Miał przed sobą całe życie. Zginął, bo znalazł się w złym miejscu w nieodpowiednim czasie. Po tragedii sprzed lat na ostrowieckim rynku została już tylko niewielka tabliczka, i wspomnienie,  że w tym miejscu poniósł śmierć młody człowiek. Tylko wciąż nie wiadomo dlaczego? Po latach winni śmierci Michała nadal są na wolności. Nie ponieśli żadnej kary. Żyją , realizują swoje plany i korzystają z życia.

  19- letni Michał Waresiak dopiero zaczynał studia. Na ostrowieckiej uczelni. Dostał się na ekonomię, swój wymarzony kierunek.  Spokojny, ułożony, zwyczajnie życzliwy chłopak – tak wspominają go koledzy. Imprez raczej unikał. Po zajęciach na uczelni przyjeżdżał do domu i zamykał się w świecie swoich ulubionych książek.

– Nie chciał nas zawieść i przykładał się do nauki – mówi łamiącym się głosem matka Michała.

Dziś pokój Michała wygląda tak  jak wtedy, gdy wychodził z niego ostatni raz. Nikt tu nie wchodzi, nie sprząta. Nikt nie ma odwagi uruchomić komputera, gdzie zostały jego zdjęcia z wakacji.

 Umierał na ulicy

 Był 17 maja 2009 roku. Michał przyszedł do kuchni i powiedział rodzicom, że wyskoczy do centrum. W Ostrowcu Świętokrzyskim odbywały się właśnie dni miasta, wieczorem zaplanowano koncert, na który 19–latek umówił się z kolegami. Stojąc przy drzwiach poprosił mamę, by czekała na jego telefon, bo będzie potrzebował kierowcy. Chciał, by po koncercie przywiozła go do domu.  Wychodząc nie przypuszczał, że to będzie jego ostatnia rozmowa z rodzicami.

Kiedy zbliżała się godzina powrotu Michała, ojciec odebrał telefon, ale zamiast syna usłyszał w słuchawce nieznany głos. Zrozumiał tylko, że stało się coś strasznego i musi jechać. Do szpitala.

 W drodze dowiedział się, że Michał został pobity. Nie wiedział jeszcze, kto i dlaczego zrobił to jego synowi. Gdy wchodził na salę, lekarz powiedział, że nie dało się już nic zrobić.

– Głowa była tak roztrzaskana, jak poobijana donica, próbowali go ratować w karetce, serce jeszcze pracowało, ale nie było szans, tak był obity – mówi pan Eugeniusz.

Całe zdarzenie widział przechodzący obok Karol Wabik. Stał kilkanaście metrów dalej. To on zadzwonił do Waresiaka i powiedział, co się stało. Nie znał Michała, ale znalazł jego telefon, wypadł mu z kieszeni. W sądzie zeznał, że zobaczył, jak student upada na ziemię, powalony ciosami napastników. Było ich trzech i dziewczyna, ale ona tylko patrzyła.

 Konrad dokładnie zapamiętał ostatnie słowa tego, który kopał Michała.

– Jak syn umierał, to ten jeden powiedział: „Jebać frajera! Szkoda, że go nie zabiłem” – przytacza słowa chłopaka pan Eugeniusz.

Potem cała trójka odeszła. Jak gdyby nigdy nic. Nikt Michałowi nie pomógł. Nikt nie wezwał pogotowia. Ani Konrad, ani Maciek, ani Paweł. Uciekła też Klaudia – koleżanka Michała, która była z nim na koncercie. To właśnie ona – zdaniem rodziców odegrała w tej tragedii kluczową rolę.

 Oprawcy wolni

 Sprawców pobicia Michała zatrzymano jeszcze tej samej nocy. Jeden z nich miał  zaledwie 15 lat, pozostali dwaj byli o rok starsi. Klaudię szybko zwolniono, bo w bójce nie uczestniczyła. Zresztą niewiele mówiła. Podobno nic nie widziała. Ten, który uderzył pierwszy, tłumaczył, że Michał ich sprowokował, w natarczywy sposób szukał zaczepki. Chcieli dać mu nauczkę. To miała być zwykła lekcja pokory, nic więcej, nie planowali zabić.

Sąd dla Nieletnich w Ostrowcu Świętokrzyskim sprawcom uwierzył.

Już po pierwszej rozprawie cała trójka zamiast do poprawczaka wróciła do domu.

 Matka Michała nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała. Podczas rozprawy sędzia tylko raz zwrócił się do niej, upominając, by przestała płakać. Nie mogła się odezwać i wykrzyczeć swojego bólu. Bo takie jest polskie prawo – prawo dla nieletnich.

– Niestety przepisy w tym zakresie są kulawe, pokrzywdzeni nie mogą występować w takim wypadku, jako oskarżyciele posiłkowi – tłumaczy rzecznik kieleckiego sądu Marcin Chałoński.

1

– W pewnej chwili poczuliśmy się tak, jakbyśmy to my byli mordercami a nie rodzicami ofiary – mówi ojciec Michała. Wtedy po raz pierwszy zrozumiał, że droga do sprawiedliwości nie będzie łatwa. Ale nie odpuści, bo jest to winny swojemu synowi.

Na wyrok rodzice Michała czekali pół roku. Nie na taki, jaki usłyszeli. Sąd uznał czyn nastolatków za pobicie ze skutkiem śmiertelnym a nie zabójstwo. Całej trójce wymierzył trzy lata poprawczaka w zawieszeniu. Zaraz potem sędzia tłumaczył, że umieszczenie nieletnich w schronisku nie przyniosłoby żadnych skutków wychowawczych.

– Trzeba dać młodym szansę, bo nie są zdemoralizowani, potrafią odróżnić dobro od zła i dobrze się uczą – mówił sędzia Paweł Musiał. – Wystarczy, że w opinii społecznej uchodzą za morderców. To wystarczająco dotkliwa kara.

Sąd nie uwierzył rodzicom, którzy chcieli dowieść, że kluczem do rozwiązania sprawy jest Klaudia – dziewczyna, w której kiedyś podkochiwał się Michał.

– To ona namówiła tych bandytów, żeby się zemścić, bo on nie chciał się już z nią spotykać – mówiła matka.

Telefonów dziewczyny i sprawcy policja jednak nie sprawdziła. Nie zbadano nawet, czy po pobiciu Michała cała trójka kontaktowała się ze sobą.

 Walka rodziców

 Proces w sprawie pobicia studenta trzy razy wracał na wokandę. Za każdym razem wyrok brzmiał tak samo. Pobyt w poprawczaku, ale w zawieszeniu. Bo  młodych trzeba przede wszystkim wychowywać a nie karać.

– Takie jest prawo dla nieletnich a sądy są od tego, żeby to prawo przestrzegać, a nie zmieniać. Choć wiadomo, że są w nim luki – tłumaczy sędzia Marcin Chałoński.

Tylko, że nie każdy z lekcji wychowania potrafi skorzystać. Kilka miesięcy po tragedii na ostrowieckim rynku  jeden z oskarżonych w sprawie Michała znów zaatakował. Pobił kolejnego nastolatka. Tym razem chłopak miał więcej szczęścia. Przeżył. A sprawca? Cóż, czeka na kolejną lekcję dobrego wychowania.

Po serii przepychanek między wymiarem sprawiedliwości a prokuraturą,  sprawa Michała Waresiaka trafiła do sądu cywilnego. Wszystko przez nieudolną apelację prokuratora. Wnosząc o surowsze kary dla sprawców, zapomniał o wniosku o umieszczenie nieletnich w poprawczaku. Jedno niedopatrzenie, jeden szkolny błąd przekreślił nadzieję rodziców na poznanie prawdy.

– Nie dość, że skrzywdzili nas zabójcy, którzy bez skrupułów kopali naszego syna,  to jeszcze skrzywdził nas sąd, odbierając wszelkie prawa  obrony naszego dziecka – mówi stanowczo ojciec Michała.

Dla niego i jego żony, walka o sprawiedliwość jeszcze się nie skończyła.

– Jeśli sprawiedliwości nie ma  w naszym prawie, to znajdziemy ją poza granicami Polski, bo mój syn też miał swoje marzenia. I miał prawo żyć – kwituje Waresiak.

Beata Oleś

fot. archiwum rodziny

Zobacz również: