Przelali mu miliony dolarów i ma FBI na karku

 Oszukiwano już na wnuczków, policjantów itp. Jednak ten przypadek przebija wszystko. Mieszkaniec Jastrzębia Zdrój, udając prezesa amerykańskiej firmy, pozbawił ją 7 milionów dolarów. Milionerem był krótko, teraz  siedzi w areszcie tymczasowym i nie żałuje tego, co zrobił. Uparcie nie przyznaje się do winy.

Prokuratura Okręgowa w Katowicach jeszcze nie wie, dlaczego padło właśnie na 48-latka z Jastrzębia.  Na krótko został „właścicielem” blisko 7 milionów dolarów

 – Bez wątpienia 48- latek z Jastrzębia jest w tej sprawie „słupem” – stwierdza Marta Zawada-Dybek, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Katowicach.

Miał jedynie pobrać pieniądze, a może i „doglądać” całej transakcji – przelewu amerykańskich dolarów na bankowe konta w Polsce. Mieszkaniec Jastrzębia Z zawodu jest mechanikiem samochodowym. Nie był dotąd notowanym przez policję. I nie miał kontaktów z rodzimym środowiskiem przestępczym:  – Przynajmniej o tym na razie nie wiemy – usłyszałem od jastrzębskich policjantów.

Banki dały cynk

Nie wiadomo też, czy mieszkaniec Jastrzębia wyjeżdżał za granicę i czy przebywał w Stanach Zjednoczonych. A jeżeli tak, to z kim się tam kontaktował? I jakie zawierał znajomości?  Czy ktoś z Amerykanów odwiedzał go w Jastrzębiu?

Pytań jest wiele. Odpowiedzi na razie nie ma żadnych, gdyż 48-latek nie chce na te tematy rozmawiać.

– To FBI prowadzi śledztwo z amerykańskiej strony i nie chcielibyśmy wchodzić tym służbom w paradę – wyjaśnia rzecznik prasowy katowickiej prokuratury okręgowej.

Zatrzymany mężczyzna nie chce wyjawić, dlaczego  jesienią ubiegłego roku rozpoczął działalność gospodarczą.

– Chciałem po prostu zrobić coś pożytecznego – bronił się naciskany przez prokuraturę.

– Jego działalność sprowadzała się w zasadzie do rejestracji „lewej” firmy i do otwarcia dwóch kont bankowych – dodaje Marta Zawada-Dybek. Były to konta: Banku Śląskiego w Katowicach i Podkarpackiego Banku Spółdzielczego w Sanoku. Dlaczego mieszkaniec Jastrzębia otwierał konto aż w Sanoku, miejscowości znacznie oddalonej od Jastrzębia?

Też nie chciał odpowiedzieć na to pytanie. Nie chciał również wyjawić, czy banki te wybrał sam, czy je mu ktoś zlecił. A jeżeli otrzymał takie polecenie, to kto mu je wydał?

– Jakże wielkie zaskoczenie było w obu tych bankach, kiedy w stosunkowo krótkim czasie po założeniu kont, do Banku Śląskiego w Katowicach wpłynęła kwota aż 3 milionów 298 tysięcy dolarów, a na koncie Podkarpackiego Banku Spółdzielczego w Sanoku znalazły  się 3 miliony 697 tysięcy dolarów – informuje rzecznik katowickiej okręgówki.

Polska, to nie Seszele czy Szwajcaria, gdzie nikt nikomu nie zadaje zbędnych pytań. Dziwi katowicką prokuraturę, że  osoba, która wymyśliła ten przekręt ryzykowała, jakby nie znała realiów bankowości w naszym kraju.

– To te dwa banki poinformowały nas o tak ogromnych wpłatach, o ewentualnej możliwości przestępstwa, o praniu brudnych pieniędzy – przyznaje prokurator Zawada-Dybek – Od razu wszczęliśmy więc śledztwo.

Metoda na prezesa

Prokuratura katowicka wie, w jakiej firmie amerykańskiej ktoś podszył się pod szefa, ale dla dobra sprawy, nie chce ujawniać nazwy tej firmy.

Ten przekręt był za  prymitywny, aby mógł się udać. Jednak tak właśnie się stało: – W październiku 2014 roku, osoba podszywająca się pod szefa firmy z USA, poprosiła telefonicznie jedną z pracownic o dokonanie przelewów na rzecz wskazanego podmiotu w Polsce, czyli na dwa konta bankowe należące do zatrzymanego mieszkańca Jastrzębia Zdrój.  Przelewów dokonano 5 listopada 2014 roku. Można jeszcze tylko dodać, że pieniądze te pochodziły z oszustwa dokonanego na szkodę amerykańskich firm. I jest to tajemnica amerykańskiego śledztwa, które rozpoczęło się równoległe z naszym. Nic więcej na ten temat nie mogę powiedzieć, aby nie ujawniać amerykańskiego wątku śledztwa FBI. W każdym razie, to na pewno nie 48-latek z Jastrzębia dzwonił do pracownicy amerykańskiej firmy, podszywając się pod jej szefa. Jak to gdzie niegdzie sugerowano.

Prokuratura katowicka nie chce ujawniać nazwy amerykańskiej firmy. Jak również tego, czy telefon w sprawie  dokonania przelewów, wykonany został z terenów USA, czy z Polski?

– Zanim banki poinformowały prokuraturę i mieszkańca Jastrzębia aresztowano, to zdołał jeszcze przewalutować część pieniędzy i przelać je na kolejny swój rachunek, do banku w Hongkongu. Był to prawie milion euro. Natomiast  620 tysięcy złotych i tysiąc euro wypłacił przed zatrzymaniem. Trudno przypuszczać, aby działał sam – raz jeszcze podkreśla Marta Zawada-Dybek. Ale to również tajemnica śledztwa: – W każdym razie, w trakcie trwania naszego dochodzenia udało nam się  w tej sprawie odzyskać 1 478 181  złotych oraz 1 339 063 euro, a także 3 298 000 dolarów. Pieniądze już trafiły z powrotem do pokrzywdzonej firmy w Stanach Zjednoczonych.

48-latek z Jastrzębia bardzo protestował, gdy go  tymczasowo  aresztowano. Nadal nie przyznaje się do winy: – Nie wiedziałem, że pieniądze pochodziły z przestępstwa – tłumaczył się uparcie – Pozyskałem je od zagranicznych inwestorów. Miały służyć budowie elektrowni wiatrowych w Polsce – bronił się  naiwnie, nie mówiąc, gdzie chciał je stawiać i kim są inwestorzy. Powtarzał jedynie, że chciał dobrze.

Roman Roessler

 

Zobacz również: