Joanna Tutghushyan – mama tragicznie zmarłej Anaid opowiada Marcie Bilskiej o swoim prywatnym śledztwie, oraz o tym, jak dała radę przetrwać ten rok od śmierci córki.
Jaki to był rok? Jak Pani dała radę przez to wszystko przejść?
Było bardzo ciężko i dalej jest ciężko. Nie wiem, czy kiedykolwiek będzie lepiej. Pomogła mi rodzina, przyjaciele, partner. Oni są przy mnie cały czas. Bardzo mi pomaga obecność Kamili – mojej starszej córki. Jest dorosła, ale mieszkamy razem i to jest ważne, że jest obok. Jakby nie ona, to nie wiem, co by ze mną się stało. Jak jej czasami nie ma, bo na przykład pojedzie gdzieś do rodziny, to bardzo mi jej brakuje.

Trzyma Panią świadomość, że musi pani walczyć o prawdę?
Szczególnie na początku pomagało mi to, że muszę działać. Teraz coraz częściej dopada mnie niemoc. Powinnam jeszcze próbować zrobić pewne rzeczy, czegoś dopilnować, ale już czasami nie mogę, bo nie mam siły. Były lepsze i gorsze chwile. Na początku trzymała mnie ta sprawa. Żyłam cały czas Internetem, cały czas z kimś rozmawiałam, pisałam, komuś trzeba było odpisać, kogoś o coś zapytać. Nawet partner i Kamila suszyli mi głowę, że za dużo siedzę w telefonie i w Internecie, że bez przerwy sprawdzam, czy ktoś odpisał i sama ciągle do kogoś pisałam. Ja tym żyłam. Teraz jest już tak, że są lepsze i gorsze chwile. Staram się czymś zająć, bo jak nie mam zajęcia, to jest okropnie i wszystko wraca. Jest powiedzmy dwa, czy trzy dni normalnie, a później tydzień depresji. Już myślę, że może czuję się troszeczkę lepiej, a później znowu płacz i wszystko wraca. I tak w kółko od roku.

Satysfakcjonuje panią, że Krystian W.  siedzi w areszcie?
W jakiś sposób tak. To mnie bardzo satysfakcjonuje, bo został ukarany za to, co zrobił innym dziewczynom. Aczkolwiek z drugiej strony boję się, że nie odpowie za krzywdę, którą zrobił mojej córce. Bo tutaj ciężko o dowody. Są wyraźne poszlaki, ale Anaid nie może już o niczym opowiedzieć. Chciałabym, żeby za to też odpowiedział. Ja w ogóle na początku myślałam, że to będzie prostsze. Że szybko uda się udowodnić, że skrzywdził moją córkę. Były nagrania, że się z nim spotkała, powiedziała koleżance, że on ją zgwałcił itd. Zatem myślałam, że będzie można to szybko udowodnić. Ale to nie jest takie proste.

Jak to się stało, że zgłosiła się do pani pierwsza dziewczyna?

To był trochę przypadek. Gdy dowiedziałam się, że Anaid się z nim spotkała, to zaczęłam sprawdzać, co to za człowiek. Nie miałam żadnego punktu zaczepienia i napisałam po prostu na Facebooku ze złości: „Krystianie W., wiem, że skrzywdziłeś moją córkę”. I w tym momencie zgłosiły się pierwsze dziewczyny. Pytały, czy chodzi o tego Krystiana. Napisały pierwsze cztery, czy pięć – w tym właśnie te dziewczyny z domu dziecka, ze sprawy z Pucka z udziałem Krystka. Konkretnie to zgłosiła się ich koleżanka, nieco mi opowiedziała, a później ja napisałam do tych dwóch dziewczynek. Jedna odpisała szybko, a dopiero po jakimś czasie chciała też ze mną rozmawiać druga. Na początku nie była zbyt chętna. Powiedziała, że nie chce wracać do tej sprawy, bo jest to dla niej zbyt bolesne. Później jednak się otworzyła. Wtedy postanowiłam dać więcej postów. Pytałam, czy ktoś zna Krystiana W. Pisałam, że wiem, iż skrzywdził więcej dziewczyn, i prosiłam, żeby zgłaszały się do mnie. Wtedy on zaczął do mnie wypisywać, że jak coś do niego mam, to powinnam z nim pogadać, a nie wypisywać na Facebooku.

Odpisała mu pani?
Nie. Nie widziałam sensu mu odpisywać. Robiłam dalej swoje. Zaczęłam wyszukiwać dziewczyny z Wejherowa, z Gdańska, z Gdyni. Całe dnie spędzałam w Internecie. Szukałam głównie dziewczyn z długimi włosami, w wieku 14-18 lat. Już mniej więcej wiedziałam, jakie on preferował. Bardzo wiele z nich pozapraszałam do znajomych, pisałam im z jakiego powodu je zapraszam. I niektóre zaczęły mi o nim opowiadać. Po filmiku na profilu pana Zbigniewa Stonogi, na którym był wywiad ze mną, też zgłosiła się jedna z nich. Jej sprawa sprzed 5 lat została umorzona. Teraz trafiła z powrotem do prokuratury. Później zaczęły się artykuły i programy w telewizji. Dzięki temu ta lawina ruszyła i zgłaszały się kolejne i kolejne. Aż byłam w szoku, na jaką to było skalę. Na początku nie podejrzewałam, że jest ich aż tyle. Od jakiegoś czasu już się nie zgłaszają. Ostatnie napisały do mnie jakieś dwa miesiące temu.

Czy ktoś Panią straszył, albo pani groził?
Były to głównie obelgi pod postami dotyczące dziewczyn. Pisano o nich źle. O Anaid również, że pewnie włóczyła się gdzieś po nocach. Kiedy ona naprawdę nigdzie nocami nie chodziła. To było dla mnie bardzo przykre i strasznie mnie drażniło, bo wiem, co te dziewczyny przeszły, co mi pisały i jak to wszystko było. W jaki sposób on je namawiał. On był po prostu bardzo sprytny. Nie umawiał się raczej na randki, tylko oferował pracę, chciał wzbudzić zaufanie.

Czy ktoś jeszcze powinien ponieść karę?
Tak. Trzeba znaleźć osoby odpowiedzialne za to, bo Krystek nie działał sam dla siebie.

Sądzi Pani, że miał w stosunku do Anaid jakieś plany?
Myślę, że miał. Gdyby ten cały proceder nie pozostawał tak długo bez czyjegokolwiek nadzoru, to on już dawno by siedział, Anaid by żyła, a dużo dziewczyn nie zostałoby skrzywdzonych. Na pewno chciał ją w to wszystko wciągnąć, tak, jak inne dziewczyny, które mi to opisywały. Ja to wiem. Jednak to nie jest łatwe do udowodnienia, bo one boją się zeznawać. Ale to, co one piszą, to wszystko się pokrywa. Nie napisała do mnie jedna, czy dwie dziewczyny, które coś tam sobie wymyśliły. Tylko tych dziewczyn jest naprawdę mnóstwo. Był taki proceder sutenerski, i ja to po prostu wiem. Tych dziewczyn mogło być nawet ponad sto.

 Jak układa się pani praca z policją?

Bardzo różnie. Widzę, że policja działa, starają się. Ale myślę, że prokuratura trochę im utrudnia zadanie. Jakoś tak zauważyłam w paru momentach, że to prokurator ich trochę blokuje. Nie wiem, czy tak musi być, czy taka jest procedura. Ale daje się to zauważyć. Jeżeli chodzi o prokuraturę, to wygląda to trochę tak, że robią, bo muszą. Nie przykładają się za bardzo. Byle do przodu, byle to jakoś popchnąć. Też pewnie przez to, że media ich do tego sprowokowały. Gdyby nie to, to pewnie byłoby jeszcze gorzej. Zresztą najlepszym dowodem jest to, że Krystek żył tyle lat na wolności. Chociaż teraz czekają jeszcze ponoć na wyniki rozszerzonych badań biologicznych i toksykologicznych – zobaczymy, co z tego wyniknie.

 Czuje Pani, że została z tym sama? Że gdyby nie Pani, to występki Krystka nadal nie ujrzałyby światła dziennego?
Gdybym nie zaczęła szukać kontaktu z tymi dziewczynami, to pewnie tak by było. Tak naprawdę, to o tym wszystkim zadecydował przypadek. Przez ten  mój post wszystko ruszyło, bo ja nie myślałam, że tych pokrzywdzonych jest więcej. Sądziłam, że dotyczyło to tylko Anaid. Chociaż z drugiej strony, gdyby te dziewczyny się nie zgłosiły, to ja i tak sama starałabym się coś zrobić. Wymyśliłabym coś innego. Jestem pewna.

O czym świadczy bezkarność Krystka?
O znajomościach. O układach, o interesach sutenerskich, w które zamieszanych jest więcej osób. Bo przecież, jak kobieta idzie na policję i zgłasza gwałt, czy próbę gwałtu, to w normalnej sytuacji policja reaguje, a przynajmniej powinna. Tutaj wszystkie te sprawy były bagatelizowane, oprócz tej jednej jedynej z Pucka, która nadal się toczy.

Nie bała się Pani drążyć tego tematu?
W takiej sytuacji to człowiek się nad tym nie zastanawia. Wiedziałam, że muszę i koniec. Domyślam się, co to są za ludzie i do czego mogą być zdolni. Jednak bardziej chciałam dowieść prawdy, niż myślałam o strachu. To mnie napędzało i to zabijało chyba ten lęk. Bardziej się bałam o dziewczyny, z którymi pisałam. Z drugiej strony nie sadzę, że mogliby być tacy nieroztropni i zrobić coś głupiego. Bo przecież będzie wiadomo, kto i dlaczego.

Na podstawie historii Anaid powstała książka. Jest Pani z tego zadowolona, czy ma Pani pewne obawy, co do tego, jak finalnie będzie wyglądała treść?
Niektórzy ludzie mają swój punkt widzenia i się go ściśle trzymają, nie słuchając tego, co im się mówi. I tak trochę jest w przypadku tej książki. Boję się  pewnych rzeczy, bo przecież fragmenty były publikowane i nie do końca, nie w stu procentach była to prawda. Dobrze, że wyjdzie książka, byleby w tej książce była prawda. Pisząc książkę opartą na faktach, powinno się trochę bardziej słuchać, a nie jednie trzymać się swojej wersji, aby była większa sensacja. Chociażby wywiad ze mną tych samych autorów, którzy pisali książkę. Prosiłam, żeby pewne rzeczy zmienić, ponieważ nie były to moje słowa. Nie zostało to zmienione. Dlatego trochę się obawiam, na ile ta książka będzie faktem, a na ile fikcją. Może i dobrze, że ona się ukaże. Może będzie to dla niektórych nauka, przestroga. Ale myślałam, że to wszystko będzie takie czyste, klarowne. Nawet taka banalna kwestia, jak kurteczka. Anaid dostała od ojca taką skóropodobną za sto parę złotych, może 200. Później czytam, że córka siedziała na peronie w skórzanej kurtce za 400 złotych. Po co to? Pomijam fakt, że była wtedy w swojej puchowej kurtce, a nie w tej wiosennej. Chciałabym, żeby ta książka powstała, ale żeby była szczera. Zobaczymy. Być może będę miło zaskoczona. Oby.

Często wspomina Pani ten dzień – 8 marca 2015 roku, kiedy widziała Pani córkę ostatni raz?
Często. Wraca to do mnie co chwilę. To był pierwszy taki ciepły, słoneczny dzień od dłuższego czasu. Rano rozmawiałam z Anaid. Posprzątała swój pokój i chciała wyjść na spacer. Miała łzy w oczach i jak pytałam, co się stało, to te łzy jej spłynęły po policzkach, ale nic nie powiedziała. Byłam przekonana, że może pokłóciła się z chłopakiem, że chce się przewietrzyć i zaraz wróci. Chciała mi coś powiedzieć, przerwała i wyszła. Gdybym ja wiedziała, że coś tak strasznego się stało, że ktoś ją tak skrzywdził, to nigdy w życiu nie pozwoliłabym jej wyjść. Obwiniam się o to do tej pory i chyba nigdy nie przestanę. Po piętnastu minutach do niej dzwoniłam, bo chciałam jej powiedzieć, żeby się nie przejmowała i żeby zaraz przyszła, to gdzieś sobie pójdziemy, aby poprawił jej się humor. Nie odebrała. Napisałam jej więc smsa: „Nie przejmuj się, Serduszko, chłopcy w tym wieku tacy są”. Po jakimś czasie zadzwoniła do mnie jakaś pani, ale nie przedstawiła się, że jest z policji. Mówiła, że znalazła telefon i tablet i oddzwania na ostatni numer, który dzwonił. Poprosiłam ją, żebym mi powiedziała, gdzie to jest, to ja przyjdę. Pomyślałam, że może ktoś porwał Anaid i zgubiła te rzeczy. Czułam, że stało się coś bardzo złego. Ale ta pani powiedziała, żebym podała adres i czekała w domu, bo ona do mnie przyjedzie. To mnie zdziwiło, aczkolwiek nie dochodziło do mnie, że to policja. Byłam kompletnie zdezorientowana i myślałam tylko o tym, co się dzieje z Anaid. Zadzwoniłam na policję i mówię: „Proszę pana, proszę wysłać kogoś, bo znaleziono rzeczy mojej córki, a ona się pokłóciła z chłopakiem i nie wiem, co się z nią dzieje”. I on mi powiedział, że to od  nich dzwoniła ta pani, że to była policjantka. Wtedy już wpadłam w histerię. Zadzwoniłam do siostry i mówię, że Anaid chyba nie żyje, bo jakby żyła, to policja nie powiedziałaby mi, że przyjadą do domu. A siostra do mnie: „Co Ty Aśka wygadujesz, przecież na pewno żyje. Znajdzie się. Wszystko się wyjaśni”. Zaraz po tym telefonie o znalezionym tablecie, mój partner z Kamilą wyszli szukać Anaid. Ja zostałam w domu, żeby czekać; na wypadek, gdyby Anula wróciła. Musiałam też czekać na tę panią, żeby przywiozła mi tablet i telefon, i powiedziała, gdzie to zostało znalezione. Po jakimś czasie do domu przyszły panie policjantki. Już wtedy wiedziałam. Wiedziałam, że moja córeczka nie żyje. Byłam pewna. Uklękłam tylko i mówię: „Proszę mi powiedzieć, że Anaid żyje”. A ona mi tylko kiwnęła głową, że nie… Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Zapytałam jeszcze tylko, co się stało? A ona odpowiedziała, że moja córeczka rzuciła się pod pociąg. Wpadłam w histerię… Wtedy przyszła Kamila i krzyczy: „Mamo, co się stało!?”. Powiedziałam jej, że Anaid nie żyje. Zaczęła strasznie płakać razem ze mną. Dalej nie wiem, co się ze mną działo. Zabrało nas pogotowie…

Ma Pani jakieś marzenia?
Od roku nie mam żadnych marzeń. Chciałabym zobaczyć córkę, ale to jest niemożliwe. To jest marzenie nie do spełnienia. Jedyne, co bym chciała, to żeby Krystek został ukarany, i został w więzieniu na długie lata.

 

Życzę pani, aby tak się stało.

Zobacz również: