OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Z podinspektorem Bogdanem M. z Wydziału Kryminalnego Małopolskiej Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie, współtwórcą i  mózgiem pierwszego w Polsce Archiwum X, rozmawia Mirosław Koźmin
 Dlaczego nie można pokazać Pana wizerunku i podać Pana nazwiska?
Jeżdżę na różne rozwikływane sprawy. Występuję po cywilnemu. To jest moja przewaga nad osobami, nad którymi pracuję, oni mnie znają, oni się nie boją. Gdybym się ujawnił, byłbym spalony. To przynosi efekty.
Czuje się Pan jak agent Mulder, jeden z głównych bohaterów kultowego amerykańskiego serialu „Z archiwum X” ?
Nie, ja nie jestem agent Mulder.
A może Sherlock Holmes?
To już mi jest bliższe. Jednak jako chłopak dużo czytałem o wyczynach Holmesa. Wtedy bardzo mi się spodobał jego sposób myślenia, dla niego każda sprawa była inna, do każdej miał inne podejście, nieszablonowe, niekonwencjonalne, widział szczegóły i je łączył w całość. I przede wszystkim dedukcja.
Skąd zatem nazwa Archiwum X?
Zaskoczę Pana, ale tę nazwę wymyśliły media i tak pozostało. Początek działania naszej grupy, to niespotykana wcześniej nigdzie nawet na świecie sprawa 23-letniej studentki religioznawstwa Uniwersytetu Jagiellońskiego, którą jakiś psychopata zamordował, a później w sposób chirurgiczny oskórował. To straszna historia, pracowaliśmy nad nią. Niedawno Prokuratura Apelacyjna w Krakowie, nie wiadomo z jakich powodów, wyłączyła nas z tej sprawy. Podobnie zresztą jak ze sprawy zabójstwa poznańskiego dziennikarza Jarosława Ziętary. Zobaczymy, jakie będę tego efekty.
Jaka była wasza pierwsza rozwiązana sprawa?
Zabójstwo w Rabce w 1997 roku Moniki G. Zginęła na dzień przed porodem.
A najstarsza rozwiązana sprawa?
 29 lat po zaginięciu pewnego mężczyzny, przyszedł na policję anonim, że został on zabity, a zwłoki zostały zamurowane w ławie domu. Ustaliliśmy autora anonimu, ale nie zdążyliśmy zrobić nic więcej, bo nastąpiło przedawnienie.
Czy jest jakiś wzorzec, mówiący jak się pozbywać zwłok?
W kryminalistyce nie ma czegoś takiego, jak schemat czy wzorzec. Jest ciemna liczba zabójstw, a pomysłowość morderców jest niewyczerpana i ciągle się poszerza. My zawsze szukamy realnej prawdy. Tak też było w Białym Dunajcu koło Zakopanego. Z pozoru tylko zaginięcie, okazało się przemyślanym zabójstwem. W lipcu 2000 roku góralka Ewa O. udusiła nylonowym workiem – wcześniej zamroczonego lekami antydepresantowymi – swojego wieloletniego przyjaciela Jana S., który podobno się nad nią znęcał. Pochowała go pod podłogą w nowo wybudowanym domu. Pochowała wraz z rowerem, na którym feralnego dnia do niej przyjechał. Zaledwie dziesięć miesięcy później wyszła za mąż, urodziła dziecko i przez pięć lat chodziła po podłodze, pod którą leżała jej pierwsza miłość.
Często też się zdarza, że zwłoki są zamurowane w różnych innych miejscach. Tak było w Krakowie, w 2005 roku. Gabriela K. ze swym kochankiem Jerzym S., z którym poznała się na planie filmowym „Pianisty” Romana Polańskiego, gdzie byli statystami, zabiła męża. Jego ciało zamurowali w specjalnie stworzonej na tę okazję przybudówce na balkonie. Jednym słowem, zrobili grobowiec na balkonie.
Tak rzeczywiście było. W tej sprawie naszą uwagę zwróciło między innymi to, że zaledwie 10 miesięcy po zgłoszeniu zaginięcia męża, do kobiety wprowadził się jej kochanek. Wcześniej, samochód rzekomo zaginionego męża, na podstawie sfałszowanej umowy został przepisany na Gabrielę K. Pojazd stał nad zalewem. Mogło się wydawać, że doszło do jakiegoś nieszczęścia. Poszukiwania w tym rejonie Krakowa nic nie dały. Nie daliśmy się zwieść. Podczas przeszukania mieszkania Gabrieli K. zwróciliśmy uwagę na dziwną przybudówkę na balkonie. Georadar pokazał, co jest w środku. Tak została odkryta prawda o rzekomym zaginięciu męża Gabrieli K.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Nie udało wam się rozwiązać sprawy Joanny Matiaszek, licealistki z Wojnicza, która w listopadzie 2000 roku odwiedziła w Niwce swojego chłopaka Przemysława W. Podobno od niego wyjechała PKS-em, ale nikt jej już więcej nie widział. We wsi wszyscy wskazywali na Przemysława, że zabił dziewczynę, a ciało ukrył w lasach. Miałem możliwość trzykrotnie obserwować wasze poszukiwania w tych lasach, wspierane przez jasnowidza Krzysztofa Jackowskiego. To on jednoznacznie stwierdził, że Joanna nie żyje. I wskazał miejsce ukrycia zwłok. Niczego tam nie udało się znaleźć.
To prawda. Poszukiwania nie przyniosły rezultatów. Mimo że wszystko wskazywało na Przemysława W. jako sprawcę zbrodni, prokuratura dwukrotnie umorzyła śledztwo. Sam Przemysław W. podczas przesłuchania szedł w zaparte, zaprzeczał, że zabił Joannę Matiaszek.
Przemysław W. ostatecznie trafił do więzienia, gdy pobił i zgwałcił inną dziewczynę, zresztą siostrę policjanta. Wcześniej innej odgrażał się, że załatwi ją jak Joaśkę, zawiezie do lasu i zakopie.
Jego matka sama zaczęła się bać. Do tego stopnia, że zadzwoniła na komisariat prosząc o pomoc, bo – jak oświadczyła – nie chce mieć drugiego zabójstwa w domu. Jest takie powiedzenie, że jak mędrzec głupkowi pokazał palcem księżyc, ten widział tylko palec.
Pewnie dla tarnowskiej prokuratury to jednak było za mało.
Tak, w myśl zasady, jak nie zobaczę, to nie uwierzę. Nie ma zwłok, nie ma przestępstwa.
Bardzo dziwne podejście, bo niedawna głośna sprawa zabójstwa Ewy Tylman z Poznania pokazała, że są prokuratury, które mogą reagować inaczej, racjonalnie. Mimo że nie znaleziono zwłok tej dziewczyny, to prokuratura nie zawahała się postawić zarzut zabójstwa jej znajomemu. Sąd nie wahał się, by aresztować mężczyznę na trzy miesiące.
To jest znamienny i pouczający przykład. Nigdzie nie ma takiego przepisu, że gdy nie ma zwłok, to nie ma przestępstwa. A gdy morderca spali zwłoki, też jest niewinny? Na szczęście są jeszcze realnie działające prokuratury, dążące do ujawnienia prawdy i ukarania winnego.
Stykacie się też z przypadkami, gdy zmowa milczenia uniemożliwia wykrycie mordercy lub morderców. Tak jest w Szczucinie, gdzie została zamordowana Iwona Cygan. Dziewczyna w niedzielny, letni wieczór została wyciągnięta z domu przez koleżankę, ale do domu już nie wróciła, chociaż droga powrotna mogła jej zabrać niespełna dziesięć minut. Dzień później martwą, z pętlą z drutu zaciśniętą na szyi, znaleziono ją w pobliżu przepływającej w pobliżu Wisły. Byłem na miejscu, ale moi rozmówcy mówili, że nic nie wiedzą, a później jeszcze mnie śledzili.
Hołduję zasadzie, że jeśli chcesz szybko wygrać wojnę, to szykuj się długo. Tu jest podobnie. Póki mieszkańcy nie przełamią strachu, nie uwierzą w skuteczność organów ścigania, nic nie wskóramy. Wierzę, że ci ludzie się boją, to jest wytłumaczalne. Jedyny świadek, który opowiadał, że wie, kto zabił Iwonę, kilka miesięcy później martwy został wyłowiony z Wisły. Mimo to jestem przekonany, że realna prawda zatriumfuje. Prawda nigdy nie poddaje się procedurom. Prawda ma małe związki z procedurami państwa demokratycznego.
W kręgu zainteresowania znalazł się też były policjant, ale wyjechał do USA.
Nie będę tego komentował, ta sprawa nie jest jeszcze zamknięta. Liczymy, że w końcu ktoś przełamie strach i dowiemy się, dlaczego ta niewinna dziewczyna zginęła. To też zależy od struktur państwa demokratycznego.
Jak bardzo pomaga w wykrywaniu zabójstw nowoczesna technika, choćby georadar, specjalistyczne urządzenie pozwalające sprawdzić, co jest za ścianą, pod betonową płytą i tak dalej?
To urządzenie jest bardzo przydatne. Możemy się tym pochwalić, że mamy jedynego w Polsce biegłego sądowego od georadaru. To policjant z naszej komendy, przewodnik psa, który był w USA i za własne pieniądze kupił i sprowadził georadar. To, że ten policjant jest biegłym sądowym w tej dziedzinie, to w dużej mierze łączy się z naszą pracą jako Archiwum X. Nasza grupa otworzyła pole do popisu w tej dziedzinie dla innych komend. Pierwsi w nasze ślady poszli koledzy z komendy w Gdańsku, gdzie powołali Archiwum X. Później tego typu zespoły pojawiły się w kolejnych komendach wojewódzkich.
O tej sprawie było bardzo głośno. Podobnie, jak o tych wcześniej omawianych, pisał o niej także Reporter. W Chrzanowie Katarzyna K. udusiła swojego ojca. Pomagała jej w tym jego sekretarka i zarazem kochanka. Później ciało porąbały siekierą na kawałki, które w torbach autobusem wywoziły do Krakowa i wrzucały do Wisły. Była to zbrodnia prawie doskonała. Córka zgłosiła na policji zaginięcie ojca, w telewizji błagała o pomoc w jego znalezieniu.
To klasyczne rozszerzenie iluzji, gdy sprawca chce ukryć prawdę. Długo ta iluzja przynosiła oczekiwane efekty. Gra, długo była skuteczna. Wszystko ma kiedyś swój koniec W tej sprawie żądza przejęcia majątku zabitego sprawiła, że do chrzanowskiej prokuratury przyszła córka z rzekomo otrzymanym anonimowym listem oraz z dołączonym portfelem i zdjęciami Antoniego K. Podobno autor anonimu widział, jak nad Wisłą został zabity radca K. To miało im otworzyć drogę do przejęcia niemałego majątku. Nie zamierzały czekać 10 lat, bo dopiero po takim czasie od zgłoszenia zaginięcia jego majątek przechodzi na spadkobiercę. To klasyczny przypadek, gdy pycha kroczy przed upadkiem. To posunięcie zwróciło naszą uwagę i ostatecznie doprowadziło do rozwikłania sprawy. Zabójczynie trafiły za kraty. Historia z Chrzanowa, to najciekawsza sprawa rozwiązana przez Archiwum X. A tak na marginesie, druga z zabójczyń jako Weronika K. napisała książkę „Zabiłam”, która niedawno ukazała się w księgarniach. Zapewniam, że nie jest to próba wybielania samej siebie. Wiem, bo już czytałem tę książkę.
Nad czym teraz pracujecie?
Nad sprawą zaginięcia przed 20 latami krakowskiego studenta, Roberta Wójtowicza. Ten 23-letni student psychologii, 20 stycznia 1995 roku wyszedł z domu na wykłady, ale na nie, nie dotarł. Po prostu zniknął, jakby rozpłynął się w powietrzu. Jesteśmy na etapie przesłuchiwania jego byłych znajomych. Efekty naszej pracy dowodzą, że można taką historię rozwiązać, o co od lat zabiegają rodzice studenta. Powtarzam to ciągle, realna prawda zawsze jest do ustalenia. Real to podstawa. To, że zajmujemy się tą sprawą, świadczy, że nie mamy w tym przypadku do czynienia z zaginięciem. Nasza praca pokazuje, że to co czasami pozornie wygląda na zaginięcie, okazuje się zabójstwem.

 

Zobacz również: