Po raz drugi mężczyzna targnął się na własne życie. Tym razem skutecznie. Wcześniej jednak zabił swojego zięcia i usiłował pozbawić życia córkę. Motywy tych działań nie do końca są jasne.

Osiedle przy ul. M. Curie-Skłodowskiej w Raciborzu, w woj. śląskim, należy do spokojnych. Jednak 15 lutego, rano o godzinie 10. targnęły nim trzy następujące po sobie wystrzały z broni palnej. Drugi rozległ się krótko po pierwszym. Trzeci nastąpił nieco później.
Ptaki spłoszyły się z drzew, a ludzie podbiegli do okien w mieszkaniach.
– Gdzieś po godzinie 10 otrzymaliśmy telefon w komendzie od kobiety z ulicy M. Curie-Skłodowskiej, że jej ojciec strzelał do jej męża, a potem do niej – wspomina podkom. Mirosław Szymański, oficer prasowy raciborskiej policji.

Przyszedł aby zabić

76-letni Ryszard K. stanął przed progiem willi, w której mieszkała jego 53-letnia córka Elżbieta S. wraz ze swym mężem, 52-letnim Jarosławem S.
– Ryszard K. zadzwonił do drzwi państwa S. Otworzył mu zięć – relacjonuje podkom. M. Szymański – Teść, nic nie powiedziawszy zięciowi, uniósł ukryty przy nodze pistolet i z odległości niespełna metra wypalił od progu prosto w jego kierunku, ugadzając Jarosława S. kulą w pierś. Jarosław S. zginął na miejscu.
Usłyszawszy huk wystrzału, z kuchni wybiegła przerażona Elżbieta S. W tym samym momencie Ryszard K. przekroczył próg i nad leżącym ciałem swego zięcia wszedł do środka.
Zobaczywszy ojca z bronią w ręku, Elżbieta S. chciała uskoczyć w bok. Było już jednak za późno. 76 -latek wypalił z pistoletu również w jej kierunku. Kobieta upadła na posadzkę.
– Zapewne Ryszard K. myślał, że zabił również i swą córkę – dodaje oficer prasowy raciborskiej policji – Bowiem odwrócił się i wyszedł z domu. Elżbieta S. jednak żyła. Postrzelona została jedynie w kolano i udo. Doczołgała się do telefonu. Przez komórkę podała rysopis swego ojca.
Oficer prasowy dodaje, że o poszukiwanym Ryszardzie K. powiadomieni zostali wszyscy policjanci w mieście, od razu przekazano funkcjonariuszom jego rysopis. Utworzono kilka grup, które miały ruszyć w teren, w poszukiwaniu zabójcy. Takie działania nie były jednak potrzebne.
Po zabezpieczeniu miejsca tragedii, policjanci podeszli do drugiego z budynków na tejże posesji, w którym znajdowały się pomieszczenia gospodarcze.
– W jednym z nich leżało w rogu jeszcze jedno ciało, jak się potem okazało, owego 76-latka – uzupełnia swą relację oficer prasowy raciborskiej komendy policji – Popełnił samobójstwo.
Ryszard K. przyłożył sobie pistolet do skroni i pociągnął za spust. I to był ten trzeci wystrzał, który dodarł do uszu mieszkańców osiedla.
Policyjni technicy podawali, że pistolet, który trzymał w dłoni Ryszard K., przypominał swym wyglądem Glocka i był najprawdopodobniej amerykańskiej produkcji. Ryszard K. mógł go przywieźć nielegalnie ze Stanów Zjednoczonych. Nie posiadał jednak zezwolenia na broń.

Spalił dom córki

– Ryszard S. był nam dobrze znany – mówi Danuta Kozakiewicz, szefowa Prokuratury Rejonowej w Raciborzu.
24 października 2014 roku płonął ten sam dom, w którym 15 lutego Ryszard K. zastrzelił swego zięcia. Wtedy przyjechała straż pożarna i uratowała budynek od kompletnego spalenia. W domu znajdował się Ryszard S. Gdy znaleźli go strażacy, chciał popełnić samobójstwo. Nożem ciął się w szyję. Ale go odratowano. Straty z powodu pożaru, oszacowano na kwotę rzędu 700 tysięcy złotych. Uratowano mienie wartości 400 tysięcy złotych. Jak wykazało prowadzone wtedy śledztwo, to właśnie Ryszard S. rozlał pod domem córki benzynę i ją podpalił. Zagrożony pożarem był również budynek sąsiadów. I tylko wysoki mur oddzielający te dwie posesje przeszkodził w szybkim rozprzestrzenieniu się ognia.
Ryszard S. nie przyznawał się do winy.
– Kiedy po tym pożarze odwieziony został do szpitala w Raciborzu, szpital skierował go na kilkutygodniową obserwację do placówki psychiatrycznej w Rybniku – dodaje prokurator Danuta Kozakiewicz – Po miesiącu obserwacji powrócił jednak, z adnotacją w swej medycznej dokumentacji, że jest zdrowy i w trakcie podpalania domu był poczytalny.
Wtedy po raz kolejny wyjechał do Stanów Zjednoczonych: – Przez cały czas pobytu w USA był jednak z nami w kontakcie poprzez swego pełnomocnika – zaznacza prokurator Kozakiewicz – Od października ubiegłego roku przebywał już w kraju. Sprawiał wrażenie, że nie unika odpowiedzialności za tamten pożar.
Przez cały czas od przyjazdu ze Stanów Zjednoczonych Ryszard S. nie przebywał jednak w Raciborzu. Mieszkał w Bytomiu. Prokuratura nie wie jednak, czy w Bytomiu mieszkał u osoby spokrewnionej z nim, czy też u obcych.
– W najbliższym czasie miało dojść do rozprawy dotyczącej tamtego podpalenia – dodaje prokurator – Po trwającym kilkanaście miesięcy śledztwie, 29 stycznia skierowaliśmy do sądu akt oskarżenia przeciwko Ryszardowi S.
Dlaczego Ryszard S. postanowił tak okrutnie rozprawić się ze swą rodziną? I czy powodem tego był akt oskarżenia?
– Będzie to między innymi celem naszego dalszego dochodzenia – dodaje prokurator.
Ludzie w Raciborzu jednak różnie mówią na ten temat: – Poszło tam chyba o jakieś sprawy majątkowe i spór musiał być znaczny, skoro doszło aż do takiej tragedii – twierdzą sąsiedzi. Dodają, że Ryszard S. był poczciwym i porządnym człowiekiem. Przed laty pracował w raciborskiej oświacie. Dawniej pomieszkiwał w tym mniejszym domku gospodarczym nieopodal willi, wybudowanym dla niego przez jego córkę.
– Wielokrotnie wyjeżdżał do Stanów Zjednoczonych, do pracy. Miał tam chyba jakąś dalszą rodzinę? Ale zawsze stamtąd wracał – dodał inny z sąsiadów.
Cztery lata temu zmarła na raka jego żona. Moi rozmówcy twierdzą, że właśnie od śmierci żony dochodziło w tym domu do niesnasek.
– Dlaczego jednak strzelał, i to do swoich? – zastanawiają się mieszkańcy ulicy Marii Curie-Skłodowskiej. Podobne pytanie zadano Elżbiecie S.
– Nie odpowiedziała na nie – podkreśla prokurator – Powiedziała jedynie, że nie wie, co mogło być powodem takiego zachowania się jej ojca. Nie wspominała również nic o sporach finansowych, ani majątkowych w ich rodzinie.
W prokuraturze zapytano również Elżbiety S., czy jest właścicielką willi i mniejszego gospodarczego obiektu na tej posesji: – Właścicielem – jak się okazało – jest jej syn, któremu darowała kiedyś dom i całą posesję. Mieszka on obecnie we Wrocławiu.
Prokurator jeszcze nie rozmawiała z synem Elżbiety S. Przyjechał do Raciborza jedynie po rzeczy matki, kiedy odwożono ją do szpitala.
– Sprawa ta jest jak najbardziej rozwojowa – przyznają w prokuraturze.
Roman Roessler

Zobacz również: