KTO ZAPŁACI ZA BŁĘDY?

Jakub Kazała nie żyje od roku, a wątpliwości mnożą się, zamiast rozwiązywać. Pojawiają się też nowe okoliczności w postaci chociażby zapomnianego rachunku, czy tajemnicze kontakty policjanta z jedną z osób z otoczenia Kuby. Śledczy praktycznie odpuścili sobie tę sprawę. To rodzina prowadzi śledztwo, pisze wnioski o przeprowadzenie czynności, które powinny być wykonane rutynowo. Bliscy docierają do nagrań z monitoringów, kontrolują każdy krok śledczych. Mając do dyspozycji jedynie akta sprawy, wyłapują kolejne niejasności.

O zaginięciu i śmierci Jakuba Kazały pisaliśmy w maju ubiegłego roku. Gdy odwiedziliśmy jego rodzinę, byliśmy poruszeni determinacją bliskich Jakuba, pragnących poznać prawdę o jego śmierci. Jednocześnie zaskoczyły nas zaniedbania w śledztwie oraz liczne niejasności tej sprawy. Mieliśmy jednak nadzieję, że po marnym początku, śledczy w końcu się zrehabilitują i zaczną traktować sprawę śmierci Jakuba poważnie. Mijają jednak kolejne miesiące, a bilans czynności, jakie zostały wykonane oraz ich jakość nie wypadają dla nich korzystnie.
Obserwując tę sprawę niemal od początku, jesteśmy przekonani, że nie była ona prowadzona prawidłowo. Sprawia wprost wrażenie celowego ukrywania prawdy o tej zbrodni.
Doszło już nawet do tego, że rodzina Kuby, mając nowe, ważne informacje w sprawie, które pojawiły się niedawno, zastanawiała się, co z nimi zrobić i komu je przekazać. Nie ufa bowiem miejscowej policji i prokuraturze, i nie ma pewności, że kolejne ważne ślady również nie zostaną zaniedbane. W związku z tymi niejasnościami zdecydowaliśmy się napisać raport do Ministerstwa Sprawiedliwości.

Brak śladów na śniegu

Przypomnijmy. Jakub Kazała zaginął 27 grudnia 2014 roku w Białej Rawskiej (woj. łódzkie). Ponad trzy tygodnie później na bagnach znaleziono jego ciało. Za przyczynę zgonu uznano wychłodzenie organizmu. Jak wykazała późniejsza sekcja zwłok, nie można było w sposób pewny określić przyczyny śmierci. Uwzględniając jednak okoliczności jego zaginięcia i odnalezienia zwłok, przyjęto, że Kuba najprawdopodobniej zmarł w wyniku wychłodzenia organizmu. Nie odkryto obrażeń, mogących wskazywać na udział osób trzecich. W organizmie Kuby nie stwierdzono obecności substancji odurzających. Należy jednak pamiętać, że niektóre z nich, jak np. tabletka gwałtu, takiego śladu nie zostawiają. Wiedzą o tym na pewno doskonale dilerzy narkotykowi.
Już na tym etapie pojawiły się stwierdzenia, które pozostawiają wiele wątpliwości: „nie można w sposób pewny”, „przyjęto, że”, „najprawdopodobniej” – nie brzmią one jednoznacznie i przekonywująco. Nic zatem dziwnego, że rodzina od samego początku zaczęła dążyć do wyjaśnienia tajemniczej śmierci Jakuba.
Kuba zniknął kilkadziesiąt minut po północy, po spotkaniu z przyjaciółmi, na które poszedł ze swoją dziewczyną – Aleksandrą. Wyszli z domu znajomego w oczekiwaniu na taksówkę. Na monitoringu widać, jak na ulicy dochodzi między nimi do sprzeczki. Później para idzie kawałek razem. Następnie widać dziewczynę z drugiej kamery, po przeciwnej stronie budynku, ale Kuby już z nią nie ma. Zeznania Aleksandry to jedyny dowód na to, że poszedł we wskazanym kierunku. Warto dodać, że Ola była przesłuchiwana przy pomocy wariografu. Niestety, dziewczyna na badanie dojechała pod wpływem niedozwolonych substancji, w związku z czym stało się ono nieważne. Na kolejne nie chciała się już zgodzić.
Co ciekawe, na monitoringu widać też zatrzymujący się samochód. Pole widzenia zasłaniają jednak krzaki, nie widać ani marki auta, ani rejestracji, ani tego, czy ktoś do niego wsiada, lub z niego wysiada. Stoi tak około 15 sekund, po czym odjeżdża.
Około półtorej godziny później Kuby zaczęli szukać znajomi. Tej nocy spadł akurat świeży śnieg, lecz po jego zaginięciu już nie padał. Nie było żadnych śladów, wskazujących na to, że chłopak mógłby pójść wskazaną przez dziewczynę drogą. Potwierdza to też policyjna notatka: „W ramach poszukiwań sprawdziliśmy okolice miejsca ostatniego kontaktu, tj. obok punktu skupu owoców. Na poboczach i polu leżał świeży śnieg. Pomimo wielokrotnej kontroli nie ujawniliśmy żadnych śladów wskazujących na poruszanie się lub obecność kogokolwiek” – stwierdził policjant, autor notatki. Widocznie według śledczych, Jakub miał zdolność teleportacji. Po rozstaniu z dziewczyną przeszedł – nie zostawiając na śniegu śladu – kilka kilometrów – aż do bagien, gdzie w wyniku hipotermii zamarzł. Pozostawmy to bez komentarza.

Zdjęcia których nie było

Poszukiwania pełną parą rozpoczęły się 27 grudnia około godziny 13. – Pierwsza wersja policji jaką usłyszeliśmy, to: „Proszę nie panikować są święta, chłopak poszedł na imprezę, melanż go poniósł, pewnie siedzi gdzieś u kumpla” – opowiada Justyna Kazała, mama Kuby, i dodaje rozgoryczona: – Od momentu zgłoszenia zaginięcia do 7 stycznia nie przydzielono konkretnej osoby, która poprowadziłaby poszukiwania. Każdego następnego dnia musieliśmy od nowa tłumaczyć kolejnemu policjantowi, co się stało i co ustalił ten schodzący ze zmiany.
Dwa dni później, do poszukiwań został użyty helikopter. Chociaż, jak się później okazało, raczej w celach krajoznawczych niż poszukiwawczych. Miał być bowiem wyposażony w kamery termowizyjne, a nie był. Po zakończonych czynnościach poszukiwawczych z udziałem helikoptera poinformowano rodzinę, że pogoda była sprzyjająca, widoczność doskonała, a kamery bardzo dokładne (według policji dostrzegłyby nawet kota).
– Poprosiłam wtedy o wgląd w zdjęcia z pokładu helikoptera, otrzymałam informację, że niestety żadnych kamer nie było! – relacjonuje mama Kuby. Po pewnym czasie członkowie rodziny natrafili jednak na profil facebook’owy jednego z policjantów, który zamieścił tam zdjęcia. Lecąc helikopterem robił je telefonem komórkowym. Są ostre, wyraźne, nawet z tak marnego sprzętu. Helikopter latał nad terenem, gdzie znaleziono później ciało Kuby, i są na to świadkowie. Czy załoga nie widziała zwłok mężczyzny, leżącego na powierzchni ziemi? W tym miejscu korony drzew nie zasłaniają widoku.
Na moje pytanie, skierowane do Prokuratury Okręgowej w Łodzi, czy telefon, którym policjant robił zdjęcia został zabezpieczony i sprawdzony, a jeśli nie to z czego wynika przekonanie, że przekazał wszystkie zdjęcia, jakie miał? Otrzymałam odpowiedź od rzecznika prasowego Krzysztofa Kopani: „Okoliczność ta była sprawdzana i w kontekście dokonanych ustaleń nie ma podstaw do stwierdzenia, że nie zostały udostępnione wszystkie zdjęcia”. Czego innego mogłam się spodziewać? Nie ma podstaw do wykorzystania kamery termowizyjnej, tym bardziej nie ma podstaw do zabezpieczenia telefonu. Zostawmy jednak policjanta w helikopterze. Może nigdy nie widział Białej Rawskiej z lotu ptaka i pochłonęły go fotki telefonem, w celu pochwalenia się wycieczką na Facebook’u.
Wkrótce nastąpił zwrot w sprawie. 14 stycznia 2015 roku – w miejscu, które zostało wcześniej przeszukane przez około 100 policjantów, kilkudziesięciu strażaków i ogromną ilość przyjaciół Kuby oraz rodzinę – odnaleziono but chłopaka oraz kluczyki do jego samochodu.
But leżał w niewielkim bagnie, nieopodal opuszczonego domu, podeszwą do góry. Był czysty, tyle, że mokry. Gdyby Kuba tam szedł i but zostałby w bagnie, to byłby brudny, nie leżałby na powierzchni. Jest to podmokły teren. Gdyby chłopak jakimś cudem zdecydował się na taką wycieczkę, to zapadałby się, przewracał, jego ubrania i ręce też powinny być brudne, a nie były. Gdyby faktycznie zgubił ten but, to zostałby on w bagnie, a nie leżał na powierzchni, podeszwą do góry. Do zdolności teleportacji można w takim razie dodać jeszcze zdolność chodzenia po wodzie.
Skoro już zgubił but, podczas przeprawy przez bagno, to idąc dalej bez niego musiałby mieć na tej stopie chociażby jakieś otarcia.
– Mamy zdjęcia. Obie stopy Kuby się nie różnią. Gdyby szedł bez tego buta, miałby jakoś okaleczoną tę stopę w skarpetce. Jest tam mnóstwo kołków, gałęzi i patyków – wyjaśnia mama Kuby.

Psy nie znalazły zwłok

Kluczyki od samochodu, według relacji rodziny Jakuba, jeden z policjantów podniósł z ziemi, nie mając założonych rękawiczek! Tym samym zacierając i niszcząc materiał dowodowy. Jak to możliwe, że w tym momencie, kiedy znaleziono rzeczy należące do Kuby nie znaleziono jego ciała, które leżało około 100 metrów w linii prostej od tego miejsca?
Byłam tam. To nie są hektary lasu i bagien, to jest niewielki teren, który można ogarnąć wzrokiem. Z punktu, gdzie leżał but widać miejsce znalezienia ciała. Jakuba nie szukała jedna osoba. Ten teren był przeszukiwany przez wiele osób. Jego tata stał w miejscu, gdzie później znaleziono ciało chłopaka, i jego tam nie było.
Dzień później, 15 stycznia, użyto psów tropiących. Przewodniczka psa rozpoczęła poszukiwania od miejsca znalezienia kluczyków i buta. Poszukiwania trwały do zmroku oraz przez kolejnych kilka dni.
– Poprosiłam przewodniczkę o sprawdzenie konkretnego miejsca, jak się później okazało miejsca ujawnienia zwłok. Pani przewodnik powiedziała, że pies napije się wody, odpocznie kilka minut i oczywiście sprawdzi wskazany teren. I sprawdziła! Kuby tam nie było. – wspomina Justyna Kazała.
Po odnalezieniu zwłok mama Kuby poprosiła o przesłuchanie przewodniczki w jej obecności. Przesłuchanie się odbyło, jednak nie poinformowano o tym pani Justyny. Przewodniczka natomiast nie pamiętała, żeby ktoś prosił ją o pójście we wskazane miejsce: – Z tego co sobie przypominam, w trakcie poszukiwań, podeszła do mnie kobieta, przedstawiając się jako matka zaginionego. Chciała uzyskać informację na temat realizowanych działań na miejscu. Ja jej powiedziałam, aby udała się do osoby odpowiedzialnej za całą akcję poszukiwawczą. Chyba wskazałam komendanta komisariatu policji w Białej Rawskiej, jako osobę odpowiedzialną. Wtedy kobieta zapytała, czy może pogłaskać psa wyraziłam zgodę, po czym kobieta odeszła. Nie przypominam sobie aby sugerowała mi bym sprawdziła jakiś dodatkowy obszar. Ja w dniach poszukiwań wykonywałam polecenia dowódcy akcji. Szczegóły prowadzonych przeze mnie działań znajdują się w notatce służbowej z użycia psa służbowego. – zeznaje przewodniczka.
W tym momencie pani Justyna poczuła, że znowu coś tu nie gra. Rodzina sama (!) dotarła do monitoringu z kamer umieszczonych przy ul. Mickiewicza, na których widać, że przewodniczka z psem idzie w to miejsce. Dopiero po interwencji rodziny nagrania te zostały zabezpieczone. Z tej kamery idealnie było widać, jak po odnalezieniu ciała, Kuba zostaje wynoszony na noszach. Jednak wcześniejsze nagrania już przepadły. Trudno nazwać taką ignorancję policji zwykłym błędem.
Od miejsca ujawnienia zwłok do głównej ulicy Mickiewicza jest dokładnie 56 metrów. Czy z takiej odległości po 3 tygodniach pies do wykrywania zwłok ludzkich nie wyczułby ciała, leżącego na powierzchni ziemi?
Pani przewodnik zeznaje też, że szła z psem wzdłuż rzeki od początku do końca. Od rzeki do miejsca odnalezienia ciała jest 10 metrów w linii prostej. Czy z takiej odległości pies też nie podjąłby tropu?
Wszystko wskazuje na to, że ciała Jakuba podczas poszukiwań po prostu tam jeszcze nie było. Nie mogłyby tam leżeć przez 3 tygodnie, niezauważone przez nikogo z poszukujących, ani nienaruszone przez żadną zwierzynę. Kluczyki oraz but mogły zostać podrzucone. Chwilę później mogło być zaplanowane podrzucenie ciała, jednak nie doszło do tego chociażby na skutek spłoszenia przez kogoś. Trzymając się jednak wersji, że Jakub sam tam doszedł i zamarzł, trzeba było tam wrócić i podrzucić ciało. Warto dodać, że – idąc od strony ulicy Mickiewicza – miejsce, gdzie leżał Kuba to ostatni obszar w miarę suchy. Dalej już ciężko przejść, co dopiero przenosząc zwłoki. Być może sprawcom udało się dojść tylko do tego miejsca i tutaj go zostawiono? Ciało leżało około 50 metrów od uczęszczanej ulicy. Opuszczone spodnie Jakuba były zapewne efektem niesienia ciała za nogi.

Tajemnicze rozmowy

Ciekawe wnioski płyną też z billingów, które posiadamy. Wynika z nich, że były chłopak Aleksandry – Sebastian prowadził rozmowy telefoniczne z policjantem z KPP w Rawie Mazowieckiej (nazwisko znane redakcji). Miało to miejsce chociażby 5 stycznia. Akurat w tym dniu zostało wystawione pismo o wszczęciu dochodzenia w sprawie zaginięcia Jakuba Kazały.
Miejmy nadzieję, że kontakt z Sebastianem nie miał na celu poinformowania go o tym fakcie. Myślę, że Ministerstwo Sprawiedliwości zajmie się tym wątkiem i sprawdzi cel i charakter tych kontaktów. Ciekawe jest bowiem to, że rozmowy prowadzone były z innego numeru Sebastiana, niż ten, który podał przy przesłuchaniu, i którego billingi sprawdzono na początku śledztwa. Do drugiego numeru telefonu mężczyzny dotarła rodzina, i to ona złożyła później wniosek o sprawdzenie billingów również z tego numeru. Po sprawdzeniu okazało się, że rozmowy telefoniczne między policjantem, a byłym chłopakiem Oli odbywały się właśnie z tego numeru.
– Prokuratura pytała mnie, skąd mam ten numer – mówi zdziwiona mama Jakuba i dodaje -To chyba ja powinnam zapytać, dlaczego tego numeru nie sprawdzono?
W tym miejscu warto przypomnieć, że Sebastian, to chłopak z którym Aleksandra spotykała się zarówno przed związkiem z Jakubem, jak i niedługo po jego zaginięciu. Podczas zeznań, dziewczyna tak opisywała te relacje: – Kiedy zaczęłam chodzić z Jakubem, to rozstałam się z Sebastianem. Jednak wydzwaniał, przychodził do mnie, mówił, żebym rozstała się z Jakubem. W nerwach mówił nawet, że może mu coś zrobić, ale u niego to było normalne. Z naszych informacji wynika, że Sebastian odgrażał się Kubie także na portalu społecznościowym. Według naszych informacji miał ponoć zajmować się bardzo dochodowym interesem: – U niego zawsze można było kupić każdy towar. – twierdzą młodzi mieszkańcy Białej Rawskiej. – Wszyscy o tym wiedzą, ale ma układy, i nic mu nie robią.
Tej nocy, gdy zaginął Kuba, Sebastian podobno był w domu. Jednak jest kilka osób, które twierdzą, że widziały go wówczas na mieście. Sebastian mieszkał w bloku, około 200 metrów od miejsca, gdzie znaleziono ciało Jakuba.

Zapomniany paragon

Niedawno wyszły na jaw nowe fakty, podważające dotychczasową wersje śledczych. Jesteśmy w posiadaniu paragonu, wystawionego Aleksandrze przez taksówkarza. Był to kurs, który miał miejsce zaraz po zaginięciu Kuby. Paragon ten był dołączony do akt, jako dowód w sprawie. Wygląda jednak na to, że widniał tam jedynie dla ozdoby. Według paragonu czas przejazdu to od 00:45 do 00:51. Natomiast według billingów, Ola o 00:48 dzwoniła do tego samego taksówkarza. Wynika z tego, że jechała z taksówką i jednocześnie rozmawiała z taksówkarzem przez telefon. Jest to mocno niedorzeczne, ale widocznie dla śledczych nie na tyle, aby dopatrzeć się w tym sprzeczności, budzącej wątpliwości co do zeznań dziewczyny i taksówkarza.
Kolejna kwestia, to ilość kilometrów. Nikogo z prowadzących sprawę nie zastanowiło, że według paragonu Aleksandra przejechała 2,4 km. Natomiast trasa, którą w zeznaniach opisywał taksówkarz jest dłuższa. Pod koniec 2015 roku, po naszej interwencji, i pytaniach do rzecznika prokuratury, jak to możliwe, że nie zostało to zweryfikowane, przeprowadzono eksperyment procesowy. Zapis eksperymentu oczywiście posiadamy i wyglądał on mniej więcej tak: Przejechano z taksówkarzem trasę, jaką podał jako pierwszą w zeznaniach. Kilometry się nie zgadzały. Przejechano kolejną trasę, którą według zeznań taksówkarza jechał z Olą po kilkudziesięciu minutach -kilometry również się nie zgadzały. Dopiero za trzecim razem, gdy policjanci z taksówkarzem dojechali do pewnego punktu, ten stwierdził, że tutaj właśnie zawracali. Nietrudno jest bowiem, patrząc na licznik wyznaczyć punkt, w którym należy zawrócić. Wystarczy do tego umiejętność dzielenia przez dwa, lub mnożenia przez dwa. Do wyboru. Tym sposobem wyszło w końcu 2,4km, a taksówkarz po roku zmienił zeznania i stwierdził, że poprzednio musiał się pomylić. Jeździli bowiem z Aleksandrą kilkoma trasami, a ta za którą jest rachunek (pierwsza z nich), to jednak nie ta trasa, którą podał podczas pierwszych zeznań. Rok temu, świeżo po tym kursie się pomylił. Teraz, po roku przypomniał sobie precyzyjnie tę właściwą trasę. Cuda ludzkiej pamięci.
Niedawno poprzez portal społecznościowy zgłosił się do rodziny Kuby nowy świadek. Twierdził, że słyszał rozmowę, z której wynikało, że w śmierć chłopaka zamieszana jest osoba trzecia. Więcej na ten moment dla dobra sprawy nie możemy zdradzić. Świadek zdarzenia zadeklarował, że może to zeznać, jeżeli sprawa zostanie przeniesiona do innej prokuratury, bo teraz zwyczajnie się boi z uwagi na „układy, które tu panują”. Jest to zbyt cenna informacja. Zatem obawa, że zostanie ona potraktowana tak jak inne istotne kwestie w tej sprawie, wydaje się być uzasadniona.

Nie można się poddać

Jesteśmy przekonani, że nasz raport przekazany Zbigniewowi Ziobrze sprawi, że odpowiednie instytucje sprawdzą, na ile te nieprawidłowości, to nieudolność organów ścigania, a na ile ewentualnie celowe działania.
Mamy nadzieję, że wyznaczona zostanie jednostka kontrolna, która zrobi wszystko co możliwe, aby sprawdzić i wykluczyć ewentualne zamierzone działania prokuratury, mające na celu zatuszowanie faktycznego przebiegu zajścia, w wyniku którego Jakub Kazała poniósł śmierć. Zaś w przypadku potwierdzenia nieprawidłowości, spowodują, że sprawa zostanie przeniesiona do innej prokuratury.
W związku z rażącymi zaniedbaniami ze strony policji i prokuratury, rodzina szukała pomocy również w mediach. Dzięki nagłośnieniu sprawy chcieli zwrócić uwagę wyższych instancji.
– Nie zależy nam na samym rozgłosie i szumie medialnym. To nic przyjemnego, bo za każdym razem wracają wspomnienia, a ból przy tym jest nie do opisania. Chcemy tylko, żeby w końcu ktoś się temu wszystkiemu przyjrzał. Zwróciliśmy się też o pomoc do Stanisława Karczewskiego, Marszałka Senatu, który zadziałał natychmiast. Napisał i wysłał wnioski gdzie potrzeba. Czekamy na dalszy rozwój spraw- mówi w rozmowie z nami Ewelina Szcześniak-Franaszek- ciocia Kuby. Nie ukrywa też, że w głębi serca bardzo liczy na to, że sprawa wreszcie się wyjaśni i rodzina pozna prawdę, o tym jak wyglądały ostatnie chwile życia Jakuba. Nie oczekują cudów tylko rzetelnego śledztwa.
Minął rok. Sprawą zajmuje się już czwarty prokurator. Żaden nie ustalił niczego konkretnego: – Aby coś zostało sprawdzone musimy pisać wnioski i mam wrażenie, że tylko ten nasz upór nie pozwala jeszcze zamknąć tej sprawy. Prawie rok musieliśmy czekać na billingi kluczowego świadka. Niemal codziennie przeglądam i czytam akta sprawy z nadzieją, że poprzednim razem coś jednak przegapiłam. To dzięki temu udało nam się wychwycić niezgodności w zeznaniach Aleksandry i taksówkarza. Po roku prokuratura postanowiła przeprowadzić eksperyment procesowy! Po roku taksówkarz zmienia zeznania! – opowiada pani Ewelina i podsumowuje – Wśród śledczych istnieje powiedzenie, że klucz do zagadki kryje się w pierwszych stronach akt. Ale jest pewien haczyk, te akta trzeba czytać, zapoznać się z nimi, a tego niestety śledczy z Rawy Mazowieckiej już nie robią. Mam do nich ogromny żal. Policja powinna być instytucją, która budzi zaufanie. Nasze odczucia są zupełnie inne. Kuba już do nas nie wróci, a nam nic nie pomoże ukoić bólu po jego stracie. Jednak chcę wierzyć, że żyję w kraju, w którym rządzi sprawiedliwość a nie obłuda. Chcę mieć pewność, że zło zostanie ukarane, a dobro zawsze zwycięży.
My również wierzymy, że nasz raport przekazany do Ministerstwa Sprawiedliwości nie pozostanie bez reakcji. W tym artykule pokazujemy jedynie główne wątpliwości związane z tą sprawą, jest ich jednak znacznie więcej. Wszystkie uwagi – wraz z dowodami w postaci zapisów rozmów, billingów, zeznań, zdjęć itp. – przekazaliśmy do Ministra Sprawiedliwości.
Do tej sprawy będziemy jeszcze wracać tak długo, jak będzie to konieczne. Aż do jej wyjaśnienia.

Marta Bilska

Zobacz również: