Ukarany za gwałt sąsiad 19-letniej Natalii zamordował ją z zemsty za zeznania w sądzie. Martwą dziewczynę zgwałcił a potem wraz z kolegą ukrył jej ciało. Za pomoc w usunięciu śladów zbrodni, jego kompan dostał paczkę papierosów.

Był poranek, 4 grudnia 2007 roku, w podrzeszowskim Niechobrzu. Na dworze jeszcze szarówka. Zaspana Natalia S. – uczennica technikum w Rzeszowie – biegnie na przystanek. Jeśli zdąży na autobus, będzie w szkole przed dzwonkiem. Problem w tym, że zimą komunikacja PKS często szwankuje, a 19-latka jest wzorową uczennicą, nie chce się spóźnić.

Gwałciciel za kierownicą

Przeskakując zaspy śniegu, mija dom za wysokim żywopłotem; za chwilę będzie na przystanku. W tym momencie zatrzymuje się obok niej volkswagen. Grzegorz D. chłopak z sąsiedniej wsi, którego zna z widzenia, proponuje, aby się z nim zabrała. Właśnie jedzie do Rzeszowa. – Z nieba mi spadłeś! – woła uszczęśliwiona dziewczyna i bez namysłu wsiada do golfa. Dopiero, gdy samochód ruszył, dostrzega w mroku za kierownicą 27-letniego Stanisława Ch.

– Wysiadam, zatrzymaj się! – krzyczy. W odpowiedzi Ch. naciska na gaz.

Natalia jest mocno wystraszona. Wprawdzie dobrze zna Ch. – jej rodzinny dom dzieli od zabudowań Ch. tylko płot, ale od trzech lat nie ma między nimi sąsiedzkiej zgody. Czyli od czasu, gdy 17-letnia wówczas dziewczyna została wezwana do sądu, aby jako świadek złożyła zeznania w sprawie Staśka Ch., oskarżonego o gwałt. Powiedziała tylko tyle, ile wiedziała – że krytycznego dnia spotkały go z koleżanką na zabawie. Potem ona wróciła do domu, a tych dwoje poszło na spacer.

Mimo to – gdy Ch. został skazany – zarówno on, jak i jego matka, cały swój gniew skierowali na rodzinę S. a zwłaszcza na Natalię. Bo przez nią za Staszkiem zatrzasnęły się kraty. Tak też rozpowiadano we wsi. I nic się nie zmieniło, gdy Ch. po odsiedzeniu wyroku wrócił do domu.

 Uniesiona do góry ręka

Co się działo w samochodzie, wiadomo już tylko z wyjaśnień obu zatrzymanych mężczyzn.

Gdy tropy policji doprowadziły do 27-letniego Stanisław Ch., śledczy – aby nie spłoszyć podejrzanego – zarzucili mu wyłącznie przekroczenie prędkości samochodem 4 grudnia. Niejako przy okazji został zapytany, co robił od rana. Zaś Ch. opowiedział, że wstał wcześnie rano, aby odwieźć matkę z towarem na bazar w Rzeszowie, gdzie dorabiała handlem. Potem wrócił do domu, wypił kawę. Tego dnia miał z Grzegorzem D. montować bramę u klienta, ale nie bardzo mu się chciało. Postanowił najpierw przejechać się z kolegą na stację benzynową. Ledwo opuścili podwórko, zobaczył biegnącą przez zaspy śniegu Natalię.

– Pomyślałem – zeznał Ch. w komisariacie że co było między nami to było, podwiozę ją, widać, że się spieszy. Udało się nam dogonić autobus PKS na kolejnym przystanku. Natalia wysiadła, dziękując.

Wieczorem dowiedział się od pijących pod sklepem w ich wsi, że dziewczyna nie dojechała do szkoły, szuka jej policja. Podobno, gdy chłopak Natalii dzwonił na jej komórkę wieczorem, ktoś odłączał aparat. To by wyglądało na to, że została porwana. Jeśli zdarzyło się nieszczęście, on nie ma z tym nic wspólnego.

– Szyba w moim samochodzie – Stanisław Ch. odpowiedział na pytanie śledczego została rozbita z całkiem innego powodu. Na podwórku pies urwał się z łańcucha i skoczył na maskę.

Na tym przesłuchanie zakończono. Ch. wrócił do domu, gdzie czekała na niego konkubina i ich dziecko.

Nazajutrz pewien rolnik, idąc na skróty przez pole, na ugorach za wsią zobaczył z daleka uniesioną do góry, wyciągniętą rękę. Podszedł bliżej – w bruździe leżały gołe, zamarznięte zwłoki młodej kobiety. Miała liczne rany na głowie. Była to Natalia S.

To nie ja, to Grzegorz

Na policję zgłasza się mieszkanka Niechobrza. 4 grudnia przez kuchenne okno widziała Natalkę z plecakiem, biegnącą w kierunku przystanku PKS. Akurat ich uliczką przejeżdżał golf Stanisława Ch. Czy uczennica wsiadła do tego samochodu? Kobieta nie widziała, bo widok zasłaniał jej wysoki żywopłot. Ale wyraźnie słyszała trzaśnięcie drzwiczek. Nawet się zdziwiła, że dziewczyna jest w tak dobrych stosunkach z tym gwałcicielem Staszkiem, którego wszyscy we wsi się boją. Chcąc się upewnić, czy na pewno był to samochód Ch., wyszła na balkon, ale na drodze nie było już żywej duszy.

Policjanci ponownie odwiedzają Stanisława Ch. Tym razem już z nakazem rewizji. W drewutni pod stertą desek znajdują telefon Natalii. Potwierdza się, że ostatni telefon do właścicielki aparatu był wieczorem 4 grudnia, musiał go odebrać Stanisław Ch.

Spenetrowanie samochodu pozwala odkryć na desce rozdzielczej (choć dopiero co została umyta) ślady uderzania czymś twardym. Ponieważ są już wyniki sekcji zwłok nastolatki, biegli widzą związek między ranami na głowie ofiary, a uszkodzeniami w samochodzie. Stawiają tezę, że ktoś z dużą siłą uderzał głową dziewczyny w deskę rozdzielczą golfa.

Analiza innych obrażeń Natalii S. na jej twarzy, wskazuje, że powstały na skutek ucisku czyjejś ręki na szyję.

Ponownie przesłuchany Ch. zaklina się, że teraz już powie całą prawdę. Zabrał Natalię, bo wydawało mu się, że machała do niego ręką. Ale teraz nie jest tego pewien, była mgła. On jechał z Grzegorzem D. na stację benzynową w Rzeszowie. Natalia z początku siedziała spokojnie, śmiała się z ich dowcipów, kokietowała go. Kiedy przejeżdżali przez Doły Racławickie, złapała go za krocze. Zwrócił jej uwagę, aby tego nie robiła. Nie przestała się do niego dobierać, a on się bał, że spowoduje wypadek. Jeszcze raz usiłował przywołać ją do porządku. Zaczęła krzyczeć, że teraz ona oskarży go o gwałt i jako recydywista pójdzie na wiele lat do mamra. Zahamował. Gwałtownie i tak nieszczęśliwie, że uderzyła głową o deskę rozdzielczą, a następnie w przednią szybę. Szkło pękło, jednakże się nie rozprysło. Zdenerwował się, że narobiła mu tyle szkody. Z wściekłości uderzył ją, możliwe, że kilka razy. Początkowo jęczała, potem nawet nie zauważył, kiedy to się stało, znieruchomiała.

Gdy w samochodzie zaległa cisza, Grzegorz powiedział, że trzeba się pozbyć trupa. Wjechali na nieużytki i tam wyrzucili ciało. Nie pamięta, aby ściągał ubranie z Natalii. Na pewno, gdy ją wlekli, z kurtki wypadła komórka. Zabrał, w domu wyjął kartę i złamał.

Prokurator zamknął Ch. w areszcie. Tam dotarła do niego wiadomość, że D. się ukrywa, wysłano za nim listy gończe.

Stanisław Ch., przesłuchiwany po raz trzeci (prokuratura miała już wyniki badań męskiego nasienia na ciele ofiary – należało do podejrzanego) przedstawił kolejną wersję wydarzeń, tym razem całkowicie obciążając kolegę. Twierdził, że wcześniejsze przyznanie się do udziału w zbrodni było wymuszone pobiciem go przez policjantów.

– Ja do Natalii nic nie miałem, to nasze rodziny się kłóciły od samego początku, gdy tylko się tam pobudowaliśmy. Nie dotknąłem dziewczyny w samochodzie i to nieprawda, że łapała mnie za krocze. Głupio to wymyśliłem. Ona nie chciała z nami jechać, ale Grzegorz, który był na tylnym fotelu zarzucił jej taśmę na szyję i zaczął ciągnąć. Nie wiem, co on do niej miał, może nic, tylko tak go naszło, bo był pijany. Gdy ją dusił, Natalia broniąc się machała nogami i dlatego wybiła szybę. Potem znieruchomiała, sprawdziłem puls, chyba nie żyła, nie czułem oddechu. Grzegorz przeciągnął ciało Natalii między fotelami na tył samochodu tam ją gwałcił. Mnie przyłożył broń do szyi kazał jechać na pole, gdzie mieliśmy się pozbyć trupa. Choć bałem się kumpla, nie protestowałem, bo trzeba było gdzieś ukryć zwłoki. Zostawiliśmy je na polu daleko od drogi i zabudowań.

Za paczkę papierosów

 Wersja zatrzymanego kilka miesięcy później Grzegorza D. brzmiała inaczej.

– Jechaliśmy po benzynę, gdy Stasiek zobaczył wychodzącą na szosę Natalię S. Powiedział: „O, idzie ta k…, co mnie zapudłowała”. Gdy dziewczyna zrównała się z samochodem, kazał mi otworzyć drzwi i wciągnąć ją do środka. Nie musiałem używać siły, bo poznała mnie i sama weszła. Nie zauważyła Ch., gdyż w samochodzie było ciemno, a Stasiek skulił się nad kierownicą. Dopiero gdy się zorientowała, kto prowadzi, chciała uciekać, krzyczała, aby zatrzymać samochód. Wtedy Stasiek dał w gaz. Zatrzymał się dopiero za wsią. Złapał ją od tyłu za włosy i uderzał jej głową w deskę rozdzielczą. Walił tak mocno, że pękła przednia szyba. Ona najpierw jęczała, potem zamilkła, już się nie odzywała, chyba straciła przytomność. Wtedy Ch. powiedział do mnie, że trzeba się jej się jej pozbyć, tylko on musi dokończyć. I udusił ją rękami.

Przenieśli ofiarę z przedniego fotela samochodu do bagażnika i pojechali po zmarzniętej grudzie na środek pola.

Grzegorz D. wyjaśnił, jak było ze zgwałceniem Natalii (ujawniła to sekcja zwłok ofiary). Oto Stanisław Ch. rozebrał do naga leżącą na polu martwą Natalię i odbył z nią stosunek. Potem pozbierali rozrzucone ubrania dziewczyny i wrócili na podwórko właściciela samochodu. Wyczyścili pojazd ze śladów krwi, spalili pokrowce. Za pomoc w usunięciu śladów D. dostał od Ch. paczkę papierosów.

Śledztwo trwało półtora roku. Podejrzani najpierw obciążali się wzajemnie, później zaprzeczali spotkaniu z Natalią w dniu jej zaginięcia, następnie odmówili składania wyjaśnień. Stanisław Ch. pokazywał prokuratorowi grypsy, jakie dostawał w areszcie od współoskarżonego, z żądaniem, aby wziął winę na siebie, bo jak nie, to zabije jego kobietę i dziecko. Biegły grafolog nie potwierdził autorstwa Grzegorza D.

W tym czasie prokuratura zebrała ponad 130 dowodów, świadczących, że obaj osadzeni są sprawcami zbrodni. Między innymi były to, niewidoczne na pierwszy rzut oka, plamy krwi ofiary na ich kurtkach. Również na tapicerce golfa znaleziono profil DNA Natalii. „Teoretyczna szansa powtórzenia się tych genetycznych danych u innej osoby wynosi miliard 992 biliony” – orzekli biegli.

Przepraszał za onanizm

 Na rozprawie sądowej oskarżony Stanisław Ch. nie przyznał się do winy. Twierdził, że po pobiciu w komisariacie (nie zgłosił tego prokuratorowi, ani lekarzowi sądowemu) okresowo cierpi na amnezję; niewiele pamięta, z tego co wydarzyło się 4 grudnia 2007 roku. Jedno zostało mu w głowie, za co z góry bardzo przeprasza rodziców Natalii – na żądanie Grzegorza, który miał w ręku pistolet, onanizował się na zwłokach porzuconej na polu dziewczyny. Zostały mu też w pamięci ogrodnicze rękawice Grzegorza, które założył, gdy dusił Natalię. W powrotnej drodze D. wyrzucił je do rowu.

22-letni Grzegorz D. też nie przyznawał się do udziału w zbrodni. Nie miał ze sobą żadnej broni, ani atrapy pistoletu. Nie mógł więc straszyć nią kolegi. Natalię widział trzeci raz  w życiu, nawet jej nie dotknął.

Na kolejnych rozprawach D. odmówił odpowiedzi na pytania sędziego i prokuratora.

Wyjaśnieniom oskarżonych, zaprzeczali biegli. Z ich opinii wynikało, że obrażenia Natalii spowodowały dwie osoby i mogło do tego dojść tylko w warunkach, kiedy dziewczyna siedziała z odchyloną głową, czyli na przednim fotelu, a mordercy działali w porozumieniu.

– Stanisław Ch. symuluje, zasłaniając się niepamięcią – orzekli biegli.

Sąd skazał Stanisława Ch. na dożywocie, a Grzegorza D. na 25 lat więzienia. Ogłaszając wyrok, sędzia nie ukrywał emocji: – Ta zbrodnia poraża – powiedział zginęła dziewczyna, która w niczym nie zawiniła. Bulwersujące w sprawie jest to, że obaj mężczyźni po zabójstwie, jak gdyby nic poszli montować ogrodzenie i aż do chwili aresztowania w żadnej sytuacji nie ujawnili wyrzutów sumienia, czy choćby niepokoju z powodu dokonanej, okrutnej zbrodni.

W uzasadnieniu kary dożywocia podkreślono, że zabójstwu Natalii przez oskarżonego towarzyszyła motywacja zasługująca na szczególne potępienie. Była to niczym nieusprawiedliwiona zemsta, swoisty sposób odegrania się na pokrzywdzonej, która go obciążyła, jako świadek. Ale nowy kodeks karny nie zawiera katalogu okoliczności dla tego rodzaju przestępstw (przepis został uznany przez Trybunał Konstytucyjny za sprzeczny z ustawą) i dlatego Sąd Apelacyjny w Rzeszowie zmienił w 2009 wyrok w ten sposób, że wyeliminował z opisu słowa, o „motywacji zasługującej na szczególne potępienie”.

Równocześnie SA podzielił opinię sądu niższej instancji, że takich ludzi jak oskarżony Stanisław Ch. trzeba izolować do końca życia.

Kasacja do Sądu Najwyższego została utrzymana. Ch., po wyczerpaniu wszystkich możliwości odwoławczych, złożył jeszcze skargę w Europejskim Trybunale Praw Człowieka na zbyt długi areszt. Czeka na jej rozpatrzenie.

Helena Kowalik

 

Zobacz również: