Kiedy we wrześniu 2016 roku kierowałem do prokuratury wniosek o udostępnienie akt NN kobiety, której zwłoki  znaleziono  na wysypisku przy ulicy Bystrej, nie sądziłem, że dwa lata później nadal będę badał tę sprawę. „Reporter” jako pierwszy opisał tę zbrodnie, wskazał potencjalnego sprawcę. Dzisiaj nadszedł czas aby bezimienna ofiara odzyskała twarz  i nazwisko.

Przypomnijmy: 2 kwietnia 2005 roku dwóch mężczyzn sprzątało dzikie wysypisko śmieci przy ulicy Bystrej; na tyłach stacji benzynowej. Znaleźli tam skrzynię od łóżka nakrytą narzutą. W środku znajdowało się nagie ciało kobiety zawinięte w budowlaną folię. Zwłoki leżały w tym miejscu być może nawet od grudnia 2004 roku. Ofiara została pozbawiona ubrania, pobita, zawinięta w folię i wrzucona do skrzyni.

Kobieta w skrzyni

Co ważne w jej krwi odkryto 2,1 promila alkoholu i śladowe ilości leku używanego w psychiatrii – haloperidolu. Środek ten jest nazywany farmakologicznym kaftanem bezpieczeństwa. W pierwszym etapie śledztwa policjanci chcieli ustalić tożsamość ofiary. Zakładali, że ta wiedza zaprowadzi ich do mordercy. Poszli więc śladem haloperidolu.

Założenie było całkiem sensowne. Skoro kobieta miała we krwi ten lek, zapewne była pensjonariuszką zakładu psychiatrycznego, lub domu pomocy społecznej. Niestety ten trop okazał się mylny. Kobiety nikt nie szukał, nikt też nie zgłosił jej zaginięcia.

W postanowieniu o umorzeniu śledztwa w październiku 2005r. zapisano:

„Najbardziej prawdopodobna wydaje się hipoteza, że w/w była cudzoziemką przebywającą w Polsce, której zaginięcia nie zgłoszono. Na obecnym etapie postępowania zabezpieczono ślady kryminalistyczne, które mogą być wykorzystane w przypadku pozyskania jakichkolwiek danych mogących przyczynić się do wykrycia sprawcy, bądź ustalenia tożsamości n/n osoby”.

Na samym końcu akt znajdowała się niepozorna notatka z kwietnia 2015 roku. Wynikało z niej, że dziesięć lat po zbrodni – na podstawie bazy osób zaginionych – ustalono, że kobieta ze skrzyni to Krystyna Grzelak, urodzona w 1962 roku.

To moja ciocia

Kolejny przełom nastąpił w tym roku. Po emisji programu TVP „Magazyn 997” opowiadającego o sprawie zabójstw na terenie Lasku Bródnowskiego, napisała do mnie Ewa Mieczyk – Fedosiuk, siostrzenica Krystyny Grzelak. Dzięki niej możemy dowiedzieć się czegoś nowego i być może po raz kolejny przybliżyć się do nieuchwytnego mordercy.

– Moja ciocia była bardzo dobrą osobą. Była bardzo ufna. Za bardzo ufała ludziom. Łatwowierna. Ja ją bardzo kochałam. Ona mi mówiła, że jeśli chodzi o dzieciaki, to najbardziej kocha swego syna i mnie. Była bardzo czuła, bardzo troskliwa. Jeździłam do niej na wakacje do Łodzi. Ona była dla mnie jak mama. Bardzo dobrze gotowała. Bardzo wrażliwa była – wspomina Ewa Mieczyk – Fedosiuk. – Ja cały czas noszę w portfelu jej zdjęcie – dodaje.

Krystyna Grzelak (z domu Domurat) wychowała się w Niwkowie w pobliżu Łomży: –  To jest wieś koło Wizny, koło tak zwanych polskich Termopilów. Później ciocia poszła do szkoły do Łodzi. Tam poznała wujka, z którym ma syna.- opowiada krewna zamordowanej.

Małżeństwo Krystyny Grzelak nie układało się i w końcu zakończyło się rozwodem. Syn zamieszkał z ojcem i jego nową rodziną, zaś kobieta miała z nim bardzo utrudniony kontakt. Być może dlatego w dorosłym życiu syn nie interesował się losem matki i nigdy jej nie szukał.

– Potem ciocia mieszkała w Łodzi z partnerem życiowym. On się nazywał Marian M. Ona z nim pracowała, mieli sad, hodowali kwiaty. Z tego mieli pieniądze, samochód – objaśnia Ewa Mieczyk – Fedosiuk.

Krystyna Grzelak wyjechała następnie do pracy w Niemczech. Gdy przebywała za granicą, jej partner  zmarł podczas opryskiwania sadu. Kobieta załamała się tym faktem. Ponadto jako konkubina nie miała prawa do mieszkania, w którym wspólnie żyli.

 Wyszła zimową nocą

 Można odnieść wrażenie, że był to punkt zwrotny w życiu kobiety. Do swej siostry powiedziała wręcz, że nie ma już po co żyć. Nie miała stałego miejsca zamieszkania, pomieszkiwała to u swojej siostry pod Warszawą, to u innego krewnego w Śródmieściu. W życiu Krystyny Grzelak narastał problem z alkoholem.

– Moja mama mówiła jej, poczekaj uspokój się, my ci trochę pomożemy, załatwimy jakieś mieszkanie, jakiś wynajem możemy ogarnąć. Jak nie, to się może u nas zatrzymasz. Pracę jakąś ogarniemy, będzie dobrze. Dasz radę staniesz na nogi. Ale ona nam zaczęła znikać. Najpierw pojechała do Warszawy, potem gdzieś tam. Przyjechała, przywiozła jakieś wszy. Brudna śmierdząca. Myśmy ją odwszawili. Pojechała i znów przyjechała pijana. Mama mówi do niej tak: „Słuchaj jak  ty masz się tak zachowywać, to ja nie chcę  żebyś z nami była”. No i ona zabrała się i wyszła. Myślałyśmy, że  będzie chciała jechać do Łodzi. Mama pojechała z koleżanką na Dworzec Centralny, obeszły cały dworzec, ale jej tam nie było. Od tej pory słuch po niej zaginął. To był styczeń, może luty. Było zimno. Jak ona wyszła to późno było. Bardzo późno było. I ślad po niej zaginął. Mama jeszcze ją prosiła, nie idź teraz, jest noc, jest późno, ale ona wyszła – mówi krewna Krystyny Grzelak.

– To był początek 2005 roku? -pytam.

– Tak. To był luty, jak ona od nas wyszła.

Czyli to prawdopodobnie jest tak, że kobieta zginęła szybko.

Nie była bezdomną

Tymczasem stacje telewizyjne w swych rekonstrukcjach przedstawiały ją, jako kogoś od długiego czasu bezdomnego, kto wegetował na marginesie społeczeństwa. Tymczasem z rozmowy z  Ewą Mieczyk – Fedosiuk wyłania się obraz normalnej kobiety, która miała problem alkoholowy, związany z brakiem relacji z synem i śmiercią konkubenta.

– Gdy zobaczyłam w telewizji, jak przedstawili ciocię, to powiedziałam, że to nie tak było. To nie prawda, że ona poznała mordercę w Łodzi. Natomiast jak ciocia się znalazła na tym wysypisku w Markach tego, że nie wiem.

Warto ten fakt podkreślić. Krystyna Grzelak nie była osobą bezdomną. Natomiast w alkoholowym ciągu mogła zetknąć się z osobami z marginesu  i z tego środowiska może wywodzić się jej morderca. Na co również warto zwrócić uwagę, kobieta nie miała wielu znajomych w Warszawie. Jej kontakty w mieście ograniczały się głównie do rodziny. Biorąc pod uwagę, że wyszła od siostry w styczniu, lub lutym 2005 roku, natomiast już w kwietniu znaleziono jej ciało w stanie rozkładu, jej zgon musiał nastąpić w bardzo krótkim czasie po zaginięciu. Być może była to kwestia kilku dni. Może godzin. Rodzina jest przekonana, że kobieta pojechała na Dworzec Centralny i tam poznała swego zabójcę. I kolejny ważny fragment opowieści: – Trudno powiedzieć, że ona mieszkała u nas. Ona przebywała u nas. Nawet były z nią takie akcje, że ona potrafiła się nie odzywać jakiś czas i potem się odzywała. Więc myśmy byli siłą rzeczy przyzwyczajeni, że ona się za jakiś czas odezwie.

 

Kim jest morderca?

W tym miejscu warto zwrócić uwagę, że druga ofiara z Lasku Bródnowskiego, Bolesława Wiącek „Basia” miała bardzo podobną cechę – tendencję do znikania. Uciekała swemu konkubentowi na Dworzec Centralny,  gdy się jak on sam zeznał, „wyszumiała”, wówczas wracała. Wróćmy jednak do opowieści Ewy Mieczyk Fedosiuk: – No i ona się bardzo długo nie odzywała. Upłynęło dużo czasu. Poprosiła mnie mama: „Słuchaj ona się tak długo nie odzywa”. Mama chciała, abym zgłosiła zaginięcie cioci na policję w Nowym Dworze. I zgłosiłam. Oni powiedzieli tak: „My przyjmiemy zgłoszenie ale tym się zajmie policja z Warszawy”. Później zadzwoniła do mnie policjantka, która tę sprawę prowadziła. Powiedziała, że chyba kogoś mają. Podałam znaki szczególne. Wiedziałam, że ciocia miała operację ginekologiczną, że po urodzeniu syna już nie mogła mieć dzieci. Wiedziałam to od mamy. Miała szramę na nosie, od skaleczenia stłuczoną szybą.

– A długo to trwało do momentu jak złożyłaś zawiadomienie?

– Ja zgłosiłam to w wakacje 2014 roku. To ja śledztwo wszczęłam, nikt inny. Do dziś nie mam odpowiedzi, dlaczego nikt inny się nie zainteresował. Dlaczego? To jest pytanie nie do mnie.

– Gdybyś ty nie zgłosiła jej zaginięcia, to by do dziś nikt nie wiedział kim była. Nie było by punktów zaczepienia

– Cieszę się że mogłam pomóc organom ścigania.

Krystynę Grzelak zidentyfikowano dzięki próbce DNA pobranej od siostry. Również ta ostatnia mogła zobaczyć akta w prokuraturze.

– Mama widziała akta. Wyszła z płaczem i powiedziała, że lepiej żebym tego nie oglądała.

– A powiedz mi jeszcze, czy gdy już ustalono, że to ona, czy w ogóle przyjeżdżała do was policja, albo czy was wzywano i zadawano wam te pytania, które ja dzisiaj zadaję?

– Nie. Nikt. Nikt się nami nie zainteresował. Dopiero ty. Jeszcze ta policjantka Małgorzata Karszmia.  Zadzwoniła do mnie z tą informacją. Ja byłam w ciężkim szoku. Bardzo dobra kobieta. Jestem jej bardzo wdzięczna. Jej i policjantom z mojej miejscowości, aspirantom Grzegorzowi Krężlewiczowi i Robertowi Chojnackiemu. Natomiast mam pytanie do prokuratury, dlaczego oni dalej tego nie ruszają? Dlaczego nie potrafią znaleźć zabójcy? My jako rodzina chcielibyśmy aby ta sprawa została dokończona.

– A zastanawiasz się czasem kim był morderca twojej cioci?

– Nie wiem kim był. Nikomu się źle nie życzy, poza małymi wyjątkami. Życzę mu, żeby go spotkało to samo. Nie powinnam tak myśleć, bo jestem katoliczka, ale tak czuję.

– Czy ona się leczyła psychiatrycznie? Czy mogła brać ten lek haloperidol?

– Moim zdaniem zabójca podał jej ten lek. Nic nie wiem by kiedykolwiek brała jakieś leki uspokajające inne niż relanium.

Kluczowe dla naszego dziennikarskiego śledztwa jest ustalenie co robiła Krystyna Grzelak pomiędzy wyjściem od siostry, a swoją śmiercią. Kogo poznała? Z kim była widziana? Gdzie nocowała? Publikujemy jej zdjęcie z nadzieją, że wśród czytelników znajdzie się ktoś, kto potrafi odpowiedzieć przynajmniej na niektóre z tych pytań. Czekamy na Państwa sygnały.

Bartłomiej Mostek

 

Zobacz również: