Choć jego tato pracował w policji, Marek Włodarczyk nie marzył o ściganiu przestępców. To do niego samo przyszło – jako aktor wcielił się w postać nieustraszonego komisarza Zawady w „Kryminalnych”. Rola wyzwoliła w nim instynkt gliniarza, choć czasem bywa też w życiu… chuliganem.

 Pana tato był policjantem?

 Tak. Gdy byłem mały, zabierał mnie czasem ze sobą do pracy. I zamiast do przedszkola, szedłem z nim do komendy – w naszej rodzinnej Łodzi. Siedziałem sobie w kąciku, miałem tam swoje klocki i zabawki, ale siłą rzeczy patrzyłem też na pracę mundurowych. No i na przestępców, którzy się tam pojawiali.

I marzył pan o tym, że gdy dorośnie, też będzie łapał bandytów?

 Właśnie nie. Wszyscy koledzy na podwórku bawili się w policjantów i złodziei, a mnie do takich zabaw nie ciągnęło. Pewnie dlatego, że miałem stróża prawa na co dzień, w domu. Fascynował mnie za to sport. Jako dziecko marzyłem, żeby zostać piłkarzem. W końcu zostałem aktorem.

A przez to też w pewnym sensie policjantem – dzięki roli komisarza Adama Zawady w „Kryminalnych”.

 Kręciliśmy serial przez cztery i pół roku. Powstało ponad sto odcinków. Spędzałem na planie po 10-12 godzin dziennie. W takich sytuacjach człowiek mimowolnie zaczyna żyć tym, co jest w scenariuszu. I ja też patrzyłem w tamtym czasie na rzeczywistość trochę innymi oczyma. Łapałem się na tym, że podświadomie selekcjonuję ludzi na dobrych, złych i na potencjalnych przestępców. Gdy np. na ulicy ktoś szedł blisko za mną, włączało mi się myślenie gliniarza – może to złodziej? W domu „zaprowadzałem porządek” z synami, tłumaczyłem im pewne sprawy bardziej, niż zwykle. „Tato, ty nie bądź taki Zawada” – śmiali się.

A ich nie ciągnie do policji?

 Nie, ale najstarszy, 26-letni Patryk, studiuje prawo. Młodsi synowie mają jednak zupełnie inne plany na życie. 21-letni Vincent studiuje ekonomię i marzy, aby zostać pilotem Lufthansy. Gdy był w gimnazjum, to przeszedł zwyczajowe dla uczniów w Niemczech testy, w których psycholog rozmawia z młodymi ludźmi i doradza im, jaki zawód powinni wybrać. Vincentowi powiedziano, że nadawałby się na pracownika policji kryminalnej. Ale on chce być pilotem i już. A 16-letni Simon chciałby zostać architektem. Raczej nie będę miał więc policjanta w rodzinie. Mój tato też już nie żyje. Niestety, nie doczekał mojej roli w „Kryminalnych”. Szkoda, bo pewnie mógłbym usłyszeć od niego wiele ciekawych wskazówek.

Serial był bardzo popularny. Zdarzało się, że przypadkowi ludzie mylili pana z komisarzem Zawadą?

 Dość często. Kiedyś jechałem z Warszawy do Berlina pociągiem. To był ekspres, więc powinien omijać małe stacje. A ten, niespodziewanie, zatrzymał się w okolicach dworca w Błoniu. Okazało się, że w pociągu znaleziono dziwną torbę, która nie należała do żadnego z pasażerów. Było podejrzenie, że to ładunek wybuchowy. Wszyscy pasażerowie zostali ewakuowani. Chodziliśmy po peronie, czas mijał, aż wreszcie ludzie zaczęli do mnie mówić: „Panie Zawada, niech pan coś zrobi! Niech pan to sprawdzi”. I mówili to zupełnie poważnie! Pomyślałem – co mi szkodzi? Pójdę i zajrzę do tej torby. Byłem pewien, że ktoś po prostu zapomniał zabrać jej z pociągu. Ale wagon był już otoczony szczelnym kordonem policji i nikogo tam nie wpuszczali. Nawet Zawady nie wpuścili! (śmiech). Po dwóch godzinach spędzonych na dworcu w Błoniu sprawdziło się moje przypuszczenie – w torbie, zamiast bomby, były jakieś stare ubrania.

Pan prywatnie jest bardziej policjantem czy chuliganem?

 To zależy od sytuacji (śmiech). I nic więcej na ten temat nie powiem.

A to prawda, że w filmach woli Pan grać gangsterów niż gliniarzy?

 Aż tak bym tego nie ujął. Po prostu rola Zawady była przez scenarzystów bardzo konsekwentnie prowadzona, przez wszystkie lata serialu. Zmieniała się fabuła, zmieniały się serialowe wydarzenia, a komisarz miał być ciągle taki sam. Aktorsko trudno więc było do tej postaci coś nowego wymyślić. Natomiast czarne charaktery, w które się wcielam – nie tylko w polskim kinie, ale i niemieckim – dają mi, jako aktorowi, o wiele więcej możliwości. Po prostu zły charakter może więcej.

Mam jednak nadzieję, że role gangsterów nie wpływają na pana tak, jak wpłynęła rola komisarza Zawady?!

 Na szczęście nie (śmiech). Akurat tu nie mam żadnego problemu z oddzieleniem fikcji od rzeczywistości. Choć znam dwóch aktorów kina niemieckiego, którzy grali przestępców, a teraz sami siedzą w więzieniach. Jeden napadł na bank, drugi oszukiwał na giełdzie. Ale myślę, że nie nauczyli się tego w filmie, tylko po prostu są nieuczciwymi ludźmi.

Rozmawiała: Edyta Golisz

fot. TVN/Kryminalni

Zobacz również: