

W mediach pojawiły się niepokojące doniesienia. Władimir Putin szuka żolnierzy, którzy wzmocnią armię rosyjską. Czy jakieś państwo będzie chciało pomóc Rosji w przeprowadzeniu inwazji na Ukrainę?
Rosja jest zmuszona szukać wsparcia poza swoimi granicami
Ostatnie doniesienia świadczą o tym, iż Ukraińcy systematycznie osłabiają, teoretycznie silniejszą, armię rosyjską. Straty Rosji sięgają tysięcy istnień ludzkich.
W zależności od źródła, liczba zabitych żołnierzy Władimira Putina waha się od kilku do nawet kilkunastu tysięcy. Według Ukraińców, jak dotąd w skutek wojny poległo około 12 tysięcy rosyjskich wojskowych. Amerykański wywiad mówi o stratach sięgających 4-5 tysięcy mundurowych.
Oczywiście Rosja straciła także mnóstwo sprzętu wojskowego. Zdaniem holenderskich analityków, zniszczeniu uległo jak dotąd 151 czołgów, 11 śmigłowców i 11 samolotów bojowych. Dodajmy, iż Sztab Generalny Sił Zbrojnych Ukrainy stwierdził, iż straty wroga są jeszcze większe. Ukraińcy donieśli, iż zlikwidowano 317 czołgów, 49 samolotów i 81 śmigłowców.
Biorąc pod uwagę powyższe dane, można stwierdzić, iż Władimir Putin traci swoich żolnierzy niemalże masowo. Przypuszczalnie z tego powodu prezydent Federacji Rosyjskiej postanowił przeprowadzić tajną akcję mobilizacyjną w Kraju Krasnodarskim na południu Rosji, a także poszukać wsparcia militarnego również poza granicami swojego kraju.
Specjaliści analizują motywację rosyjskiego przywódcy
Były analityk Agencji Wywiadu, Robert Cheda, przypuszcza, że nie tylko straty własne, ale również zwyczajne braki w wojskach rosyjskich, spowodowały, iż przywódca Rosji zdecydował się na wzmocnienie swojej armii.
Ekspert dodaje, że działania Rosjan mogą świadczyć także o tym, iż ci przygotowują się do szturmu największych ukraińskich miast. „Brakuje im mięsa armatniego. Może nawet do tego stopnia, że ściągają szyitów z Syrii, którym zwyczajnie zapłacą. Rosyjskie straty są duże i mogą być większe, a wszystko wskazuje na to, że chcą szturmować miasta: Kijów i Charków. Przy szturmach miast straty w ludziach będą rosły w zastraszającym tempie. No i element zastraszenia. Czeczeni i syryjscy bojownicy mają opinię morderców, ale też są przeszkoleni i wiedzą jak walczyć. To też sygnał do wnętrza kraju, do rosyjskich matek: patrzcie, nie martwcie się i nie bójcie, to najemnicy będą szturmować miasta, nie „nasi chłopcy” – tłumaczył Cheda.
Również były ambasador RP w Afganistanie Piotr Łukasiewcz zabrał głos w sprawie ściągania na Ukrainę wojsk z innych krajów. Według dyplomaty, Rosja zamierza sięgnąć po syryjskie wojsko z powodów ideologicznych. Putin chce chociażby zmniejszyć straty po stronie rosyjskiej. „Dla strachu i przerażenia. No i są tańsi. Trumien nie widać. Bo w ten ich rzekomy szczególny dar walki w mieście to nie wierzę” – wyjaśnił Łukasiewicz.
Nieco inaczej na temat bojowników zapatrują się przedstawiciele administracji Joe Bidena. „Amerykańska analiza wskazuje, że Rosja, która działa w Syrii od 2015 roku, w ostatnich dniach rekrutuje tam bojowników, licząc na to, że ich doświadczenie w walkach miejskich pomoże zająć Kijów i zadać miażdżący cios rządowi Ukrainy” – donieśli urzędnicy z USA.
Na koniec przypomnijmy, iż Syryjczycy nie są jedynymi obcokrajowcami, którzy wspierają Putina. Wcześniej na teren Ukrainy sciągnięto siły czeczeńskie. Nie wiadomo także co z żołnierzami z Białorusi. W mediach pojawiają się bowiem sprzeczne informacje. Zdaniem jednych, białoruskie wojsko jeszcze nie włączyło się w konflikt. Natomiast inni twierdzą, że ludzie Łukaszenki już walczą.
źródło: o2.pl, Rzeczpospolita