CHINKA SPALONA ŻYWCEM

 

Marek J. miłośnik joggingu, 15 kwietnia 2012 roku około  godziny 13:00, natrafił w Parolach koło Wólki Kosowskiej na bmw na niemieckich tablicach. Wnętrze samochodu było całkowicie spalone a bagażnik otwarty. Już miał odchodzić. Jednak zaintrygował go charakterystyczny zapach spalonych zwłok. Zapach ten był mu znany, gdyż wcześniej pracował jako kierowca pogotowia. Odruchowo zajrzał do bagażnika i ku swemu przerażeniu odkrył ludzką czaszkę oraz zwęglone szczątki ciała.

Tego samego dnia, kilkanaście godzin wcześniej – około 2:00 w nocy, młoda Chinka Yu H. zadzwoniła po swoją współlokatorkę Qiu Zheng (35 lat), aby ta odebrała ją z ekskluzywnego osiedla Agata Park w Wólce Kosowskiej, gdzie spędzała czas ze znajomymi. Qiu zobowiązała się przyjechać po nią i odwieźć do hotelu Ballada, w którym razem wynajmowały pokój. Yu H. nie chcąc tracić czasu wyszła przed bramę osiedla, gdyż zgodnie z informacją koleżanka już po nią jechała.

Qiu jeździła srebrnym bmw na niemieckich tablicach, autem swojego chłopaka. Około 2:10 Yu H. zauważyła dwa przejeżdżające koło bramy Agaty Park samochody, z czego jeden wyglądał jak samochód koleżanki. W samochodzie łudząco przypominającym bmw Qiu dostrzegła od strony pasażera przyklejoną do szyby twarz kobiety. Wyglądało to tak, jakby ta twarz była do szyby przez kogoś przyciskana. Próbowała dodzwonić się do swojej współlokatorki, ta jednak nie odbierała, a po około 20 minutach jej telefon przestał działać. Skontaktowała się z Fengiem C. – chłopakiem Qiu Zheng.  Wspólnie zaczęli gorączkowe przeczesywanie bliższej i dalszej okolicy, podejmując przy tym próby namierzenia telefonu zaginionej.

Zemsta na sutenerce?

15 kwietnia Yu H. zgłosiła fakt zaginięcia koleżanki na komendzie policji. W związku z uzasadnionym podejrzeniem, że znalezione zwłoki, pochodzące z bagażnika bmw, to zwłoki zaginionej Qiu Zheng, przeprowadzono badania DNA. Te potwierdziły przypuszczenia. Ponadto na zwłokach młodej Chinki odkryto drut zapleciony wokół jej szyi. Policja wszczęła śledztwo z podejrzeniem zabójstwa.

Jeden ze świadków zeznał, że Qiu lubiła chodzić do kasyna Olimpic w Jankach pod Warszawą i to mogło być przyczyną jej śmierci. Na forum internetowym przeznaczonym dla Chińczyków w Polsce, www.plchinese.com, jakiś mężczyzna napisał, że Qui była sutenerką i jej śmierć jest zemstą za zmuszanie innych dziewczyn sprowadzanych do Polski z Chin do prostytucji. Jej współlokatorka zarzekała się, że nic na temat prostytuowania się nie wiedziała, że owszem Qiu często jeździła samochodem po nocy, często podwoziła jakiś mężczyzn, ale nic nadto. Była na utrzymaniu swojego chłopaka, a wcześniej pracowała w centrum handlowym w Wólce Kosowskiej.

Nagranie monitoringu oraz zeznania ochroniarza hotelu Ballada, wskazały właściciela drugiego samochodu, który mógł mieć związek z zabójstwem Qiu Zheng. Ślady doprowadziły do autokomisu prowadzonego przez Jana J., który zeznał, że na początku kwietnia syn znajomego, niejaki Kamil D. pożyczył na próbę volkswagena passata, w zastaw oddając swój samochód. Po jakimś czasie jednak chłopak oddał passata uznając, że nie spełnia on jego oczekiwań, informując przy tym, że uprał w nim tapicerkę – co nieco zdziwiło, zarówno właściciela komisu (samochód przed upraniem nie był brudny, a po oddaniu – nie lśnił jakąś szczególną czystością), jak i jego dobrego znajomego Wojciecha D., ojca Kamila.

Wrzucili i podpalili

Przesłuchany w charakterze  podejrzanego, Kamil D. zeznał, że zaginioną Chinkę znał, parę miesięcy temu pracował u niej przy rozładunku kontenerów. Ta miała mu za wykonaną pracę nie zapłacić i wciąż była mu dłużna około 3 tysięcy złotych. W dodatku nasłała na niego jakichś Azjatów. Pamiętnego dnia postanowił odwiedzić chińską znajomą i upomnieć się o dług. Zadzwonił do swojego kolegi, „znajomego od dziecka”, Dominika K., który cały dzień raczył się alkoholem. Ten nie odmówił propozycji „obalenia” kolejnej flaszki z „Kamelem” – jak nazywali D. koledzy z podwórka. Mieli zresztą „zrobić parę samochodów”. „Kamel” przyjechał po niego wieczorem, „dobrze się wówczas wstawili” – zeznał później Dominik, pojechali razem pod hotel Ballada. Zauważyli, że Chinka wyjeżdża spod budynku, chcieli ją trochę postraszyć. Zastawili jej drogę, ta wkurzona zaczęła na nich trąbić. To jeszcze bardziej rozsierdziło mężczyzn. Pojechali za nią. W okolicach osiedla Agata Park zamienili się miejscami (Dominik usiadł za kierownicą), a Kamil podbiegł do srebrnego BMW. Wybił w nim szybę od strony kierowcy, zmusił Chinkę by przesiadła się na miejsce pasażera. Dwoma samochodami udali się w kierunku miejscowości Parole. Po drodze zatrzymali się, wyrzucili dzwoniący telefon Qiu, na miejscu „trochę dostała”, wywiązała się szamotanina. Dominik miał umieścić Chinkę w bagażniku jej samochodu. Po kilku kilometrach zatrzymali się ponownie, kazali dziewczynie wysiąść, bili ją pięściami.

– Ona jak wysiadła, to powiedziała, że zrobi mojej rodzinie – i w tym momencie przejechała palcem po szyi. Powiedziała „is dead family” – zeznał Kamil D. Dostała z otwartej ręki i – według wersji tylko jednego z chłopaków, Dominika K.  – po tym ciosie miała być nieprzytomna i nie ruszać się.

– Po jednym z uderzeń, kobieta ta uderzyła w drzewo albo w samochód i przestraszyliśmy się, że nie żyje. Wrzuciliśmy ją do bagażnika i pojechaliśmy ukryć samochód – zeznał Dominik K.

Kamil przeszukał samochód Chinki i  miał w nim znaleźć kilka tysięcy złotych, którymi na drugi dzień podzielił się z Dominikiem. Kamil wyścielił bmw papierami, a następnie – z Qiu Zheng w bagażniku samochodu – podpalił go.

– Przed podpaleniem nie sprawdzaliśmy, czy kobieta jeszcze żyje – informował policję Dominik K. – My byliśmy tak przestraszeni, że nie wiedzieliśmy co robić – dodał. Miał widzieć płomienie, kiedy oddalali się z miejsca, sącząc resztkę pół litra, które wciąż mieli przy sobie.

 Opryszki, ale nie zabójcy
Te dość szczegółowe wyjaśnienia, nieco różniące się miedzy sobą (jak choćby zeznanie Dominika w kwestii tego, że kobieta nie żyła, kiedy odjeżdżali) mocno chłopakom i obronie utrudniło życie. Mecenas Leszek Cichoń – obrońca Kamila D., wskazywał, że to owszem drobne złodziejaszki i lokalne opryszki, ale nie zabójcy.
Mój klient faktycznie złożył wyjaśnienia, w których przyznał się do udziału w sprawie czyli porwania pokrzywdzonej, choć później wyjaśnienia te zakwestionował. Od początku jednak konsekwentnie w toku całej sprawy wskazywał, że nie zrobili niczego takiego, co zagrażałoby życiu pokrzywdzonej i gdy odjeżdżali, to pokrzywdzona jak najbardziej żyła – informuje adwokat i dodaje  – Oskarżony D. podnosił, że denatka była mu winna pieniądze, z tym że takie zachowanie, jakie przypisywał mu prokurator i sąd, byłoby niewspółmierne do kwoty, którą winna mu była denatka (około 3000 zł). Jest to zatem argument na korzyść oskarżonego – nie mógł z takiego powodu dokonać zabójstwa.
Adwokaci Dominika K. w 2014 roku, po kilkunastu rozprawach (akt oskarżenia wniesiono w maju 2013) przyjęli linię obrony, powołując się na zeznania konkubiny Dominika, Eweliny R. Dziewczyna zeznała, że w dniu zabójstwa Chinki podała swojemu chłopakowi kilka tabletek leku psychotropowego o nazwie Tranxen. Miał on spowodować całkowite zaćmienie umysłu u podejrzanego. Biegłe, powołane w tym zakresie zeznały, że po pierwsze ów lek nie jest podawany w tabletkach a w kapsułkach (co podważyło zeznania Dominika i jego dziewczyny mówiących o tabletkach) oraz, że substancja ta nie powinna być przyjmowana z alkoholem, jednakże powoduje raczej wzmożoną senność, aniżeli agresję i nadpobudliwość.
Rodzina Dominika starała się też uczynić wszystko, by  odciąć się od Kamila. To on miał być inicjatorem całego szeregu nieszczęśliwych zdarzeń, które doprowadziły do niesłusznego oskarżenia Dominika. Do pomocy, jako kolejnego adwokata, zatrudniono mecenasa Piotra  Kruszyńskiego, wybitnego prawnika, który znany jest jako jeden z najdroższych adwokatów w Polsce. Jak to możliwe, że rodzinę zwykłego montera instalacji hydraulicznych stać było na tak ekskluzywną obronę? Rodzina Eweliny R., konkubiny Kamila, posiada dyskotekę w Przęsławicach koło Grójca oraz restaurację na warszawskim Mokotowie. W okolicy Wólki Kosowskiej uchodzi za lokalnych VIP-ów.
Opinia biegłego z zakresu pożarnictwa, st. kpt. Grzegorza K., dolała oliwy do ognia: – Fakt odnalezienia pod ciałem denatki w pogorzelisku pozostałości częściowo odparowanej benzyny silnikowej ze środkiem przeciwstukowym, oznacza, że substancja ta została wlana do bagażnika lub na odzież denatki przed dokonaniem podpalenia.
Sekcja zwłok dostarczyła nowych dowodów na zabójstwo Qiu Zheng. Chinka miała rozległe zmiany termiczne, złamane żebro oraz ranę kłutą w okolicach serca (uszkodzenie prawej komory serca oraz worka osierdziowego), która była prawdopodobną przyczyną zgonu. Przed śmiercią była bita, założono jej na szyję drut, w końcu dźgnięto nożem i podpalono. Noża, którym zadano rany, nigdy nie odnaleziono.
Długie karty karne
Kamil, lat 32, z zawodu mechanik samochodowy. Pił ciągami od 17. roku życia. Zażywał środki psychoaktywne, kilka razy w tygodniu brał kokainę i amfetaminę – narkotykami klienci płacili mu za naprawy samochodów. Wielokrotnie karany za jazdę pod wpływem alkoholu (odebrano mu prawo jazdy, którego nigdy nie odzyskał, więc jeździł bez), rozbój. Z opinii psychiatrycznej wynika, że ma niewielki zakres wiadomości szkolnych i ogólnych, dysponuje sprawnością umysłową w granicach normy. Charakteryzuje się brakiem określonych planów życiowych, obniżonym poczuciem odpowiedzialności. Mieszka od 10 lat z konkubiną, z którą ma dziecko. Konkubina uważa, że Kamil jest „osobą spokojną, odpowiedzialną i troskliwą” i w żadnym wypadku nie mógłby się dopuścić zabójstwa. Kamil twierdzi, że na pewno Chinki nie zabił. Przyznanie się zostało wymuszone na nim przez policję i prokuratora.
Dominik – 26 latek bez zawodu, ostatnio hydraulik. Pochodzi z rodziny alkoholowej, „matka piła ciągami, bywała zwalniana z pracy z powodu alkoholu” – jak przyznał w badaniu psychiatrycznym. Z nauką u niego zawsze było słabo, miał z nią problemy, „tylko WF i plastyka szły dobrze” – wyznał. Od 18. do 23. roku życia pił bez przerwy. Karany za kradzież z włamaniem oraz pobicie. W sumie w więzieniu przesiedział 3 lata. W trakcie odsiadki nawiązywał nielegalny kontakt z osobami postronnymi przez okno celi. Z konkubiną Eweliną jest od 3 lat. Ogólny poziom umysłowy kształtuje się w granicach inteligencji przeciętnej. Nie przyznaje się do winy. Jak twierdzi,  zeznania – głównie odnoszące się do tego, że Chinka nie żyła, jak odjeżdżali od palącego się samochodu – zostały na nim wymuszone.
9 kwietnia 2014 roku obaj oskarżeni usłyszeli wyrok po 25 lat za zabójstwo Qiu Zheng. Sąd w swej argumentacji dowodził, że nie znajduje argumentów dla zachowania oskarżonych, że dług w postaci 3 tysięcy złotych, jaki miała mieć Qiu wobec Kamila D., nie jest usprawiedliwieniem dla zachowania obu oskarżonych. Obaj mieli długie karty karne – mając więc na uwadze całokształt, kary po 25 lat są adekwatnymi co do społecznej szkodliwości.
Joanna Grabowska, przewodnicząca składu sędziowskiego przytaczała wypowiedzi Dominika K., który w toku procesu wielokrotnie zmieniał swoje zeznania – w pewnym momencie miał wyznać: „Teraz mi lżej, kiedy o wszystkim opowiedziałem”. Oskarżony na sali sądowej zareagował na ten cytat słowną agresją: No nie dziwne, skoro mnie zmuszono! – i rzucił w kierunku prokuratora szereg niecenzuralnych określeń, z których jedynie „cwel” nadaje się do publikacji. Obaj domagali się natychmiastowego wyprowadzenia z sali sądowej.
Prokurator Krzysztof  Sakowski, który żądał dożywocia, nie krył jednak zdumienia: – Domagałem się kary, która według mnie byłaby adekwatna, natomiast sąd oczywiście inaczej może patrzeć na tę kwestię. W wyroku sądu bardziej zastanawia mnie zmiana zarzucanego stopnia winy oskarżonym – z zamiaru bezpośredniego na zamiar ewentualny.
Zmiana ta otwiera z kolei drogę obrońcom: – Sąd w wyroku, a następnie w ustnym uzasadnieniu dokonał zmiany opisu czynu i kwalifikacji winy, przyjmując zamiar ewentualny a nie bezpośredni, co nam otwiera drogę do dalszego skarżenia wyroku, celem zmniejszenia orzeczonej kary – poinformował mecenas Cichoń.
Gabriela Jatkowska
Fot. Policja

 

 

 

Zobacz również: