Bezkarnie gwałcił od 1979 do 1981 roku ubiegłego wieku. Zgwałcił brutalnie 40 kobiet. Był bezkarny. Zgubiły go dopiero majtki rzucone przez własną żonę na  biurko komendanta milicji.

 35-letni Andrzej Z., z Siemianowic Śląskich był niepozornym mężczyzną. Nie rzucał się w oczy. Średniego wzrostu, średniej postury. Miał żonę, 30letnią Adelajdę i jedno dziecko. Mieszkali w Siemianowicach przy ul Górniczej. I jak oceniali ich sąsiedzi, byli zgodnym małżeństwem. On zawsze uprzejmy,  i nienagannie ubrany: – Potrafił pogłaskać dziecko, ludziom z okolicy pomóc, kobiecie wózek przenieść przez wysoki próg, i po schodach wnieść na piętro. Pogadać sobie lubił. Życzliwy i uprzejmy.  

Pracował na oddziale kolejowym przy kopalni „Siemianowice” w Siemianowicach Śl. W miejscu pracy też miał dobrą opinię: –  Koleżeński i robotny.

Andrzej i Adelajda poznali się jeszcze w szkole zawodowej i tak pozostało. Na początku małżeństwa Andrzej kochał swoją żonę Wychodzili wspólnie do kina, na spacery, razem chodzili co niedzielę do kościoła. Z biegiem lat jego uczucia jakby osłabł. Adelajda jednak nadal  kochała swego męża i była o niego mocno zazdrosna. On zaś coraz rzadziej ją całował. A potem wcale. Wspólnego łoża też już nie było pomiędzy nimi, sypiali w osobnych pokojach. Coraz mniej też rozmawiali ze sobą, a potem  prawie wcale. Ona mimo to cały czas czuła coś do niego i była mu wierna. Tymczasem Andrzej zaczął uciekać z domu. Po pracy nie wracał do domu. Całymi dniami nie widywali się. Bywały noce, że Andrzej w ogóle nie pojawiał się w mieszkaniu. Ona zasypiała, w nadziei, że usłyszy dźwięk przekręcanego klucza z zamku drzwi wejściowych. Nic takiego jednak nie następowało.

– Po prostu przyzwyczaiłam się do takiego traktowania, – oświadczyła później w siemianowickiej komendzie milicji.

 Nieuchwytny gwałciciel

Józef Kogut, prezes Śląskiego Stowarzyszenia Pomocy Ofiarom Przestępstw, były komendant policji w Chorzowie, na przełomie lat 70-tych i 80-tych ubiegłego wieku zastępca komendanta milicji w Siemianowicach Śl. dobrze przypomina sobie tamtą kryminalną sprawę.

– Rozpoczęła się gdzieś na początku wiosny 1979 roku – wspomina. – Do siemianowickiej komendy milicji zaczęły się zgłaszać w różnym wieku zgwałcone kobiety. Zeznawały, że mężczyzna napadał na nie od tyłu, powalając je na ziemię, a potem bezceremonialnie gwałcił.

Najczęściej gwałt mail miejsce w pobliżu parków, terenów zielonych, bez zbędnych świadków, i najczęściej latem. Jesienią, gdy następowały chłody, i potem przychodziła zima, gwałty zanikały. Powracały na nowo każdej kolejnej wiosny. I tak, przez trzy lata.

– Żadnej ze zgwałconych nie zamordował na szczęście, chociaż każdej wpierw groził śmiercią – przypomina Józef Kogut. – Nie rabował torebek, nic nie kradł. Zaś każda z poszkodowanych opowiadała potem, że im bardziej się bała, tym bardziej fakt ten podniecał napastnika. Co było widać po jego twarzy i ciemnych źrenicach jego oczu. I tym bardziej stawał się agresywny, co z kolei totalnie przerażało gwałcone kobiety, i kompletnie je paraliżowało. Stawały się całkowicie uległe.

Wykonywały wszystkie jego polecenia,  robiły czego sobie tylko od nich życzył, byle przeżyć:  – Zeznania tych kobiet przypominały scenariusz najbardziej wulgarnego filmu pornograficznego.

Milicjanci z siemianowickiej komendy zdawali sobie sprawę, iż wobec takiego wyuzdania, jakie prezentował ten osobnik, nie wszystkie napadnięte i gwałcone kobiety będą zdecydowane o tym mówić. A co dopiero zgłosić taki fakt gwałtu! Będą raczej chciały jak najszybciej o nim zapomnieć, i wyrzucić go po prostu ze swej pamięci.

– Po prostu nie chciały kolejny raz przeżywać wszystkiego od początku. Tym bardziej bały się mówić, że po zaspokojeniu swoich żądzy napastnik wypuszczał wolno  każdą ze swych ofiar.

Kobiety te bały się, by ponownie nie wpaść w jego łapy – zauważa Józef Kogut i przypomniał sobie, że będąc zastępcą komendanta milicji w Siemianowicach Śl., naliczył wiele zgłoszonych gwałtów w mieście: – Na pewno nie wszystkie zgłaszano.

Milicjanci mieli już rysopis tego gwałciciela.

– W seksualnym amoku, w jaki się wtedy wprowadzał, pełen perwersji i wyuzdania zapominał o wszystkim. Nawet o swym własnym bezpieczeństwie i odsłaniał twarz. Mimo to, nie potrafiliśmy go dopaść.  Dobrze, że nie mordował, bo mielibyśmy sprawę jeszcze większą, niż tę, ze Zdzisławem Marchwickim. Miał jeszcze jedno dziwne zachowanie. Otóż, każdej ze gwałconych kobiet, po zakończonym gwałcie zabierał majtki! Niby taki fetysz. Gwałcone kobiety mówiły, że potem, po wszystkim, wącha te majtki. Takie miał upodobania.

Niemal przez trzy lata bawił się z siemianowicką milicją w kotka i myszkę, ciągle nieuchwytny.

– Roboty przy tej sprawie mieliśmy sporo, bo na Śląsku i w Zagłębiu gwałcił nie tylko ten jeden osobnik –  wspomina Józef Kogut. – Jednak z zabieranymi po gwałcie kobiecymi majtkami, jako fetyszem, mieliśmy do czynienia po raz pierwszy, i to wyłącznie w Siemianowic gwałciciel i w niektórych dzielnicach Katowic, a potem jeszcze w Czeladzi, w Będzinie, i w Sosnowcu. Z majtkami w tle było ponad 40 takich przypadków gwałtów.

I jak się okazało, ze wszystkie były dziełem tego samego napastnika.

Majtki na biurku

– Zadzwonił do mnie do pokoju dyżurny z parteru komendy i powiedział, że jakaś kobieta chce się ze mną natychmiast spotkać, w jakiejś bardzo ważnej sprawie, i lamentuje o to przed w dyżurce już od kilku minut. – Kogut pamięta to jak dziś. Nie pytając o szczegóły kazał ją wpuścić.

gwałciciel – Ledwo weszła, podbiegła do mego biurka i z reklamówki wysypała mi na blat cały stos używanych, brudnych damskich majtek. Zgłupiałem, powiem szczerze, na widok tego, co ona zrobiła, a przecież nie jedno już widziałem wtedy w milicji. I nie dając mi dojść do słowa, zaczęła  krzyczeć, że nie wie, co to jest! I czyje to jest, bo nie jej, na pewno. A przede wszystkim, co te majtki robiły w ogóle w jej piwnicy? Za przegródką z ziemniaki. Jakby te majtki ktoś tam specjalnie schował za tymi ziemniakami, i gromadził sobie. I dlatego ten fakt ją tak bardzo zaniepokoił  i  dlatego zgłasza go milicji. Bo na pewno ktoś się tam do nich do piwnicy włamuje z tymi majtkami. Od razu skojarzyłem i uspokoiłem ją, bo była bardzo podenerwowana. Mówiła jeszcze, że jest ciągle zazdrosna o swego męża, i dlatego też te majtki są dla niej ważne, niepokoją ją, i chce to wyjaśnić. I dobrze by było, żeby milicja wyjaśniła to wszystko. Jeszcze zapytałem o jej męża, gdzie teraz przebywa. Odpowiedziała, że jest w pracy. I milicjanci natychmiast pojechali po Andrzeja Z., do oddziału kolejowego kopalni „Siemianowice”.

Andrzej Z. nawet nie protestował, gdy milicjanci zabierali go z kopalni.

Nawet było mu jakby lżej, jak wspominali potem mundurowi. Mówił, że dobrze, iż prawda wyszła wreszcie na jaw, gdyż już go to wszystko męczyło. Od razu też przyznał się do wszystkiego, i zaczął zeznawać, że już od wielu lat nie kochał swej żony.

Była brzydka – powtarzał przez cały czas w trakcie zeznań. A on miał swoje potrzeby i wymagania.

Żona, matka, nastolatka

 – Pierwszy raz zaatakował na początku lata 1979 roku, to była młoda, piękna kobieta, jak ją opisał. Opowiadał o tym bez skruchy i bez żadnego zażenowania. – wspomina były komendant.

Sam jej widok go podniecił. W parku, przed południem, nikogo nie było w pobliżu. Najpierw przeszedł obok niej, spojrzała nawet w jego kierunku. A potem odwrócił się i od tyłu skoczył na niczego nie spodziewającą się kobietę. Powalił ją na trawę i zaczął jej szeptać do ucha, że jak będzie grzeczna, i da co od niej chce, to puści ją wolno. W przeciwnym razie kobieta zginie:  – Nawet się nie szarpała, była grzeczna – mówił z satysfakcją. Po wszystkim wypuścił ją, jak jej obiecał. Nie krzyczała, otrzepała się z brudu i trawy, i szybko się oddaliła. Nikogo nie było w pobliżu.

On był zadowolony, i spokojnie, nie ścigany przez nikogo, odszedł.

– Stawał się coraz zuchwalszy. Nabierał pewności. Zaczął napadać kobiety w różnych miejscach, w sąsiednich miastach, nawet na nieoświetlonych klatkach schodowych, wieczorami, zakrywając im od razu ręką usta, by nie krzyczały, i sprowadzając do otwartych piwnic… Napadał na kobiety o różnych porach dnia, w zależności, kiedy przychodziła mu na to ochota! 

Raz, jak zeznawał, wczesną wiosną, w seksualnym amoku nawet nie zauważył, że śledzi własną żonę!! Jakaś taka inna wydawała się mu wtedy, na ulicy, gdy tak szła, że jej nie poznał. I nabrał nagle ochotę na tę kobietę. Wzięło go po prostu, jak zwykle zresztą, w podobnych sytuacjach.

Była 18. i było już nawet szaro na ulicy. Adelajda  dreptała po zakupy do sklepu. Musiała przejść przez park. Nikogo nie było w pobliżu.

Widząc z daleka kobietę, zaczaił się przy dróżce, za sporej wielkości krzewem. Kiedy go mijała, wyskoczył na nią.

– Boże! – krzyknęła, wypuszczając z rąk siatkę i odwracając się do niego. – Zwariowałeś?! – wrzasnęła, od razu poznając męża. – Aleś mnie przestraszył! 

I wtedy on ją dopiero poznał, i krzyknął. Zaczął wrzeszczeć, że ją śledzi od dawna a ona go zdradza, o czym on wie. I teraz ją właśnie przydybał, jak idzie do gacha.

– Boże drogi! – zeznawał kobieta. – Pomyślałam o mężu, że do reszty chyba zgłupiał. Że chyba coś mu na mózg padło, że rozmawiam z jakimś wariatem.  A on dalej na mnie. To ja mu na to, że przecież na zakupu idę do sklepu, dla niego właśnie, żeby miał co jeść, bo lodówka pusta.Nawet by mi wtedy przez myśl nie przyszło, że mój mąż mógłby na mnie napaść. Że w ogóle na kogoś napada.  Że chciał mnie zgwałcić. W domu to by mnie nawet nie tknął.

A on gwałcił inne kobiety. W parku zgwałcił  matkę w obecności dzieci.

– Tylko nie krzyczcie, bo zrobię mamie krzywdę – mówił dwom dziewczynkom, które spoglądały przerażone, gdy dobierał się do ich mamy. Bojąc się o życie, dziewczynek i swoje, kobieta zgodziła się na wszystko, na co miał tylko ochotę. Na te wszystkie wymyślone przez niego ohydztwa, które z nią wyczyniał na oczach jej dzieci. Dziewczynki stały i tylko płakały, trzymając się za rączki.

Po wszystkim z trawy, i odszedł a kobieta zabrała dzieci i pobiegła do domu. I znowu mu się upiekło.

Innym razem zaczaił się z samego rana w siemianowickim parku na dwie czternastolatki jeżdżące na rowerach. Obie powalił na ziemię, a potem bezceremonialnie zgwałcił. Obie się broniły, krzyczały, ale nikt nie słyszał.

Zbrukana halka

 Przestało mu już zależeć na wieku napadanych kobiet, i napadał, co mu podeszło pod rękę…

– Najzabawniejsze, jeżeli tak to w ogóle można określić, było jego „spotkanie” z 6 -letnią Hildegardą P.

Hildegarda P. niczym specjalnym nie wyróżniała się spośród kobiet w jej wieku. I Andrzej Z. dopadł ją wieczorem, również w parku, gdy wracała do domu od koleżanki.

– Nie powim, napod na mnie – zeznawała potem milicjantom Hildegarda – Ale musza przyznoć, że to było gryfne. Fojne! Podoboło mi się. Chopa nie mom od lot, gdzieś mi zginoł, pieron. Szukali go, ale nie znoleźli nikaj… Przez to nie miołach faceta od lot. I kiedy ten się znolozł, ten gizd, i napod na mnie, tukej, i zaczął się do mnie dobieroć, czegom się nie spodziewoła, nie stawiołach oporu. Ale ten pieroński gizd, po tym wszystkim, kiedy zloz ze mnie, a ja zwlekła się z trawy, wytarkł se tego swego o nowa ma halka! Co se ją kupiła kilka dni tymu, na zad! I tegom się po nim nie spodziewoła, i mu tego nie daruja! No i dlatego tukej, do wos, pszyszłam, o tym pedzieć, na tego pierona!

Potem, w sądzie, gdzie Hildegarda H. zeznawała jako świadek, w pewnym momencie podbiegła do ławy oskarżonych i wystraszonemu Andrzejowi Z., i zaskoczonemu sądowi, raz jeszcze wyłuszczała sprawę zaginionego męża, i jej nowej halki. I tego, że Andrzej Z. sobie o nią wytarł po tym wszystkim przyrodzenie: – Nie daruja ci tego! Tej nowej halki, co żeś se w nią wytarł

Ale podczas dalszej części rozprawy nie było już tak śmiesznie. Cała reszta była ponura. Za ponad 40 napadów na kobiety i tyle samo brutalnych gwałtów skazano go zaledwie na 6 lat pozbawienia wolności!

– Był to bardzo niski wyrok – przypomina Józef Kogut.

Sprawa nie była zbytnio nagłaśniana przez media. Zapewne dlatego, że był to okres 1981 roku. Zaledwie kilka miesięcy przed stanem wojenny, i mogła jakoś umknąć uwadze ówczesnym środkom masowego przekazu.

– Jak sobie przypominam, w tamtych czasach Andrzej Z. nie był poddawany żadnych badaniom psychiatrycznym – dodaje Kogut – Nie został jednak przed terminem wypuszczony na wolność. Trzy lata temu spotkałem go w Siemianowicach. Poznał mnie, uciekał na drugą stronę ulicy.

Prezes Stowarzyszenia sądzi, że Andrzej Z na pewno., jako karany za gwałty, i napady na kobiety, będąc obecnie na wolności, jest nadal odnotowany w policyjnej kartotece. W razie czego: – Żeby też, na wszelki wypadek, było wiadomo, gdzie i kogo szukać, jeżeli by zaszła taka potrzeba/

Józef  Kogut nie wierzy w nawrócenie. Jego zdaniem tego rodzaju osobnicy, nigdy się nie zmieniają: – To tkwi w nich gdzieś tam głęboko! I to tylko kwestią czasu, kiedy się ponownie ujawni.

Roman Roessler     

 

Zobacz również: