fotografia symboliczna/ fot. Przemysław Graf
Proces Adama Z. oskarżonego o zabójstwo Ewy Tylman prawdopodobnie zakończy się spektakularną klęską prokuratury, ale w tej sprawie jest jeszcze jeden wielki przegrany. To dziennikarze, którzy od samego początku relacjonowali sprawę przedstawiając tylko argumenty jednej strony. Zachowywali się tak, jakby ktoś im zabronił myśleć i produkowali teksty podobne kropka w kropkę do siebie.
Oprócz dziennikarzy magazynu Reporter, chyba nie znalazła się żadna inna redakcja, która potrafiłaby na sprawę spojrzeć z innej strony, i zauważyć wiele nieścisłości w pracy policji oraz prokuratury. Obronę stanowiska prokuratury do absurdu doprowadziła Gazeta Wyborcza. 16 grudnia 2016 roku na łamach tej gazety ukazał się tekst Piotra Żytnickiego „Badała śmierć Ewy Tylman. Prokurator Jarecka to specjalista od spraw trudnych”.
Od rozpoczęcia procesu dzielił nas prawie miesiąc, a gazeta już kreowała prokurator Magdalenę Jarecką na świetnego fachowca. Artykuł, który w zamyśle miał przedstawiać sylwetkę Magdaleny Jareckiej, w zasadzie był jednym wielkim peanem na jej cześć. „To nie był przypadek, że Magda dostała tę sprawę. Jej kandydatura sama się narzucała. Profesjonalistka, nie boi się wyzwań, ma duże doświadczenie i wysoką skuteczność w sprawach kryminalnych”. „Magda się ucieszyła, że dostała tę sprawę, bo lubi wyzwania. Z marszu wzięła się mocno do pracy. Sama przesłuchiwała świadków. Potem mieliśmy dużo kontroli i każdy, kto czytał akta tej sprawy, był pod wrażeniem tego, co udało się zebrać na pierwszym etapie śledztwa” – to tylko dwa cytaty z tego tekstu, ale bezkrytyczne uwielbienie dziennikarza Wyborczej musi dziwić. Tym bardziej, że tekst ukazał się w tym samym czasie, kiedy prokuratura zapowiedziała, że będzie chciała utajnienia procesu. Ten fakt nie za bardzo oburza dziennikarza, jest on tak przejęty pisaniem pochwał, że nie widzi w tym żadnego problemu.
Pisanie na zamówienie
Po trzech rozprawach wiemy już, dlaczego prokurator chciała utajnienia procesu. Gdyby odbywał się on za zamkniętymi drzwiami, pewnie nigdy nie dowiedzielibyśmy się jak słaby jest materiał przygotowany przez policję oraz prokuraturę.
Dokładnie 10 dni od tego kuriozalnego tekstu Gazeta Wyborcza chwali się, że dotarła do aktu oskarżenia i obszernie cytuje materiał w nim zawarty. Dokładnie opisuje wersję Jareckiej o pobudzeniu seksualnym Adam Z. i wrzuceniu Ewy Tylman do rzeki.
Dziennikarz bezkrytycznie podchodzi do tego materiału. Czytelnik po takiej lekturze jest przekonany, że Adam Z. zabił Ewę Tylman. Prokurator Jarecka osiągnęła swój cel. To był świetny „deal”. Wy napiszecie o mnie dobrze, ja wam udostępnię akt oskarżenia. Na tym etapie sprawy można powiedzieć 1:0 dla prokurator Jareckiej.
Co prawda Gazeta Wyborcza mogła się pochwalić „jako pierwsi dotarliśmy do aktu oskarżenia”, ale z perspektywy czasu widać, że ten układ pogrążył Wyborczą. Od tego momentu nie mogli źle pisać o pracy pani prokurator. Widać to podczas relacjonowania pierwszych dwóch rozpraw. Kluczowe dla oskarżyciela było przesłuchanie 3 policjantów, rzekomych świadków przyznania się Adama Z. do zabójstwa. Każdy kto był na procesie mógł zaobserwować nieścisłości w ich relacjach. Jednak zaobserwować, a napisać w gazecie, to dwie różne sprawy. W zasadzie wszystkie media pchane owczym pędem starały się nie zauważać, że policjanci kręcą, zasłaniają się niepamięcią, wtedy gdy mają odpowiadać na szczegółowe pytania. Wszyscy dziennikarze, jakby pod dyktando pani prokurator, przedstawiają wersję o zabójstwie Ewy Tylman przez Adama Z.
Boją się prawdy
 Nikt nie wychwytuje słabości aktu oskarżenia. Jest ich tak wiele, że zaczynam się zastawiać, co stało się z poziomem dziennikarstwa w Polsce? Czy myślenie jest już zabronione? W oczekiwaniu na rozpoczęcie procesu albo w przerwie podpytuję dziennikarzy, dlaczego ich relacje są tak nieobiektywne.
– Redakcja narzuca taką wersję. Nie mogę za mocno bronić Adama Z. – to tylko te bardziej łagodne wytłumaczenia. Pokazują one, że zdanie dziennikarza tak naprawdę się nie liczy. Przychodzi on na rozprawę z gotową tezą, którą ma przedstawić w swojej relacji.
Niestety były też bardziej przerażające odpowiedzi: – Nie mogę źle pisać o policjantach i prokuraturze, bo potem nie dostanę żadnego od nich tematu.
I oto docieramy do sedna sprawy. Okazuje się, że dziennikarze trzymani są krótko. Kto się wychyli zostaje odcięty od informacji płynących z policji. Dla dziennikarzy telewizyjnych, radiowych lub tych pracujących dla portali najważniejszy jest czas. W tym środowisku trwa wyścig o jak najszybsze podanie informacji. Prawda i opinie schodzą na drugi plan.
Trzeciego dnia procesu nastąpiło prawdziwe trzęsienie ziemi. Sędzia zapowiedział zmianę kwalifikacji czynu. Adam Z. prawdopodobnie będzie odpowiadał za nie udzielenie pomocy, a nie zabójstwo. W poniedziałek Adam Z. wyszedł na wolność i nagle stał się cud. Dziennikarze rzucili się wyłapywać błędy w akcie oskarżenia, nagle zauważyli, że policjanci zeznający o przyznaniu się Adam Z. do morderstwa są niewiarygodni. Eksperyment procesowy z udziałem pozorantów uznają za nieudany. Co odważniejsi zaczynają pytać o udział chłopaka Adama O. w całej sprawie.
Dlaczego po wielu miesiącach opisywania sprawy Ewa Tylman dopiero teraz pojawiają się w mediach wątpliwości, co do winy Adama Z.. Przecież dotąd wszyscy zastanawiali się tylko nad tym, czy prokurator Jareckiej uda się udowodnić winę. Słowa „proces poszlakowy” były odmieniane przez wszystkie przypadki. Adam Z. został skazany przez media, brakowało tylko twardych dowodów.
Skazany przez hieny
Chciałbym mieć nadzieję, że ten proces czegoś dziennikarzy nauczy, ale jestem sceptyczny. Nie mam wątpliwości, że w przyszłości będziemy świadkami podobnych wydarzeń. Rzetelne i obiektywne dziennikarstwo w Polsce umarło.
Proces Adam Z. bezlitośnie obnażył słabość polskich mediów. Podczas ich relacjonowania doszło jeszcze do kilku poważnych błędów. Wystarczy wspomnieć wpadkę telewizji publicznej, która podczas retransmisji pierwszego dnia procesu nie potrafiła wypikać danych osobowych świadków. Nie zakryła również wizerunku oskarżonego.
Niektóre redakcje tak bardzo uwzięły się na Adama Z., że nawet po jego wypuszczeniu na wolność cały czas go prześladują. Super Express opublikował artykuł pod znamiennym tytułem „Rodzice chronią Adama Z. po jego wyjściu z aresztu”. Do tekstu dołącza zdjęcia ojca Adama Z. i pokazuje dom, w którym mieszka Adam Z., a pod zdjęciem daje podpis ułatwiający lokalizację budynku w Pile.
To wysoce nieetyczne. Ciekawe, czy dziennikarz i fotograf tego tabloidu chciałby, aby w mediach zastał ujawniony ich adres zamieszkania. Oczywiście można tłumaczyć, że brukowce zawsze rządziły się swoimi prawami. W języku niemieckim istnieje słowo „schadenfreude” oznaczające radość z cudzego nieszczęścia lub niepowodzenia. Można powiedzieć, że na tym zbudowany jest sukces prasy brukowej i tego szuka czytelnik tych gazet. W pamięci mamy jeszcze inny bulwersujący wyskok Super Expressu. Doskonale pamiętamy sprawę małej Madzi z Sosnowca. Kiedy cała Polska przekonana była o winie jej matki, to ta gazeta zapłaciła dzieciobójczyni za rozbieraną sesją fotograficzną na koniu.
Adam Z. przesiedział w więzieniu 15 miesięcy. Można rozmawiać o jego udziale w śmierci Ewy Tylman, problem tylko w tym, że media bezkrytycznie trzymając się wersji pani prokurator skazały go już kilka miesięcy temu. Tak długi areszt tymczasowy i potraktowanie Adam Z. jak niebezpiecznego przestępcy (na procesie zeznawał za pancerną szybą) było wielkim błędem. Kto, jak nie media, mają bronić naszych praw, kiedy prokuratura nadużywa swojej władzy pracując tak nierzetelnie i przygotowując tak słaby akt oskarżenia. Czy maniakalne przekonanie prokurator Jareckiej o winie Adama Z. nie ułatwi winnemu śmierci Ewy Tylman uniknąć kary?
Przemysław Graf

fot. Przemysław Graf

Zobacz również: