

Odszukiwał zaginionych, wskazywał miejsca ukrytych testamentów, szukał życia na innych planetach, przewidział własną śmierć. Stefan Ossowiecki, to najsłynniejszy polski jasnowidz, jedna z najbardziej zagadkowych postaci światowej parapsychologii. Był prawdziwą gwiazdą międzywojennej Polski.
Stefan Ossowiecki urodził się w zamożnej rodzinie polskiego przemysłowca osiadłego w Rosji. Pozycja zawodowa i finansowa ojca umożliwiła Stefanowi ukończenie Szkoły Inżynierskiej w Petersburgu i Instytutu Technologii we Frankfurcie nad Menem.
Po śmierci ojca, już w okresie trwania I Wojny Światowej, objął po nim fabrykę. Niestety, nadeszła rewolucja październikowa. Nowa władza zaprowadziła „porządki” w imieniu ludu. Ich ofiarą padł również „pomieszczik”, fabrykant i właściciel, któremu skonfiskowano majątek z dnia na dzień, Stefan Ossowiecki. Osadzony w więzieniu spędził tam pół roku. Zwolniony, dzięki wstawiennictwu dawnego szkolnego kolegi, Ossowiecki dotarł do Warszawy w 1918 roku, z jedną walizką w ręku. Na szczęście w Polsce znajdowała się filia jego fabryki, a zdolny, prężny i z kontaktami (zwłaszcza w Niemczech) przemysłowiec wkrótce odbudował swą pozycję i dorobił się majątku. Zajmował wysokie stanowiska w rozmaitych przedsiębiorstwach, m.in. w Towarzystwie Zakładów Żyrardowskich, Spółce Akcyjnej Widzewska Manufaktura i Warszawsko-Śląskiej Spółce Węglowej. Był współzałożycielem i wiceprezesem rady nadzorczej Banku dla Handlu Zagranicznego w Warszawie i członkiem zarządu Huty Szkła „Janina”.
Wizja u premiera
Ze względu na swoje niezwykle zdolności parapsychiczne był rozchwytywany towarzysko. Dzięki swojemu pochodzeniu, majątkowi i nadzwyczajnym zdolnościom, obracał się w najlepszym towarzystwie. Wśród jego najbliższych znajomych byli marszałek Piłsudski, Stanisław Przybyszewski, Władysław Reymont, Stefan Żeromski, a także wybitni profesorowie, aktorzy, śpiewacy operowi oraz arystokraci, między innymi Antoni Plater-Zyberk. Ten ostatni zapraszał Ossowieckiego do pałacyku swojej ciotki Róży Zamoyskiej, przy Alei Róż 12, gdzie zebrani goście podziwiali niewiarygodne wręcz wyczyny jasnowidza.
Świadkiem jego proroczych wizji był również Ignacy Paderewski, w pierwszych tygodniach pełnienia stanowiska premiera, w styczniu 1919 roku. O rozmowę poprosił Ossowiecki. Audiencję wyznaczono wizjonerowi po hrabim Wielopolskim, właśnie nominowanym na jedną z zagranicznych placówek. Hrabia, wychodząc z gabinetu, podzieli się szczęśliwą wiadomością z Ossowieckim. Rozmowa jasnowidza z premierem, według relacji tego ostatniego, przebiegała mniej więcej tak: – Wszedł zmieszany tak, że aż zapytałem: co z panem się dzieje?
– Na miłosierdzie Boskie, na co wy go wysyłacie na tę placówkę, przecież on tam nie zdoła dojechać.
– Dlaczego? – zapytał premier.
– Jego dni są policzone – odpowiedział jasnowidz.
Parę dni później hrabia Wielopolski, człowiek na pozór zdrowy, umarł.
Sławę w międzywojennej Polsce przyniosło Ossowieckiemu wykrycie w 1931 roku w fabryce Wedla sabotażysty, który wrzucał do czekolady drobne, metalowe przedmioty. Spacerując po fabryce z Janem Wedlem, Ossowiecki wskazał mu podejrzanego mężczyznę, prosząc zarazem, aby go nie zwalniano z pracy.
– On tego więcej nie zrobi – powiedział jasnowidz.
I tak też się stało.
Jasnowidz i Marszałek
Stefan Ossowiecki szybko stał się osobą niezmiernie popularną nie tylko w Warszawie, ale i w Polsce. Na spotkaniach towarzyskich proszono go, aby odgadywał treść zakrytego pisma i rysunków. Potrafił, dotykając jakiegoś przedmiotu, opowiedzieć o jego przeszłości. Umiał też określić, gdzie znajduje się zaginiona osoba lub rzecz.
Historia odnalezienia w 1921 roku broszki Alicji Glass, żony byłego sędziego Sądu Najwyższego, była pierwszym głośnym doświadczeniem w Warszawie. Opis całego wydarzenia właścicielka broszki przekazała w liście do Międzynarodowego Instytutu Metapsychicznego w Paryżu.
„W poniedziałek rano, 6 czerwca zgubiłam broszkę na ulicy. Tego samego dnia po południu odwiedziłam matkę pana Ossowieckiego. Towarzyszył mi brat mój inż. Body, naoczny świadek tego, co zamierzam opowiadać. Nagle wszedł pan Osssowiecki, a brat mój będący z nim w przyjaźni, przedstawił mi go natychmiast (…)”.
Alicja Glass zwierzyła się Ossowieckiemu ze swojej straty: – Wie pan, zgubiłam dziś broszkę.
Jasnowidz poprosił o konkretny przedmiot, który miał związek z zagubioną broszką.
– Była ona tu przypięta, do tej sukni – powiedziała kobieta.
Stefan Ossowiecki położył rękę w miejscu wskazanym przez Alicję Glass i rzekł po kilku sekundach: – Tak, widzę ją dobrze… podłużnego kształtu, złota, bardzo lekka, antyk. Zgubiła ją pani gdzieś bardzo daleko stąd. Skromnie ubrany, nieduży mężczyzna, brunet o czarnych, maleńkich, strzyżonych wąsach schyla się, by ją podnieść. Będzie bardzo trudno ją odzyskać. Niech pani spróbuje dać ogłoszenie w gazetach.
Następnego dnia wieczorem zjawił się u pani Alicji jej brat, wołając od progu: – Cud, cud prawdziwy! Znalazła się twoja broszka! Telefonował do mnie pan Ossowiecki, prosił, żebyś była jutro o godzinie piątej po południu u generałowej Jacynowej. Będzie tam również on i sam broszkę ci zwróci.
Ossowiecki opowiedział z prostotą, jak się rzecz miała: – Nazajutrz spotkałem tego pana. Niski brunet z maleńkimi, strzyżonymi wąsikami, poznałem go od razu. Rozmówiłem się z nim, a wieczorem już otrzymałem od niego broszkę, którą też pani zwracam.
Ossowieckiego cenili przedstawiciele elity politycznej II RP, zwłaszcza Józef Piłsudski, wielki miłośnik parapsychologii. Ossowiecki i Piłsudski spotykali się wiele razy. Jasnowidz był przekonany, że wybitny przywódca wykazuje spory talent w kwestiach parapsychologicznych. Obaj umawiali się, że o określonej godzinie połączą się myślami, a później precyzyjnie odtwarzali swoje przemyślenia.
Podobno Piłsudski chciał wykorzystać zdolności Ossowieckiego do celów wywiadowczych i zaproponował mu stanowisko w polskiej ambasadzie w Berlinie. Ossowiecki odmówił: – Niemiecki kontrwywiad od razu by mnie wykończył – tłumaczył jasnowidz.
Pomocy u Ossowieckiego szukali biedni i bogaci. Od nikogo jednak nie wziął ani grosza zapłaty. Nawet od spadkobiercy miliardera Rotszylda.
Gdy Rotszyld zmarł, domniemany spadkobierca nie potrafił udokumentować swoich praw do sukcesji, bo nikt nie wiedział, gdzie jest testament. Osssowiecki wskazał miasto, dom i schowek, gdzie dokument miał znajdować się. I rzeczywiście testament był tam, gdzie wskazał Ossowiecki, który na chleb zarabiał jako inżynier.
Warszawskie adresy
Czy po największym polskim jasnowidzu, poza symbolicznym grobem na warszawskich Powązkach, pozostały do dziś jakieś ślady?
Polna 32, to przedwojenny warszawski adres państwa Zofii i Stefana Ossowieckich. Dokładny opis ich mieszkania można odnaleźć w tygodniku „Światowid” z 1937 roku. Goście wchodzili do holu z gdańskimi meblami. Na ścianie stare sztychy, na oknie – duża figura Chrystusa. W niewielkim saloniku obrazy Kossaka, Wodzinowskiego, Żmurki, ciekawe pamiątki zebrane przez wizjonera w czasie arcybogatego żywota. Wśród nich – fotografia marszałka Piłsudskiego z piękną dedykacją: „Panu Stefanowi Ossowieckiemu, na pamiątkę naszych rozmów, w zrozumieniu tego, czego nie ma, a co jest”, a obok pas wojskowy marszałka. Jest też fotografia Mussoliniego, nawet z serdeczną dedykacją, przesłana jako dowód wdzięczności.
Na przeciwległej ścianie wisi oprawiony w srebrne ramki list Kościuszki do Dąbrowskiego. Obok rysunek robiony z natury, przedstawiający Napoleona na łożu śmierci. (Ossowiecki robił doświadczenia, trzymając w ręku koszulę małego kaprala). A na stoliku – tajemnicze przedmioty: kamienna pokrywka od garnca, znaleziona w Biskupinie. Patrząc na nią wizjoner narysował plan wioski z epoki żelaznej i podał wiele cennych szczegółów. Dalej kawałek meteorytu, który posłużył w doświadczeniu odkrywającym życie na innych planetach.
Dzisiaj po kamienicy z czerwonej cegły przy Polnej 32 nie ma śladu. Częściowo zniszczoną w 1939 roku, zburzono doszczętnie podczas budowy Trasy Łazienkowskiej.
Kolejny adres, to Marszałkowska 17. Tu Ossowieccy mieszkali od września 1939 roku do sierpnia 1944. Kamienica Poszepnych zachowała się. Po wojnie odbudowana i odnowiona.
Krystyna Poszepna, wdowa po Tadeuszu, mieszkała na pierwszym piętrze. Kiedy z nią rozmawiałam, była już osobą w podeszłym wieku. Pamiętała jednak, co opowiadał mąż: – To właśnie nasze mieszkanie zajmował podczas wojny inżynier Ossowiecki. Odnajmował je od babci męża, Stefanii Poszepnej.
Krystyna Poszepna o inżynierze Ossowieckim nie wie zbyt wiele. Słynny jasnowidz, który tu mieszkał, nie interesował jej zbytnio. Zapamiętała tylko, że mąż niby żartem mawiał: Pamiętaj, jak będziesz niedobra, to Ossowiecki będzie cię straszył.
Ale w mieszkaniu na pierwszym piętrze nie ma duchów, przynajmniej pani Krystyna niczego nie zauważyła. Po dawnym lokatorze nie zachował się nawet najdrobniejszy ślad. Pamiątki i dzieła sztuki, które przywiózł ze sobą, spłonęły bądź zaginęły w pierwszych dniach Powstania Warszawskiego. Wśród nich między innymi fragment relikwii świętego Wojciecha w relikwiarzu z czarnego dębu, który inżynier Ossowiecki otrzymał od biskupa gnieźnieńskiego Laubnitza, w zamian za znalezienie cennych zbiorów skradzionych ze skarbca katedralnego w Gnieźnie.
Krystyna Poszepna wiedziała od męża i innych lokatorów, że podczas okupacji przez mieszkanie przy ulicy Marszałkowskiej 17 przewinęły się rzesze ludzi szukających pomocy. Najwięcej było tych, którzy szukali najbliższych zaginionych w wojennej zawierusze. Przyjeżdżali z daleka, aby prosić inżyniera Ossowieckiego o pomoc, by dowiedzieć się, czy bliscy jeszcze żyją, czy jest nadzieja na ich powrót. Przychodzili prosto z kolei, z walizkami. Do przedpokoju wciskali się też biedni, prosto z ulicy. Nieraz zatłoczona klatka schodowa, salon i jadalnia przypominały bardziej poczekalnię dworca kolejowego niż prywatne mieszkanie. Ludzie czekali na inżyniera całymi godzinami. Ossowiecki nikomu nie odmawiał pomocy. Przyjmował wszystkich. Uważał, że spełnia misję wobec bliźnich.
Żona jasnowidza Zofia Ossowiecka, która przeżyła męża, wspominała, że Stefan zwykle rano poświęcał czas na odtwarzanie losów poszukiwanych ludzi. Pomocą była mu dostarczona fotografia albo fragment odzieży.
Przyjaciel Ossowieckiego, znany pisarz Adam Grzymala-Siedlecki tak pisał o okupacyjnej działalności wizjonera: „Utwierdzał w przekonaniu, że ojciec, brat, syn żyją, nie mówił o nieludzkim cierpieniu, głodowej śmierci. Dodawał otuchy – tak pełnił swoją misję od wybuchu wojny 1939 roku do wybuchu powstania w 1944 roku”.
Marszałkowska 17, to ostatni adres inżyniera Stefana Ossowieckiego.
3 sierpnia 1944 roku, a więc w trzecim dniu Powstania, Niemcy wypędzili z domu przy ul. Marszałkowskiej 17 wszystkich mieszkańców. Wśród nich Stefana Ossowieckiego i jego żonę. Dom natychmiast podpalili. Na ulicy odbyła się selekcja: młodszych zabrali do Gestapo w Aleję Szucha, zaś większość starszych, między nim Ossowieckich, zwolnili, pozwalając udać się, dokąd chcą. Ponieważ zapadał zmrok, Ossowieccy postanowili przenocować u księdza Pogorzelskiego w plebanii kościoła Zbawiciela, Marszałkowska 35. Nazajutrz rano wpadli na plebanię Niemcy i aresztowali wszystkich obecnych. Zaprowadzili ich w Aleję Szucha, gdzie znajdowało się już kilka tysięcy ludzi, spędzonych z tej dzielnicy. Ossowieckich rozdzielono. Zofię Ossowiecką po dwóch dniach z większością kobiet zwolnili – Stefana Ossowieciego zatrzymali.
Jak zginął jasnowidz
Niewątpliwie ogromne zasługi w ocaleniu pamięci o Stefanie Ossowieckim zawdzięczmy Jerzemu Jacynie. Jerzy Jacyna, fascynujący, kulturalny człowiek, był bliskim krewnym inżyniera Ossowieckiego. I to on za namową Krzysztofa Borunia, twórcy głośnych książek science fiction, popularyzatora wiedzy, prezesa Polskiego Towarzystwa Parapsychologicznego, na łamach Tygodnika Demokratycznego rozpoczął cykl publikacji o głośnym jasnowidzu. Dzięki tym wspomnieniom wzrósł nie tylko nakład tygodnika, ale też powrócił w glorii wyjątkowy człowiek, który tak dużo wiedział o przyszłości, przeszłości i teraźniejszości.
Każdego tygodnia, w piątek, pan Jacyna przynosił do redakcji kolejny odcinek swej opowieści o sławnym w całej Europie kuzynie.
Cykl wspomnień zamieszczany w 1970 roku przez Tygodnik Demokratyczny cieszył się ogromnym zainteresowaniem czytelników. Na adres redakcji napływały wspomnienia osób, które znały osobiście najsłynniejszego polskiego jasnowidza.
Oto jedna z tych relacji. Relacja naocznego świadka Kazimiery Reych o ostatnich dniach życia Stefana Ossowieckiego. Pani Reych, mieszkanka domu przy ulicy Flory 3, widziała Stefana Ossowieckiego w grupie mężczyzn przeznaczonych na rozstrzelanie. Redaktorowi Jerzemu Jacynie opowiedziała przebieg tragicznych wydarzeń sprzed lat.
„Ustawiono nas wszystkich w Alei Szucha, między ulicami Litewską i Koszykową, poczym w brutalny sposób oddzielono mężczyzn od kobiet i dzieci. W pewnym momencie zauważyłam na brzegu kolumny męskiej Stefana Ossowieckiego, którego znałam dobrze z terenu towarzyskiego od roku 1930. Trzymał w ręku niedużą walizeczkę. Dałam mu znak wzrokiem, że go poznałam. Ku mojemu najwyższemu zdumieniu Stefan z bardzo spokojnym wyrazem twarzy oddzielił się od grupy mężczyzn i przeszedłszy przez ulicę, podszedł do mnie. W ogólnym rozgardiaszu i przy odgłosach toczących się wokół walk Niemcy mogli nie zauważyć ruchu Ossowieckiego. Stefan podszedł do mnie i, nie pytany, popatrzywszy mi przeciągle w oczy, powiedział: «Z Panią będzie wszystko dobrze. Pani z tego wyjdzie żywa». Zapytałam go wówczas, znając jego właściwości parapsychiczne, czy wie, co się stanie z nim samym. Ossowiecki spojrzał na mnie smutnie, gestem rezygnacji machnął ręką i powiedział: «O sobie wolę nie mówić…» Następnie chciał mi oddać swoją walizkę, ale w tej samej chwili Niemcy zauważyli go w kolumnie kobiecej. Jeden z nich wyskoczył z czołgu, brutalnie popchnął Stefana, tak, że się on przewrócił, potem podniósł się i trzymając kurczowo swoją walizeczkę, powlókł się chwiejnym krokiem z powrotem do kolumny męskiej. Staliśmy tak kilka godzin. W tym właśnie czasie Niemcy sformowali mężczyzn czwórkami i popędzili ich na tyły wypalonych budynków. W 10 minut później usłyszeliśmy strzały z broni maszynowej i przeraźliwe krzyki rannych, których dobijano pojedynczymi strzałami”. W ruinach GISZ po rozstrzelanych pozostały prawie trzy tony prochów. W sierpniu1946 r. zsypano je do kilkudziesięciu trumien i przewieziono na Cmentarz Wolski do wspólnej mogiły”.
Czy Stefan Ossowiecki przewidział wcześniej swój los?- na to pytanie odpowiada Marian Świda, pasierb Ossowieckiego:
– Mówiła mi matka, że wkrótce po zajęciu Warszawy przez Niemców, gdy weszła któregoś wieczoru do jego gabinetu, siedział w fotelu, pogrążony w głębokiej zadumie: O czym myślisz, Stefanku? – zapytała – Zosiu… ja miałem wizję: Niemcy mnie rozstrzelają…
W walizeczce, którą inżynier Ossowiecki kurczowo trzymał przy sobie do końca, znajdowały się między innymi jego rękopisy, niewydane drukiem teksty odczytów oraz maszynopis książki „Nieśmiertelni”. Uzasadnił w niej, na podstawie swych doświadczeń, istnienie życia pozagrobowego.
Jedyna pamiątka
Wracam na ulicę Marszałkowską. Chcę sprawdzić, czy na domu jest tabliczka informująca przechodniów, że tu właśnie mieszkał inżynier Stefan Ossowiecki, wybitny wizjoner, prostolinijny i serdeczny człowiek – dusza. Tabliczki nie ma.
Spotykam znowu panią Poszepną: – Przypomniałam sobie, co mąż opowiadał. Podobno inżynier ofiarował obraz kościołowi Najświętszego Zbawiciela.
Proboszcz Parafii Najświętszego Zbawiciela zaprowadził mnie do bocznej nawy. I ręką wskazał wiszący wysoko obraz przedstawiający głowę mężczyzny w aureoli. Ponoć to kopia obrazu, którego oryginał znajduje się w jednym z kościołów w Rzymie.
– To właśnie dar inżyniera Ossowieckiego.
Kiedy i w jakich okolicznościach obraz tu trafił, nie wiadomo.
Wiadomo natomiast, że jest to jedyna pamiątka po człowieku, którego nazwisko swego czasu znała cała Polska. Mieszkanie Ossowieckich wraz z pamiątkami i dziełami sztuki pochłonęły płomienie. Kościół na placu Zbawiciela zniszczony został w mniejszym stopniu niż większość pozostałych świątyń w stolicy. Plebania też została tylko częściowo spalona. Być może Stefan Ossowiecki przewidział, że dar przekazany do świątyni, ocaleje.
Barbara Jagiełło
Zobacz również: