Jako małżeństwo przeżyli równe 40 lat i wychowali 3 dzieci. To jednak parze z Obornik koło Poznania nie dało podstaw do pełni szczęścia. Żona chciała rozwieść się z mężem, ale z wyłączną jego winą. On nie chciał, więc postanowił ją udusić, a ciało spakowane do walizki na kółkach wsadził na tylny fotel ich starego opla i wywiózł do lasu. Tam –  kilkanaście kilometrów od ich domu – wrzucił do Zalewu Kowalskiego.

Ryszard G. w 1975 roku poślubił Hannę G. Był starszy od swej wybranki o kilka miesięcy. Jednak ślubu nie wzięli z młodzieńczej i namiętnej miłości. Chłopak nie chciał się żenić, lecz czuł się odpowiedzialny za zaistniałą sytuację i nie chciał zostawiać Hani samej w ciąży.

Z ich związku na świat kolejno przychodziły dzieci. Dziś są w wieku: 41, 38 i 31 lat.  Urodziło się jeszcze czwarte, ale zmarło, gdy miało zaledwie pół roczku.

Pieniądze szczęścia nie dają

Sytuacja finansowa młodego małżeństwa stale się poprawiała. Nawet kilka razy się przeprowadzali do różnych miejscowości, aż do czasu, gdy Ryszard G. otworzył swoją firmę. Sprzedawał meble, to pozwoliło mu dobrze zarabiać i kupić dom. W parze z zarobkami nie szły ich stosunki i  wzajemne relacje. Regularnie dochodziło między nimi do kłótni, za które odpowiedzialny był Ryszard.

„Oskarżony zastraszał żonę, kazał jej siedzieć cicho podczas spotkań rodzinnych. Uważał swoją żonę za głupią, i w taki sposób się do niej zwracał. Oskarżony z pogardą odnosił się również do innych członków rodziny, uważał ich za głupich. Inaczej traktował swoją szwagierkę – siostrę pokrzywdzonej, E. L., która miała wyższe wykształcenie” – czytamy w sądowych aktach.

Kłótnie w małżeństwie były na tyle poważne, że ich córka wyprowadziła się z domu, gdy miała 19 lat. Awantury rodziców przeszkadzały jej w nauce. Młodszy z synów w wieku 20 lat opuścił rodzinne gniazdo. Od tego czasu pomieszkiwał u swojej dziewczyny. Chłopak widział, co się dzieje za drzwiami mieszkania rodziców. Dlatego zaproponował swojej matce, że mogą wspólnie wyprowadzić się od ojca. Początkowo kobieta przyjęła to z entuzjazmem, jednak gdy syn zaczął szukać mieszkania, wycofała się z tego pomysłu.

Katowana i wyzywana latami

Podczas sprawy karnej syn oskarżonego zeznawał, że w 2007 roku nocując na piętrze w rodzinnym domu, usłyszał krzyk matki. Zbiegł na dół, a Halina G. leżała na podłodze w kuchni. Krzyczała, że uderzył ją mąż. Chłopak poprosił ojca, aby ten wezwał karetkę, ale odmówił. To nie był pierwszy przypadek, gdy bliscy Haliny G. dowiadywali się o przemocy wobec niej i agresji jej męża. Żaliła się często swoim dzieciom. Sporo mowił też sam oprawca. Zwierzył się swojej córce, że ma kochanki. Ale córka była solidarna z ojcem, zapewne nie chciała sprawiać przykrości matce i nie wspomniała jej o tej rozmowie. W toku sprawy wyszło na jaw, że od końca 2008 roku Ryszard spotykał się z panią I.J., którą poznał w 2008 roku w firmie ochroniarskiej, gdzie razem pracowali. Czasami u niej nocował, razem jeździli na jego działkę i na wakacje.

Ryszard G. był wobec swojej żony agresywny, wyzywał żonę słowami wulgarnymi, powszechnie uznawanymi za obelżywe, rzucał przedmiotami o ścianę. H. G. była osobą spokojną, nie przejawiała agresji wobec oskarżonego. Oskarżony co najmniej raz uderzył żonę w twarz i oblał ją kawą. Innym razem rzucił w stronę swojej żony pety od papierosów. Główną przyczyną awantur, które wywoływał oskarżony, było to, że zarzucał on swojej żonie, że to przez nią stracili swój majątek. Oskarżony powtarzał ciągle, że żona nic po nim nie dostanie, bo cały majątek jest jego, a ją „puści boso”. Oskarżonemu nie odpowiadało jedzenie, które gotowała żona, oskarżał żonę o to, że go truje, ponieważ po jednym z posiłków bolał go żołądek” – napisał sędzia poznańskiego Sądu Okręgowego, w uzasadnieniu wyroku skazującego Ryszarda G. na 15 lat więzienia.

W 2009 roku doszło do pobicia przez męża-oprawcę Haliny. Wtedy uciekała przed nim do nieznanej jeszcze sąsiadki. Nie potrafiła z nerwów i zapewne bólu sklecić nawet jednego zdania. Płakała. Wyszlochała, że mąż ją pobił i kopał.

Coraz częściej uciekała do sąsiadki lub na dwór, gdy domowy tyran wywoływał awantury. Często czekała na ławce na dworze, aż damski bokser pójdzie spać, aby uniknąć z nim kontaktu, ponieważ przeraźliwie się go bała.

Pewnego razu uciekła nawet na kilka miesięcy do swojej siostry. Mąż przyjeżdżał – i jak to bywa w każdej historii – błagał o powrót, prosił o wybaczenie i obiecywał poprawę. Były to słowa rzucane jedynie na wiatr. Takie sytuacje powtarzały się kilka razy. Zawsze wracała. I zawsze poprawy były krótkotrwałe.

W 2011 roku Ryszard spuścił żonie taki łomot, że przez kilka tygodni chodziła w ciemnych okularach. Dzieci namawiały ją do rozwodu. Bezskutecznie.

Poczuła nóż na gardle

W 2009 roku sprzedali dom i przeprowadzili się do 60-metrowego mieszkania w bloku w Obornikach. Czując się bezkarnie, pewnej nocy mąż wszedł do pokoju, gdzie spała żona. Przystawił jej nóż do gardła. Przestraszona kobieta wybiegła z mieszkania na klatkę schodową i wzywała pomocy. Uciekła do swojej sąsiadki, a ta zawiadomiła policję. Funkcjonariusze miejscowej policji przyjechali na interwencję i założyli rodzinie G. „niebieską kartę”.

Innym razem oskarżony dusił żonę paskiem. Zdarzyło się też tak, że sąsiadka spotkała Halinę G. na ulicy, i ta przerażona poprosiła ją, aby  poszła z nią do mieszkania, ponieważ Rysiek powiedział, że ma dla niej niespodziankę. Halina obawiała się tego, co może być tą niespodzianką. Po przekroczeniu progu mieszkania okazało się, że „kochający mąż” porozrzucał brudne ubrania w pokoju gościnnym, a w pokoju żony wysypał na podłogę śmieci z kosza. Tak wyglądało jej życie na co dzień.

Przez ostatnie 2-3 lata przed śmiercią znerwicowana ofiara domowej przemocy paliła dziennie 40 papierosów. Skarżyła się synowi, że ich ojciec jest wobec niej agresywny, i że bardzo się go boi.  Mówiła również swoim dzieciom, że nie wie, co dzieje się u nich w domu i że „jeszcze będą płakać”.

Domowy brutal, z wykształcenia technik mechanik, sam złożył pozew o rozwód. 20 lutego 2015 roku odbyła się pierwsza rozprawa. Jednak żona nie zgadzała się na rozwód bez orzekania o winie. Chciała zrobić wszystko, aby winą za rozpad ich związku obarczyć męża.

Dwa dni przed rozprawą ofiara płakała i skarżyła się swojej córce, że  mąż grozi jej nożem i siekierą. Ta zaproponowała matce, aby wyprowadziła się do niej, na co jednak nie zgodziła się.

Negocjacje zakończone śmiercią

Kilkuletnia batalia sądowa znacznie obciążyłaby budżet 60-latka. Utrzymywał się jedynie z renty w wysokości 1436 złotych miesięcznie. To za mało, aby prowadzić kosztowny proces z żoną. Ryszard postanowił zatem rozwiązać małżeństwo w innym sposób.

23 lutego 2015 roku około południa R. i H. G. byli w domu, rozpoczęli rozmowę o wierności. R. G. powiedział do żony, że widzi, że ona nie może na niego patrzeć, i że jej nie odpowiada. H. G. odpowiedziała mężowi, że „mało że ci nie staje, to jeszcze mam lepszego i siedziałam na lepszym dytku”. Oskarżony powiedział do żony, że tego nie rozumie i zapytał ją, co dla niej znaczy ich małżeństwo. H. G. odpowiedziała, że „dupa jest jej własnością” i może z nią robić co chce. Wówczas R.G. nie chcąc wywoływać dalszej awantury, udał się do swojego pokoju, a H.G. poszła na balkon zapalić papierosa” – wynika z sądowych akt.

24 lutego 2014 roku Ryszard G. zaczął dzień od przyjęcia leków na serce. Przed południem pokłócił się z żoną. Awantura była na tyle głośna, że słyszały ją dwie sąsiadki. Pamiętają, jak mąż obraźliwymi słowami wyzywał żonę.

„Kiedy H.G. przygotowywała obiad, R.G. podszedł do niej, powiedział, że przeprowadzili dużo rozmów na temat rozwodu i spytał, czy mogliby wrócić do tej rozmowy. Żona odpowiedziała, że nie ma takiej opcji, że nie da mężowi rozwodu, chyba, że z jego wyłącznej winy. Pokrzywdzona powiedziała, że poczeka, aż oskarżony zdechnie na zakrzepicę. (…) Oskarżony R.G. zaczął odwracać się od żony i w tym momencie zauważył, że robi się za nim cień. Oskarżony odwrócił się w stronę pokrzywdzonej i zobaczył, że jego żona trzyma w ręce nóż, kierując ostrze w jego stronę. Wtedy R.G. chwycił żonę za rękę, w której trzymała nóż, chcąc jej go odebrać. Nie udało mu się zabrać żonie noża, jednak na skutek swojego działania oskarżony został uderzony rękojeścią noża w czoło. Wówczas R.G. ponowił próbę odebrania żonie noża, chwytając ją za lewą rękę, w której trzymała ona nóż. Oskarżony stracił równowagę i upadł na lewy bok. Kiedy H.G. chciała wykonać krok ponad oskarżonym, on chwycił ją od wewnętrznej strony kolana tak, aby kobieta straciła równowagę. H.G. przewróciła się i upadła na podłogę głową w kierunku narożnika szafek kuchennych. Oskarżony przewrócił żonę na brzuch i położył się na jej plecy. Chwycił pokrzywdzoną za lewy nadgarstek, w którym trzymała nóż, na tyle mocno, że pokrzywdzona go puściła. Cały czas leżąc na H.G., oskarżony chwycił żonę lewą ręką za głowę, a prawą rękę włożył jej w usta, następnie wyciągnął swoją prawą rękę z ust H.G. i chwycił ją za krtań. Pokrzywdzonej wypadła wtedy z ust sztuczna szczęka. Oskarżony trzymając żonę za krtań, zaczął ją dusić, a lewą ręką przytrzymywał ją w okolicach skroni, twarzy i szczęki. R.G. naciskał ciężarem swojego ciała na plecy H.G. Oskarżony uciskał pokrzywdzoną swoją prawą ręką w okolicy krtani tak długo, aż przestała się ruszać. Kiedy oskarżony zauważył, że jego żona zaczęła słabnąć, ponownie włożył swoją prawą rękę głęboko do jej gardła. R.G. pomyślał, że zabił swoją żonę. Kiedy pokrzywdzona już się nie ruszała, oskarżony widział, że jego żonie leci z ust zabarwiona na czerwono ślina. Wtedy oskarżony puścił pokrzywdzoną, i leżąc na niej przesunął swoją głowę do wysokości łopatek pokrzywdzonej, żeby sprawdzić, czy bije jej serce. Oskarżony zaczął naciskać na plecy pokrzywdzonej, rzucać się na nią całym ciężarem. W pewnym momencie oskarżony usłyszał dźwięk przypominający chrupnięcie, wówczas stwierdził, że jego żona nie żyje i przestał rzucać się na jej plecy” – tak moment zabójstwa opisuje sąd w wydanym przez siebie wyroku.

 Spakował na ostatnią drogę

Morderca uznał, że musi pozbyć się ciała martwej żony. Postanowił spakować ją w ostatnią podróż. Przestawił swojego opla bliżej klatki schodowej. Wcześniej jeszcze pojechał do szpitala na RTG. Gdy wrócił, zaczął sprzątać krew z podłogi. Sprzątając, morderca wpadł na pomysł, że włoży zwłoki żony do walizki. Pokrzywdzona miała 163 cm wzrostu, była szczupła i ważyła 63 kilogramy. Ryszard G.  skrępował martwej żonie ręce i nogi srebrną taśmą, okręcając taśmę na krzyż przy kostkach i przy kolanach. Zabójca zdjął z żony sweter, który miała na sobie i założył go jej na głowę.

fot KWP PoznaD
Funkcjonariusze w niedługim czasie zatrzymali Ryszarda G., który szybko przypomniał sobie okoliczności rzekomego zniknięcia żony i opowiedział prawdę. /fot. Policja

60-letni Ryszard G. z Obornik miał siłę udusić żonę, ale nie miał jej na tyle, żeby włożyć zwłoki do walizki, więc postawił walizkę przy zwłokach bokiem tak, aby wtoczyć do niej ciało. Kiedy to robił, walizka pękła. W ciele denatki pozginał kończyny górne i dolne w stawach łokciowych i kolanowych tak, aby ciało zmieściło się w walizce.

Nie do końca wszystko poszło zgodnie z planem, bowiem z walizki wystawały stopy martwej Haliny, więc „troskliwy mąż” ubrał je w worki foliowe. Następnie G. okleił walizkę taśmą klejącą i owinął ją beżową zasłoną z czerwonymi końcówkami, i czarnym szlafrokiem. Skończył o 21. i zadzwonił do kochanki.

 „Około północy oskarżony zaczął ciągnąć walizkę na szlafroku. Wyciągnął ją z mieszkania na klatkę schodową i ciągnął po schodach, trzymając walizkę po tej stronie, po której znajdowała się głowa H. G., aby nie było słychać uderzeń głowy o stopnie” – czytamy w uzasadnieniu wyroku. Ryszard G. włożył walizkę na tylne siedzenie samochodu, za kierowcą. Potem pojechał nad zalew: „Oskarżony przesuwał walizkę po piaszczystym podłożu w kierunku brzegu zalewu, raz popychając ją, raz ciągnąc ją w dół. Kiedy R.G. dociągnął walizkę do brzegu zalewu, opadł z sił. Pomimo to oskarżony przesunął walizkę ze zwłokami na lód na jeziorze. Oskarżony popchnął ją jeszcze trochę w kierunku jeziora. R.G. stwierdził, że walizkę widać z daleka i uznał, że musi ją czymś przykryć. Wyrywał rosnącą na brzegu jeziora trawę i przy pomocy tych wideł rzucał ją na walizkę ze zwłokami. Umieszczenie walizki w zalewie i zamaskowanie jej zajęło oskarżonemu około pół godziny” – czytamy dalej.

 Prokuratura umorzyła sprawę

To koleżanki z pracy ofiary zawiadomiły policję, gdy ta zniknęła bez zapowiedzi. Funkcjonariusze w niedługim czasie zatrzymali Ryszarda G., który szybko przypomniał sobie okoliczności rzekomego zniknięcia żony i opowiedział prawdę.

W sprawie karnej sąd nie miał wątpliwości, co do winy oskarżonego, i skazał go na karę 15 lat bezwzględnego pozbawienia wolności. Z więzienia wyjdzie jako 75-latek.

8 sierpnia 2014 roku zespół interdyscyplinarny do zapobiegania przemocy domowej w Obornikach złożył w Prokuraturze Rejonowej w Obornikach zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez Ryszarda G. Zarzucano mu fizyczne i psychiczne znęcanie się nad żoną. Prokurator umorzył sprawę. Na kilka godzin przed śmiercią ofiara była w sądzie dowiadywać się, co ze sprawą. Wtedy przekazano jej informację, że sąd utrzymał w mocy postanowienie prokuratora o umorzeniu postępowania przygotowawczego w sprawie o znęcanie się nad nią. Wynika z tego, że według wymiaru sprawiedliwości nie dochodziło tam do przestępstw. Prokuratorską sprawę umorzono, a wyrok zapadł, lecz za zamkniętymi drzwiami mieszkania rodziny G.  

Adrian Grochowiak

 

Zobacz również: