60-letni trener polował na nastolatki

Sad young woman sitting on the bed
Marek B., były trener koszykarski Olimpii Poznań, został oskarżony o seksualne wykorzystywanie nieletnich dziewczynek. W sierpniu tego roku w Poznaniu ruszył proces zboczeńca. Niestety nie obyło  bez skandalu, sam oskarżony w trosce o swoją anonimowość na ławie oskarżonych usiadł z kurtką na głowie. Mniej szczęścia miały jego ofiary. Sąd dopuścił się rażącej pomyłki i na wokandzie podał imiona i nazwiska pokrzywdzonych dziewczynek. Minister sprawiedliwości zażądał wyjaśnień.

Marek B. dzisiaj ma 61 lat. W przeszłości pracował w milicji w II Wydziale Służby Bezpieczeństwa. Z pracy odszedł po tym, jak okazało się, że wykorzystuje pracę do własnych celów zarobkowych. Już wówczas zaczynał przygotowywać się do rozkręcenia własnego biznesu. W momencie aresztowania był właścicielem dobrze działającego biura podróży, posiadającego własne trzy ośrodki wypoczynkowe w atrakcyjnych turystycznie miejscowościach (Rewal, Kudowa Zdrój, Sokolec w Górach Sowich).

W tamtym okresie był także trenerem koszykówki w klubie milicyjnym Olimpia Poznań. Znajomości zawarte wówczas pozwoliły mu swobodnie poruszać się w tym środowisku. Bez problemu docierał do młodych zawodniczek, pojawiał się na treningach, zawodach, organizował w swoich ośrodkach obozy sportowe. Kreował się na biznesmena troszczącego się o młodych sportowców. Często ich sponsorował, kupował nagrody, sprzęt sportowy, ubrania. Jego zaangażowanie nie wzbudziło podejrzeń żadnego z trenerów. Wszyscy cieszyli się, że mają hojnego sponsora i nie wiadomo, ile czasu by to trwało, gdyby nie czujność rodziców jednej z dziewczynek.

W sidłach pedofila

Czternastoletnia dziewczynka w 2013 roku przebywała na obozie sportowym. Dziewczyny spały w Rewalu w ośrodku należącym do Marka B., który nawet po powrocie do Poznania starał się z nią utrzymywać kontakt.

Dzwonił i pytał o wyniki spotkań, kilka razy pojawił się na trybunach. Gdy wydawało mu się, że uśpił czujność, przystąpił do ataku. Zaproponował wyjazd do Rewala i namawiał do seksu, za który obiecywał płacić lub kupować markowe ubrania. Dziewczyna nie zgodziła się, ale Marek B. nie odpuszczał. Na Facebooku pisał do nastolatki i stawał się coraz bardziej wulgarny. Prośby dziewczyny, że nie życzy sobie takich tekstów i ma przestać do niej pisać, ignorował. Zdenerwowana ofiara pokazała facebookową korespondencję rodzicom, a ci poinformowali szkołę.

O całym zajściu zawiadomiona  została policja, która bardzo poważnie podeszła do tematu. Przedstawiony materiał pozwalał przypuszczać, że Marek B. podobne propozycje składał innym nieletnim.

Policja przygotowała akcję pod pseudonimem „Alf”, od nazwy ośrodków wypoczynkowych, których właścicielem  był Marek B. Potencjalny pedofil znalazł się na celowniku specjalnej grupy policyjnej. Okazało się, że Marek B. rozstał się z żoną i mieszka sam. W jego drogim bmw udało się zainstalować kamerę, a telefon znalazł się na podsłuchu.

Wystarczyło kilkanaście dni, aby zgromadzony materiał pozwolił na zatrzymanie podejrzanego i postawienie mu zarzutów. Kamera ukryta w samochodzie zarejestrowała, jak uprawia seks z nieletnią. Podsłuch w telefonie pokazał, na jaką skalę działał zboczeniec. Nagrano kilkanaście jego rozmów z dziewczynami. Często namawiał do seksu, najwyraźniej podniecała go już sama rozmowa o seksie z nieletnimi, ponieważ lubił ucinać sobie długie rozmowy, podczas których często używał wyjątkowo plugawego języka.

Miał swój cennik

Po zatrzymaniu w jego  komputerze i palmtopie ujawniono kolejne dowody – setki rozmów z dziewczynami. Okazało się, że pedofil miał swój specjalny cennik za usługi seksualne. Za seks płacił 100 złotych lub kupował ubrania i kosmetyki w podobnej cenie. Za nagie zdjęcia dziewczyn oferował od 20 do 30 złotych. Instruował dziewczynki, jak mają stanąć przed kamerą i jak wygiąć nagie ciało, by na fotografii wyszły seksownie i atrakcyjnie.

Jedna z dziewczyn próbowała się bronić, tłumacząc, że na stosunek jest za młoda. Zboczeniec przyznał jej rację, ale ofiarę namawiał tak długo, aż w końcu udało mu się ją wykorzystać.

Podczas rozmów wypytywał się o inne dziewczyny, które chciałyby sobie dorobić seksem. Szczególnie te dziewczyny, które nie zgadzały się na seks z nim. Wszystkie pytania i rozmowy dotyczyły tylko jednego. Sport, treningi pojawiały się tylko na początku rozmowy, a kiedy czujność ofiary została uśpiona, przystępował do ataku.

Marek B. był bardzo sprawnym manipulatorem, doskonale wiedział, co dla tak młodych dziewczyn jest ważne. Dlatego często oferował drogie ciuchy, kosmetyki i inne modne wśród dzieci gadżety. Starannie wybierał również dziewczyny. Wiedział, że łatwiej będzie mu przekonać dzieci z biednych domów lub zaniedbywane przez rodziców. W tym zboczonym procederze pomogły mu portale społecznościowe, po których poruszał się wyjątkowo sprawnie. Niektóre dziewczyny, wiedząc o jego zboczonych upodobaniach, same pchały się w jego sidła, a wszystko po to, aby zaszpanować drogim ciuchem lub zaliczyć wyjazd do ośrodka nad morze. Policjanci rozpracowujący pedofila mówią o nim „łowca nastolatek”. Zboczeniec zachowywał się jak menadżer sportowy szukający wśród młodzieży zdolnych sportowców. Z tym tylko, że Marek B. szukał ładnych i zgrabnych nastolatek, które zaspokoją jego chory popęd seksualny. Facebook, na którym dziewczyny często bez skrępowania pokazywały na zdjęciach swoje wdzięki, nadawał się do tego znakomicie. Marek B. uważnie oglądał profile młodych dziewczyn i wybierał swoje ofiary. Wiek i uroda były najważniejsze.

Marek B. został zatrzymany w maju 2015 roku. Usłyszał kilka zarzutów: obcowanie i usiłowanie obcowania z małoletnimi w zamian za korzyści majątkowe, wymuszanie seksu przez wykorzystanie zaufania lub krytycznego położenia dziewcząt, utrwalanie treści pornograficznych oraz nakłanianie nieletnich do prostytucji. Przestępstw dopuścił się na przestrzeni kilku lat. Policji udało się ustalić 12 poszkodowanych dziewczynek w wieku od 13 do 17 lat. Aż pięć z nich przyznało się, że miało kontakt seksualny z podejrzanym.

Sąd napiętnował ofiary

Proces pedofila ruszył w połowie lipca tego roku w Sądzie Rejonowym Poznań Jeżyce- Grunwald.

fot-1

Niestety nie obyło się bez skandalu. Najpierw sędzia prowadząca sprawę pozwoliła, aby oskarżony usiadł na ławie zasłonięty kurtką. Niewątpliwie powaga sądu została naruszona, ale nie spotkało się to z żadną reakcją ze strony sądu, nie licząc oczywiście lekkiego uśmiechu na ustach sędziego.

Proces został utajniony już przed przeczytaniem aktu oskarżenia. Dziennikarze musieli opuścić salę rozpraw, ale najwięcej kontrowersji wzbudziła lista imion i nazwisk nieletnich dziewczyn pokrzywdzonych przez pedofila, która została wywieszona na wokandzie.

Każdy mógł się z nią zapoznać. Sąd stanął w obronie wizerunku pedofila, a nie pomyślał o jego ofiarach.

Na szczęście sprawą zajął się Zbigniew Ziobro, minister sprawiedliwości, i w jego imieniu do poznańskiego sądu list napisał Sebastian Kaleta, rzecznik ministra: „Ministerstwo Sprawiedliwości w trybie pilnym zwróciło się do Prezesa Sądu Apelacyjnego w Poznaniu o przedstawienie wyjaśnień w tej sprawie. Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro podkreśla, że ujawnienie danych osób pokrzywdzonych było niedopuszczalne i nigdy nie powinno mieć miejsca. Minister zażądał również wyciągnięcia konsekwencji służbowych wobec osób winnych tej bulwersującej sytuacji”.

Odpowiedź Sądu Apelacyjnego była szybko. Sąd oczywiście przyznał rację, że lista nazwisk 16 osób pokrzywdzonych w tej sprawie nigdy nie powinna pojawić się na wokandzie, tym bardziej, że żadna z tych osób nie była nawet wezwana w charakterze świadka w tym dniu. Winę zrzucono na sekretarza sądowego i system komputerowy, który wokandę wygenerował automatycznie.

O konsekwencjach nie możemy jeszcze mówić. Musimy dokładnie zająć się pogłębioną analizą całego wydarzenia – tłumaczy sędzia Elżbieta Fijałkowska, rzecznik Sądu Apelacyjnego.

Oskarżony w trosce o swoją anonimowość poruszał się po sądzie z kurtką na głowie
Tłumaczenie raczej słabe, biorąc pod uwagę charakter sprawy. Przestępstwa seksualne wobec nieletnich wymagają wyjątkowej dbałości o dobro pokrzywdzonych. Bez tego nie można myśleć o tym, aby w przyszłości osoby molestowane i będące  ofiarami przemocy seksualnej zgłaszały na policję przestępstwa.
Obserwując od kilku lat głośne sprawy, które dotyczą przestępstw seksualnych, nietrudno zauważyć, że w tej niechlubnej statystyce Poznań zaczyna jawić się jako polska stolica tego typu przestępstw. Wystarczy wspomnieć kilka spraw: molestowanie chórzystów przez dyrygenta Wojciecha K., studentów seminarium duchownego przez arcybiskupa Juliusza P., pacjentek przez seksuologa Lechosława G., koszykarek przez  trenera Krzysztofa L.y.
Marek B. nie przyznawał się do winy.

Sąd uznał Marka B. za winnego wszystkich 12 zarzutów (część z nich obejmowała jednak wiele różnych czynów i była rozciągnięta w czasie). Wyrok to sześć lat więzienia (za najsurowszy z czynów groziło mu 12 lat odsiadki).
Ponadto w ciągu pięciu lat po zakończeniu odbywania kary Marek B. nie będzie mógł przebywać na terenie szkół podstawowych i gimnazjalnych oraz kontaktować się za pośrednictwem sieci telekomunikacyjnej i teleinformatycznej z dziewczynami młodszymi niż 15 lat.

Przemysław Graf

fot Przemysław Graf

 

Zobacz również: