PHOTO: EAST NEWS/POLFILM MISJA SPECJALNA, SPECIAL MISSION; PRODUKCJA: ZESPOL FILMOWY PERSPEKTYWA; 19787; REZYSERIA: JANUSZ RZESZEWSKI, SCENARIUSZ; RYSZARD MAREK GRONSKI, MICHAL KOMAR; ZDJECIA: WITOLD ADAMEK, ANDRZEJ WOLF

Miał wielki talent i całe życie przed sobą. Ale spotkał na swojej drodze kobietę. Kobietę, która miała już męża. Andrzej Zaucha (42 l.) zginął tragicznie, gdy był u szczytu kariery. Właśnie mijają 22 lata od jego tragicznej śmierci. Zginął, bo miał romans, o czym dowiedział się chorobliwie zazdrosny mąż kobiety. Zastrzelił ją i jego. Ją przypadkowo. Na nim wykonał egzekucję.

Andrzej Zaucha był jednym z najwybitniejszych artystów w historii polskiej muzyki rozrywkowej. „Wszechstronnie utalentowany, śpiewający mężczyzna, miły dla wszystkich” – jak wspomina go dziennikarka Maria Szabłowska.
Był też człowiekiem uwielbianym w środowisku szołbiznesu, co przy panującej tam konkurencji jest rzadko spotykane.

Urodzony artysta

Z zawodu był zecerem. W młodości trenował kajakarstwo i trzykrotnie zdobył w tej dziedzinie sportu mistrzostwo Polski, zakwalifikował się też do reprezentacji Polski na Olimpiadę w Tokio w 1964 r. Ale to muzyka była jego wielką, jedyną namiętnością, dla której porzucił i kajakarstwo i zecerstwo. Drugą jego miłością były samochody – duże i czarne.
Swoją przygodę z muzyką zaczął mając zaledwie osiem lat. Jego ojciec był perkusistą i mały Andrzejek często zasiadał za bębnami. Pewnego dnia, gdy ojciec zachorował, Jędruś zastąpił go za perkusją. Później działo się tak już często. Jako nastoletni chłopiec grywał na weselach w zastępstwie swojego ojca. Potrafił też grać na saksofonie i pianinie. Nie brał żadnych lekcji nauki gry, nie miał też lekcji wokalistyki. Był muzycznym samoukiem. Miał talent, jaki zdarza się niezmiernie rzadko. Mawiał, że trzeba robić to, co się lubi i wtedy robi się to dobrze. Śpiewał między innymi w zespołach Dżamble i Anawa.
Elżbietę – swoją przyszłą żonę – poznał na jednej z krakowskich dyskotek pod nazwą „Szopa”. Ona miała lat 16, a on 17. Od tej chwili stali się nierozłączni i bardzo szybko się pobrali. Elżbieta w tym związku decydowała o wszystkim, przejęła wszelkie role. Nie było dziedziny ich życia, w której Andrzej mógłby samodzielnie podjąć decyzję. Decydowała też w sprawach zawodowych męża. Koledzy ze sceny mieli mu to za złe, ale nie wywoływali konfliktu, bo bardzo lubili Zauchę. Elżbieta była przy tym osobą bardzo zaborczą i zazdrosną, z czym się wcale nie kryła.
Żona Zauchy zmarła 31 sierpnia 1989 roku na udar mózgu. Przeżyli razem 23 lata. Zostawiła męża i 16-letnią córkę Agnieszkę. Artysta był bardzo załamany. Nie mógł się pogodzić ze śmiercią najważniejszej w jego życiu osoby. Wpadł w depresję.
– Ona na mnie czeka – powtarzał kolegom.
Jego przyjaciele z artystycznej bohemy starali się bardzo, aby go z tego załamania wyciągnąć.
– Poznaliśmy się, jak zaczynał śpiewać w Dżamblach – wspomina Andrzej Sikorowski – To była bliższa znajomość. Nasze kontakty zacieśniły się po śmierci jego żony. Andrzej był częstym gościem w moim domu.

Aniołek śmierci

Dwa lata po śmierci Elżbiety, Krzysztof Jasiński – reżyser, dyrektor Teatru Stu – obsadził Zauchę w napisanej dla niego roli, Pana Twardowskiego.
Krzysztof Jasiński Zauchę zapamięta na zawsze, jako bardzo inteligentnego człowieka i bardzo scenicznego: – Poznaliśmy się w latach sześćdziesiątych w klubie Pod Jaszczurami, gdzie występował – wspomina Krzysztof Jasiński – To był dusza człowiek. Zanim zagrał w „Panu Twardowskim” wcześniej trzykrotnie stał na scenie Teatru Stu. Do głównej roli w „Panu Twardowskim” ja sam osobiście go wybrałem. Po raz pierwszy obok niego stanęła Zuzanna Leśniak. Wyszedłem wcześniej z teatru, bo nie chciałem ich peszyć.
26-letnia Zuzanna Leśniak w tym przedstawieniu dostała rolę Aniołka. Pochodząca z Nowego Sącza Zuzanna była absolwentką Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej im. Ludwika Solskiego w Krakowie.
Czysto zawodowa znajomość Andrzeja i Zuzanny, szybko przerodziła się w coś więcej. Zawód artysty scenicznego ma to do siebie, że wiąże się z częstym wspólnym biesiadowaniem. Niejednokrotnie do samego rana. Zuzanna miała dużo swobody, bo jej mąż Yves Goulais, francuski reżyser teatralny – często podróżował. Były to zagraniczne wyjazdy „za chlebem”, gdyż jego prace nie cieszyły się w Polsce uznaniem. Zresztą nie układało im się od początku.
Yves poznał Zuzannę – wówczas jeszcze studentkę PWST – w Krakowie. Zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia. Początkująca aktorka mogła taką znajomością być zafascynowana. Zapewne wiązała z reżyserem swoje zawodowe plany. Szybko się pobrali. Ślub pary odbył się w Starym Sączu w Klasztorze Klarysek. Według niektórych, mogło im to przynieść pecha, gdyż jak głosi legenda, Jan Łopatka – pierwszy budowniczy klasztoru – został przygnieciony ziemią podczas wykopów budowlanych. Podobno nikt nie mógł wydobyć ciała Łopatki, na którego ciągle obsypywała się ziemia. Od tamtej pory, duch żywcem pogrzebanego Jana Łopatki ukazuje się na murach klasztornych i prosi o modlitwę w swojej intencji. Podobno też zdarza się, że w klasztorze zupełnie bez powodu pękają lustra.
Zuzanna Leśniak jednak nie była przesądna. Znajomi aktorki opowiadają też, jak to Goulais’owi nie podobało się to, że jego nowo poślubiona żona rzuciła za siebie, zgodnie z polską tradycją, ślubną wiązankę, Jak mogła rzucać kwiatami, które on jej kupił?! Takich nieporozumień zapewne było więcej. Wynikało to z tego, że małżonkowie pochodzili z dwóch różnych kultur.

Będę musiał cię zabić

Pewnego dnia Goulais wrócił ze Szkocji, uprzedzając wcześniej żonę o terminie swojego powrotu – nie mógł dostać się do swojego mieszkania. Od wewnątrz w drzwiach tkwił klucz. Wyważył drzwi. Podobno w mieszkaniu znalazł swoją żonę i Zauchę in flagranti. Zawrzała w nim krew. Zadał piosenkarzowi kilka ciosów. Poczuł się zdradzony. Podwójnie. Był zdruzgotany zdradą żony, dla której osiadł w Krakowie. Andrzeja, dotąd uważał za swojego przyjaciela.
– Będę musiał cię zabić – powiedział do Zauchy.
Piosenkarz tę groźbę zlekceważył, choć powiedział o niej kilkorgu przyjaciołom – między innymi krakowskiemu bardowi Andrzejowi Sikorowskiemu i satyrykowi Krzysztofowi Piaseckiemu.
W reżyserze, po tym zdarzeniu, wzbierała nienawiść do piosenkarza. Szybko przerodziła się ona w nieodpartą chęć zemsty. Aby wyjść z honorem, postanowił zabić kochanka żony. W jego kraju honor to wartość nadrzędna. Yves Goulais wyjeżdża do Francji, skąd przywozi pistolet. Po powrocie do domu nie kryje się z tym, że jest w posiadaniu broni. Nie ukrywa też, w jakim celu ją przywiózł. Miotały nim skrajne uczucia – to chce broń wrzucić do Wisły, to wzbiera w nim przymus użycia jej przeciwko rywalowi. Niestety wygrywa to drugie.
10 października 1991 roku zaczaił się na parkingu przy ulicy Włóczków (teraz tam stoi hotel) i czekał obłąkany myślą o zemście. Wtedy w pobliskim Teatrze Stu odbywał się spektakl „Pan Twardowski”, w którym występował Zaucha oraz jego przyjaciółka. Po udanym przedstawieniu, piosenkarz – owacyjnie żegnany przez publiczność – z Zuzanną poszedł na parking, gdzie miał zaparkowanego żółtego mercedesa typu beczka. Wybierali się na urodzinowe przyjęcie do Andrzeja Sikorowskiego.
– Nie mieli pojęcia, że w ciemnościach czai się na nich Francuz – opowiadał wtedy autorowi tego tekstu jeden z policjantów.
Ten 31-letni wówczas, mężczyzna wyciągnął broń i zaczął strzelać. W sumie oddał 9 strzałów. Osiem kul dostał Andrzej Zaucha, zginął na miejscu. Jedna kula trafiła prosto w serce Leśniak. Jeszcze żyła, gdy pogotowie zabierało ją z parkingu. Zmarła w karetce z powodu wykrwawienia. Zabójca stał na parkingu, nie uciekał, a potem wsiadł do swojego samochodu i pojechał na komisariat policji.
– Zabiłem człowieka. Jestem do waszej dyspozycji, w samochodzie jest broń – oświadczył policjantom.
Jeszcze wtedy nie wiedział, że zabił też swoją żonę. Dowiedział się o tym dopiero następnego dnia. Był w ogromnym szoku.
– Niektóre z krakowskich gazet stworzyły legendę, że Leśniak zasłoniła swoim ciałem Zauchę, ale to nieprawda – mówił mi adwokat Francuza. – Gdy Zuzanna zobaczyła na parkingu swojego męża, prawdopodobnie zaczęła iść w jego stronę i wtedy padł pierwszy strzał. Francuz chciał zabić Zauchę, kula, która trafiła Leśniak, była przypadkowa. On nie chciał jej zabić. Nie miał takiego zamiaru – powtarzał mecenas.

Byłaś serca biciem

– Wracałem z zagranicznej trasy, gdy usłyszałem z radia, co się stało – wspomina Zbigniew Wodecki – Nie mogłem w to uwierzyć.
To on zatelefonował do Andrzeja Sikorowskiego, aby mu powiedzieć, co się stało. Sikorowski czekał na Zauchę, bo tego właśnie dnia miał urodziny: – Zadzwoniłem do radia RMF i zapytałem, czy to jakiś makabryczny żart. Odpowiedzieli, że to tragiczna prawda.
Chwilę po zabójstwie, na parking przy ulicy Włóczków, nieopodal Teatru Stu, zaczęli podjeżdżać przyjaciele artysty. Zjawił się tam też Zbigniew Wodecki. Na miejscu zobaczył wielu policjantów. Usłyszał też sygnał odjeżdżającej karetki pogotowia. Na ziemi dostrzegł leżącego przyjaciela, ubranego w czarną skórzaną kurtkę. W jego głowie spostrzegł dziurę.
Zbigniew Wodecki mówi, że od tamtej chwili jest zdecydowanie za karą śmierci.
– Oko za oko – mówi spokojnie – Tak powinno być. Nawet chciałem go autem zabić.
Tymczasem na parkingu żona Andrzeja Sikorowskiego zauważa w pobliżu samochodu Zauchy porzucony bukiecik. Domyśla się, że kwiaty te przeznaczone były dla jej męża z okazji urodzin.
Kilka dni później odbył się pogrzeb piosenkarza. Radio RMF w trakcie przemarszu konduktu żałobnego puszczało piosenkę Zauchy pod znamiennym tytułem „Byłaś serca biciem”. Ciało piosenkarza spoczęło obok zmarłej dwa lata wcześniej żony Elżbiety na Cmentarzu Batowickim w Krakowie – Nowej Hucie. Czyżby faktycznie Ela na niego czekała, jak ciągle powtarzał po jej śmierci? Widać los tak chciał.
Osieroconą córką, Agnieszką zajęła się jej babcia. Artyści krakowscy zorganizowali koncert, z którego wpływy ofiarowali osieroconej nastolatce. Pani Agnieszka jest obecnie jedną z najlepszych polskich tatuatorek. Po ukończeniu szkoły artystycznej tatuaże stały się jej pasją.
Po śmierci Andrzeja Zauchy i Zuzanny Leśniak, przyjaciele pary byli świadkami dziwnych zjawisk. Zdjęcia, jakie piosenkarzowi na kilka dni przed jego śmiercią zrobiła Chariklia Sikorowska – żona Andrzeja Sikorowskiego – zostały prześwietlone. Zdjęcia innych osób na tej samej kliszy były w stanie idealnym. Kompozytor Włodzimierz Korcz i jego żona, aktorka Elżbieta Starostecka, widzieli w korytarzyku prowadzącym do ich sypialni ducha Zuzi. Zuzia powiedziała „to tu”. Słyszeli to oboje…

Zbrodnia i kara

Prokurator domagał się dla zabójcy najwyższego wymiaru kary, ale sąd oddalił wniosek i Yves Goulais 11 grudnia 1992 roku został skazany na 15 lat więzienia. Siedział w areszcie w Krakowie – Ruszczy, w Trzebini i w więzieniu na warszawskiej Białołęce.
„Pobyt w więzieniu jest dla mnie pokutą” – pisał do Kancelarii Prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, gdzie matka Francuza dwukrotnie wnioskowała o ułaskawienia syna. Goulais nie chciał jednak ułaskawienia. Chciał do końca odpokutować swoje winy. Potem jednak zmienił zdanie i sam kilka razy zwracał się z wnioskiem o warunkowe zwolnienie.
W więzieniu robił to, co potrafił najlepiej – reżyserował filmy z udziałem więźniów. I to z dużym sukcesem. Nawet go pokazywali w telewizji. Pierwszy, nakręcony przez niego w więzieniu, film nosi tytuł „Sny samochodziarza Harry’ego, czyli Odyseja na pryczy”. Grali w nim, tak jak i w następnych projektach, współwięźniowie i strażnicy więzienni. Uczył też współwięźniów języka francuskiego. Był lubiany.
– To nie była żadna kara – komentuje krótko Zbigniew Wodecki – On po prostu nie poniósł zasłużonej kary. Porządek utrzymuje świat, a ludzi bat.
W 2005 roku Goulais po raz kolejny zwrócił się z wnioskiem o warunkowe zwolnienie. Wcześniej sądy kilka razy odrzucały jego prośby. Tym razem było inaczej – Goulais opuścił więzienie na warszawskiej Białołęce 1 grudnia 2005 roku. Do końca kary pozostał mu niespełna rok. Po wyjściu z więzienia Goulais nie próbował kontaktować się z przyjaciółmi Andrzeja Zauchy.
– Po co miałby to zrobić? Tylko, żeby powiedzieć „przepraszam”? To nie miałoby sensu – mówi Andrzej Sikorowski.
Nie odezwał się także do swoich więziennych wychowawców. Teraz Yves Goulais pracuje w branży filmowej, podobno mieszka w Warszawie, ale pod zmienionym nazwiskiem. Nie skorzystał z propozycji wydania książki, odmawia udzielania wywiadów. Jest zdania, że robienie kariery dzięki morderstwu nie jest stosowne.
Mirosław Koźmin

03.03.1998. Krakow, Zaklad karny, Nowa Huta - Ruszcza  premiera filmu "Odysea na pryczy", film wyrezyserowany przez zabojce Andrzeja Zauchy - Yve Goulais'a.  n/z rezyser Yve Goulais. Film zrealizowany w calosci w zakladzie karnym przy wspolpracy TVN  fot. Anna Kaczmarz/REPORTER

Yves Goulais

Zobacz również: