portrait of a beautiful adult sensuality blonde woman

Miał spory talent i aspiracje muzyczne. Pedagog z Grudziądza mógł stać się gwiazdą ogólnopolskiej sceny. Zamiast tego trafił do krajowych mediów, jako osoba oskarżona o zgwałcenie nieletniej i zmuszająca ją do seksu z psami.

Wrzesień 2013 roku. Skoda na grudziądzkich numerach rejestracyjnych podjeżdża pod jeden z zakładów na terenie Golubia-Dobrzynia. To tu 33-letni Dominik Ż. umówił się z 14-letnią mieszkanką tego miasta.

– Policja! – słyszy męski głos, który powoduje u niego szok.

Już wie, że to zasadzka miejscowych mundurowych. Błyskawicznie podejmuje decyzję, ucieka. Rusza wprost na policjanta, ale ten dzięki refleksowi uskakuje w ostatnim momencie. Radiowozy blokują mu przejazd. Funkcjonariusze dopadają go chwilę później. Nie bez kłopotów. Jeden z jego wyrzucanych przed siebie w amoku ciosów dosięga policjanta. Z tyloma nie ma jednak szans. Kajdanki zatrzaskują się na jego rękach i na tym kończy się jego wolność. Prawdopodobnie na kilka najbliższych lat.

– O spotkaniu wiedzieliśmy od samej pokrzywdzonej, dlatego zdecydowaliśmy się aresztować go w takich okolicznościach – komentuje tę akcję dla „Reportera” Justyna Skrobiszewska, rzeczniczka golubsko-dobrzyńskiej policji – Na szczęście uderzony funkcjonariusz nie odniósł poważniejszych obrażeń.

Pracował z młodzieżą

Sprawa wyszła na jaw dopiero późną wiosną 2014 roku. Jest pod wieloma względami bulwersująca. Bowiem Ż. to nie mafioso, jak wskazywałyby okoliczności jego zatrzymania. Jeszcze do niedawna pracował jako pedagog i kurator sądowy. Wspomnianą 14-latkę poznał w sieci, nie była jego podopieczną. Miał umówić się z nią na spotkanie zapoznawcze w Golubiu-Dobrzyniu, oddalonym o 60 km od jego rodzinnego Grudziądza. Jednak zamiast pić z nią kawę, wywiózł ją do lasu 2 km za miasto i brutalnie zgwałcił.

Według ustaleń śledczych, grudziądzanin na tym nie poprzestał. Później miał zażądać od dziewczyny, że opublikuje jej nagie zdjęcia, jeśli nie będzie uprawiała seksu z jego znajomymi i z psami. Przerażona nastolatka o wszystkim powiedziała matce, która zgłosiła sprawę policjantom.

Po wspomnianej zasadzce, pedagog przyznał się podczas przesłuchania tylko do seksu z nią. Twierdzi, że nie wiedział, że nie miała ukończonych 15 lat.

– Reszta to kłamstwa. Robi to, bo jest mi winna pieniądze – przekonywał.

Prokuratorzy nie dali wiary jego wyjaśnieniom. Postawili mu zarzuty zgwałcenia nieletniej, szantażowania i zastraszania jej, nakłaniania do prostytucji oraz naruszenia nietykalności funkcjonariuszy.

– Większość zarzutów to bzdety – uważa Adam Ż., krewny Dominika – Czy wie pan, że ta osoba przedstawiała się jako 18-latka i fakt zgłosiła po 4 tygodniach, mając w międzyczasie kontakty z innymi mężczyznami? – pyta mnie retorycznie.

Maria Janowska, dyrektor Centrum Pomocy Dziecku i Poradnictwa Rodzinnego w Grudziądzu, w którym jeszcze do niedawna pracował pedagog, twierdzi, że ze względu na ochronę danych osobowych, nie może ujawniać, do kiedy był on zatrudniony w placówce i jakie były powody jego zwolnienia. Lecz gdy pytam ją, czy w tym zawodzie trudno jest odróżnić 14-latkę od dorosłej kobiety, odpowiada: – Ja akurat jestem dość poważnym specjalistą, dość poważnym opiekunem, i wiedziałabym co robię, w takiej sytuacji.

Była dziewczyna pedagoga, do której udało mi się dotrzeć – jego równolatka z Grudziądza – nie ma za to wątpliwości, że prowadził on potajemne życie w sieci i umawiał się z kobietami na seks w samochodzie.

– Dominika poznałam na czacie, wówczas był jeszcze studentem resocjalizacji w Bydgoszczy. Spotykaliśmy się dosyć krótko, pół roku – zdradza kobieta Reporterowi. – Zawsze miał jakieś tajemnice, mało czasu i zawsze wszystko miało być po jego myśli. Wydawało mi się to dziwne, więc pewnego razu weszłam na jego skrzynkę pocztową i okazało się, że nadal umawiał się na czatach z innymi kobietami. One wysyłały mu nagie fotki, było tego całe mnóstwo. Z korespondencji wyczytałam, że umawiał się z nimi na seks w aucie, płacąc im za to. Podszyłam się również pod chętną kobietę na spotkanie z nim na czacie – był bardzo ochoczo nastawiony na randkę i prosił później o foto. Gdy mu powiedziałam o swoich podejrzeniach, zaprzeczył, a gdy się upierałam, w akcie zemsty umieścił mój numer telefonu na jakimś seks kanale. Finał był taki, iż musiałam zmienić numer, bo wydzwaniała setka napalonych facetów. Dominik był w życiu codziennym bardzo spokojną osobą, wyważony, ale też i cwany, bardzo, ale to bardzo przebiegły. Zawsze musiało być tak jak on chce.

Jarosław Kosiński, prokurator rejonowy z Golubia-Dobrzynia przyznaje, że nie wie, na jakim portalu oskarżony poznał nastolatkę. Nic nie wie także o innych ewentualnych ofiarach.

– Na razie nikt taki się nie zgłosił – mówi, zapytany o pokrzywdzone ustalone przez prokuraturę.

I choć sam stwierdza, że dzięki nagłośnieniu tej sprawy przez media mogą zgłosić się inne kobiety, to tak naprawdę cieszy się, że przez 9 miesięcy dziennikarze o tym przestępstwie nic nie wiedzieli. – Bardzo dobrze, że media nie wiedzą. Dzięki temu mamy czas, żeby spokojnie poprowadzić sprawę.

Nie taką gwiazdą miał zostać

Dotarłem do kilkunastu osób związanych z grudziądzkim pedagogiem, i wszyscy, jak jeden mąż, są w ogromnym szoku. Bo z ich opowieści wyłania się obraz niemal człowieka-instytucji o wielu zainteresowaniach. Spokojnego, nie używającego siły. I z mnóstwem przyjaciół, którzy spodziewali się czytać o nim artykuły jako artyście, nie gwałcicielu.

Pasjonują go gołębie, jednak najbardziej oddał się muzyce. Już jako nastolatka, okrzyknięto go talentem z niezwykłym głosem. Ze swoim skromnym zespołem grał po weselach, brał udział w konkursach muzycznych, w których był nawet nagradzany. Zna większość osób na poważnie związanych z muzyką, nie tylko w Grudziądzu, ale też w promieniu kilkudziesięciu kilometrów od niego. Raz wziął nawet udział w jednym z najgłośniejszych programów telewizyjnych wyławiających artystyczne talenty. Bohaterem lokalnych mediów był już wcześniej, tyle że wówczas jego nazwisko nie składało się jeszcze wyłącznie z jednej litery.

1
Dominik Ż. mógł stać się gwiazdą ogólnopolskiej sceny

Artur Wiśniewski, lider fanklubu Budki Suflera, do którego również należał Dominik Ż., nie może uwierzyć, że byłby on zdolny do takich przestępstw. – Spotykaliśmy się raz w roku na kilka dni podczas naszych zlotów. Tam również jeżdżą osoby małoletnie i nigdy nie zauważyłem, by Dominik zachowywał się dziwnie – podkreśla – Jest osobą bardzo komunikatywną, miłą, szczerą. Zupełnie normalny gość. Kiedy planowałem zakwaterowanie dla członków naszego klubu podczas zlotów, zawsze przydzielałem mu osobę, która mogła stwarzać jakieś problemy. Chciałem, by miał na nią oko i doskonale się z tego zadania wywiązywał. Mam tylko nadzieję, że prokuratura zajmuje się tym rzetelnie i wszyscy będziemy czekać na rozstrzygnięcie w tej sprawie. Oby te zarzuty się nie potwierdziły.

Natomiast, jeżdżący z Dominikiem od 2000 roku na wystawy gołębi, Arkadiusz Waszczuk zaznacza, że ten nawet pod wpływem alkoholu, ani nie przejawiał żadnych podejrzanych skłonności, ani nie mówił o ewentualnych erotycznych podbojach.

– W telewizji często słyszy się, że nikt by się nie spodziewał po gościu, że byłby zdolny do przestępstwa. Ale Dominik nie był skryty, żeby coś robił potajemnie. Z nim czasem się kielicha wypiło albo piwo, jak to chłopy i gadaliśmy nieraz szczerze. Nigdy ani słowem nie wspominał o kobietach, o związkach, romansach. Jeśli coś by złego robił, to bym raczej wiedział. A teraz jeszcze mówią, że się na kogoś rzucił. Widziałem, jak się zachowywał, gdy miał z kimś spięcie i on wtedy nawet nie przeklinał. W życiu bym nie powiedział, żeby on się na kogoś rzucił. A jeszcze na policjantów?

– Czy mógł rzeczywiście pożyczyć te pieniądze dziewczynie i przez to mieć kłopoty? – dopytuję.

– Nieraz na wystawie gołębi pożyczał komuś pieniądze na dobrego ptaka. To nie było nic niezwykłego. Jakby ta dziewczyna była w potrzebie, to kto wie. Może by pożyczył. Dlatego również zarzut namawiania do prostytucji jest dla mnie dziwny, bo on miał pieniądze. Po co miałby to robić? On miałby się bawić w sutenera, skoro miał inne rzeczy do roboty? Może ktoś chce go wrobić?

Słowa „wrobić” używa połowa jego przyjaciół. Nie wierzą w winę pedagoga. Wyjątkowa, jak na takie zarzuty, postawa znajomych i rodziny Dominika Ż., pozwala jednak sądzić, że będą z nim do końca. Choć zapewne nikt już nigdy więcej nie zaproponuje mu muzycznego występu dla dzieci.

Pedagog z wyrokiem

Pod koniec stycznia 2015 roku toruński Sąd Okręgowy skazał 33-letniego pedagoga Dominika Ż. na 5 lat pozbawienia wolności,

Ze względu na charakter sprawy, proces toczył się z wyłączeniem jawności. Ale z sentencji wyroku wynika, że skład orzekający uwierzył 33-latkowi, iż mógł on nie wiedzieć, że ta dziewczyna nie miała wtedy jeszcze 15 lat. Tym bardziej, że sama przedstawiała się jako starsza i na taką też wyglądała.

Dominik Ż. został też uznany winnym szantażowania dziewczyny oraz nakłaniania jej do prostytucji. Zyski z niej dziewczyna miała mu przekazywać. Bez zgody 14-latki dał w Internecie ogłoszenie z jej numerem telefonu. Gdy nastolatka nie chciała wykonywać jego poleceń, wysyłał jej wulgarne sms-y, straszył pobiciem i groził, że zostanie tym razem brutalnie zgwałcona, a jej nagie zdjęcia – wywieszone na ulicach jej rodzinnego Golubia-Dobrzynia – będzie mógł zobaczyć każdy.

Sąd w wyroku zakazał również Dominikowi Ż. przez 5 lat kontaktować się z tą 14-latką oraz zapłacić jej 4 tysiące złotych zadośćuczynienia.

Gdyby ten wyrok się uprawomocnił, 33-latek po wyjściu na wolność nie mógłby też przez 4 lata wykonywać zawodu pedagoga.

Mikołaj Podolski/wp

Zobacz również: