fot. Krzysztof Zatycki

Chciał porozmawiać z sąsiadem, aby nie hałasował. Nacisnął więc na domofon. Ale tamten się nie odezwał. Kiedy w końcu zeszedł na dół, pchnął fotoreportera nożem. Potem sobie odszedł, jakby nic się nie stało.

 26-letni Piotr R., student Politechniki Wrocławskiej, mieszkał na poddaszu czterorodzinnego domu na przytulnym, willowym osiedlu przy ul. Oboźnej na wrocławskich Wojszycach. Były z nim od dawna problemy. Od drugiej klasy gimnazjum raczył się różnymi używkami. Na studiach zaczął sporo pić. Jak się napił, to wieczorami puszczał głośno muzykę.

– Często grało u niego na cały regulator, aż było trudno  wytrzymać – mówią sąsiedzi.

Uciążliwy sąsiad

– Ciągle odwiedzali go jacyś koledzy i wtedy zawsze było głośno – uskarża się sąsiadka. – I nie pomagało, że zwracało mu się im uwagę. Byli chamscy i ordynarni. I tylko śmiali się człowiekowi w twarz.

Dni i noce mijały na podobnych ekscesach, a 26-letni student nie zmieniał swego postępowania.

16 maja 2017 roku, w godzinach popołudniowych, wraz ze swoim kolegą ze studiów 26-letnim Michałem G. skończyli zajęcia na uczelni. I postanowili razem spędzić resztę tego dnia na poddaszu, gdzie zamieszkiwał Piotr R. Po drodze zajrzeli jeszcze do osiedlowej „Biedronki”. No i rozpoczęła się impreza. Piotr R. znowu nastawił głośno muzykę. A im było wesoło. Darli się przy tym w niebogłosy, zakłócając do reszty osiedlowy spokój.

53-letni Michał Pawłowski, ceniony nie tylko w środowisku wrocławskim fotoreporter, przebywał akurat tego wieczora ze swoimi znajomymi w domu. Pawłowski mieszkał na parterze. I też miał już dość codziennych powtarzających się wybryków rozwydrzonego Piotra R. Zresztą, tak jak i pozostali sąsiedzi, często zwracał uwagę 26-latkowi, aby ten zaprzestał ciągłych hałasów. Tym razem też postanowił zareagować. Zbliżała się  22.00, a wrzaski na poddaszu nie ustawały. Stawały się nawet coraz głośniejsze. Wyszedł więc z mieszkania, zszedł dziesięć stopni po schodach prowadzących do czterorodzinnego domku i stanął przed furtką. Po czym nacisnął domofon, czekając aż Piotr R. odezwie się i zejdzie na dół porozmawiać.

Nikt się jednak  nie odezwał. Nadal za to dochodziły z góry szalone wrzaski. Mężczyzna ponownie nacisnął domofon. Ale i tym razem nikt nie odpowiadał. Studenci jednak w końcu wyszli z mieszkania na schody. I gdy Piotr R. wraz ze swym kolegą znalazł się na klatce schodowej, zaczął krzyczeć i śmiać się na cały głos: – Mam to w dupie! Nikogo się nie boję! Nikogo nie szanuję!

Fotoreporter chciał już wracać zrezygnowany do swego mieszkania, kiedy w drzwiach ukazała się postać Piotra R., a za nim stał jego kolega. Wychodzili właśnie do pobliskiej „Żabki”. Widząc 53-latka, uśmiechnęli się jedynie do siebie pod nosem. Piotr R. musiał sobie jednak zdawać sprawę, co chce zrobić. I kto do niego dzwoni domofonem. Bo wsadził do kieszeni spodni dwa noże kuchenne. Kto, idąc do sklepu, zabiera z sobą nóż kuchenny?

– Kiedy się wreszcie uspokoisz? Dobrze ci z tym, co robisz? – zawołał Pawłowski w kierunku 26-latka.

– A co cię to obchodzi?! – wykrzyknął pogardliwie w jego kierunku Piotr R. i widząc stojącego przed furtką na chodniku fotoreportera, ruszył w jego stronę. Za Piotrem R. podążał jego kolega.

– Tak cię nauczyli w domu… – tylko tyle zdołał jeszcze powiedzieć Pawłowski i przerażony zobaczył przed swoją twarzą dwa noże, które Piotr R. błyskawicznie wyciągnął z kieszeni spodni.

Nóż w piersi

 53-latek nie zdołał się nawet zasłonić. Nóż z metalową rączką napastnik trzymał w lewej swej ręce, poziomo, na wysokości klatki piersiowej fotoreportera. Drugi, w plastikowej czarnej okładzinie, miał w prawej dłoni. I unosił go właśnie nad swą głową, celując nim prosto w fotoreportera.

– Co, ty z nożami na mnie… – zdążył jeszcze wyrzucić z siebie Michał Pawłowski. Nie zdołał nawet uskoczyć. Cios jednym z noży ugodził go mocno. Poza tym był tak zaskoczony sytuacją, że spoglądał z niedowierzaniem na Piotra R.

 – Co mi zrobiłeś!? – krzyczał unosząc koszulę i pokazując napastnikowi głęboką ranę na klatce piersiowej. – Krwawię, wezwijcie pomoc! Umieram! – wykrzykiwał, czując, że coraz bardziej słabnie, że coś złego się z nim dzieje.

Tymczasem obaj studenci uśmiechnęli się jedynie do siebie i poszli  swoją drogą. Tak jak to zaplanowali, po zakupy do „Żabki”.  Wołanie o pomoc Pawłowskiego zaalarmowało jego znajomych, którzy wybiegli na ulicę. Z domu wyszli też inni sąsiedzi. Pawłowski coraz bardziej słabł, nadal leżał na chodniku. Niektórzy myśleli, że może zasłabł. Ale głos 53-latka był coraz cichszy.

– Pomóżcie mi wnieść go do domu – powiedziała jedna z kobiet, widząc fotoreportera we krwi.

– Zobacz, co mi zrobili. – pokazywał coraz bardziej słabnąc, i ponownie unosił jedną ręką koszulę, wskazując na krwawiące rany na piersi. – Nóż mi wbili.

 Za późno na ratunek

Wezwane pogotowie przyjechało o 22.34, a obaj studenci znajdowali się w tym czasie w „Żabce”. Nie spieszyli się zbytnio z powrotem. Był ciepły wieczór. Kiedy w końcu zawrócili do domu i się zbliżali, ujrzeli przed domem zamieszanie. Karetkę pogotowia i policję. Wszyscy krzątali się wokół leżącej na chodniku przed domem postaci. Zatrzymali się więc i uskoczyli do jednej z bram osiedlowych, obserwując stamtąd dalszy przebieg wydarzeń.

Lekarz pogotowia rozpoczął przed furtką resuscytację Pawłowskiego. Za chwilę nadjechał z pomocą wezwany drugi zespół medyczny. Ale i drugi zespół nie pomógł. O 23.18 stwierdzono zgon fotoreportera, a obydwaj lekarze potwierdzili w ciele zmarłego głęboką i szeroką ranę kłutą klatki piersiowej, z przekłuciem tętnicy wewnętrznej prawej, tętnicy międzyżebrowej dolnej prawej i opłucnej ściennej. Cios kończył się w jamie otrzewnowej. 53-latek stracił mnóstwo krwi. I w końcu zmarł w wyniku ostrej niewydolności  krążeniowo-oddechowej, obrzęku mózgu i płuc. Jedynie natychmiastowe poddanie zabiegowi operacyjnemu mogło uratować życie 53-latkowi. Ale czasu było na to za mało.

Gdy Piotr R. i Michał G. nadal obserwowali policjantów i oba zespoły medyczne, jak próbowano ratować życie Pawłowskiemu, dojrzała ich z daleka jedna z sąsiadek.

 – Panie władzo, oni tam są, w tej bramie, kryją się. – wskazywała ręką najbliżej stojącemu funkcjonariuszowi. Wtedy dopiero obydwaj zaczęli uciekać ulicą Oboźną. Dwa wozy policyjne ruszyły, odcinając obu drogę ucieczki. U Piotra R. stwierdzono sprawność intelektualną zdecydowanie powyżej przeciętnej. Jego kolega według biegłych posiadał przeciętny poziom rozwoju intelektualnego. Obydwaj nie byli dotychczas karani. Piotr R. był na utrzymaniu rodziców. Michał G. prowadził własną działalność gospodarczą.

Kto jest królem

 Piotr R. nie przyznawał się najpierw do zabójstwa.

 – Noże kupiłem kilka miesięcy temu i nosiłem je z sobą, dla obrony – wyjaśniał zawile. – Raz mnie nawet zaatakowano w mieszkaniu.

 Okazało się, że jeden z sąsiadów miał pretensje do Piotra R., iż ten niepokoi jego syna. Zaprasza go do siebie na poddasze, częstuje dopalaczami i marihuaną. To wtedy miał właśnie ów sąsiad przyłożyć 26-latkowi. Nagrabił sobie wystarczająco Piotr R. u wszystkich niemal sąsiadów.

 – To przez tę muzykę, którą głośno puszczałem. Grozili mi. – bronił się w sądzie. – Wtedy Pawłowski też chciał mnie zaatakować. Podniósł nawet na mnie rękę. Słownie mnie obrażał, a jak zobaczył nóż w mojej dłoni, to powiedział: „no, dźgnij mnie tylko”, no i zacząłem się bronić, a on nadział się na mój nóż. Ale ja nie sądziłem, że on umrze od tych ukłuć. Nie chciałem pozbawiać go życia.

Michał G., który się jedynie przyglądał zajściu, pogrążył kolegę: – Piotrek wykonał niewielki ruch lewą ręką, a w prawej ręce uniesiony drugi nóż do góry był skierowany ku głowie Pawłowskiego – zeznawał.

 Pogrążał też w sądzie Piotra R. kolejny jego kolega, świadek w tej sprawie, Paweł Ś.: – Pokazywał mi kilkakrotnie noże, wymachiwał nimi i mówił, że sąsiedzi pożałują, że przychodzili do niego, uciszali go. – zeznawał. – Chciał ich ukarać za to. Mówił, że pokaże jeszcze, „kto tu jest królem”. Pożałuje również Pawłowski oraz ten sąsiad, co to jego syn u Piotra S. zażywał dopalacze i narkotyki.

3 grudnia 2018 roku Sąd Okręgowy we Wrocławiu skazał Piotra R. na 13 lat pozbawienia wolności.

– Tylko tak wysoka kara jest adekwatną do stopnia jego winy i rozmiaru wyrządzonej szkody – uzasadniał swą decyzję sędzia. W odniesieniu do Michała G., który nie udzielił pomocy fotoreporterowi i nikogo nie powiadomił o stanie zdrowia 53-latka, sąd wymierzył karę 1 roku pozbawienia wolności z zawieszeniem na 3 lata. Wyrok nie jest prawomocny.

Roman Roessler                       

Zobacz również: