tutaj często.

 – Właściciel warsztatu jest osobą porywczą, często krzyczy, takie kłótnie mają miejsce dość często – zeznała w trakcie pierwszych przesłuchań przedszkolanka Katarzyna H.Darek nie był spokojnym człowiekiem, gdy coś nie było zrobione po jego myśli, to się bardzo denerwował – uzupełnił tę opinię Arek B., lakiernik. Zatargi z klientami dotyczyły głównie kwestii finansowych. – Nigdy wcześniej jednak nie słyszałem, aby Darek tak się zachowywał. Jego zachowanie określiłbym jako szał, amok. Obaj mężczyźni zachowywali się zresztą podobnie – dodał.

Nikt jednak nigdy u Dariusza nie widział broni. Tomasz T. także był postrzegany jako zapalczywy i porywczy, acz elegancki mężczyzna.

 Z trupem na siedzeniu

 Po oddaniu kilkunastu strzałów, Dariusz D. wrzucił na tylne siedzenie saaba ciało Tomasza T. W kierunku swojego pracownika Marcina B. rzucił kluczyki i kazał, aby ten przestawił torujące drogę volvo. Następnie siadł za kierownicą saaba i z piskiem opon odjechał. Pracownicy warsztatu postanowili natychmiast uciec z miejsca zdarzenia. Dlaczego nie interweniowali?

Myśleliśmy, że dojdzie między nimi do bójki i  wtedy ich rozdzielimy. Po strzałach nie mogłem uwierzyć w to, co się stało – relacjonował mechanik, Mariusz B. – Zamurowało mnie.

Policja o zabójstwie została poinformowana przez przedszkolanki, które także obserwowały zajście. Dariusz D. w tym czasie pędził przez Warszawę – z trupem na tylnym siedzeniu – w kierunku działek w Zalesiu, w powiecie mińskim.

Około 19:00 po bramę działek podjechała Ewa N., konkubina Dariusza D. Formalnie ogródek działkowy należy do jej brata, Adama B. W związku z tym, że Dariusza nie było u niego w mieszkaniu, wywnioskowała, że polecenie konkubenta: „kieruj się na Adama” – było wskazówką, że znajdzie go na terenie działek. Ewa w tę wieczorną eskapadę nie wybrała się sama – towarzyszył jej syn Łukasz, jego dziewczyna Magda, Adam B. oraz kolega młodszego syna Ewy. Kiedy podjechali pod bramę, dostrzegli czarnego saaba, a w zaroślach z latarką w ręku czekał Dariusz D. Przekazał Ewie 1900 złotych, które miał przy sobie, oraz nakazał jej powrót następnego dnia z laptopem, aby mógł dokonać przelewu reszty pieniędzy na jej konto. Ewa nie poinformowała policji o tym spotkaniu, za co ma postawiony zarzut pomagania sprawcy zabójstwa i zacierania śladów.

Następnego dnia Dariusz D. nadal działa jak w amoku. Na parkingu pod supermarketem w Sulejówku pozostawia saaba, w bagażniku którego zostawił zwłoki Tomasza T. Potem jedzie w kierunku Grochowa, odwiedza swoją dawną koleżankę Beatę W. Je u niej obiad, ogląda kanały informacyjne, ładuje telefon, zmienia skarpetki. Policja w niedługim czasie odnajduje zwłoki zamordowanego, wysyła za Dariuszem D. list gończy, publikuje jego wizerunek. Mimo to Dariuszowi udaje się przetrwać w Warszawie jakieś dwa miesiące, aby następnie dać nogę do Wielkiej Brytanii, w której to mieszka i pracuje przez kolejne dwa lata. Ewa w tym czasie kontaktuje się z nim sporadycznie – z jednej strony jeśli tylko może, prosi go, by ten zgłosił się na policję. Jednocześnie chwali się znajomym, że Darek skutecznie się ukrył.

Przez kilka lat był na policyjnej liście TOP poszukiwanych, jako jeden z najgroźniejszych polskich przestępców.

Bezradny i wylękniony

W końcu policja odnajduje broń – została schowana na terenie działek w Zalesiu w psiej budzie.  Okazuje się, że nie jest to zwykły pistolet, ale broń maszynowa jednodziałowa, wzorowana kształtem na pistolecie maszynowym Ingram, z celownikiem laserowym. Skąd u zwykłego mechanika taka broń?

Po zatrzymaniu 51-letniego Dariusza D. – pod koniec stycznia 2013 roku, a następnie ekstradycji do kraju (marzec 2014) – śledczy poznają jego wersję wydarzeń. Mechanik – zabójca twierdzi, że przez 3 lata – aż do pamiętnego 30 marca 2011 roku – był przez Tomasza T. oraz jego wspólników zastraszany. Rzekomo w tym czasie musiał regularnie płacić haracz w wysokości 2500 złotych. W dniu zabójstwa Tomasz T. także miał przyjechać po swoją dolę, w dodatku nie chciał od niej odliczyć tych nieszczęsnych 500 złotych. Jak twierdził mechanik, niejednokrotnie się zdarzało, że Tomasz oraz jego koledzy drobne naprawy swoich samochodów wykonywali za darmo. Jednak sytuacja z saabem i brak należnej opłaty, przelała szalę goryczy – tak bronił się Dariusz D.

W trakcie wyjaśnień wyznał: Byłem w jakimś takim stanie, że strzeliłem tyle razy, byłem zdenerwowany, nie panowałem nad sobą. Skąd wziął broń? Dariusz D. tłumaczył śledczym, że tuż po naprawie saaba – kiedy auto nie było jeszcze rozliczone – Tomasz T. wstawił do warsztatu  kolejne – tym razem mercedesa. To w jego bagażniku Dariusz D. ponoć znalazł karabin wraz z amunicją, który postanowił zatrzymać,  aby móc się bronić przed Tomaszem T. i jego kolegami o szerokich karkach.

Wersja z mercedesem, ani też opowieści o ściąganiu haraczu, nie znajdują potwierdzenia w zeznaniach świadków. Pracownicy widzieli Tomasza T. kilkakrotnie przed dniem zabójstwa, ale na pewno nie bywał on w warsztacie przy Jórskiego na 3 lata przed zdarzeniem. Ewa N. – od 2012 roku nosząca nazwisko T. (wyszła za mąż za mężczyznę odbywającego przerwę w karze, kiedy Dariusz D. ukrywał się w Anglii) – także nie potwierdza wersji byłego już partnera. Nigdy nie słyszała, ani nie widziała, by ktoś przyjeżdżał po haracz, choć faktycznie słyszała, jak Tomasz T. powoływał się na relacje z mafią wołomińską. Dariusz D. twierdzi, że to dlatego, iż nikomu nie zwierzał się ze swoich problemów, a jedyną osobą poinformowaną o haraczu był dawny kolega z Technikum Łączności w Warszawie, do którego razem chodzili – były policjant Alfred J. Jednak także on nie wsparł wersji Dariusza D. – nigdy nie słyszał o problemach kolegi. Sam Darek zaś jego zdaniem: – Sprawiał wrażenie człowieka oderwanego od rzeczywistego życia, niepotrafiącego załatwić codziennych spraw.

 Co do broni, prokuratura nie ustaliła, skąd pochodziła:  – W toku śledztwa nie zdołano wyjaśnić, skąd podejrzany miał broń palną. Wyjaśnienia podejrzanego również nie dały odpowiedzi na to pytanie. Broń została zabezpieczona i obecnie jest w dyspozycji Sądu – przekazała nam informację Renata Mazur, rzecznik prokuratury okręgowej Warszawa-Praga.

Z opinii psychologicznej i psychiatrycznej wynika, że Dariusz D. ma naturę neurotyczną, bardzo słabe mniemanie o sobie, ma słabą tolerancję wobec sytuacji stresowych. Cechuje go skłonność do niepokoju, bezradności, przygnębienia, poczucia winy. Badanie ustaliło ponadto organiczne uszkodzenie ośrodkowego układu nerwowego, co może być przyczyną odczuwania silnych emocji, płaczliwości, a co ważniejsze – które mogło być podłożem takiego zachowania.

 Z zeznań byłej konkubiny Dariusza D. wynika, że Darek był osobą spokojną, nigdy nie podniósł na nią ręki, nie wie dlaczego zabił człowieka. Nigdy nie pił alkoholu ani nawet kawy, nie palił papierosów.

Dariusz D. od razu przyznał się do zabójstwa oraz nielegalnego posiadania broni maszynowej wraz z amunicją – takie ma dziś postawione zarzuty (akt oskarżenia sporządzono 20 października u.br.), które będą przedmiotem pierwszej rozprawy już 11 lutego w praskim Sądzie Okręgowym w Warszawie. W akcie oskarżenia przeczytać możemy, że: „nawet jeśli początkowo nie chciał zabić a tylko zastraszyć, to nie wyklucza to ustalenia, że później pojawił się u niego bezpośredni zamiar zabójstwa”.

 Prokurator nie omieszka zapewne podkreślić niskiej kwoty, która była motywem zabójstwa. Ustalono, że Dariusz D. zabrał ponadto swojej ofierze drogi zegarek, pieniądze – które później przekazał konkubinie (1900 zł) oraz obrączkę ślubną Tomasza T. Jednak do tych zarzutów mechanik – zabójca uparcie się nie przyznaje. Kradzież tych przedmiotów została wyłączona do odrębnego postępowania.

Sąd natomiast będzie musiał odpowiedzieć na kilka nurtujących pytań – skąd u Dariusza wzięła się tak profesjonalna broń oraz na ile zdiagnozowane uszkodzenia neurologiczne są odpowiedzialne za zbrodnię, u podstaw której leży dług w wysokości 500 zł.

Gabriela Jatkowska

 

Zobacz również: