Skazywany był zawsze za to samo, za wyłudzanie pieniędzy i za oszustwa. Najczęściej jego ofiarami były  kobiety, choć nie było to regułą. Trudno powiedzieć ile było jego ofiar.  Może kilkadziesiąt, a może nawet kilka  setek. Uwodzenie miał we krwi. Taki był z niego Don Juan.

 Zbigniew Pawlik, Prokurator Rejonowy z Sosnowca przyznaje, że kiedy pojawiła się w prokuraturze jedna z mieszkanek z oskarżeniami pod adresem 42-letniego Adama B. z Wrocławia, nie przypuszczał, iż trafi im się taki gagatek.

– A na pewno oszust – podkreśla prokurator. – Kobieta pożyczyła Adamowi B. pięć tysięcy złotych, które od niej właściwie wyłudził, a potem nie oddał.

Gdy sosnowiecka prokuratura wszczęła dochodzenie, do komendy policji zgłosiły się jeszcze kolejne trzy kobiety oszukane w podobny sposób przez Adama B.

– On naciągał również mężczyzn, choć ich było mniej – informuje prokurator. – Na podobnych zresztą zasadach, również wyłudzając od nich pieniądze.

Prokurator Pawlik wspomina o dwóch sosnowiczanach, których Adam B. oszukał. Nakłonił ich, aby mu pożyczyli pieniądze, a on im załatwi za to kupno markowego samochodu.

– Jednemu z nich obiecał, że jak mu przekaże 1500 złotych, to mu sprowadzi każdą markę auta. No i mężczyzna wręczył Adamowi B. pieniądze. I już go więcej nie zobaczył.  Od drugiego mężczyzny  pożyczył  20 tysięcy złotych, i też zniknął bez śladu.

Oszust przekonywał skutecznie swoje ofiary, że wszystko wkrótce odda. Podkreślał, że jest biznesmanem. Osoby pożyczające mu pieniądze wierzyły w jego intencje i nieistniejący biznes. Jak również w to, że ma  jedynie chwilowe problemy finansowe. O co Adam B. obwiniał  Urząd Skarbowy. A że ludzie najczęściej nie lubią skarbówki, to niejeden dał się złapać na tę legendę.  I wielu mu współczuło, jako ofierze bezlitosnego fiskusa.

Był w tym naciąganiu ludzi. bardzo dobry. Nie da się ukryć, że w tym, co robił, doszedł wręcz do perfekcji. To było jego wyłączne źródło utrzymania.

 Znaleźli go w celi

 – Jak to zwykle bywa, gdy poszukujemy podejrzanego, mając jego dane, najpierw sprawdzamy zakłady karne, czy aby szukany przez nas osoba w nich nie przebywa. – przypomina prokurator. I tak właśnie było w przypadku Adama B. Co niewątpliwie ułatwiło prokuraturze poszukiwania.

– Nigdzie się nie ukrywał, siedział po prostu.

Nie było zatem żadnego problemu z jego sprowadzeniem do sosnowieckiej prokuratury z Aresztu Śledczego w Mysłowicach.

Mężczyzna nie zaprzeczał temu, co zrobił, i zarzuty przyjmowała ze zrozumieniem.

I jak się okazało, jego przestępcze CV jest bogate.

– Ma na koncie siedem wyroków, które otrzymał w ciągu wielu lat – podkreśla prokurator.– Przynajmniej za to, co mu udowodniono.

Skazywany był zawsze za to samo, za wyłudzanie pieniędzy i za oszustwa. Najczęściej jego ofiarami były  kobiety.

Kiedy tego dokonał, skoro tak znaczną część życia spędził za kratami?

– Rozpoczął wcześnie, jeszcze w ubiegłym wieku. W 1994 roku, gdy  miał 18 lat, został po raz pierwszy przymknięty na 10 miesięcy. Potem wyroki się posypały.

Adama B. przestępstw dokonywał najczęściej pomiędzy odsiadkami poszczególnych wyroków. Albo, gdy z jakiś powodów wypuszczano go na wolność.

– Na przykład z powodu choroby kogoś w rodzinie, a miał córkę.

Mógł uprawiać swój proceder również na przepustkach, gdyż nie marnował ani chwili: – Trudno to wszystko dziś zliczyć.

Najczęściej działał w województwie śląskim: – Myszków, Gliwice, Zabrze, Orzesze, Łaziska Górne, Katowice, Chorzów, Ruda Śląska, Radzionków… – wylicza prokurator. Miast, w których się pojawiał, mogło być jednak znacznie więcej: – Sąsiednich województw też nie unikał.

 Urodzony oszust

 Oszukiwanie miał we krwi, a kłamał przy tym doskonale.

– I na dobrą sprawę, oprócz tego, co mu udowodniono, wiadomo było o nim naprawdę tylko jedno, że urodził się we Wrocławiu.

Stałego miejsca zamieszkania jednak nie miał. Z wyjątkiem aresztów i zakładów karnych, które odwiedzał regularnie. Za to miał umiejętność uwodzenia kobiet, jak mało kto. Potrafił umawiać się nawet z kilkoma naraz. Wszystko planował. I jak już którąś sprawdził, że żyje sama, wówczas zagnieżdżał się w jej mieszkaniu. Kontaktów z innymi kobietami jednak nadal nie zaprzestawał. Na wszelki wypadek, gdyby stracił grunt pod nogami. Bowiem zdarzało się, że jego ofiary orientowały się z kim mają do czynienia i wyrzucały gagatka ze swego mieszkania i życia. Szedł wtedy do kolejnej. I tak żył sobie, jak pasożyt. A one wierzyły w każde jego słowo. Gdyż Adam B. był wyjątkowym cwaniakiem. A to, co robił, stawało się pasją jego życia. Ożenił się nawet z jedną ze  swych ofiar. Jednak kobieta długo z nim nie wytrzymała. Gdy się zorientowała, z kim tak naprawdę ma do czynienia wniosła sprawę o rozwód. Ale co przeszła, to jej. On nie mógł się już zmienić, i nie mógł żyć inaczej.  Nie była mu potrzebna żadna inna praca.

 Od 2010 roku siedział prawie bez przerwy. – przypominają w prokuraturze.

– Gdzie szukał potencjalnych ofiar?- pytam.

– Na portalach internetowych – wyjaśnia prokurator  Pawlik.

Różne kobiety padały jego łupem. Najczęściej w dojrzałym wieku. Ile ich poznał od 1994 roku?  Trudno powiedzieć. Może kilkadziesiąt, a może więcej. Może było ich nawet kilka  setek. Taki był z niego Don Juan.

– Kto się dziś przyzna do znajomości z takim amantem, a co dopiero do romansu z  takim?- pyta retorycznie prokurator.

Można jedynie przypuszczać, że ofiar było sporo: – A te, które na niego wpadały, chcą dziś zapewne o nim jak najszybciej zapomnieć.

 Miał powodzenie

 Wybierał różne kobiety: z wykształceniem i bez, dyrektorki, kierowniczki, właścicielki i prezeski firm. Ale też zwyczajne gospodynie domowe padały jego łupem. Te ostatnie nawet częściej, bo od razu wierzyły w to co im mówił. Najczęściej wybierał kobiety po przejściach. Stanowiły bowiem łatwiejszy cel.

– Poszukiwały męża, a on udawał bogatego, choć jego interesowały pieniądze. Rozkochiwał je w sobie. Mówił im to co chciały usłyszeć.

Obiecywał wieczną  miłość, wspólną przyszłość. Dzięki temu funkcjonował i żył jak pączek w maśle.

– Z kobietami to delikatna sprawa – sugeruje prokurator. – I pisząc o jego ofiarach, można przy tym którąś skrzywdzić.

Były kobiety samotne, albo takie dopiero co po rozwodzie. Wszystkie pragnęły poznać wartościowego partnera.

– A takiego udawał, potem niszcząc w ten sposób kobiecą psychikę.

Miał przeciętną aparycję, ale za to dobre maniery. Był przy tym zawsze czysty, schludny i wyglansowany. Pachniało od niego dobrymi perfumami. Skąd miał na to pieniądze? Wiadomo, od innych kobiet.

Był takim kieszonkowym złodziejem kobiecych dusz. Zachwalał siebie, jak dobry towar. Rozsyłał swoje zdjęcia z przystrzyżoną brodą. Choć był nieco pokraczny i zdawało się, że jest lekko otyły. Ale kobietom to nie przeszkadzało. Nie wchodziły w szczegóły, i choć do adonisów Adam B. nie należał, miał powodzenie.

Fotografował na tle różnych obiektów. Wysyłał potem fotki uwiarygodniając się w ten sposób na tle różnych obiektów. A to, ze jest właścicielem tego, lub owego. Dyrektorem lub inną ważną personą w sfotografowanej firmie. Fotografował się też w szpitalach, na różnych oddziałach. A potem wykorzystywał te zdjęcia w dwójnasób. Albo, że jest lekarzem lub, że leży w szpitalu z powodu ciężkiej choroby. I oczywiście potrzebuje pomocy. Brał na litość. A gdy przynęta złapała, potrafił być czarujący, czuły i miły. A uśmiech miał zawsze iście przyjacielski. Samochody też miał różne. Pożyczane najczęściej, na chwile, albo wyłudzone po prostu od innych naiwniaków.

Robił selekcję

–  Najważniejsze było dla niego pierwsze spotkanie i zrobienie podczas niego właściwego wrażenie  – dodaje prokurator.

Niektóre z „wybranek” jednak mu nie uwierzyły. Tych unikał potem jak ognia, aby mu nie zaszkodziły. Oszukanymi się nie przejmował, bo go kochały. Najgorzej miał z wykształconymi, bo sam wykształcenia żadnego nie posiadał. A wychodziło to w jego zachowaniu, i w jego słownictwie. Ale musiał trafić na taką, która mogła to zauważyć. A tego chciał uniknąć najbardziej. Wystrzegał się więc kobiet o silnej osobowości. Tu mógł wpaść, od razu. Wolał więc uleglejsze. I jako specjalista w tym względzie, starał się w porę rozpracować pod tym względem przyszłą ofiarę po treści anonsu na portalu randkowym. Sprawdzał  jak piszą, i co piszą takie kobiety. Jak się zachowują, jak mówią. Miał wprawę w takiej wstępnej selekcji. Wtedy decydował, działać czy sobie odpuścić.

Gdy przystępował do działania  udawał, że  rozumie i  wspiera swoja wybrankę. Ale tylko udawał, bo wsparcia z jego strony nigdy nie było żadnego. Twierdził też, że jest samotny, albo porzucony przez złą kobietę,  że ma córkę. Do niej się przyznawał, bo na córkę często łapał naiwne kobiety. Mówił, że matka jego dziecka jest bardzo złą osobą. Udawał również konesera muzyki. Kochał ja ponoć jak kobiety.  A kochał, jak nikt inny na świecie. Jak już uwiódł. To lubił znikać. Najpierw znikał na dzień. Potem na kilka dni. A nawet na wiele miesięcy. W końcu znikał na zawsze z czyjegoś życia.

–  Zwykle działo się tak, gdy go aresztowano. –zauważa prokurator.

Te, które rozkochiwał cierpiały z jego powodu, odchodziły od zmysłów. Takich kobiet było wiele.

– Ale Adam B. na pewno już nikogo nie skrzywdzi – podkreśla prokurator Pawlik. – Przynajmniej na razie. Siedzi bowiem cały czasza kratami, a w Sądzie Rejonowym w Sosnowcu ruszył już proces w kolejnej już sprawie przeciwko niemu. Pierwsza posiedzenie odbyła się 23 lipca tego roku. Kolejny termin wyznaczono na 7 listopada. Proces zapewne nie zakończy się tak szybko. A że Adam B. działa jako oszust w ciągłej recydywie, i ciągle siedzi za to samo, należy przyjąć, że wyrok będzie surowy. I zapewne tak nie szybko wyjdzie na wolność.

Ale co będzie potem robił, tego łatwo się domyśleć.

Roman Roessler

Zobacz również: