Upadła legenda miliardera

To jedna z najbarwniejszych postaci początku polskich przemian ustrojowych. Wśród jego przyjaciół był Jerzy Urban, reżyser Marek Piwowski i amerykański generał Collin Powell, a prezydentowi USA Ronaldowi Reaganowi wręczył Złoty Medal Wolności. Po Polsce jeździł kremowym rolls-roycem, a w Olsztynie kupił firmę ze sprzętem budowlanym, żeby stawiać miasteczka dla rodaków wracających na starość zza Oceanu. Swoją przygodę z biznesem skończył z niespłaconymi kredytami i półroczną odsiadką w areszcie.

 Feliks Siemienas wiedział, co to sentyment do rodzinnych stron. Jego rodzice tuż po wojnie przyjechali z Kresów wschodnich do dzisiejszego powiatu elbląskiego. Wśród trójki ich dzieci podobno największe problemy wychowawcze sprawiał średni syn Felek, który jednak ukończył technikum torfowe w Elblągu, a później podyplomowe studium geologiczne. W tym zawodzie pracował najpierw w Szczecinie, a w 1976 roku, wraz ze świeżo poślubioną Renatą przeniósł się do Olsztyna. Był zatrudniony w Biurze Projektów Melioracji Wodnych, a jeżdżąc po terenie szukał odpowiedniego miejsca pod budowę domu i stawów rybnych. Znalazł taki w Grabinie koło Ostródy, gdzie – jeszcze za PRL – hodował pstrągi, które wędził i sprzedawał na warszawskim bazarze, a potem eksportował na Zachód. Ta rybna działalność miała przynieść mu pierwszy milion, a ówczesny rzecznik rządu Jerzy Urban – w dowód uznania za sukcesy gospodarcze – nazwał go półgeniuszem.

 Medal dla Reagana

 Zanim półgeniusz wziął się za sprawy gospodarcze w skali całego kraju, jesienią 1987 roku pojechał do Los Angeles i wraz z mieszkającym tam kolegą Andrzejem Zarembą utworzył Polish-American Siemienas Foundation. Dwuosobowa fundacja miała przeznaczyć 100 tysięcy dolarów na bibliotekę prezydenta Ronalda Reagana, ale podobno dała znacznie mniej. Za to udekorowała przywódcę mocarstwa Złotym Medalem Wolności, który fundatorzy nazwali medalem Bolka i Lolka, od imion postaci polskiej kreskówki. Bo obaj mieli nietuzinkowe poczucie humoru. A na poważnie ten niezwykły wyczyn owocował później w życiu hodowcy pstrągów, zaś fotografie z prezydentem USA oraz innymi politykami Białego Domu zdobiły biuro firmy „Siemienas”.

Feliks Siemienias zaproponował amerykańskiemu prezydentowi przyłączenie Polski do USA, jako 51. stanu. Miała to być alterantywa dla wstąpienia do Unii Europejskiej. Ronald Reagan podobno zainteresował się tym pomysłem. W efekcie polski miliarder przyznał mu Złoty Medal Wolności im. Bolka i Lolka. Odznaczenie wręczył osobiście w Białym Domu.

Bo oto na początku 1991 roku, otoczony legendą bywałego w wielkim świecie biznesmena, Feliks Siemienas pojawił się w Olsztynie. Chciał kupić jakąś firmę, a chyba branża nie miała dla niego większego znaczenia, gdyż miał świadomość, że państwowe zakłady wystawiano na sprzedaż wprost za grosze.

 W Urzędzie Wojewódzkim dostał wykaz przedsiębiorstw, które znajdowały się w najgorszym stanie ekonomicznym i były zagrożone upadłością. Wśród nich było Olsztyńskie Przedsiębiorstwo Gospodarki Maszynami Budownictwa, zatrudniające około 300 pracowników. Biznesmen najpierw spotkał się z załogą, opowiadał o swoich planach budowy w trójkącie Olsztyn-Ostróda-Olsztynek amerykańskich miasteczek dla Polonusów, którzy po przejściu na emeryturę mieli wracać masowo na ojczyzny łono. Dodał, że zapewni pracę wszystkim. Pracownicy byli wniebowzięci, zwłaszcza gdy Siemienas pewną kwotę przeznaczył na wypłatę zaległych wynagrodzeń. Ludzie wzięli pieniądze i rozeszli się do domów.

W banku nie było pieniędzy?

 W tym miejscu dodajmy, że Feliks Siemienas za 300 mln starych złotych, czyli istotnie za grosze kupił od członków dwóch rolniczych spółdzielni produkcyjnych ponad 200 hektarów ziemi pod Olsztynem. Ponieważ uznał, że zrobił dobry interes, dołożył im jeszcze „górką” 100 milionów i obie wsie chodziły pijane – ze szczęścia. Do tego nabył inną ziemię w gminie Stawiguda i był już posiadaczem ponad 300 ha. Miał jeszcze zamiar wykupić PGR Amerykę koło Olsztynka, głównie ze względu na nazwę gospodarstwa, gdzie planował zbudować wspomniane osiedla dla rodaków ze Stanów.

Miał już tereny, a do robienia biznesu potrzebna była tylko firma ze sprzętem budowlanym oraz wykwalifikowaną załogą. Najpierw trzeba była ją wycenić, czego – na zlecenie wojewody olsztyńskiego – dokonała pewna spółka szacując majątek OPGMB na 40 mld starych zł, czyli 4 mln PLN. Ta niewielka dziś kwota, wówczas wydawała się zawyżona, ale Siemienas był nawet zadowolony. Dlaczego? Po prostu potrzebny był mu dokument z jak najwyższą wartością przedsiębiorstwa, aby mógł pod jego zastaw zaciągnąć jak najwyższy kredyt bankowy.

Bez tytułu

Wojewoda ogłosił przetarg ofertowy na sprzedaż OPGM „w ruchu”, czyli z pełnym zatrudnieniem oraz zadłużeniem. Zgłosił się tylko Siemienas, ale jego oferta nie zawierała ceny. Poprosił o nową wycenę, którą wykonała inna firma obniżając wartość majątku ponad czterokrotnie – do 9 mld zł. Tyle hodowca pstrągów chciał płacić od ręki, ale przeciwko był wojewoda uznając, że to za mało. Wtedy Siemienas przyprowadził do niego delegację OPGM, a ta zagroziła okupacją gabinetu wojewody, jeśli natychmiast nie sprzeda firmy biznesmenowi z Grabina. W pewnym momencie Siemienas otworzył teczkę pełną dolarów, choć potem wydał je w Kalifornii, nie w kraju.

Ostatecznie stanęło na 12 mld zł i była to pierwsza prywatyzacja państwowego zakładu w ówczesnym województwie olsztyńskim. Feliks Siemienas miał zapłacić należność do końca 1991 roku i to w trzech ratach. Pierwsza powinna wpłynąć do końca lipca, ale dotarła tylko połowa.

Kilka dni później na biurku wojewody leżało pismo Polish-American Siemienas Foundation, w którym jej prezes powiadamiał, że powodem opóźnienia wpłaty jest… brak pieniędzy w olsztyńskich bankach (?!).

Mocniejszy niż Rambo

Ale właściciel firmy, pod nową nazwą Siemienas Przedsiębiorstwo Sprzętowo-Transportowe, nie skąpił pieniędzy dla załogi. Przyznał pracownikom po pół miliona (500 PLN) podwyżki i zakupił ubrania robocze z napisem „Siemienas”, a bezczynne dotąd maszyny ruszyły w teren, głównie na budowy ekologiczne. Firma pracowała tam gratis, ale wykonując za darmo roboty w okolicznych miasteczkach biznesmen liczył, że przyjdą za nimi płatne zlecenia. Jednak w budownictwie nastąpił kryzys i zlecenia się nie pojawiały.

Tymczasem należności trzeba płacić. Kiedy już przy pierwszej racie wystąpiły kłopoty, wojewoda powiadomił prokuraturę. Potem wypadki potoczyły się lawinowo, a 4 września 1991 roku w firmie „Siemienas” pojawił się komornik i zajął część nieruchomości. W październiku Prokuratura Wojewódzka wszczęła śledztwo „w sprawie zagarnięcia mienia wielkiej wartości i niegospodarności przy likwidacji przedsiębiorstwa”.

Siemienas został tu potraktowany jako likwidator mienia, który zagarnął 2,8 mld zł za sprzedaż innej firmie części państwowego mienia. Faktycznie, krótko był likwidatorem OPGMB, ale do transakcji doszło w momencie, gdy już był notarialnym właścicielem majątku. Z tego powodu nie mógł działać na szkodę Skarbu Państwa i prokuratura musiała wycofać się z zarzutów.

Niemniej nad głową przedsiębiorcy zgromadziły się czarne chmury i na początku 1992 roku przeciwko niemu toczyły się cztery sprawy sądowe oraz dwa postępowania prokuratorskie. Na jednej z konferencji prasowych biznesmen narzekał, że doświadcza takich prześladowań, w obliczu których Arnold Schwarzenegger i Rambo „wykończyliby się nerwowo”. Ale się nie poddawał, uchodząc za przykład pozytywnego bohatera, przy okazji głosząc hasło uwłaszczenia kraju. Wyliczył, że wartość majątku narodowego wynosi 400 mld dolarów, więc na każdego Polaka przypada po 300 mln zł. Domagał się, aby rozdać obywatelom te pieniądze i lud natychmiast go pokochał. Nazywany był „miliarderem z Grabina”, a jego nazwisko pojawiło się na liście najbogatszych Polaków.

Miliarder za kratkami

 Nie pomogło to firmie Siemienasa, która chyliła się ku upadkowi, a sam właściciel nie miał pieniędzy na następne raty. Komornik zajmował kolejne części majątku, a 200 pracowników dostało wypowiedzenia. Policjanci z wydziału do walki z przestępstwami gospodarczymi, podważyli legalność zakupu 300 hektarów ziemi za 400 milionów złotych. Z kolei o zwrot pieniędzy upomniał się oddział Banku Gospodarki Żywnościowej w Ostródzie. Większość przeterminowanych kredytów w tym banku należała właśnie do Feliksa Siemienasa.

I to był koniec mitu centrum ekskluzywnej starości dla Polaków z Ameryki, z urokliwymi domkami, polami golfowymi oraz mini-Disneylandem. Na dodatek celnicy przypomnieli sobie o niezapłaconym cle za sprowadzonego ze Stanów Zjednoczonych rolls-royce’a. To był koniec legendy „miliardera z Grabina”.Pętla na jego szyi zaciskała się coraz mocniej. Odsetki od niespłacanych rat, od kredytów i innych należności przyrastały w astronomicznym tempie.

Cała ta historia zakończyła się oskarżeniem Siemienasa „o zagarnięcie mienia wielkiej wartości”. Wchodziły w to niespłacone raty za OPGMB i zarzut o wyłudzenie kredytów na 4,2 mld starych zł (420 tys. PLN). A że podejrzany unikał kontaktu z organami ścigania, to w połowie lat 90. prokuratura rozesłała za nim list gończy. Poszukiwany – w świetle reporterskich fleszy – sam zgłosił się do organów ścigania. Został aresztowany, ale po pół roku wypuszczony za kaucją. Wytoczony mu proces ciągnął się miesiącami, a znany reżyser Marek Piwowski ustawił kamery na sali sądowej, by filmować epizod do drugiej części „Rejsu” (filmu jednak nie zrealizował).

Ostatnio Feliks Siemienias zainteresował się budową układu słonecznego, który jego zdaniem przypomina budowę atomu. Zajmuję go też wyjaśnienie zagadki, w jaki sposób Bóg komunikuje się ludźmi?

Proces zakończył się triumfem Siemienasa, który został uniewinniony. Sąd nie stwierdził, aby występując o kredyty miał zamiar ich nie spłacać. Oczyszczony z zarzutów biznesmen domagał się odszkodowania za niesłuszny areszt i choć początkowo sąd odrzucił jego wniosek, to odwołanie okazało się skuteczne. Nie dostał jednak milionów, których żądał, ale zaledwie kilka tysięcy, choć można powiedzieć, że sprawiedliwości stało się zadość.

I tak skończyła się legenda hodowcy pstrągów. Potem przerzucił się na jesiotry, na krótko związał się z przewodniczącym Samoobrony Andrzejem Lepperem, z którym próbował robić interesy przy udziale Funduszu Ochrony Środowiska. Stało się to pożywką dla złośliwców, twierdzących, że był zamieszany w głośną seksaferę. Podobno główny jej bohater Stanisław Łyżwiński miał oferować Siemienasowi – w rewanżu za pomoc w organizowaniu pieniędzy dla Samoobrony –  seks z kobietami pracującym dla partii. W 2007 roku Lepper zdementował te pogłoski dodając, że biznesmen „sam sobie daje radę” i nic nie wie o zmuszaniu kobiet do seksu z Siemienasem.

A co z jego majątkiem? Rozpoczęta w lutym 1996 roku upadłość firmy Siemienasa do tej pory jeszcze się nie zakończyła (!). W tym czasie wierzytelności Skarbu Państwa wobec byłego właściciela zdążyły się przedawnić. Syndyk masy upadłościowej sprzedał trochę ziemi, ale jeśli znajdzie kupców na resztę, zdoła pokryć wszystkie długi i co nieco zostanie Siemienasowi. Kto wie, czy za jakiś czas znów nie wypłynie z kolejnym pomysłem, na jakiś śmiały i niebanalny interes.

Na razie prowadzi wideobloga na własnej stronie (wzrostpanaboga.pl), gdzie opowiada o swoich biznesowych przedsięwzięciach sprzed lat i znajomości z Ronaldem Reaganem.

Wiele miejsca poświęca także  filozofii i swoistemu podejściu do religii: – Teraz w dobie komputerów, sms-ów i Internetu, powinno się zweryfikować podejście do religii. Jak Bóg kontaktuje się z nami?  Moim zdaniem wysyła do nas takie maile i sms-y właśnie, które trafiają na skrzynki mózgowe wybranych ludzi. Einstein je otrzymywał, Chopin i wielu innych. Te wiadomości, to taka iskra boża – snuje Siemienias, który zapewne także otrzymuje korespondencję z nieba.

Marek Książek

fot. wzrostpanaboga.pl

 

 

 

 

Zobacz również: