Zrozumieć zbrodnię. Czy to w ogóle jest możliwe? Im dłużej się nad tym zastanawiam, tym bardziej w to wątpię. Ojciec zabija swoje córeczki w zemście na żonie, która postanowiła od niego odejść. Czy ktoś oprócz psychiatrów jest w stanie racjonalnie to wytłumaczyć?

Wspominając lata służby w policji, przypominam sobie sylwetki ludzi, którzy z drobnych złodziejaszków stawali się prawdziwymi zbrodniarzami. Granica jest krucha. Cała moja policyjna kariera, osadzona jest w realiach komisariatu dużego, śląskiego miasta. To nie wydział zabójstw. Tu przestępstwa występują w ilościach niemożliwych do przerobienia przez policjantów stanowiących stan etatowy wydziału kryminalnego.

Zajmujemy się wszystkim, od włamania do piwnicy, po rozboje z użyciem niebezpiecznego narzędzia i nierzadko zabójstwa, których do chwili ustalenia sprawcy, nikt zabójstwem nie śmie nazwać (niech żyje statystyka!). W przeciwieństwie do kolegów z komend wojewódzkich czy Centralnego Biura Śledczego, zatrzymując sprawcę poważnej zbrodni, jestem w stanie opowiedzieć jego historię. Ktoś, kto dziś jest „członkiem zorganizowanej grupy przestępczej”, często w pamięci kryminalnych z komisariatów pozostaje jako małolat włamujący się do kiosków.

Ze złodzieja bandyta

Początek lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Zimową nocą patrolujemy tzw. Dzielnicę Cudów. Nakryta na próbie włamania do sklepu grupa nielatów – czyli tych, którzy nie ukończyli siedemnastego roku życia – w odwecie obrzuca nas kamieniami. Wśród nich jest jeden „dorosły”. Kilka dni wcześniej świętował swoje siedemnaste urodziny. Kradnie, od kiedy nauczył się chodzić. Za czynną napaść na funkcjonariuszy trafia do aresztu. Po wyjściu doskonali się w fachu włamywacza. Trzeba przyznać, że jest naprawdę dobry. Prawdziwy „Król złodziei”. Pewnej nocy, wraz z kompanem dokonują włamania do mieszkania jubilera, którego miało nie być w domu. Okazało się, że był. Obudzony hałasem, wychodzi z łóżka. Z pewnością pozostałby w nim, gdyby wiedział, że za moment zakończy życie z pociskiem kalibru 9 mm w głowie. I tak „Król złodziei” stał się bandytą. Myślę, że został nim w chwili, gdy na włam zabrał ze sobą pistolet. W śledztwie obaj kompani wzajemnie się oskarżają. Próba „pogodzenia” ich przez sąd, który obu skazał na 25 lat więzienia, na nic się zdała. Ponoć nadal są zawziętymi wrogami.

Na złej drodze

Pamiętam, ile pracy przysporzył nam „gang” młodocianych włamywaczy. Dzieciaki w większości nie ponosiły żadnej odpowiedzialności karnej (nie ukończyli 13 lat).

W tamtych czasach systemy alarmowe nie były jeszcze czymś powszechnym. Nasi mali włamywacze wykorzystywali ten fakt, jak również swoje wymiary, pozwalające wślizgnąć się przez najmniejszy nawet lufcik, do okradania sklepów w centrum miasta. Co prawda, ich „zbrodnie” były dość szybko przez nas wykrywane, ale szkód robili sporo.

Grupie przewodził najbardziej rezolutny Bartek. Blondynek o niewinnej twarzy. Być może jego życie potoczyłoby się inaczej, gdyby po śmierci rodziców sąd nie oddał go pod opiekę wujostwa, które w 100 procentach zasługiwało na miano rodziny patologicznej. Czas jednak nie stoi w miejscu i zarówno Bartek, jak i jego kompani osiągnęli wiek pozwalający na umieszczenie ich w ośrodkach wychowawczych i poprawczych. Bartek poznał tam nowych ludzi, z którymi postanowił zakosztować wolności. W trakcie tej ucieczki, coś poszło nie tak. Na ich drodze stanął ktoś, kogo uznali za zagrożenie. Bartek użył noża. Do ośrodka już nie wrócił. Trafił do aresztu pod zarzutem dokonania zabójstwa. A ja wciąż pamiętam go jako małego, wiecznie brudnego włamywacza.

Nie znam dalszych losów pozostałych członków „gangu”. Jeden popełnił samobójstwo, już po moim odejściu ze służby. Podobno pomagał mu jego najwierniejszy „przyjaciel”, ale na to śledczy nie zdołali uzyskać dowodów.

Świat zbrodni

Z tej samej dzielnicy – zwanej „Trójkątem bermudzkim” – wywodziła się inna grupa, specjalizująca się we włamaniach. Nie były to już dzieciaki, a ich łupem padały placówki handlowe nie tylko na terenie Śląska. Ale jak wszyscy, zaczynali od drobnych włamań i kradzieży. Jeden z nich nagle zniknął. Rodzina zgłosiła zaginięcie. Dopiero po jakimś czasie, po zatrzymaniu pozostałych, okrutna prawda wyszła na jaw. W grupie doszło do zatargów. Jak to zwykle bywa, nikt tego nie chciał i nie planował. Zwłoki zamordowanego kompana, zakopali w pobliżu przepływającej przez ich dzielnicę rzeki.

To tylko kilka przykładów na to, jak wydawać by się mogło, pospolici przestępcy, złodzieje i włamywacze, w jednej chwili dopuścili się najcięższej zbrodni, jaką jest zabicie człowieka.

Te przestępstwa zostały wykryte i ukarane, ale ile podobnych czeka na wyjaśnienie? Każda zbrodnia ma swój motyw, ale może on być najbardziej błahy. Świat zbrodni, to nie tylko przestępczość zorganizowana czy maniakalni zabójcy. Świat zbrodni przeplata się z tym, z pozoru zwyczajnym światem, zwyczajnych ludzi.

Czy można zatem zrozumieć zbrodnię? Nadal mam wątpliwości.

Mirosław Rybicki

 

Zobacz również: