Zaginięcia rodziny Bogdańskich z podłódzkiej Starowej Góry,  to jedna z najbardziej tajemniczych spraw. Policjanci mówią, że takiego zaginięcia nie było w Polsce od czasów zakończenia II wojny światowej.

Mama Bożeny ma już 80 lat. Nie ma dnia, by nie myślała o córce, wnukach. Nadzieja nie umarła. Gdy otwiera skrzynkę pocztową, liczy, że nadejdzie kartka z wiadomością. Że dadzą znak, że żyją. Teraz opiekuje się ich domem. Na lato się tu sprowadza. Dba o ogród.

– Pracuję dużo w ogrodzie, by się czymś zająć, nie myśleć za dużo – wyjaśnia kobieta. – Od tylu lat nie mam od nich żadnej wiadomości. A tak chciałabym wiedzieć chociaż, czy żyją… Bożenka śni mi się. Raz mówiła, żeby zapalić świeczkę na jej grobie. Innym razem prosiła, by się nie martwić.

Jej mąż tego nie wytrzymał. Umarł 1,5 roku po ich zaginięciu.

Minęło już 16 lat od chwili, gdy ostatni raz widziano Krzysztofa Bogdańskiego, jego żonę Bożenę, jego matkę Danutę i dwójkę dzieci: Małgosię i Jakuba. Od kwietnia 2003 roku nie ma od nich żadnej wiadomości. To wtedy Bożena ostatni raz rozmawiała ze swoją siostrą. Bożena powiedziała, że ma kłopoty. Ale przez telefon nie chciała mówić o problemach. Miała opowiedzieć o wszystkim, jak się spotkają.

Danuta pojechała do siostry, ale jej nie zastała. Potem do Starowej Góry przyjechał Tadeusz, ojciec Danuty i Bożeny. Spotkał zięcia. Wytłumaczył mu, że córka wyjechała do Wrocławia. Bogdańscy mieli założyć biuro turystyczne, a tam organizowano kurs przygotowujący do jego prowadzenia. Bożena chciała wziąć w nim udział. Zabrała ze sobą dzieci: 16-letnią wtedy Małgosię i 12-letniego Kubę. Mieli przy okazji zwiedzić Wrocław.

Potem Krzysztof rozmawiał jeszcze przez telefon ze szwagierką. Zdradził, że z Wrocławia pojadą do Niemiec, do wspólnej przyjaciółki, i razem spędzą święta. Danuta się uspokoiła, nie przypuszczała, że wtedy ostatni raz rozmawia z Krzysztofem.

Jeszcze tydzień po wyjeździe Bożeny i dzieci Krzysztof był widziany w Starowej Górze. Jedna z sąsiadek opowiadała, że w Wielki Piątek rozmawiała z nim przez ogrodzenie. Nie zauważyła w jego zachowaniu nic dziwnego. Jej też powiedział, że Bożena z dziećmi są we Wrocławiu. Matka miała przebywać u znajomych poza Łodzią. On sam tego dnia malował ściany na strychu…

Minęła Wielkanoc, a Bogdańscy nie dawali śladu życia. Zaniepokojona Danuta zadzwoniła do przyjaciółki z Niemiec, z którą Bogdańscy mieli spędzić święta. Nie pojawili się tam jednak. Wtedy razem z rodzicami zawiadomiła policję. Był 8 maja 2003 roku.

Policjant z Wydziału Kryminalnego Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi, który prowadził tę sprawę, nie spotkał się z takim zaginięciem.

– W rozwiązanie tej zagadki włożyliśmy kawał porządnej policyjnej roboty, ale na razie efekty są marne – mówi nam policjant. – Ich sprawa zajmuje pięć tomów policyjnych akt, po dwieście, trzysta stron każda.

Bogdańscy byli normalną rodziną. Nigdy nienotowaną w policyjnych kartotekach.

Bożena i Krzysztof poznali się w technikum łączności. Ta szkolna miłość skończyła się w 1985 roku na ślubnym kobiercu. Dwa lata po ślubie na świat przyszła Małgorzata, a po sześciu Jakub.

Kilka lat mieszkali w centrum Łodzi, ale postanowili wybudować się na działce rodziców Bożeny w Starowej Górze. Sąsiadka wspomina, że Krzysztof był zdolny. Murarze postawili tylko mury. Resztę zrobił sam.

– Nawet dach krył, zakładał centralne ogrzewanie, nie mówiąc już o glazurze w środku – wspomina sąsiadka.

Bogdańskim powodziło się nieźle. Krzysztof miał firmę sprowadzającą z zagranicy części komputerowe.

Wybudowali dom, przed którym parkowało volvo s70, warte kilkadziesiąt tysięcy złotych. Dzieci uczyły się w prywatnych szkołach. Małgosia w Katolickim Gimnazjum i Liceum im. Jana Pawła II w Łodzi; chodziła do ostatniej klasy gimnazjum. Kuba uczył się w piątej klasie Szkoły Podstawowej Towarzystwa Naukowego „Edukacja”.

Ale szczęście nie trwa wiecznie. Polski rynek zaczął zalewać sprzęt komputerowy i elektroniczny sprowadzany z Chin. Jednoosobowa firma Krzysztofa nie była w stanie wygrać z konkurencją. Zaczęły się kłopoty finansowe.

Policjanci ustalili, że wtedy Bogdański zaczął handlować pirackim oprogramowaniem do PlayStation i Wizji TV na giełdzie ze sprzętem elektronicznym i komputerowym. Problemy finansowe były coraz większe, a Bogdańscy nadal chcieli żyć na poziomie, który osiągnęli. Zaczęli zaciągać kredyty, pożyczać pieniądze od bliższych i dalszych znajomych.

Bogdański zaczął też grać na internetowej giełdzie finansowej, gdzie nie zawsze dopisywało mu szczęście. Przed zniknięciem jego zadłużenie mogło sięgnąć miliona złotych!

Niektórzy ze znajomych zaprzeczają, że pożyczyli pieniądze Bogdańskiemu, choć fakty mówią co innego. Krzysztof brał od kolegów pieniądze, by korzystnie zainwestować. Ci, którzy na to się nie zdecydowali, mogą dziś spać spokojnie. Nie wiadomo, ile osób skusiło się na perspektywę uzyskania jeszcze większej gotówki. Tuż przed zaginięciem zrobili maksymalne debety na kartach kredytowych.

Co się stało z Bogdańskimi? Policja rozważyła wszystkie możliwości. Zaczęli od najgorszej wersji, która zakłada, że rodzina została zamordowana. W domu w Starowej Górze przeprowadzono ekspertyzy biologiczne. Przekopano działkę, stosując kamery termowizyjne, używając psów przeszkolonych w poszukiwaniu zwłok. Nie natrafiono na żaden ślad. Policja wyklucza też raczej wersję, że rodzina Bogdańskich popełniła samobójstwo.

Policjanci najbardziej skłaniają się ku innemu rozwiązaniu. Ich zdaniem, zniknięcie rodziny zostało zaplanowane. Zaginęli, by rozpocząć nowe życie.

– Nie jest przypadkiem, że zgromadzili dużą sumę pieniędzy – twierdzi policjant z Wydziału Kryminalnego. – Poza tym przed zniknięciem Krzysztof Bogdański sprzedał za 60 tys. zł swoje volvo.

Po zaginięciu okazało się, że kilka polskich banków jest bardzo zainteresowanych odnalezieniem Krzysztofa Bogdańskiego, a także jego żony oraz matki. Pod zastaw domu w Starowej Górze wzięto kilka kredytów. Kiedy Bogdańscy zaciągali kredyty, nie było jeszcze Centralnego Rejestru Długów, więc istniała możliwość zaciągnięcia kilku pożyczek pod hipotekę tego samego domu. Brał je Krzysztof, ale też żona i matka.

Kilka łódzkich prokuratur prowadzi przeciwko Bogdańskim, na wniosek banków, sprawy o wyłudzenie kredytów. Za Krzysztofem, Bożeną i Danutą Bogdańskimi wysłano międzynarodowe listy gończe. Policja sprawdzała, czy nie wyjechali z Polski samolotem bądź promem. Nie. Podobnie jak nie uzyskali wizy kanadyjskiej czy amerykańskiej. Matka Krzysztofa nie miała paszportu, w chwili zaginięcia miała 66 lat. Kilka lat wcześniej przeszła udar. Krzysztof był związany z matką, więc nikogo nie zdziwiło, że zabrał ją z sobą.

Policjanci sprawdzili wszystkie polskie domy seniora, pomocy społecznej, czy czasem syn przed wyjazdem nie umieścił tam matki. W żadnym nie znaleźli Danuty Bogdańskiej. Policjanci prosili o pomoc kolegów z Niemiec. Wiadomo było, że za zachodnią granicą mieli rodzinę. Tam też nie trafiono na żaden ślad. Bogdańscy przepadli jak kamień w wodę.

Anna Gronczewska/dzienniklodzki.pl

Zobacz również: