– Po tym wszystkim co zrobił mi ojciec, nie umiem być taka, jak wszyscy. Nie umiem walczyć o swoje sprawy, mieć swojego zdania, nie umiem kochać, bo miłość między kobietą a mężczyzną nierozerwalnie związana jest z seksem. A on mnie gwałcił i robił inne, straszne rzeczy – tak wspomina 30-letnia Dorota, ładna, długowłosa kobieta z widocznym, głębokim smutkiem w oczach.

– Ludzie pytają mnie, dlaczego jestem taka smutna, dlaczego nie umiem się śmiać. Bo jak się śmieję, to robię to na siłę, aby nie zrobić przykrości osobie, która ze mną rozmawia. Naprawdę to lubię być sama, wtedy wierzę, że mój sekret nigdy nie zostanie poznany. W ogóle słowo „lubię” też do mnie nie pasuje, bo mogę coś lubić, ale tak na pół, bo ja jestem taka właśnie na pół. Rozerwana między tym co było i teraźniejszością.

Sekret Doroty, to straszny koszmar z dzieciństwa i wczesnej młodości. Zgotował go jej własny ojciec, przez którego ucierpiała cała rodzina.

Mieszkali w zapadłej wsi, gdzie było osiem domów, część kryta jeszcze strzechą. Nie dojeżdżały tam autobusy, a do najbliższego przystanku było cztery kilometry, tak jak do sklepu i kościoła.

Wszyscy we wsi mieli swoje gospodarstwa, krowy, świnie, kury, kaczki. Pracowali w polu i uprawiali zboże, ziemniaki. Czas obowiązków płynął w zależności od pór roku.

Nie mieli nic,  on miał co chciał

Dorota miała starszego brata, który później został zagubionym alkoholikiem. – Ojciec go bardzo bił i poniżał. Rzucał w niego czym popadnie, w zależności od tego, czy miał, czy nie miał humoru. Ale on nigdy nie był zadowolony z niczego. Matkę traktował jak służącą, popychadło i worek treningowy. Nie dawał jej pieniędzy, chociaż ciężko pracowała w polu, czy dojąc ręcznie krowy. Do jedzenia mieliśmy mleko i wypiekany przez matkę chleb. Nie pamiętam, aby w domu było mięso, masło, warzywa. Bo on to wszystko kontrolował i sprzedawał, a potem pił i jeździł ciągnikiem, gdzie chciał. Dla innych ludzi potrafił być miły, a ich dzieciom kupował nawet słodycze – opowiada.

Ich dom to była rudera z zewnątrz i wewnątrz. Nie mieli kanalizacji, wodę nosili ze studni, potrzeby fizjologiczne załatwiali w nędznym wychodku o spróchniałych deskach. Na podłodze w kuchni i pokojach był beton, w kuchni stał stół, z którego wystawały drzazgi, do siedzenia mieli jedynie zrobione przez ojca prowizoryczne krzesła. Był także kredens, który mama Doroty odziedziczyła po zmarłej babce. W pokojach stały zapadłe tapczany, z których wystawały sprężyny. Szafy nie było, tylko półki na ubrania, których też nie mieli dużo, bo nigdy nie kupowali, tylko dostawali od ludzi ze wsi. Nawet buty musieli nosić po kimś. Ojciec za to miał dwa garnitury, koszule, krawaty, i jak szedł do kościoła, albo pod sklep, to ubierał się w te rzeczy.

Gwałcił matkę  na ich oczach

Pierwsze jej okropne wspomnienie to, gdy miała cztery lata. Utkwiło w niej bardzo wyraźnie, bo okropnie się przestraszyła. Ojciec najpierw pobił matkę, a później rzucił ją na kuchenną podłogę. Dorocie i jej bratu kazał przyjść do kuchni i stać na baczność. Potem zdarł z matki ubranie i zaczął ją gwałcić. Oni musieli na to patrzeć.

Nie wiem, jak opisać, co wtedy czułam, wiem, że bardzo się przestraszyłam. Mama była posiniaczona i zakrwawiona, do tego naga, a on leżał na niej, przeklinał i dziwnie się poruszał. Nie wiedziałam nic o seksie, ale czułam, że to co robi, jest bardzo złe.

Od tamtego czasu tak było coraz częściej. Ojcu Doroty sprawiało przyjemność, gdy dzieci patrzyły na to, co wyprawia z ich matką.

Lecz życie toczyło się dalej i mimo nienormalności, jaka była w jej domu, dziewczynka próbowała bawić się, biegać i cieszyć. Lecz tylko w szkole.

Niestety, gdy miała dziesięć lat, zaczął się jej osobisty horror.

Najpierw kazał mi podejść i zaczął sadzać na swoich kolanach, później mnie dotykał tam, gdzie nie powinien. Tak było około miesiąca, a potem przyszedł wieczór, gdy kazał mi pić z nim tanie wino. Bałam się i piłam, matka nie odezwała się słowem. On zabrał mnie na stryszek, kazał mi się położyć na jakimś obrzydliwym sienniku i zgwałcił mnie dwa razy. Pamiętam, że oprócz bólu nie do wytrzymania, chciałam umrzeć. Wtedy jakaś część mnie wyłączyła się, a ja nie pamiętam, jak stamtąd zeszłam, jak poszłam rano do szkoły, nie pamiętam, co robiłam następnego dnia.

To normalne, że z tobą sypia

Od tego czasu gwałcił ją regularnie, kazał jej kłaść się pod różnym kątem, wykrzykiwać okropne rzeczy i zmuszał ją do seksu oralnego, analnego.

Matka i brat wiedzieli, co on ze mną robi, ale brat bał się mu przeciwstawić, a matka nigdy nie chciała ze mną o tym rozmawiać, choć próbowałam. Gdy powiedziałam jej, co on robi, odparła, że to normalne, i że tak jest w innych domach. Dziś wiem, że była tak bardzo zastraszona, że poświęciła mnie, aby on tylko się nie wściekał.

Próbowała jeszcze szukać pomocy u księdza i opowiedziała mu, co się dzieje u nich w domu, ale on stwierdził tylko: przykazanie wyraźnie mówi, czcij ojca swego i matkę swoją, oraz nie kłam.

Wtedy zamknęła się w sobie i nikomu o tym już nie powiedziała.

Pozbawiona pomocy trwała w tym koszmarze dziesięć długich lat. Po podstawówce poszła do zawodówki krawieckiej. Nigdy nie miała przyjaciół, tylko same koleżanki. Żadnemu chłopakowi nie pozwoliła ze sobą nawet porozmawiać. Wtedy też trzykrotnie próbowała się otruć trutką na szczury, ale oprócz tego, że na drugi dzień wymiotowała, nie udało jej się odebrać sobie życia. W końcu zaszła z ojcem w ciążę i w czwartym miesiącu poroniła.

Zamknęła się w sobie i robiła to, co kazał ojciec. – Wszystko było takie, jakby miało być normalne. Matka zachowywała się normalnie, ojciec tak samo, a brat zaczął wąchać klej i pić.

Umarł i został z nią na zawsze

Najszczęśliwszym dniem dla Doroty był piątek, gdy do domu przyszedł sąsiad i powiedział, że ojciec chyba nie żyje. Poprzedniego wieczoru ubrał się w swój garnitur i poszedł gdzieś pić. Nad ranem leżał nieopodal ich domu z twarzą w strumyku.

Poszliśmy tam wszyscy i zobaczyłam go. Matka zaczęła płakać, przyjechała policja, karetka, prokurator, a ja byłam szczęśliwa. Nie wiedziałam jeszcze, że wraz z jego śmiercią to wszystko co mi zrobił, zostanie we mnie na zawsze.

Matka Doroty wyprawiła mu piękny pogrzeb, a ksiądz, do którego dziewczyna poszła po pomoc, prawił z ambony o tym, jakim dobrym, szlachetnym człowiekiem i ojcem był zmarły. Ona nie mogła tego słuchać i wyszła w połowie mszy z kościoła.

Pobiegłam przed siebie w odludne miejsce, usiadłam na ławce i zaczęłam płakać. Nie nad nim, ale nad sobą.

Nigdy nie poszła na jego grób, nigdy się za niego nie pomodliła. Ma nadzieję, że ojciec znalazł sie w piekle, choć to piekło nie może być takie, jakie ona przeżywa każdego dnia na ziemi.

Jestem żywa, ale nie żyję

Matka nigdy nie podjęła z nią rozmowy o tym, co się stało, za to po śmierci ojca znalazła sobie kochanka i zachowuje się do dziś tak, jakby tego wszystkiego nie było. Wtedy mieszkał z nią brat Doroty, bo ona sama wyprowadziła się, gdy znalazła pracę.

Brat pił i cierpiał chyba na depresję. Matka wyrzucała go non stop z domu. Pewnego dnia nie wytrzymał i powiesił się w stodole. Wtedy płakałam też nad nim, bo jemu też zmarnowali życie.

Dzisiaj jest pod opieką psychiatry i przyjmuje leki przeciwdepresyjne. Nie potrafi ułożyć sobie życia, nawiązać normalnych relacji z mężczyzną. Była na wielu terapiach, ale to nic nie dało. Rana jest zbyt wielka. Nie utrzymuje kontaktu z matką i mieszka w Hiszpanii, gdzie pojechała na zbiór truskawek. Po zakończeniu sezonu nie chciała już wracać do Polski.

 – Bardzo ciężko mi z tym żyć i tylko leki wyciszają w pewnym stopniu mój ból. Wiem, że moje życie skończyło się wtedy, gdy ojciec po raz pierwszy mnie zgwałcił. Rozerwał moją duszę na pół i zostawił krwawiącą ranę. To się nigdy nie zagoi, a ja zamieniłam się w posąg. Jestem żywa, ale tak naprawdę nie żyję – szepcze ze zwieszoną głową Dorota.

Aneta Dzich

Fot. David Dzich

Zobacz również: