Zadziwiające zdecydowanie zademonstrował bogaty celnik Zacheusz. Takim ludziom jak on, szczególnie trudno się nawrócić. On nie dbał zupełnie o to, że się narazi na kpiarski chichot ze strony znających go ludzi. Wlazł na drzewo sykomory, aby ułatwić sobie dostęp do Jezusa. Toteż Chrystus Pan zrekompensował zdecydowanie nawróconego grzesznika. „Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu” (Łk 19,5).
Nasza obecność w Kościele jest odpowiedzią na Chrystusowe pukanie do drzwi naszych serc. Podejmijmy – jak Zacheusz – wyjątkowego Gościa. Wsłuchujmy się w Jego słowa. Zasiądźmy do stołu eucharystycznego, by posilać się Ciałem wydanym za grzechy świata i Krwią wylaną dla obmycia nas z niewoli grzechowej. Tylko ten pokarm prawdziwie nasyci głód naszych serc, tak, jak zaspokajał naszego wielkiego patrona.
Albert Wielki był dominikaninem. Uważa się go za największego uczonego XII wieku. Odznaczył się nadzwyczajnymi zdolnościami i niezmordowaną pracowitością. Z racji rozległej wiedzy zwie się go doktorem powszechnym.
Był człowiekiem zdecydowanym. Pewien koloński prałat chwalił się z dumą, że kuria rzymska nadała mu kilka intratnych beneficjów. Albert powiedział prałatowi z sarkazmem: „No, to teraz możecie za pozwoleniem kurii rzymskiej pojechać do piekła”.
Św. Albert Wielki jako prowincjał był tak ubogi i pokorny, że klasztory wizytował pieszo, bez grosza i o żebraczym chlebie. Na kapitule generalnej w Rewirze ukarał przeora z Minden surową pokutą za to, że ośmielił się przyjechać na koniu.
Brat Bernard de Castris w swojej kronice tak o tym napisał: „Brat Albert został zmuszony do przyjęcia biskupstwa w Ratyzbonie, ale rychło rzucił je, jakby było ono parzącym ręce rozżarzonym węglem, i wrócił do ubóstwa swojego zakonu”.
Niech postawa Zacheusza i św. Alberta Wielkiego zachęca nas do dystansu do siebie.
Ks. Jan Augustynowicz

Zobacz również: