Nawiązywał kontakty z kobietami, które były w trudnej sytuacji materialnej. Oferował im pracę. Oprócz dokumentów wymagał przesyłania nagich zdjęć. Nakłaniał też kobiety do  nagrywania filmów pornograficznych ze swoim udziałem. W niektórych sesjach uczestniczyły zwierzęta i dzieci. Opowiada dlaczego to robił.

 Zakład Karny w Tarnowie. Kontrola jak na lotnisku. Choć byłem wcześniej zapowiedziany w dyrekcji, nim zostaje wpuszczony do środka, muszę przejść całą procedurę. Kontrola wykrywaczem metali. Od stóp po czubek głowy. Sprawdzana zawartość teczki. Niemal osobista rewizja.

Tu osadzono 48-letniego Stanisława G. Pod koniec lat 80. ubiegłego wieku był sześciokrotnie karany za gwałt. Po 2008 roku wypuszczono go na wolność. Ostatnio, z powodu szantażu na tle erotycznym, znowu trafił za kraty. Teraz wisi nad nim niemały wyrok: Sąd Okręgowy w Krakowie skazał go na 14 lat więzienia, krakowski Sąd Apelacyjny zmniejszył mu karę jedynie o dwa miesiące. Akta jego ostatniej sprawy liczą 40 tomów.

Wchodzę do pokoju administracji na parterze Zakładu Karnego: – Oto on – wychowawca, Artur Przybyła wskazuje na niepozornego, niskiego więźnia w okularach, który czeka na mnie w tym administracyjnym pomieszczeniu. Stanisław G. nie wygląda na gwałciciela.

Wstaje grzecznie, wita się podając rękę. Jest wyraźnie speszony, że będziemy rozmawiać w obecności kobiety, która pracuje za biurkiem w pokoju wychowawcy.

Po pewnym czasie mój rozmówca  jednak się rozkręca.

Współżył z córką

 – Byłem sierotą – nie mówi tego, aby mu współczuć. Opowiada, żebym wiedział. Rodziców prawie nie pamięta. Gdy miał kilka lat, ojciec zginął w wypadku samochodowym, matka zmarła zaraz po tym. Innych bliskich nie było. Nie miał się nim kto zająć.

– Ulica mnie wychowała – dodaje i uśmiecha się przy tym tajemniczo – Trzeba było sobie radzić jakoś.

Jako młodociany prawa nie łamał, podkreśla: – Zawsze ktoś pomógł, i się żyło.

Nie lubi rozmawiać o czasach młodości. Gdy dorósł, skończył szkołę zawodową i ożenił się w pobliżu Gorlic: – Miałem żonę, czworo dzieci – mówi o tym fakcie zwięźle.

Wtedy robił w budownictwie. Przynosił do domu pieniądze, ale coś go z żoną poróżniło, i o tym też nie chce wspominać. Nie chce mówić o alkoholu i zdradach, jakich ponoć doznał.

To fakt, oskarżono go o gwałt na córce. Wyrok zapadł, ale tego nie zrobił, tak mówi: – Nie wracajmy jednak do tamtego.

Stanisław G. jest dobrze znany w Prokuraturze Okręgowej w Nowym Sączu: – Mam tu przed sobą wypis z jego akt –  mówi prokurator Beata Stępień-Warzecha, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Nowym Sączu. – Odpowiadał za współżycie płciowe z osobą o ograniczonej poczytalności. Był skazany za obcowanie z małoletnią, poniżej piętnastego roku życia, kazirodztwo i kolejną recydywę, co oznacza, że jeszcze w poprzednich latach, przed tym wyrokiem, był karany za podobne przestępstwa.

W 2003 roku Ośrodek Wychowawczy – Szkoła Życia w Kobylance – zgłosił podejrzenie molestowania nie całkiem sprawnej umysłowo córki przez jej ojca, Stanisława G. Od 11 czerwca do 21 grudnia 2003 roku siedział w areszcie, w lutym 2004 roku skazano go na pięć lat pozbawienia wolności. Apelacja zmniejszyła mu karę o pół roku.

 Dziki impuls żądzy

Kobiety przestał lubić znacznie wcześniej: – Nie wiem, to był chyba impuls – opowiada, jak rzucił się na sąsiadkę. Przecież nie raz się widywali. Nie jeden raz przechodził koło niej, a ona obok niego. I nic nie było. Nie wie, dlaczego wtedy zaatakował. Nie chciał jej zgwałcić. Uderzył, powalił. Bo nienawidzi kobiet. Wtedy dostał kolejny wyrok, potem następny…

– Wtedy pracowałem w Nowym Sączu – opowiada, jak wracał z budowy do domu pociągiem i znowu go naszło, znowu ten impuls jakiś dziki – Już dobrze nie pamiętam, bo to lata temu było, ale też była młoda.

Młode napadał. Przed trzydziestką były wszystkie. Z tej złości i nienawiści napadał: – Nigdy, żeby gwałcić –  powtarza. Tylko dla nauczki! Jakiej? Tego nie wie dokładnie.

Było ich kilka. Uderzał. Przewracał. Szarpał…

– I znowu poszedłem siedzieć – wspomina. Żona jeszcze wtedy nie odeszła od niego. Dopiero parę lat temu rozwiedli się, gdy ponownie trafił do więzienia.

Czy miała wpływ na to, że nie lubi kobiet?

– Na pewno – odpowiada szybko i nie rozwija wątku.

Gdy w końcu wyszedł na wolność, zmienił się. Nie chciał już więcej napadać. Znalazł nawet robotę w kamieniołomach: – Tam można było nawet zarobić. Ze dwa tysiące miesięcznie, oficjalnie, i niemal drugie tyle na czarno, a i więcej zdarzało się czasami.

Pracował też u kamieniarza, grawerował tablice nagrobne. Lubił tę robotę.

Dlaczego więc zszedł na psy?

Wzrusza jedynie ramionami.

Dobry z niego aktor

  Pewnego dnia wpadł na pomysł, który znowu zaprowadził go za kraty: – Oglądałem teleturniej z jakimiś nazwami w tle, ludzie dzwonili do telewizji. Tele-zabawa taka, w której zadawano pytania, a do wygrania były pieniądze.

To był impuls. Wtedy sięgnął po gazety, do Internetu też zaglądał. Wyławiał ogłoszenia, w których poszukiwano pracy, zarobku. Samotne kobiety lub samotne z dziećmi – pozostawione przez mężów, często wiele lat pozostające bez pracy.

Wyciągał wnioski z treści ogłoszeń. Wtedy dzwonił. Różnie się przedstawiał. Raz był zwykłym człowiekiem, innym razem biznesmenem, milionerem nawet. Czuł się silny i ważny. Rozdawał przez telefon stanowiska. Oferował każdemu pracę. Obiecywał gruszki na wierzbie.

Dzwonił. Nigdy nie mailował, aby nie pozostawiać za sobą niepotrzebnych śladów. Bawiło go, gdy go pytano, co to za praca, jakie warunki itp. Wyczuwał radość w głosie swoich rozmówców, gdy obiecywał im zmiany w życiu.

– Z tysiąc takich rozmów wykonałem przez komórkę – chełpi się – Nawet niedrogo, gdy ma się w „pakiecie”. Zmienionym, kobiecym głosem rozpoczynałem  każdą rozmowę.

Nie rozpoznali go. Nigdy. Taki dobry był z niego aktor. Rozmawiał zawsze krótko, ale treściwie. Pytali, odpowiadał. Bawił się. Wciągało go to i cieszyło zarazem.

– Dzwoniłem nie tylko do kobiet, do mężczyzn także – dodaje. Ale nikt go za mężczyzn nie skazał.

Śmieje się na tamte wspomnienia, a kobieta zza biurka – w więziennym pomieszczeniu, gdzie rozmawiamy – unosi głowę, zerkając w naszą stronę.

Rozmowy z mężczyznami też schodziły na erotykę, choć nie wiedzieli, że rozmawiają z mężczyzną. Przysyłali zdjęcia, żeby zobaczył, jak wyglądają: – Umawiali się ze mną na spotkania w różnych miejscach. W kawiarniach, parkach.

Ubawiony siadał w pobliżu. Obserwował, jak siedzą spięci w oczekiwaniu. Często z kwiatami w dłoniach. Siedzieli i czekali na kobietę. Na niego, który obserwował ich z bliska. I wyśmiewał się z nich w duchu, gdy spoglądali nerwowo to na zegarek, to w komórkę. Zdenerwowani, odchodzili, wyrzucając do kosza kupione wcześniej kwiaty.

– Wydzwaniali potem do mnie z pretensjami, dlaczego nie przyszłem. Nie wyprowadzałem ich z błędu, zmienionym kobiecym głosem wymyślałem jakiś pretekst. Głupi byli i na tym się kończyło.

Pedofilia i zoofilia

Gdy nawiązywał kontakty z kobietami, one cieszyły się, że wreszcie ktoś się nimi zainteresował, że odezwał się do nich, że proponował pomoc.

– Wymyślałem różne stanowiska – przyznaje. Mówił, że to jednak kosztuje, i trzeba wpłacić zadatek – Wiele z nich przerywało wtedy rozmowę. Były jednak takie, które kontynuowały i przysyłały mi potem pieniądze.

Dwie z nich pamięta dokładnie: – Jedna przysłała 1200 a druga 1700 złotych.

Zapewne, któraś z nich zdecydowała się w końcu donieść na niego. Do dziś nie wie, która. Gdyż w Sądzie Okręgowym w Krakowie, gdy oskarżał go prokurator, nie przesłuchiwano żadnych świadków.

Inne kobiety przysyłały też swoje zdjęcia, aby zobaczył, jaką mają twarz. I jak wyglądają, tak ogólnie. Niby szukały pracy, ale podtekst stawał się erotyczny, tak przynajmniej to wówczas rozumiał: – Z takimi nawiązywałem bliższy kontakt.

Ciągłe telefony i pytania, co z obiecaną pracą? Mówił, że ciężko jest, ale coś da się w końcu załatwić. Kręcił: – Tylko trzeba jeszcze zdjęcia dosłać. Głupie były i naiwne. Niektóre miały nawet maturę.

Te, które rzeczywiście chciały pracy, przestawały z nim rozmawiać. I nie dawały się w nic wmanewrować: – Pozostała chyba dwudziestka takich, którymi manipulowałem. Byłem z nimi w stałym kontakcie.  Mówiłem im przez telefon, żeby przysłały jeszcze dodatkowe, odpowiednie dla mnie, fotki i  filmy z sobą. Ale filmy miały być erotyczne.

Jak teraz mówi, żałuje tylko jednego: – Tego, że wciągnąłem w to małe dzieci.

Twierdzi, że nie wie, czemu tak zrobił. Nie potrafi dziś na to odpowiedzieć. Może dla pieniędzy? Namawiał kobiety, aby się obnażały przed kamerą i aby się nagrywały. Sam też nagrywał je przez telefon komórkowy. Nakłaniał je, aby nagrywały się z własnymi dziećmi, bądź też wnuczkami, też obnażonymi. Wymagał, aby dotykały się po intymnych częściach ciała, i aby matki dotykały dzieci a dzieci matki. Nakazywał im, aby wkładały w intymne części ciała różne przedmioty. Teraz wie, że to było obrzydliwe. Jednej wprost zaproponował zdjęcia próbne do filmu porno: – One mi takie ujęcia przysyłały same. Nie protestowały i zaliczki na takie filmy dostawałem od nich.

Wiedział, że gdy się takiego filmu nie doczekają, to będą go ścigać: – Nie sądziłem jednak, że pójdą z tym na policję. Myślałem, że wstyd im nie pozwoli.

Za kompromitujące ujęcia chciał pieniądze, ale wiedział, że te kobiety ich nie mają.  Mimo to spirala jego żądań nakręcała się. Było dziesięć ujęć, które potem zgarnęła policja.

One zaś przysyłały mu coraz bardziej śmiałe ujęcia i były z tego zadowolone. Wysyłały nawet zdjęcia,  na których próbują seksu ze swymi czworonogami. Stanisław G. oskarża te kobiety, a nie siebie. Bo pogardza kobietami.

– Mogły się przecież na to nie zgodzić stwierdza –  Tak, jak inne, które zerwały ze mną szybko znajomość.

Tamtym nic nie zrobił. Pomimo, że im też groził i je szantażował. Tylko dlatego odwoływał się od wyroku do Sądu Apelacyjnego w Krakowie, gdyż uważa, że nie tylko on ponosi winę w tej sprawie.

Także obrońca doradzał mu, aby się nie przyznawał do żadnej winy.

– One bały się, ale chciały. Same kręciły dla mnie filmiki, a później zgłosiły się na policję. A ja teraz siedzę przez nie.

Ale bez mocnych dowodów, przecież by nie siedział. Szantażował: – Tak tylko mówiłem, jak byłem zły, żeby tylko ode mnie nie odeszły  – twierdzi dziś – Nigdy bym nie umieścił kompromitujących nagrań w Internecie.

Tymczasem, takim szantażem skrzywdził przynajmniej trzy porządne kobiety. Wie o tym. Ale nie chce o nich rozmawiać. Winny jest i nie ma o czym gadać: – Ale inne zasłużyły na karę – stwierdza.

 Nie żałuje niczego

Jest bardzo wierzący. Tak przynajmniej twierdzi. Jak to wszystko godzi w sobie? Trudno mu na to pytanie odpowiedzieć. Nie było mu jednak trudno szantażować zagubionych w życiu kobiet. Bawiła go taka sytuacja. Cieszyło go, jak się denerwowały i wrzeszczały przez telefon. Jak go prosiły, i błagały potem, żeby nie ujawniać takich nagrań.

– Te kobiety wpadały w panikę – opowiada wyraźnie rozbawiony –  Wszystko zrobiłyby dla mnie. Ale to były z mojej strony żarty – taką ma linię obrony, nawet po wyroku.

Przez trzy lata tego procederu, wysyłał setki sms-ów do szantażowanych przez siebie kobiet. Otrzymał od nich wiele zdjęć i pornograficznych filmików. Działał do 150 kilometrów od miejsca zamieszkania. Tak sobie wymyślił, aby w razie czego móc się spotykać z szantażowanymi kobietami. Spotkań jednak ostatecznie unikał. Wolał telefoniczne szantaże. To go kręciło najbardziej.

Ma teraz sporo czasu na rozmyślania za murami. Jak mówi, niczego nie żałuje Gdyby raz jeszcze mógł, to zrobiłby tak samo, i nie wahałby się ani chwili. Tylko małych dzieci mu żal, co je skrzywdził.

Dobrze mu tu. Takie przynajmniej sprawia wrażenie. Czasami odwiedza go najstarsza córka. Być może jedyna kobieta, do której nie czuje nienawiści. Co będzie robił, gdy stąd wyjdzie? Uśmiecha się na to pytanie: – Tyle czasu jeszcze do tego momentu – odpowiada  spokojnie. Ale wydaje się, że dobrze wie, co będzie robił, że ma w głowie plan. Wyobraźnia nie próżnuje.

Pytam go, czy wie, że ma się leczyć farmakologicznie.

– Mam jeszcze czas – odpowiada niepewnie.

Na razie pójdzie dokończyć robotę przy szkatułce, jaką sobie tu majstruje. Oderwałem go od tej jego pracy.

Na pożegnanie wstaje z krzesła, podaje mi rękę. Jednak musi jeszcze poczekać w pokoju administracji, aż wychowawca odprowadzi mnie do bramy i wróci po niego.

– Zostaw otwarte drzwi – woła za kolegą kobieta zza biurka. Nie chce zostać w pokoju sam na sam  z mężczyzną, który nienawidzi kobiet.

Roman Roessler

Reportaż z 2014 roku

Zobacz również: