Poszkodowanym jest niejaki Mykola B., ukraiński przedsiębiorca o niejasnych biznesowych powiązaniach. Porywaczami – czterej młodzi mężczyźni. W tej sprawie przewija się też postać znana już wymiarowi sprawiedliwości – niejaki Władysław (Vladislav). S. „Vadim”, nazwany przed laty rezydentem mafii rosyjskiej w Polsce. To były kochanek Moniki B.  („Słowikowej”), dla którego straciła głowę i porzuciła męża lidera gangu pruszkowskiego. To między innymi on –  zdaniem Mykola B. – był zleceniodawcą porwania. Prokuratura jednak nie znalazła na to żadnych dowodów.

W lutym 2016 roku Mykola B., ukraiński przedsiębiorca handlujący drewnem, były komandos, dziś pięćdziesięcioletni, dobrze zbudowany  mężczyzna, otrzymał maila. Jakiś biznesmen pragnął zakupić drewno pod budowę 12 domków. Zamówienie liczyło sobie dokładnie tyle drewna, ile Mykola posiadał aktualnie na stanie. Umówił się na spotkanie z deweloperem w miejscowości Tłuste.

Wersja ukraińska

Po przywiezieniu do niewielkiego domku we wsi Tłuste, w którym miała być tymczasowa siedziba firmy budowlanej, Mykolę B. obezwładniono, związano i zakuto w kajdanki. Potencjalni klienci – wśród których ofiara rozpoznaje m.in. znajomego Dawida – oklejają mu nogi taśmą, okładają pałkami, zabierają karty bankomatowe. Traktują gazem. Kładą Mykolę B. na łóżku wyłożonym folią. Na głowę zakładają mu sznur, przywiązują go do ramy łóżka. Jeden z podejrzanych, ku uciesze pozostałych,  co i rusz pociąga za linę, zaciskającą się wokół szyi Mykoli.

  – Jedno łóżko dla ciebie, drugie – dla twojej żony – krzyczał jeden z porywaczy. Straszyli, że dowiozą także Olgę B.,  żonę Mykoli, zgwałcą i sprzedadzą do burdelu w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Zażądali wypłacenia 100 tysięcy euro, bądź równowartości tej sumy w złotówkach.

Dawid – wygląda na lidera, uśmiechnięty od ucha do ucha, pewny siebie – kontaktuje się w tym czasie z kimś przez telefon, informując o sytuacji, odbierając dyspozycje. Mykola dostaje ciosy pałką teleskopową, jeden z porywaczy  kieruje w jego stronę broń, strzela dwukrotnie – na szczęście ślepakami.

Ukrainiec dopytuje, skąd pomysł, że on w ogóle dysponuje taką kasą?

– Masz druki celne, widnieje na nich informacja, że wjechał do twojej firmy towar za 450 tysięcy złotych. – odpowiadają. Mykoli świta w głowie –  takie druki widział u Olka B., który pokazywał je Martinowi B. Chwalił się, że załatwiają takie kwitki od ręki. Ukrainiec obiecuje zatem, że owszem, dostaną te pieniądze. Sprzeda towar za 60 tysięcy, odda samochód i dodatkowo dorzuci 20 ciężarówek wypełnionych towarem. Ale to potrwa. Bo fakty są takie, że 450 tysięcy złotych aktualnie po prostu nie ma.

Następnego dnia porywacze – w liczbie trzech – informują ofiarę, że zostanie wypuszczony.

 –Szuka cię żona i policja – rzucają zdenerwowani. Ma nikogo nie powiadamiać o żądaniach, a żonie powiedzieć, że całą noc pił. W tym celu Dawid, Łukasz i Wiesiek poją Mykolę wódką. Wlewają w niego napój szklankami.

– A ja nie piję. Jestem abstynentem. – żarliwie zapewnia przed sądem Ukrainiec Tym słowom towarzyszy rechot oskarżonych. 

– Pan Dawid. Z i Wiesław Z. od samego początku, czyli od dnia ich zatrzymania oraz posiedzenia o zastosowania wobec nich aresztu, konsekwentnie twierdzą, że w dniu rzekomego czynu spotkali się z pokrzywdzonym w celach towarzysko – biznesowych i podczas tego spotkania wszyscy jego uczestnicy spożywali dość znaczne ilości alkoholu – informuje mecenas Piotr Mrowiński z kancelarii Połacieniec & Iwanowski Adwokaci i Radcowie Prawni, jeden z adwokatów oskarżonych. – Dwóch pozostałych konsekwentnie zaś zaprzecza temu, by brali udział w tym spotkaniu – dodaje.

Po spojeniu Ukraińca, chłopcy dokumentnie sprzątają domek, cały czas używając rękawiczek. Ukrainiec rejestruje tę gorliwość, zostawia więc jak najwięcej śladów. Pluje na łóżko, dywan. Dają mu do ręki rewolwer – ma zostawić na nim swoje odciski. Jakby coś poszło niezgodnie z planem, będzie wrobiony w zabójstwo.

Odwożą Mykolę samochodem pod Wola Park, tam czeka na niego jego samochód.

Następnego dnia panowie – pokrzywdzony oraz jeden z porywaczy, Dawid – spotykają się w Blue City. To właśnie Dawid miał być wyznaczony przez „szefów” do kontroli i odbioru 100 tysięcy euro. Plan uległ zmianie – ci tajemniczy szefowie nie chcą już ciężarówek Mykoli, ale kasę. Ukrainiec będzie musiał sprzedać towar i przekazać Dawidowi pieniądze z utargu. Policja, mimo że jest na miejscu, odczekuje. Chce mieć wszystkich porywaczy. Ukrainiec spotyka się z dwójką podejrzanych kolejnego dnia, tym razem w galerii handlowej Arkadia. Porywacze zostają tym razem zatrzymani.

Mykola B. wskazuje na ławę oskarżonych: Wieśka i Łukasza rozpoznaje, nieco problemów nastręcza mu Robert. Dawida poznał kiedyś przez niejakiego Martina B. To na jego zaproszenie przyjechał do Polski. Dzięki Martinowi poznał także Olega B., któremu zawdzięcza przedłużenie wizy. W końcu Marin przedstawił mu innego znajomego, także Ukraińca, od ponad dwudziestu sześciu lat mieszkającego w Polsce – „Wadima” Vladislava S. To z nim zakłada pierwszą firmę (legalną – jak podkreślała żona Mykoli B., choć nikt jeszcze o tę legalność nie pytał), ale „Wadim” szybko wycofuje się z nierentownego (?) biznesu. Mykola rozlicza się z nim, oddając 10 tysięcy dolarów.

O „Wadimie” pisano m.in., że ma powinowactwo mafijno-rosyjskie. Został skazany na siedem lat za pobicia i wymuszenia, ale Sąd Najwyższy uchylił ten wyrok. Miał przeżyć ostrzał niemalże artyleryjski – w jego kierunku oddano dziesięć strzałów, przeżył. W Lublinie toczy się proces przeciw niemu, ma postawione zarzuty m.in. z artykułu 286 par. 1 (oszustwo, żądanie okupu), 297 par 1 czy 294 par 1.  Miał – wraz Moniką B. zresztą – dokonać wymuszenia rozbójniczego na pewnym przedsiębiorcy, któremu pożyczyli 80 tys. zł. Pieniądze te przedsiębiorca oddał, ale dług wciąż rósł. Biznesmen miał być zastraszany (przeżył odwiedziny kilu rosłych panów), straszony zabójstwem. Do rozstrzygnięcia jeszcze daleko. „Wadim”, dziś jest na wolności,  wysoki, postawny mężczyzna, posługujący się bezbłędną polszczyzną bez cienia ukraińskiego „zaśpiewu’, w niczym żadnego bandziora nie przypomina. Prokuratura nie dopatrzyła się ani jego – ani pozostałych dwóch mężczyzn– udziału w porwaniu Mykoly B.

 – Sama nazwa wydziału, ten „terror”  budzi niepokój w człowieku – zapewniał przed sądem zeznając w tej sprawie. I zapewniał sędzię Beatę Nijjar – To na komendzie dowiedziałem się o porwaniu Koli. Byłem zestresowany, bo faktycznie pożyczałem mu pieniądze, nie chciałem, żeby mnie podejrzewano. Ale on te pieniądze zwrócił – przekonywał.

– Jestem pewien, że oskarżeni działali na zlecenie Martina i Wadima–  zapewniał Mykola B. w trakcie rozprawy.

Dyskredytacja ofiary

Za wersją oskarżonych przemawiają następujące wątpliwości: – Po co mielibyśmy porywać człowieka, który nie miał żadnych pieniędzy – pytają. Poddają w wątpliwość jedną z kluczowych zeznań Mykoli, o wielogodzinnym pryskaniu gazem.  Po powrocie do domu owszem wyglądał na pobitego, jednak jak na pryskanie gazem nie miał poważniejszych problemów z oczami. Po tym zdarzeniu nie poszedł do okulisty.

– Po traktowaniu z odległości 4 metrów gazem różnego rodzaju, skóra może wyglądać jak po oparzeniu – argumentował biegły Zbigniew Wawer. Do psikania tym gazem dochodziło w niewielkim pomieszczeniu (25 m²), w którym oprócz poszkodowanego przebywali napastnicy. Jednak oni nie odnieśli żadnych obrażeń, nie łzawili, nie kaszleli. A to dziwne. To także jeden z dowodów obrony na to, że Mykola B. jest niewiarygodny, a cała historia zmyślona.

Kluczowi świadkowie (Martin, Oleg, Władysław S. – red.)  którzy zdaniem pokrzywdzonego mieli posiadać wiedzę o sprawie, zaprzeczyli aby znali oskarżonych i mieli z tym porwaniem cokolwiek wspólnego. Mykola z ich opowieści jawi się jako osoba niesolidna, oszust nadużywający alkoholu i narkotyków. Kiedy zeznawali, Mykoli B. nie było na sali sądowej.

– Czy to nie dziwne? –  pytał metaforycznie Władysław S. I dyskredytuje znajomego w rozmowie z Reporterem: – Mykola to narkoman, jest ciągle pod wpływem środków odurzających, kokainy. To alkoholik. Dodaje, że według niego cały ten handel drewnem to lipa.  No, czy według pani opłacałoby mu się sprowadzać drewno z Ukrainy do Polski? – śmieje się. – Handluje się bursztynem Nielegalnie. –  dodaje.

– Często się spotykaliśmy, utrzymywaliśmy towarzyskie stosunki, mocno zresztą zakrapiane alkoholem. Razem spędzaliśmy sylwestra w Sheratonie dwa lata temu. Musiałem później za Mykolę i Olgę zapłacić, kupiłem mu garnitur – dodawał już poza salą sądową „Wadim”. 

– Wówczas znajomy uprzedzał mnie, żebym zerwał kontakty z Kolą, że to oszust, wyłudzał na Ukrainie kredyty. 8 stycznia byli zaproszeni ma moje urodziny, i od tego momentu nasze stosunki się poluzowały. Często pożyczałem Koli na życie. Nie oddawał, w końcu się rozliczył. Oddał 10 tysięcy złotych, ale lekki niesmaczek czułem . Na tym poziomie, na jakim był jego język polski, nie mógł prowadzić interesów – pogrążał znajomego „Wadim”. A jego zniknięcie z połowy lutego nie było niczym niezwykłym – przekonuje  –  Bywało, że znikał na 3 dni, nie można się było do niego dodzwonić.

Z kolei współpraca między Olegiem i Mykolą miała się skończyć, gdyż Ukrainiec był mu winien pieniądze. Oleg B. handlował biopaliwami i drewnem. Oliwy do ognia dodał zeznający tydzień wcześniej Martin B.

 – To nie jest człowiek, którego się porywa – wyraźnie podkreślał. – Żył ponad stan, zamiast papieru toaletowego używał chusteczek nasączonych pachnącym mydłem. A faktycznych pieniędzy nie miał. To nie był jakiś wiarygodny przedsiębiorca.

Sąd częściowo uwierzył

Śledczy potwierdzają, że oskarżeni wynajęli domek we wsi Tłuste. Karteczka znaleziona przy Dawidzie bezsprzecznie potwierdza, że to on miał być tajemniczym deweloperem, pragnącym zakupić od firmy Mykoli B. drewno pod budowę domków jednorodzinnych.

Porywacze ukraińskiego biznesmena na ławie oskarżonych/ fot screen TVN 24
Porywacze ukraińskiego biznesmena na ławie oskarżonych/ fot screen TVN 24

Kontaktował się z Ukraińcem z numeru, który logował się w pobliżu wsi Tłuste. Z kolei dane logowań wykazały, że w dniu porwania (25 lutego 2016 r.) numery porywaczy często się ze sobą łączyły. Używali tzw. „czystych telefonów”, zakupionych specjalnie na akcję. 

Przy oskarżonych znaleziono pałkę teleskopową, oryginał umowy na wynajem domku w tej miejscowości, kluczyki do domku oraz kluczyki od kajdanek. Także ślady biologiczne w mercedesie Mykoli, należące do Łukasza i Roberta. Śledczy znaleźli ponadto ślady biologiczne, potwierdzające fakt przebywania Mykoli w domku w tej miejscowości. Rzekomi porywacze nie zaprzeczają, że  w tym domku z Mykolą byli, ale na imprezie. Aczkolwiek nie znaleziono tam ich śladów biologicznych (poza śladami Wiesława Z. To zaś potwierdza wersję Mykoli o rzetelnym wysprzątaniu nieruchomości. A chłopaki niewiele pamiętają, bo w rozmowach biznesowych z ludźmi ze Wschodu, dużo się pije. A oni wypili w sumie ze 2 – 3 litry wódki.

Oskarżeni ponadto tłumaczą, że zapytanie ofertowe wysłali na serio. Był niemiecki kontrahent zainteresowany zakupem drewna. Nigdy go nie odnaleziono. Wiesiek, który trzyma się tej wersji, nie ujawnił nigdy jego personaliów. Mykola B. ponadto ubzdurał sobie, że są przedstawicielami jakiejś ukraińskiej grupy, chcącej ściągnąć od niego pieniądze. Stąd to pomówienie o porwanie.

W mowie końcowej prokurator Przemysław Nowak. podkreślał, że sprawa nie jest oczywista. Mykola B. podawał zawsze tę samą wersję ze szczegółami, ani razu jej nie zmieniając.

 – Nie byłby w stanie odtworzyć tego w taki sposób, gdyby nauczył się tej wersji na pamięć – stwierdził. I dodawał, że za jego uczciwość nie dałby sobie ręki uciąć, ale nie biznesy Mykoli są przedmiotem postępowania, Obrona wytykała niespójność zeznań pokrzywdzonego, a nade wszystko fakt traktowania go gazem przez oskarżonym w domku o powierzchni 25 m².

Sąd częściowo uwierzył w wersję ukraińskiego przedsiębiorcy, wyznaczając karę 5, 4 oraz 1 roku więzienia poszczególnym oskarżonym. Najwięcej załapał Wiesiek, który dopuścił się czynu karalnego w warunkach recydywy, najmniej  – Robert G., rzekomy kierowca owego dnia. 

Sąd przyznał, że trudno było ustalić stan faktyczny, gdyż zarówno oskarżeni, jak i pokrzywdzony, mijali się z prawdą, trudno też było ustalić chronologię wydarzeń. Tak czy inaczej do porwania  – według sądu – doszło.

Wyrok jest nieprawomocny. Mykoli B. na ogłoszeniu wyroku nie było.  

Gabriela Jatkowska

 

Zobacz również: