Pomnik Polskiego Żołnierza i Niemieckiego Antyfaszysty w parku Friedrichshain (Berlin wschodni) odsłonięty za czasów NRD

Czy w Berlinie powstanie pomnik poświęcony Polakom zamordowanym podczas II wojny światowej? A może Niemcy powinni uczcić wszystkie ofiary wojny na Wschodzie? Czy zamiast pomnika nie powinno powstać muzeum?

Dyskusja o godnym upamiętnieniu w stolicy Niemiec polskich ofiar niemieckiej wojny i okupacji w latach 1939 – 1945 toczy się od wielu lat. Nowej dynamiki nadała tej dyskusji obywatelska propozycja budowy takiego pomnika przedstawiona publicznie 15 listopada 2018 roku z inicjatywy Floriana Mausbacha – emerytowanego szefa Federalnego Urzędu Budownictwa i Zagospodarowania Przestrzennego.

W odróżnieniu do wcześniejszych, raczej abstrakcyjnych pomysłów, Mausbach i inni zwolennicy tego projektu zaproponowali konkretną lokalizację monumentu w symbolicznym miejscu – na Placu Askańskim w centrum Berlina, nieopodal ruin zburzonej w czasie wojny stacji kolejowej.

Propozycja Floriana Mausbacha spotkała się z szerokim oddźwiękiem w niemieckim społeczeństwie. Apel do Bundestagu w sprawie wzniesienia pomnika ku czci Polaków podpisało wielu niemieckich polityków, naukowców, działaczy społecznych i dziennikarzy. Nie wszystkim jednak pomysł się spodobał. Nie brak głosów, że Niemcy powinni uczcić wspólnie wszystkie ofiary niemieckiej wojny na Wschodzie – nie tylko Polaków, lecz także Rosjan, Ukraińców czy Białorusinów.

W niemieckich mediach toczy się debata o zaletach i wadach odrębnego upamiętnienia Polaków. Do dyskusji włączyła się Topografia terroru – jedna z najbardziej znanych niemieckich placówek muzealnych poświęconych historii III Rzeszy.

We wtorek wieczorem w Topografii terroru doszło do trzeciej już dyskusji poświęconej problematyce upamiętnienia w Niemczech wschodnioeuropejskich ofiar niemieckich zbrodni.

Dyrektor Topografii terroru Andreas Nachama podkreślił, że jego placówka, znajdująca się w miejscu, gdzie w czasie wojny mieścił się nazistowski ośrodek terroru – Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy, od chwili powstania w 1987 roku poświęcał dużo miejsca zbrodniom popełnionym na Polakach, którzy byli pierwszymi ofiarami niemieckiej agresji.

Julia Obertreis ze Stowarzyszenia Historyków Europy Wschodniej zwróciła uwagę na silne zastrzeżenia wobec „zawężania pamięci do jednego narodu”. „Dylemat brzmi: pamięć o jednej grupie narodowej, czy pamięć przekraczająca granice krajów, pamięć nadgraniczna” – mówiła Obertreis, nie rozstrzygając, który projekt preferuje. Jak przyznała, zdania wśród niemieckich historyków zajmujących się Europą Wschodnią są podzielone. Zwróciła uwagę, że wojna rosyjsko-ukraińska w Donbasie utrudnia wspólne upamiętnienie ofiar II wojny światowej.

Aleida Assmann z uniwersytetu w Konstancji wskazała na konflikt między pamięcią narodową, a pamięcią opartą na dialogu. Ta pierwsza ogranicza się do pamięci o własnych zwycięstwach i wyparciu porażek w celu tworzenia mitów, które wzmacniają własną tożsamość – mówiła niemiecka historyk uznawana za czołową ekspertkę od polityki pamięci. „W Paryżu mam wiele stacji metra przypominających o zwycięstwach Napoleona, jak choćby Jenę czy Austerlitz, ale próżno by szukać stacji Waterloo. Stację o takiej nazwie znajdziemy natomiast w Londynie” – zauważyła. Pamięć dialogowa „uwzględnia cierpienie przeciwnika” i włącza je do tej pamięci – tłumaczyła Assmann.„Podczas gdy pamięć o zbrodniach na Żydach stała się integralnym elementem niemieckiej świadomości, to inne grupy ofiar pozostają nadal z tej świadomości wykluczone” – mówiła historyk, podając Polaków jako przykład.

Jej zdaniem każdy Niemiec wie o zniszczeniu Drezna przez alianckie lotnictwo, natomiast wiedza o zniszczeniu Warszawy w odwecie za Powstanie Warszawskie nie weszła do niemieckiej świadomości. Niemcy nie wiedzą, że oprócz 3 mln polskich Żydów zginęły też 3 mln Polaków niebędących Żydami, ani też, że zbrodnie wojenne nie rozpoczęły się w 1941 roku, od napadu na ZSRR, lecz już w 1939 roku.

Zdaniem Assmann „pomnik dla Polaków” może przyczynić się do wypełnienia luk w niemieckiej pamięci narodowej i sprawić, że pamięć ta stanie się bardziej „dialogowa”. Jak dodała, taki pomnik miałby sens tylko wtedy, gdyby był połączony z ośrodkiem informacyjnym o Polsce.

Historyk z Konstancji zwróciła uwagę, że Europa stała się ostatnio dla polskich władz „symbolem wroga”, co może utrudnić powstanie pomnika. „Historyczna prawda nie może być przywilejem nauki, lecz musi mieć miejsce w miejscach publicznych – muzeach i filmach” – zaznaczyła Assmann.

Joachim Boehler z Jeny podkreślił, że wszystkie polsko-niemieckie aspekty historii II wojny światowej są dobrze zbadane, problemem jest natomiast upowszechnienie tej wiedzy w społeczeństwie. „Nieżydowskie ofiary wojny nie są obecne w niemieckiej świadomości” – przyznał.  „Wiedza istnieje, ale nie dociera ona tam, gdzie byśmy chcieli”.

Niemiecki historyk zwrócił uwagę, że powszechnie znana jest francuska miejscowość Oradour  sur Glane, gdzie w 1944 roku niemieccy żołnierze wymordowali ponad 600 osób. „W Polsce istnieją setki takich miejscowości, lecz nikt o nich nie wie” – powiedział Boehler.

Historyk z Jeny opowiedział się za wzniesieniem pomnika dla Polaków, którzy są sąsiadami Niemiec. Pomnik dla wszystkich Słowian „nie byłby właściwie zrozumiany” – argumentował.

Zdaniem polityka SPD Markusa Meckela  pomnik nie jest lekarstwem na brak wiedzy, zaś budowa pomnika dla Polaków doprowadzi do lawiny podobnych postulatów ze strony innych narodów. „Potrzebne jest nowoczesne muzeum” – uważa socjaldemokrata zaangażowany w niemiecko – polski dialog.

Klub parlamentarny partii Lewica (Die Linke) opracował wniosek, w którym wzywa niemiecki rząd do utworzenia w Berlinie „centralnego miejsca pamięci” o wszystkich ofiarach nazistowskiej wojny w Europie Wschodniej.  Autorzy uważają, że dyskusja o upamiętnieniu poszczególnych grup ofiar nie może pomijać całościowego kontekstu, jakim była „mordercza ideologia” traktująca wszystkich Słowian jak „podludzi”. W tekście nie ma ani słowa o pakcie Ribbentrop-Mołotow.

Wniosek lewicy miał być poddany pod głosowanie w tym tygodniu, został jednak zdjęty w ostatniej chwili z porządku obrad.

dw.com

 

Zobacz również: