

Nadużywanie uprawnień, brutalność – coś niedobrego dzieje się ostatnio z niektórymi polskimi policjantami. Swarzędz, Lipsko, Ruda Śląska, Legionowo, Sosnowiec, Kutno, Knurów – to tylko kilka miast, gdzie doszło do tragicznych zdarzeń z udziałem funkcjonariuszy.
Czy jest możliwe, aby osoba – skuta do tyłu kajdankami – wyjęła siedzącemu obok policjantowi pistolet z kabury, przeładowała go i strzeliła sobie w plecy? Prokuratura Okręgowa w Radomiu uznała, że jest to realne i umorzyła śledztwo w sprawie spowodowania śmierci Łukasza K. W maju ubiegłego roku został on zatrzymany w Lipsku (woj. mazowieckie). Następnie skuty i wsadzony do radiowozu. Żywy z niego już nie wyszedł. Policjanci twierdzili, że w czasie jazdy wyrwał jednemu z nich pistolet z kabury (skutymi do tyłu rękoma), przeładował go i strzelił sobie w plecy. Mężczyzna miał do tego prawie 3 promile alkoholu we krwi. Houdini normalnie! Gdyby to policjanci byli pijani, może bym w tę wersję uwierzył.
Niedawno pisaliśmy o emerytowanym górniku, zastrzelonym w szpitalu w Rudzie Śląskiej, gdyż rzekomo demolował sprzęt. Opisywaliśmy też sprawę ze Swarzędza, gdzie policjanci zastrzeli 19-latka, a jego rówieśnika uczynili kaleką na całe życie. Tylko dlatego, że nie zatrzymali się na wezwanie nieoznakowanego radiowozu. Sąd policjantów uniewinnił.
W komendzie policji w Kutnie zmarł postrzelony 29-latek. Ponoć także wyrwał broń policjantowi w czasie przesłuchania i się zastrzelił. „Miał on bogatą kartotekę” – stwierdza policja, jakby usprawiedliwiając tym faktem to, co się stało.
Tortury wobec zatrzymanych stosowali policjanci z Olsztyna, o czym piszemy w tym wydaniu. Tym razem pospały się głowy. Jednak przyzwolenie na przemoc w komendach i komisariatach, zyskuje swoich ambasadorów.
Reżyser Patryk Vega, autor jednego dobrego serialu i kilku knotów, stwierdził ostatnio: „Nie mam problemu z tym, że przestępca, który zrobił straszną rzecz, dostanie wpierdziel na komendzie (…)”.
A ja mam, gdyż zaczyna się od bicia podejrzewanych, a później leje się wszystkich jak leci. Policjant nie jest sędzią! Skąd mamy pewność, że będzie się znęcał za każdym razem nad winnym? To mocno prymitywny sposób myślenia.
„Niedawno w Knurowie polała się krew. Od policyjnej kuli zginął dwudziestosiedmioletni Dawid Dziedzic. Kto jest winien tej śmierci? Odpowiedź jest prosta. On sam (…) Jedynie policja stanowi realną siłę, która powstrzymuje ich w niszczycielskich zapędach dewastowania stadionów i miast (…)” – to punkt widzenia Piotra Pochuro Matysiaka, mojego redakcyjnego kolegi. Pragnę przypomnieć, że w Polsce nie ma kary śmierci za wejście na murawę stadionu. Nawet, jeśli jest to robione „w niszczycielskich zapędach dewastowania”. Nie ma też kary śmierci za niszczenie sprzętu w szpitalu, czy niezatrzymanie się do kontroli drogowej.
Jeśli jacyś policjanci nie potrafią zapewnić bezpieczeństwa bez zabijania, to trafili nie na tę stronę barykady.
Mam wrażenie, że policja ma ostatnio nadmierny problem z seryjnymi samobójstwami. Jest też coraz więcej informacji na temat pobić na komendach. I chyba nikt nie traktuje tego poważnie, bagatelizując to groźne zjawisko. Sądy i prokuratury stwierdzają zwykle, że pobity nie został pobity (co najwyżej sam się pobił lub zabił), gdyż tak zeznali funkcjonariusze. Dając tym samym przyzwolenie na agresję i zbrodnie w majestacie prawa.
Niestety nasza rzeczywistość coraz bardziej zbliża się do tej z dowcipu.
Niewielkie miasteczko w Alabamie. Na środku ulicy leży martwy mężczyzna. Rozwalona bejsbolem głowa, osiem ran postrzałowych w tułowiu, połamane ręce i nogi. Szeryf patrzy na zwłoki, kiwa głową i mówi: – Dwadzieścia lat jestem szeryfem i tak brutalnego samobójstwa jeszcze nie widziałem!
Janusz Szostak