

Michał Listkiewicz otrzymał niepokojący telefon od sąsiadki swojej mamy. Od kilku dni nikt nie widział Olgi Koszutskiej – Listkiewicz, natomiast w jej mieszkaniu non stop grał telewizor. Był rok 2002, Listkiewicz jako prezes PZPN przebywał na Cyprze.
Zaalarmowany, poprosił przyjaciela, Tadeusza Oblińskiego, by ten przybył do mieszkania jego matki na warszawskim Żoliborzu i sprawdził czy wszystko w porządku. Obliński wsiadł w samochód i po 15 minutach był już na miejscu. W międzyczasie dojechał także Tomasz, syn Michała Listkiewicza – niestety klucze, które przywiózł ze sobą, nie pasowały do mieszkania babci. Obliński postanowił wejść do mieszkania po balkonie.
Musiał zdjąć buty, gdyż barierka balkonowa była oblodzona. W mieszkaniu było ciemno i nie był pewien, czy ktoś w nim jest. Po włączeniu światła, zobaczył wystające z kuchni nogi. Nie wszedł dalej, gdyż pomyślał, że „coś” się stało i nie chciał zacierać śladów.
Olga Koszutska – Listkiewicz została znaleziona 14 lutego 2002 roku w swoim mieszkaniu przy ul. Andersa. Janusz Lenart, biegły medycyny sądowej stwierdził 28 ran tłuczonych w obrębie głowy, bruzdę na szyi, podcięte gardło, 8 ran kłutych, a także złamania żeber. W momencie znalezienia miała wciąż otwarte oczy.
Starsza pani musi umrzeć
20 lutego 2002 roku w tej sprawie zostaje zatrzymany Dariusz Uba. Przesłuchiwani są jego współlokatorzy, brat Sylwester oraz Aneta Barczuk, jego dziewczyna.
Śledczy szybko ustalają, że mordercami są Dariusz i Aneta, młodzi narkomani. Aneta od razu zresztą przyznaje się do współudziału w zabójstwie. W trakcie procesu obydwoje podają nieco inny przebieg zdarzeń, zrzucając winę na siebie nawzajem. Sąd daje wiarę zeznaniom Anety, co do przebiegu zdarzenia, gdyż znajdują one odzwierciedlenie w materiale dowodowym.
9 lutego 2002 roku Darek każe Anecie jechać do Pani Olgi po kasę i wsypać jej środki nasenne do herbaty. Potrzebują pieniędzy. Aneta przybywa do Pani Listkiewicz po godzinie 20:00. Wrzuca jej do herbaty dwie tabletki Clonozepamu. Z powodu braku jakiejkolwiek reakcji ze strony pani Olgi, Aneta dzwoni do Darka z pytaniem „co dalej?”. Ten każe jej wsypać następne. Aneta się waha, boi się, że starszej Pani „coś się może stać”. Wrzuca jednak następne dwie. Pani Olga miała stać się „śpiąca i ospała” (jak zezna później Aneta). Dziewczyna dostaje od niej 80 zł i jedzie do Darka, który jest zły, że tak mało. Natychmiast kupują heroinę, natychmiast też ją zażywają.
Budzą się około 1:00 w nocy i postanawiają wrócić do Pani Listkiewicz. Darek bierze ze sobą reklamówkę, tłuczek do mięsa i zakłada na dłonie rękawiczki. Olga Listkiewicz wpuszcza ich do bloku, drzwi od mieszkania nie są zamknięte. Kiedy wchodzą, Pani Olga zaczyna krzyczeć „Co on tu robi?” i cofa się w kierunku kuchni. Darek zaczyna ją bić tłuczkiem, zadaje jej ciosy w głowę. Olga Listkiewicz zaczyna krzyczeć i próbuje się bronić. Darek zaczyna ją dusić. Prosi Anetę o pomoc. Ta znajduje kabel od radia (potem zezna, że to Darek go znalazł) i wspólnie z Darkiem okręcają jej szyję. Ciągną z obu stron. Na koniec Darek „dla pewności” podrzyna Oldze Listkiewicz gardło, odwraca ją i dodatkowo zadaje ciosy w plecy. Kiedy upewnia się, że kobieta nie żyje, razem przystępują do plądrowania mieszkania.
– W momencie popełnienia czynu, byłam pod wpływem narkotyków. Nie układałam żadnego planu. Nie planowałam tego zrobić. Chcieliśmy ją okraść, nie chcieliśmy jej zabić. To chłopak, z którym kiedyś byłam… no tak się stało, że po prostu zabiliśmy ją – relacjonuje moment zabójstwa Aneta.
– Chcesz powiedzieć, że to Darek miał wpływ na to? – pytam.
– Tak, duży miał wpływ na to – odpowiada.
– Nie starałaś się go powstrzymać? – dopytuję.
– To był taki… brak myślenia. To stało się tak szybko. Nie, nie – przyznaje Barczuk.
W orzeczeniu sądu czytamy: „Oskarżeni działali w sposób wyjątkowo okrutny i bestialski. W ich działaniach wystąpiło wielokrotne przekroczenie stopnia przemocy koniecznej do pozbawienia życia pokrzywdzonej”.
Aneta sprząta mieszkanie. Z mieszkania wynoszą mienie o wartości nie mniejszej niż 10 tysięcy złotych. Biorą taksówkę, jadą do wynajmowanego przez nich mieszkania, przy ul. Sady Żoliborskie 15. Brat Uby, Sylwester zezna później, że nie zauważył nic, co mogłoby wskazywać na tragedię. Oskarżeni nie rozmawiali o tym, przeszli nad tym do porządku dziennego. W trakcie kolejnego przesłuchania brat Dariusza doda jednak, że zaczęli prowadzić rozrzutny tryb życia. Jeździli taksówkami, Aneta miała mieć pierścionek zaręczynowy od Darka. 18 lutego odwiedza ich także matka Dariusza, niczego nie zauważa.
– Nie pamiętam swojego życia przez kolejne dwa tygodnie, aż do zatrzymania. Byłam zaćpana, chciałam się zaćpać. Ćpałam po to, żeby nie myśleć o tym, co się stało. Nie wiedziałam, co mam robić, czy wezwać policję, czy komuś o tym powiedzieć, czy się zaćpać. Wybrałam ten trzeci wariant. W końcu znalazła nas policja – w sposób odmienny od akt sprawy, przedstawia ten okres Aneta.
Ofiara wraca we śnie
– Do Warszawy trafiłam po tym, jak zmarła mi mama. Brat się ode mnie odsunął. Miałam już wtedy 5-letnie dziecko, córeczkę Zuzię. Zostawiłam córkę z moim ojcem i bratem. Dwa lata po śmierci mamy trafiłam do więzienia. W Warszawie nie myślałam o córce. Bez mamy nie było już to samo, nie chciałam żyć – zwierza się Aneta.
Z opinii biegłych psychologów rysuje się portret nieco bardziej ponury. Aneta dość wcześnie zaczęła brać narkotyki, wąchać klej, testować różnego rodzaje mieszanki z narkotyków. Opuszczała szkołę, uciekała z domu. Gdy miała 16 lat urodziła córkę. W czasie ciąży brała małe ilości narkotyków. Zuzia po urodzeniu ważyła 1,5 kilo. Była dzieckiem szczególnej troski z bardzo dużą wadą wzroku. Po 3 miesiącach od porodu Aneta zaczęła spotykać się z Grześkiem, ojcem dziecka. Znów zaczęli brać.
Ojciec Zuzi nie żyje; powiesił się kiedy Aneta była już w Warszawie. Przez cały okres aż do zatrzymania nie utrzymywała kontaktów z rodziną. Nie interesowała się córką. Rodzice Anety byli rodziną zastępczą.
– Mama dała mi dużo miłości, była dla mnie autorytetem. Była bardzo zorganizowana. Ojciec był alkoholikiem. Kiedy nie pił – był dobrym człowiekiem. Jak pił – psuł wszystko to, co mama zbudowała – wspomina dziś Aneta – Mam brata. Nie odwiedza mnie, bo obwinia mnie za śmierć mamy. Mama umarła na pęcherzycę. Mój brat ma dużo żalu do mnie. Nie może pogodzić się z tym, że mama zmarła w pewnym sensie przeze mnie. Brat nie chce mnie znać, odwrócił się ode mnie. Chciałam dowiedzieć się, czy jest jakaś szansa, byśmy mogli nawiązać kontakt. Robert ma pretensje przede wszystkim o to, że ojciec się rozpił, zmarł, że mama zmarła – opowiada. W momencie, kiedy matka przebywała w szpitalu, Aneta ani razu jej nie odwiedziła. Niedługo po jej śmierci trafiła do Warszawy.
Aneta Barczuk poznała panią Olgę latem 2001 roku. – Nawet nie wiem, jaki to był okres czasu. Parę miesięcy. Poznałyśmy się koło „Baru Sady”, gdzie często przychodziła, miała tam swoje ulubione dania, znajomych. Ja mieszkałam niedaleko. Pani Olga zaczęła mi pomagać. Brałam kasę na narkotyki – wyznaje Aneta. Widywały się co kilka dni, po pewnym czasie Olga Listkiewicz dała Anecie swój adres. Ta wpadała do niej, kiedy tylko potrzebowała pieniędzy na narkotyki. Pani Olga nie wiedziała nic o jej nałogu. Aneta sprzedała jej swoją historię o życiu pełnym niepowodzeń, bólu, o młodszej siostrze, którą musiała się opiekować oraz o ojcu alkoholiku. Dariusz Uba zeznał w sądzie, że „mówiła jej to, żeby wziąć ją na litość, żeby (Olga Listkiewicz) dawała kasę”. Aneta nazywała ją „ciocią”.
W orzeczeniu sądu czytamy: „Na szczególny fakt zasługuje, że pokrzywdzona okazywała oskarżonej troskę i współczucie. Wspierała zawsze słowem i zaoszczędzonymi środkami finansowymi. Do końca nie wiedziała, że była oszukiwana. Powyższe wskazuje na fakt degradacji uczuć i zwykłych ludzkich odruchów u oskarżonej i współdziałającym, Dariuszu Ubie.”
– Tak. I to było najgorsze w tym wszystkim. Wyciągnęła do mnie rękę – przyznaje zabójczyni.
Aneta Barczuk została skazana wyrokiem Sądu Okręgowego w Warszawie z 23 sierpnia 2004 roku na 25 lat więzienia. Taki sam wyrok usłyszał Dariusz Uba. Następnie wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie z 15 czerwca 2005 został zmieniony w ten sposób, że skazana będzie mogła ubiegać się o przedterminowe warunkowe zwolnienie po 20 latach. Odbywa karę od 20 lutego 2002 roku. W związku z przerwami w odbywaniu kary (jest nosicielką wirusa HIV, wypuszczana jest na leczenie ) jej koniec wypada na 17 czerwca 2029 roku.
Oblicze dobra i zła
Z zeznań licznych świadków w tej sprawie, Olga Koszustka– Listkiewicz jawi się jako osoba serdeczna, pomocna, lubiąca spotkania z innymi ludźmi, może zbyt ufna. Z opinii biegłych szpitala Nowowiejskiego w Warszawie, Aneta Barczuk to osoba potrafiąca manipulować ludźmi i wykorzystywać ich do własnych, czysto hedonistycznych celów: „W czasie przebywania w szpitalu na obserwacji, wchodziła w dobre stosunki z pacjentkami, dostawała od nich części garderoby. Starała się wywrzeć korzystne wrażenie na badającej. Demonstrowała przeżywanie poczucia winy, starała się wzbudzić zaufanie i przychylne wobec siebie uczucia”. Uczuciowość Anety biegli ocenili jako silnie egocentryczną. Uznali, że nastawiona jest na zaspokojenie własnych potrzeb. „Miła w obejściu, łatwo nawiązująca kontakt.”
Faktycznie, Aneta sprawia wrażenie miłej dziewczyny. Podkreśla, że żal jej tego, co się stało. – Nikt nie patrzy na to, że od 11 lat siedzę w więzieniu. Nie cofnę tego, nie zmienię faktu, że przyczyniłam się do zabójstwa Pani Olgi. Dostałam wyrok, odbywam karę. Cały czas inni oceniają przez pryzmat tego, co się stało. Ktoś, kto mnie zna, może o mnie powiedzieć, że np. jestem fajną dziewczyną, że się staram, że pracuje nad sobą. Dla mnie to jest ważne – wyjaśnia – Narkotyki za dużo mi zabrały. Zabrały mi wszystko. Przez narkotyki jestem chora. Przez narkotyki Pani Olga nie żyje. Ja wiem, że nie mogę się w ten sposób usprawiedliwiać, nie chce się wybielać. Ale w dużej części – to wina narkotyków – dodaje.
Współosadzone nie mają najlepszego zdania na jej temat. Mówią, że to gwiazda. Chętnie udziela się w mediach. Jest nosicielką wirusa HIV, dziewczyny niechętnie uczestniczą z nią w różnych kursach. – Jestem dyskryminowana ze względu na chorobę. Temat nosicielstwa jest mało znany, dziewczyny boją się zarażenia – potwierdza. W początkowym okresie skazana nawiązywała wiele nielegalnych kontaktów. – Pani jej nie daje żadnych jej zdjęć – doradza mi jedna z osadzonych, gdy pytam o Anetę. Wysyła później te zdjęcia do różnych chłopaków. Faktycznie, na zdjęciach wychodzi ładnie, została wybrana na okładkę książki Katarzyny Bondy „Polskie morderczynie”.
30 października 2010 roku nie powróciła do zakładu karnego (po udzielonej jej przerwie w karze): – Osiem lat siedziałam w więzieniu. Kto by wrócił po 8 latach ścisłej izolacji? Mnie nikt nie przygotował do wyjścia na wolność. Nie miałam żadnych przepustek. Siedziałam 8 lat w jednym pomieszczeniu, a następnie wyszłam. I zachłysnęłam się tą wolnością. Żałuję, że tak zrobiłam, że moje zdrowie na tym podupadło. Mam zbyt duży wyrok, żeby nie skorzystać. Nie wytrzymałam. Na pewno inaczej by było, gdyby ktoś przez te 8 lat przygotował mnie do wolności. Ale 8 lat to nie jest rok, dużo rzeczy się zapomina w tym czasie, zapomina się, jak wygląda wolność.
O Zuzi, swojej córce, mówi niewiele. Jest w jej świadomości, ale poza jej życiem. Dziewczyna ma teraz prawie 18 lat. Matka nie wie o niej nic, nie ma z nią żadnego kontaktu. – Dowiadywałam się, co się dzieje z Zuzią. Wiem, że jest w rodzinie zastępczej. Że bardzo dobrze się uczy, jest zdolną dziewczynką. Pytałam rodziny, czy powinnam nawiązać z nią kontakt. Wszyscy mi tego odradzali. Straciła dziadków (rodziców zastępczych – przyp. red), których bardzo kochała. Mnie nie pamięta. Czy córka wie gdzie jestem? – tego nie wiem. Mój brat oddał ją do rodziny zastępczej. Chciałabym się o niej czegokolwiek dowiedzieć – opowiada.
Pytam ją o pierwsze słowa, które by skierowała do córki, gdyby się spotkały. – Za każdym razem, kiedy o tym myślę, pojawiają się w mojej głowie inne słowa. Ale pewnie nic bym jej nie powiedziała. Widziałam jej zdjęcia na naszej klasie. Jest śliczna, ma grube czarne włosy, jest wysoka. Nie chciałam się z nią kontaktować. Co jeśli zaimponowałoby jej moje życie? Jej ojciec nie żyje, po naszym rozstaniu powiesił się. To on właściwie wciągnął mnie w narkotyki. Niecałe 17 lat miałam, kiedy Zuzia się urodziła, chłopak był 7 lat ode mnie starszy. Chciałabym się z nią spotkać, ale wiem, że teraz jest w takim wieku, kiedy ja zaczęłam się buntować. Nie wiem, na ile w tym wieku ludzie mogą mieć twardy charakter. Nie wiem, co zostało córce powiedziane, nie wiem, czy będzie się chciała ze mną kontaktować. Nie nosi mojego, ani ojca nazwiska. Może myśli, że nie żyję.
– Czego Pani najbardziej brakuje? Za czym Pani najbardziej tęskni? – pytam.
– Właściwie nie wiem, za czym najbardziej tęsknię. Brakuje mi słońca, deszczu. Brakuje mi dużej przestrzeni, tego, że nikt nie stoi mi za plecami.
Ty byś im na to nie pozwoliła
Wysyła kolejne wnioski o ułaskawienie. Swoją argumentację opiera przede wszystkim na tym, że jest nosicielką wirusa HIV („Nie wiem, kiedy śmierć zajrzy mi w oczy, bo choć chodzę jeszcze o własnych siłach, to boję się jutra, bo zwykła złapana infekcja może mnie zabić”), że była bardzo młoda, kiedy dopuściła się czynu, niekarana (choć miała kolegia za kradzieże, produkcję kompotu). Że syn zamordowanej jej przebaczył („Otrzymałam przebaczenie od Pana Michała Listkiewicza, dzięki czemu mogę spojrzeć w przyszłość i wierzyć, że będę mogła wrócić do społeczeństwa i zacząć próbować żyć od nowa”). Że proces resocjalizacji przebiega dobrze. Że chciałaby kiedyś normalnie żyć, założyć rodzinę.
Twierdzi, że więzienie ją zmieniło i przestała brać. – Przede wszystkim ja się zmieniłam. Moje podejście do życia, do samej siebie, do świata.
Z najbliższych odwiedza ją wujek i przyjaciel Włodek. To do niego uciekła w trakcie przerwy w karze.
W jednym z wniosków pisze: „Pani Listkiewicz była małym człowiekiem o dużym sercu. Niestety nie da się cofnąć czasu, choć bardzo bym tego chciała. Przyczyniłam się do śmierci. Dziś mam wielki żal do niego (D. Uby – przyp. redakcji) i nigdy nie zrozumiem jego postępowania. Całkowicie poświęcę się córce. Gdybym mogła przewidzieć, że Dariusz Uba jest zdolny do takiego czynu, Pani Olga by żyła”. Jej postawa świadczy o nie do końca akceptowaniu siebie jako zabójczyni, zrzuca wciąż winę na współsprawcę. Siebie wybiela. „Łączę się z panem Listkiewiczem w bólu. Nigdy nie sądziłam, że jestem osobą tak wrażliwą uczuciowo.” Dalej czytamy, iż tęskni za wolnością. „Przez narkotyki odebrałam sobie ukochaną wolność. Jedyne z czego jestem dumna, to jest to, że dałam córce życie (…) Czy dożyję chwili, by przytulić i powiedzieć jej kocham Cię, przebacz mi?” – kończy.
Michał Listkiewicz, syn zamordowanej przebaczył Anecie, czego wyraz dał w niejednym do niej liście. Tę postawę osadzona niejednokrotnie przytaczała w kolejnych wnioskach o ułaskawienie, załączając treść listów z Listkiewiczem.
„Dziękuję za list. Życzę, aby wytrwała Pani w postanowieniu bycia dobrym człowiekiem. Będę się modlił za to. Niech Pani odrzuca agresję i kocha innych, a życie to kiedyś Pani wynagrodzi. Ja już pani wybaczyłem. Chodzi o to, by przemiana, jaka u Pani może zajść, nastąpiła. A wtedy będę mieć spokojne sumienie, gdyż moje wybaczenie nie pójdzie na marne”. (Fragmenty listu M. Listkiewicza z 22 czerwca 2004).
„Jak wiesz, już Ci wybaczyłem. Moja mama spogląda na nas z nieba – też. W tych szczególnych dniach wielkiej żałoby po śmierci ojca świętego wszystkie sprawy wyglądają zupełnie inaczej. Jesteśmy wyciszeni, bardziej dla siebie serdeczni, uspokojeni. Wierzę, że nauczanie Ojca Świętego doda ci wiary na dalsze życie. Pozdrawiam, nie załamuj się, walcz ze złem i wierz!” (List M. Listkiewicza bez daty, kwiecień 2005 r.).
W ostatnim, Michał Listkiewicz nabrał pewnego dystansu do osadzonej.
„Z wielkim żalem czytam pani list, gdyż przypomina mi on o tych tragicznych dla mnie wydarzeniach. (…) Wolałbym do tych wydarzeń nie wracać. W trakcie procesu dałem wyraz mego stosunku do tej bolesnej sprawy, nie przystępując do procesu w charakterze oskarżyciela posiłkowego. Ocenę Pani czynu pozostawiłem sądowi. Wyrok zakończył dla mnie pod względem formalnym całą dramatyczną sprawę. Nie czuję do Pani nienawiści, ani żądzy odwetu. Jednakże nie może oczekiwać Pani ode mnie, bym wymazał z pamięci czyn, którego się Pani dopuściła. Informuję jednocześnie, że jest to moja ostatnia korespondencja z Panią”.
Sąd niejednokrotnie nie przychylał się do ułaskawienia. W jednym z orzeczeń wyjaśnił: „Fakt, iż nie powróciła ona do jednostki penitencjarnej po upływie okresu udzielonej przerwy, nie pozwala na przyjęcie, iż w razie zastosowania prawa łaski będzie ona przestrzegać porządku prawnego. I nie popełni ponownie przestępstw”.
– Aneta Barczuk o prawo łaski może ubiegać się dowolną liczbę razy. Ułaskawienie to jednak bardzo rzadki przypadek, który ma miejsce w sytuacjach wyjątkowych. Jak chodzi o wybaczenie ze strony rodziny, w mojej karierze nie spotkałem się z taką sytuacją, by rodzina zamordowanej wybaczyła sprawcy – mówi mecenas Piotr Kruszyński, profesor Uniwersytetu Warszawskiego.
18 lutego br. sąd I instancji zaopiniował negatywnie kolejną prośbę o ułaskawienie. I przesłał akta sprawy do sądu apelacyjnego w celu ponownego rozpatrzenia. 14 marca Sąd Apelacyjny w trakcie rozprawy podkreślał, że przedstawiane przez oskarżoną listy Michała Listkiewicza są przez nią nadinterpretowane, jakoby syn zamordowanej chciał jej ułaskawienia. Prokurator Danuta Drösler w swojej argumentacji podniosła, że choć prawo łaski wynika z przesłanek humanitarnych, artykuł 563 kodeksu karnego określa warunki, które należy rozważyć przy podejmowaniu takiej decyzji, szczególne okoliczności, które nastąpiły. Według prokuratury, takich przesłanek w przypadku skazanej nie ma. Sąd Apelacyjny podtrzymał wyrok I instancji i prośba o ułaskawienie została zaopiniowana negatywnie. Pozostawiono ją bez dalszego biegu.
– Śniła ci się kiedykolwiek Pani Olga? – pytam.
– Tylko raz mi się przyśniła. Żywa, ładną twarz miała, w białej chuście. Mówiła: „Anetka, ktoś mi chciał zrobić krzywdę, ale ja wiem, że to nie ty, ty byś im na to nie pozwoliła”. Nigdy więcej już mi się nie śniła – kończy swoją opowieść.
WYBACZYĆ MORDERCY
Z Michałem Listkiewiczem o przebaczeniu, o tym, jak trudno innym zrozumieć taką decyzję i o psychicznym uzależnieniu od oprawcy, rozmawia Gabriela Jatkowska.
Postanowił Pan przebaczyć Anecie. Dlaczego? Czy była to potrzeba serca, czy wynikało to z próśb Anety kierowanych do Pana? Czy chodziło o „przyjaźń” między Anetą a Pana mamą?
Żadnej presji ze strony Anety nie było. W podjęciu takiej decyzji pomogła mi historia Eleni, morderstwa jej córki, a następnie przebaczenia tego okrutnego czynu – ta postawa mnie zainspirowała. Jej argumenty trafiły do mnie. Jeśli ktoś tkwi w nienawiści, zatruwa swoje własne życie, staje się ono kompletnie zdemolowane. Ponadto myślę i czuję, że moja mama tego właśnie by chciała i tak właśnie by zrobiła. Wszystkim wybaczała, pomagała i akurat ci, którym pomagała – zabili ją. Aneta niejednokrotnie zwracała się z prośbą o ułaskawienie, załączając treść korespondencji z Panem i powołując się na pańskie przebaczenie. Czy nie żałuje Pan swojej decyzji? Nie ma Pan obaw, że w pewnym sensie Aneta ją wykorzystuje?
Nie miał Pan później wątpliwości, czy dobrze uczynił, przebaczając?
Nie wiedziałem nic na ten temat, nie zdawałem sobie sprawy, że Aneta treść naszej korespondencji załącza w takich wnioskach. Nie znam Anety osobiście. Natomiast, jeśli tak faktycznie jest – uważam to za pewnego rodzaju wykorzystywanie, nadużycie. Z mojej strony był to jednorazowy akt przebaczenia. Owszem, był okres, kiedy pomagałem Anecie, wysyłałem jej np. pieniądze, podręczniki do nauki, lekarstwa. Psycholog jednak zwrócił mi uwagę na to, że w pewnym sensie uzależniam się od niej – dokładnie tak, jak ofiara od swojego oprawcy. Wówczas zdecydowałem się zerwać kontakt.
Deklarował Pan także pomoc córce Anety?
Złożyłem taką deklarację. Ze strony rodziców zastępczych tej dziewczynki otrzymałem jednak wyraźny znak, iż nie życzą sobie kontaktów i takiej pomocy, ponieważ ona nic o całej sprawie nie wie. Myślę, że dla jej dobra tak powinno zostać. Po informacji o moim przebaczeniu Anecie, rozgorzała dyskusja na jednym z portali internetowych. Dominowały głosy zrozumienia i poparcia. Zdarzały się jednak także głosy nienawistne i plugawe. Nie życzę tym osobom, aby kiedykolwiek dotknęła ich taka tragedia, jaka dotknęła moją rodzinę. Dlaczego ludzie są dzisiaj tak źli i okrutni? Pewnie leczą w ten sposób własne kompleksy, odreagowują życiowe niepowodzenia. To bardzo przykre.