Fot archiwum rodzinne

23-letnia Anna M. była radosną, pełną życia, ambitną dziewczyną. Mówiono o niej „anioł”. Takich, jak ona w dzisiejszych czasach jest niewiele. Jej śmierć zaskoczyła wszystkich. Poszła z chłopakiem na spotkanie do kuzynki. Weszła normalnie, wyniesiono ją martwą.

Któż mógł przypuszczać, że tak się stanie. Ot wieczór, jak każdy inny. Troje młodych ludzi umówiło się na spotkanie. Jedli upieczone przez siebie ciastka, pili herbatę miętową, odrobinę alkoholu (chociaż w przypadku zmarłej wcale nie jest pewne, czy piła? W jej krwi nie wykryto alkoholu). Nagle Anna osunęła się bezwładnie, zemdlała. Jej oddech najpierw stał się nieregularny, aż w końcu zanikł zupełnie. Zsiniała. Robili wszystko, żeby pomóc.

 Dyspozytor popełnił błąd

Zarówno chłopak dziewczyny, jak i jej kuzynka byli przerażeni tym, co się stało. Starali się jednak zachować zimną krew. Kuzynka zadzwoniła na pogotowie. Nie wiedząc czemu zataiła fakt, że jest spokrewniona z umierającą. Przedstawiła się jako jej koleżanka.

– Przyjedźcie szybko, ona sinieje, nie oddycha – miała mówić do słuchawki.

– Uciskamy, uciskamy klatkę piersiową, ważne aby pompować – instruował w odpowiedzi dyspozytor pogotowia. – Raz, dwa, trzy, cztery. Około 120 ucisków na minutę, w tym tempie. Raz, dwa, trzy, cztery.

Resuscytowana zaczęła wymiotować gęstą zawiesiną. Nie był to jednak jej odruch, a efekt ucisków. Dopiero po blisko dziesięciu minutach dyspozytor pogotowia zapytał, czy ratowana leży na podłodze? Gdy usłyszał, że na łóżku westchnął.

– Ja tego panu nie powiedziałem, uuuu… – tak jego słowa relacjonuje matka dziewczyny, która jest w posiadaniu nagrania z całego zdarzenia. Za chwilę na miejscu zjawiają się ratownicy.

Mimo prowadzonej reanimacji, jak się okazuje częściowo nieprawidłowo bo na miękkim podłożu, Anny nie udało się uratować. Wiele wskazuje na to, że zła resuscytacja mogła dodatkowo przyczynić się do śmierci poprzez wywołanie wymiotów, jak również poważne utrudnienie i tak płytkiego oddechu. Przyznała to sama prokuratura: „Czynnikiem dodatkowo obciążającym mogła być aspiracja treści pokarmowej do dróg oddechowych” – czytamy w piśmie przesłanym z prokuratury.

Zadziwiające, że śledczy zbagatelizowali wątek źle przeprowadzonej pierwszej pomocy, który jest dobrze udokumentowany, a który mógł mieć istotny wpływ na śmierć dziewczyny. Nie winimy tutaj osób, które bezpośrednio prowadziły masaż serca. One działały pod wpływem stresu. Wykazały ogromne zaangażowanie w akcję ratunkową. Karygodny błąd popełnił dyspozytor pogotowia, osoba wyszkolona. Wydawać by się mogło przygotowana do swej pracy.

Wątpliwości matki

Po śmierci dziewczyny Prokuratura Rejonowa w Legionowie wszczęła dochodzenie pod kątem nieumyślnego spowodowania śmierci. Prowadzone śledztwo nie potwierdziło jednak tego wątku. Z oficjalnych opinii biegłych dołączonych do akt sprawy wynika, że Anna M. zmarła na skutek ostrej niewydolności krążeniowo-oddechowej w przebiegu zapalenia mięśnia sercowego. W organizmie nie wykryto substancji, które mogły mieć wpływ na jej zgon, a na ciele obrażeń, które sugerowałyby, że od śmierci przyczyniły się osoby trzecie.

Dokumenty przeanalizował też wynajęty przez rodzinę zmarłej biegły patomorfolog. Nie wykluczył on możliwości zapalenia mięśnia sercowego. Zaznaczył, że ma zbyt mało danych, wytknął jednak nieprawidłowości w dokumentacji sekcji zwłok. Napisał, że z przedstawionych wyników wnioskuje, iż jeśli zmarła cierpiała na zapalenie mięśnia sercowego to musiało być ono przewlekłe, co z kolei skutkowałoby tym, że dziewczyna miałaby problem z aktywnością fizyczną. Prokurator nie uwzględnił jednak wniosku o przeprowadzenie ponownych badań histopatologicznych i z zakresu medycyny ratunkowej. Uznał, że w świetle ustalonych faktów śmierć dziewczyny została w sposób jednoznaczny ustalona.

Matka, niczym lwica walczy o prawdę na temat śmierci córki.

– Godzę się z tym, że umarła – wyjaśnia. – Nie mogę jednak przeżyć tego, że nie wiem dlaczego? Jestem przekonana, że problemy z sercem, jeśli w ogóle występowały to nie jedyny powód zgonu. Zarówno ówczesny chłopak Ani, jak również jej kuzynka zachowują się w całej sprawie bardzo dziwnie. Dlaczego nie zgodzili się na badanie wariografem? Dlaczego ich zeznania wyglądają tak, jakby były ze sobą ustalane? Dlaczego nie zbadano naczyń, kieliszków, szklanek, z których piła córka? Dlaczego nie zbadano treści żołądkowej ani wymiocin? Przeprowadzono co prawda badania toksykologiczne, ale nie uwzględniono w nich wszystkich możliwych substancji.

Matka dziewczyny nie ustaje w staraniach, aby przeprowadzone zostało nowe dochodzenie. / fot Zbigniew Heliński

Podejrzenie, że zmarła mogła przed śmiercią przyjąć jakiś środek kobieta uzasadnia tym, że jej córka miała po śmierci nienaturalnie powiększone źrenice.

– Czy ktoś chce rzetelnie wyjaśnić przyczynę jej śmierci? – mówi przez łzy. – Nikt! Wszystkim zależało i zależy, aby sprawa była zamieciona pod dywan. Skupili się tylko na jednym wątku bez względu na szereg wątpliwości. Umorzyli dochodzenie nie przesłuchując nawet wszystkich świadków, w tym załogi pogotowia, która dotarła na miejsce. Dlaczego zutylizowano materiał biologiczny pobrany podczas sekcji zwłok, zanim decyzja o umorzeniu stała się prawomocna?

Rodzina zmarłej zapowiada, że będzie do końca walczyła o poznanie prawdy.

Straciliśmy anioła

Dotarliśmy do osób, które widziały się z Anną M. zarówno dzień przed jej śmiercią, jak i tego samego dnia. Wszystkie zgodnie twierdziły, że 23-latka nie skarżyła się na żadne dolegliwości. Miesiąc przed tragicznymi wydarzeniami przechodziła kompleksowe badania lekarskie, które również nie wykazały nieprawidłowości. Czynnie uprawiała sport, biegała.

– W noc przed jej śmiercią spałyśmy razem w jednym łóżku bo nocowałam u niej po koncercie – opowiada jedna z koleżanek. – Rano zapytałam, jak się czuje? Powiedziała, że dobrze. Była uśmiechnięta i radosna.

O Annie M. próbowaliśmy porozmawiać również z jej kuzynką, u której odbywało się spotkanie, podczas którego dziewczyna zmarła. Poprosiliśmy, aby powiedziała o niej coś dobrego i o spotkanie. Początkowo zgodziła się, ale kilka godzin później przysłała wiadomość sms: „Zgodnie z naszą rozmową przemyślałam propozycję i kontaktowałam się z Dominikiem (chłopak zmarłej – przyp. red). Oboje stwierdziliśmy, że wspomnienie Ani jest dla nas nadal zbyt bolesne, żeby przechodzić przez to jeszcze raz”.

Nie odpowiedziała również na propozycję rozmowy, choćby przez telefon.

Chęć wsparcia i wyjaśnienia sprawy zadeklarował natomiast ksiądz Andrzej, który w sposób mocno niekonwencjonalny zareagował na wiadomość, że w sądzie rozpatrywane będzie zażalenie na umorzenie dochodzenia. Wysłał do Prezesa Sądu Rejonowego w Legionowie maila, w którym czytamy: „Szanowny Panie Prezesie jestem od 11 lat księdzem, katechetą, duszpasterzem. Piszę w sprawie Anny M. To była wspaniała dziewczyna. Znałem ją od 7 lat. Jej śmierć napełniła mnie bólem i smutkiem. Dotknęła boleśnie również wiele innych osób, które były z Anią związane choćby przez przynależność do Oazy czy wspólne wyjazdy i pielgrzymki organizowane przez duszpasterstwo młodzieżowe. Ania odkąd pamiętam, zawsze reprezentowała to co w człowieku najpiękniejsze: uczciwość, szczerość, wrażliwość, prawdomówność oraz miłość do Boga i każdego człowieka, szczególnie tego w potrzebie. Nie będzie żadną przesadą, jeśli powiem, że straciliśmy „anioła”, którym była w każdym wymiarze swego człowieczeństwa ta niesamowita dziewczyna. Wyrażam nadzieję, że wymiar sprawiedliwości oraz śledczy dołożą wszelkich starań, aby dogłębnie i zgodnie z prawdą wyjaśnić przyczyny tej tragedii. Cały czas dziękuję Bogu, że mogłem spotkać i poznać Anię na drodze mojego życia. Powierzam ją miłosierdziu Bożemu w swoich modlitwach, ale również proszę o to, aby jej nagła i tragiczna śmierć została rzetelnie i uczciwie wyjaśniona. Wszystkim, którzy dążą w tej sprawie do prawdy z serca błogosławię”.

W sprawę zaangażował się mecenas z Łodzi, mimo że dochodzenie zostało umorzone widzi on możliwość złożenia kolejnego zawiadomienia. Matka dziewczyny nie ustaje w staraniach, aby przeprowadzone zostało nowe dochodzenie.

Sprawa z pewnością będzie miała swój ciąg dalszy.

Zbigniew Heliński

 

Zobacz również: