21- letnia Paulina udusiła swoją 4-miesięczną córeczkę, bo płakało w nocy i nie dawała jej spać. Z martwym dzieckiem w łóżku spała beztrosko do rana. Teraz, za cztery godziny „spokojnego” snu przyjdzie jej zapłacić 12 latami pozbawienia wolności. Czy to sprawiedliwy wyrok?

4

Paulina S. nie miała łatwego życia. Wychowała się w rodzinie patologicznej, gdzie alkohol pojawiał się każdego dnia. Rodzice zaniedbywali córkę, interesowała ich tylko dobra zabawa i mocne trunki. Szybko zamienili dom rodzinny w melinę, gdzie gość przychodzący z butelką wódki był ważniejszy niż płacz własnego dziecka.

Odrzucona, niekochana, poniewierana i karcona za wszystko – w takich warunkach przeżyła 14 lat. W końcu trafiła do domu dziecka, ale nie potrafiła znaleźć w nim miejsca na dłużej. Często uciekała, spała na dworcach kolejowych, opuszczała całe tygodnie w szkole. Wielokrotnie do pogotowia opiekuńczego przyprowadzali ją policjanci, którzy patrolując podejrzane miejsca znajdowali nastolatkę w towarzystwie o wiele starszych mężczyzn, którzy częstowali ją alkoholem.

Porzucona z dzieckiem

Poznała co to seks, nauczyła się go wykorzystywać.

W wieku 19 lat dziewczyna zaszła w ciążę z partnerem starszym o prawie o 20 lat. Mężczyzna początkowo obiecywał, że zaopiekuje się matką swojego dziecka, ale pobyt w szpitalu okazał się dla niego znakomitą okazją, by uciec pozostawiając Paulinę samą z nowo narodzonym dzieckiem.

Porzucona młoda matka, po wyjściu ze szpitala, szukała pomocy w MOPS, pisała listy do urzędu miasta. Próbowała nawet swoją trudną sytuacją zainteresować posła.

Udało się jej „wychodzić” mieszkanie socjalne. Z małą córeczką, Lilianną, zamieszkała na poddaszu jednej z kamienic na starym rynku w Lesznie.

3

W sądzie znajomi zeznawali, że Paulina była dobrą matką. Opiekowała się dzieckiem, kąpała, karmiła, przewijała, często wychodziła na spacery z córeczką.

Wkrótce młoda matka poznała 27-letniego Jakuba K. z Osiecznej. Jednak w nowym partnerze nie znalazła wsparcia. Okazał się alkoholikiem zainteresowanym tylko tym, jak zdobyć pieniądze na kolejną butelkę wódki.

Paulina próbowała żyć normalnie, chwytała się każdej okazji, aby zarobić. Kiedy wychodziła do pracy, dziecko pozostawało pod opieką konkubenta.

Sytuacja matki nie była najlepsza, ciągle nie miała stałej pracy, mieszkała z alkoholikiem i często dopadały ją ataki depresji.

– Całe życie byłam poniewierana, nigdy nie usłyszałam, że coś zrobiłam dobrze, tylko ciągłe: źle, źle, znowu źle, bardzo niedobrze. Najmniejsze niepowodzenie potrafiło wyprowadzić mnie z równowagi. Stawałam się bezradna i długo płakałam – tak o swoim życiu powie za kilka miesięcy podczas przesłuchania w sądzie.

Była młodą, atrakcyjną dziewczyną, co prawda z dzieckiem, bez pracy, bez szkoły, ale nie zamierzała życia marnować z alkoholikiem. Zerwała z nim, kazała mu się wyprowadzić z mieszkania.

Spała obok ciała córki

W lutym 2014 roku nic nie zapowiadało mającej się rozegrać tragedii.

Paulina wieczór spędziła u znajomych. Zaprosili ją, kiedy dowiedzieli się o rozstaniu z chłopakiem. Chcieli poprawić jej humor. Była kawa i kawałek słodkiego ciasta. Rozmowy, żarty i miła atmosfera. Paulina zasiedziała się do późna w nocy. Kiedy wróciła do domu, było już po północy. Zmęczona rzuciła się na łóżko i zasnęła w kilka sekund, ale wkrótce obudził ją głośny płacz dziecka.

Próbowała je uspokoić, ukołysać. Niestety mała Lilianna nie chciała przestać płakać, a to jeszcze bardziej rozłościło matkę. Kolejny raz nie potrafiła czegoś zrobić. Rozłoszczona zaczęła dusić dziecko. Kiedy się uspokoiło i przestało płakać ponownie zasnęła.

– Byłam zła na siebie, wściekła, znowu coś robiłam źle, nie potrafiłam nawet uspokoić swojego dziecka.  Oszalałam. Dusiłam ją, bo nie wytrzymywałam już psychicznie. Nie potrafiłam sobie poradzić nawet z tym, że płacze, a ja nie umiem jej uspokoić – opowiadała potem policjantom.
Wyrodna matka nie zorientowała się nawet, że zabiła własne dziecko.
Kiedy zasypiała, obok niej w łóżku leżało już martwe ciało córeczki, a bok na stoliku stygła niedopita kawa, którą zaparzyła podczas płaczu dziecka.
Obudziła się o godzinie 10 i dopiero wówczas zauważyła, co się stało. Próbowała reanimować dziecko, ale było za późno. Wezwała pogotowie.
Lekarz, który przyjechał na miejsce, stwierdził zgon. Do śmierci musiało dojść w nocy. Matka spała z martwym dzieckiem. Na ciele uduszonego malucha pojawiły się już plamy opadowe potwierdzające, że zgon nastąpił co najmniej 4 godziny wcześniej.
Zanim matka trafiła do aresztu zdążyła jeszcze na facebooku napisać „Życie jest okrutne … Dlaczego mnie to spotkało” i dodała smutną twarz emotki.
Na leszczyńskim rynku pod domem morderczyni pojawiły się wozy transmisyjne ogólnopolskich telewizji.
„Młoda matka znowu zabiła swoje dziecko” – komunikat pojawił się we wszystkich serwisach. Atmosferę podgrzewały informacje o wcześniejszej próbie morderstwa, której miała dopuścić się zatrzymana kobieta.
Zabiła z bezradności
Przesłuchiwany przez policję konkubent Jakub K. opowiadał o tych wydarzeniach. Przyznał, że był już świadkiem jednej próby zabójstwa. Kilka dni wcześniej widział, jak Paulina próbowała udusić swoje dziecko.
Na podstawie tych zeznań, matka oprócz zarzutu zabójstwa oskarżona została również o próbę usiłowania zabójstwa.

 

Jednak sąd uniewinnił ją od tego zarzutu. Zeznania świadka okazały się mało wiarygodne. Badający go biegli zauważyli duże zdolności do konfabulacji. Dodatkowo choroba alkoholowa czyniła z niego niewiarygodnego świadka. Zresztą w samych zeznaniach pojawiło się wiele sprzeczności. Raz twierdził, że Paulina dusiła dziecko rękoma, a za drugim razem opowiadał o użyciu w tym celu poduszki.
Matka konsekwentnie zaprzeczała temu oskarżeniu, jednocześnie od samego początku przyznawała się do uduszenia dziecka w nocy 27 lutego. Tłumaczyła, że nie chciała zabić córeczki tylko ją uciszyć. Nie mogła już znieść płaczu.

Paulina S. na pierwszej rozprawie stawiła się w czerwonej sukience w czarną kratę. Włosy miała rozpuszczone, oczy mocno pokreślone czarną kredką. Ani jedna łza nie zepsuła perfekcyjnego makijażu. Na kolejnych rozprawach pojawiała się już w żałobnej czerni. Prawdopodobnie adwokat podpowiedział jej, że jaskrawa czerwień krótkiej sukienki, to nie jest dobry strój do sądu dla osoby oskarżonej o zabójstwo.

4 maja Sąd Okręgowy w Poznaniu skazał ją na 12 lat pozbawienia wolności za zabójstwo własnego, 4-miesięcznego dziecka.

Sąd uznał, że nie działała z premedytacją, ale zabiła z bardzo błahego powodu.

 – Do zabójstwa popchnęła ją bezradność, chęć uciszenia dziecka. Ściskając mu gardło godziła się z tym, że może umrzeć, ale chęć uciszenia go była silniejsza. Obciąża ją to, że zabiła z tak błahego powodu – tłumaczył w uzasadnieniu wyroku sędzia Antoni Łuczak – Była matką, na której ciążył szczególny obowiązek ochrony, tego jakże małego i bezbronnego dziecka.

Za podobny czyn Katarzyna W. – słynna zabójczyni małej Magdy ze Śląska – usłyszała wyrok 25 lat pozbawienia wolności.

W tym przypadku niższy wyrok może szokować, ale obie sprawy, po dokładnym zbadaniu, bardzo różnią się od siebie. Oczywiście nie zauważyli tego dziennikarze brukowców. Już następnego dnia tabloidy rzuciły się krytykować sędziego za zbyt dużą pobłażliwość.

Sprytnie przemilczeli fakt uniewinnienia Pauliny S. od zarzutu usiłowania zabójstwa opartego na zeznaniach alkoholika. Również nie zauważyli różnicy między Pauliną S. a Katarzyną W.

Ta druga miała wszystko, kochającego i dobrze zarabiającego męża, własne mieszkanie, wsparcie ze strony rodziców. W zupełnie innej sytuacji życiowej była Paulina S.

Sąd nie zgodził się z wnioskiem prokuratury żądającej 25 lat pozbawienia wolności, doszukując się wielu okoliczności łagodzących. Zmienił również kwalifikację zabójstwa z premedytacją, na działanie z zamiarem ewentualnym. Za złagodzeniem kary przemawiało samo życie Pauliny S., wychowywanej w rodzinie patologicznej, a od 14 roku życia przebywającej w wielu domach dziecka.

 

– Nikt jej nie nauczył, jak ma radzić sobie z życiem. Nie poradziła sobie nawet z płaczem dziecka. Na dużo starszego od siebie ojca Liliany nie mogła liczyć. Zostawił ją, gdy dowiedział się o ciąży. Nie mogła liczyć także na Jakuba K., który wolał pić. Dlatego rozstała się z nim dwa dni przed tragedią. Została sama z dzieckiem w wynajętym pokoju. Bez pracy i pieniędzy – sędzia wyliczył okoliczności łagodzące.
Prokurator po usłyszeniu wyroku nie wiedział jeszcze, czy będzie wnosił apelację.
Obserwując to bulwersujące morderstwo, po raz kolejny można się przekonać, że w Polsce młoda matka może liczyć na wsparcie państwa tylko do momentu urodzenia dziecka. Potem już nikogo nie interesuje, w jakich warunkach wychowuje się dziecko i czy rodzice prawidłowo zajmują się swoimi pociechami. Coraz częściej pewne formy wykluczenia społecznego i braku miłości są dziedziczone z pokolenia na pokolenie.
Przemysław Graf

Zobacz również: