

Pokrzywdzona w sprawie „Krystka” opowiada, że jako 16-latka uprawiała seks za pieniądze z biznesmenami
Jak twierdzi w rozmowie z „Reporterem” Klaudia, zdemaskowany przez nas ponad dwa lata temu „Krystek”, łowca nastolatek, zawoził ją na spotkania sponsorowane, żeby uprawiała seks za pieniądze z uchodzącym za trójmiejskiego barona dyskotekowego biznesmenem. Miała też od niego otrzymywać inne propozycje. Klaudia jest jedną z pokrzywdzonych w sprawie „Krystka”. Jej wstrząsającą historię publikujemy poniżej.
Poznałam się z Krystianem w 2009 lub w 2010 roku. Miałam wtedy 14, może już 15 lat. Odwiózł mnie z koleżankami nad jezioro. Próbował mnie zaczepiać, ale do niczego wtedy nie doszło. Kontakt nam się potem urwał i dopiero po pewnym okresie dowiedziałam się, że w tym czasie on siedział w więzieniu. Kiedy wyszedł na wolność, zaczął za mną jeździć. W końcu uległam i podałam mu numer telefonu.
Najpierw był dla mnie takim „dobrym kolegą”. Kiedyś nawet podwoził mi pod szkołę tabletki przeciwbólowe, gdy rozbolała mnie głowa. Z biegiem czasu stawał się coraz bardziej odważny wobec mnie. Zaczął mnie coraz mocniej namawiać na seks oralny za pieniądze. W końcu dałam się mu namówić. Byłam wtedy z koleżanką. Miałam 15 lat. Zrobiliśmy to za Wejherowem, przy drodze na Piaśnicę. Jeździł wtedy srebrnym audi.
Kokaina i seks oralny
Na początku 2011 roku Krystian wyprawiał mi 16. urodziny w dużej dyskotece w Sopocie, która należała do biznesmena Marcina. Dziewczyny huśtały się tam nad tańczącymi. Krystian już wtedy pracował dla niego, zwabiając mu dziewczyny. Poznali się właśnie dlatego, że Krystian zawsze miał bardzo dobre kontakty z dziewczynami. Nie mam wątpliwości, że współpracował też wtedy z tym klubem. Krystian czuł się tam bardzo swobodnie, miał ze wszystkimi świetny kontakt. Weszliśmy oczywiście za darmo, nikt nie zatrzymywał nas na bramkach, choć nie byłam pełnoletnia. Wystarczyło, że Krystian przywitał się z bramkarzami. Mieliśmy w środku miejsce dla VIP-ów. Wszystkie drinki były dla nas za darmo.


Marcin dosiadł się do nas do loży i zapytał mnie, czy mam naturalne piersi, bo on musi fundować swoim dziewczynom operacje powiększające biust. Myślę, że mówiąc o „swoich dziewczynach”, miał na myśli to, że każda z dziewczyn, która u niego pracowała, mogła być z nim w bliskich relacjach.
Jakiś czas po tych urodzinach Krystian zaproponował mi uprawianie seksu oralnego z Marcinem za pieniądze. No to pojechaliśmy do sali kinowej w Pucku, gdzie do tego doszło. Krystian poczęstował nas wtedy kokainą. Widziałam, że w tym lokalu było dosyć sporo alkoholu. Znajdował się w barku. W środku to na pewno nie wyglądało na siedzibę jakiejkolwiek firmy. Były tam czarne kanapy, duży telebim i głośniki na stojakach.
Szybki numerek i do widzenia
Łącznie uprawiałam z Marcinem seks za pieniądze dwa razy, mając wówczas 16 lat. To wszystko działo się szybko. On z nami za długo nie siedział, nie rozmawiał. Po prostu przyjechał na numerek i „do widzenia”. Mówił tylko, co jak ma być i później prawie wcale się nie odzywał.
Za drugim razem, już po wszystkim powiedział jednak, że jeżeli ja będę dobra dla niego, to on będzie dobry dla mnie i będzie sypał kasą. Ale zagroził, że nikt nie może się o tym dowiedzieć, bo ma znajomości i pieniądze. Moim zdaniem chciał nam w ten sposób zakomunikować, że jeżeli coś by nam się odmieniło w głowach, to z tego nie wyjdziemy.
Przestraszyłam się go wtedy. Powiedziałam Krystianowi, że nie chcę mieć z tym człowiekiem nic wspólnego. On próbował mnie jeszcze przekabacić. Mówił: – Ale z tego będzie dużo kasy, będziesz miała dobrze.
Jednak ja się nie dałam. Wiem, że miałabym uprawiać seks za pieniądze, już normalny. Nie tylko oralny, i nie tylko z nim. Miałabym być „utrzymanką”. Co więcej miałabym robić? Tego nie wiem, bo mnie to już później nie interesowało.
Wiem jednak, że niektóre moje koleżanki miały z nim większe kontakty. One się na takie rzeczy zgadzały.
Kiedy Krystian widział moją niechęć, pytał mnie jeszcze w imieniu Marcina, czy nie chciałabym bujać się na huśtawce, albo tańczyć w jednym z klubów Marcina w Sopocie. To też mnie jednak nie interesowało.
Nie widziałam na własne oczy, żeby Krystian dostawał korzyści od Marcina za to, że uprawiałam z nim seks. Jestem jednak w stu procentach pewna, że tak było. On jest typem człowieka, który nic nie robi za darmo. W obu przypadkach mówił do nas: „Marcin dał tyle i tyle”. My dostawałyśmy wtedy po 50 albo 70 zł. Krystian dawał nam te pieniądze, kiedy wchodziłyśmy do auta.
Marcin nie był jednak jedyny. Krystian zabrał na przykład kiedyś mnie i moją koleżankę do klubu niedaleko Kartuz. Tam też uprawiałyśmy seks oralny za pieniądze. To byli właściciele lub menadżerowie tego klubu, nie pamiętam dokładnie. To był jeden raz. Tak samo jak u Marcina – też były narkotyki i alkohol.
Wiem, że były dziewczyny, które Krystian potrafił opluć; albo wielokrotnie wyzywać, kiedy nie były mu posłuszne. Potrafił wykorzystywać strach. Mnie jednak nigdy nie uderzył, ani mi nie ubliżył. Nie zatrzymywał mnie, kiedy stwierdziłam, że nie chcę tego dłużej robić. Ja umiałam się postawić i się od nich oderwać, ale wiem, że nie każda to potrafiła. Wystarczy wziąć za przykład świętej pamięci Anaid (14-latka o tym imieniu rzuciła się pod pociąg po spotkaniu z Krystkiem w marcu 2015 r. – przyp. red.).
Chciałabym kiedyś spojrzeć w oczy Marcinowi i Krystianowi.
Dostawałam groźby
Kiedy wszystko na temat Krystiana zaczęło wychodzić na jaw w 2015 roku, zgodziłam się złożyć zeznania. Gdy to zrobiłam, nie mówiąc jeszcze wszystkiego, zaczęłam dostawać groźby. Usłyszałam, że nie pomogą mi nawet krewni, jeśli nie zmienię tych zeznań. Tak twierdził Krzysztof z krzywymi zębami, który chciał, żebym poszła do jednego z ich prawników (Krzysztof usłyszał później zarzuty za nakłanianie do zmiany zeznań, „Reporter” zna jego personalia i upubliczni je, jeśli sytuacja się powtórzy – przyp. red.). Ale teraz mogę powiedzieć, że nie boję się tych ludzi.
Kiedy utrzymywałam stosunki z Krystianem i Marcinem, miałam za mało lat, żeby zrozumieć, jak to wpłynie na moje życie. Nikt mnie wtedy do żadnej z tych rzeczy nie zmuszał, ale patrząc z dzisiejszej perspektywy, mam do nich ogromny żal. Byłam jeszcze dzieckiem, a oni dorosłymi. Wykorzystali mnie. Doskonale wiedzieli, co robią i jak to może się dla nas skończyć, a jednak się nami nie przejmowali. Chcieli tylko czerpać z nas jakieś korzyści. Teraz to jest dla mnie po prostu nie do wybaczenia. Oni muszą za to odpowiedzieć.
Często myślę o tym, co by się ze mną stało, gdybym w pewnym momencie nie powiedziała „dość”. Myślę, że mogliby mnie traktować jak swoją własność. Miałam wrażenie, że przedtem hamowali się z wieloma rzeczami. Gdyby coś mi zrobili, gdybym zniknęła, to rodzina by wiedziała, gdzie mnie szukać, bo siostra wiedziała, że spotykam się z Krystianem. Przypuszczam, że po ukończeniu 18. roku życia musiałabym dla nich pracować jako prostytutka.
Na początku było mi wstyd o tym wszystkim mówić. Ale po rozmowie z panią prokurator zrozumiałam, że oni muszą za to odpowiedzieć. W czerwcu tego roku zeznałam to wszystko w prokuraturze. Stwierdziłam, że nie ma sensu tego ukrywać.
Wiem, że Marcin twierdzi, że nas nie zna i nas nie kojarzy. Jestem jednak przekonana, że nas pamięta.
Żałuję, że ta sprawa toczy się tak długo, i że jeszcze nie wszyscy chcą współpracować z policją. Tę sprawę trzeba nagłaśniać, żeby nie uszło im to na sucho i to wszystko się już nigdy nie powtórzyło. Ja się na pewno nie poddam. Chciałabym kiedyś spojrzeć w twarz Marcinowi i Krystianowi, żeby wiedzieli, że przegrali. Bo na pewno przegrają.
Moją relację pomógł mi spisać dziennikarz Mikołaj Podolski. Poświadczam, że jest zgodna z prawdą.
Wielka afera pedofilska
Wersja Klaudii, to pierwsza upubliczniona w mediach relacja osoby uznanej przez śledczych za pokrzywdzoną przez Marcina, który przez bardzo długi czas uchodził za nietykalnego w tej sprawie. Może wyznanie dziewczyny nakłoni jeszcze inne osoby do zeznań?
Przypomnijmy, że ponad dwa lata temu, „Reporter” jako pierwsze medium opublikował informacje o tym, że uważany za łowcę nastolatek „Krystek” jest działającym od wielu lat na Pomorzu alfonsem, i bardzo dużo łączy go z biznesmenem o imieniu Marcin. O tym drugim zdobyliśmy już wówczas wiele interesujących informacji, po czym przekazaliśmy je śledczym.
Prawie nikt nam wtedy nie wierzył, ale waliliśmy głową w mur do skutku. Mieliśmy i wciąż mamy przez to wiele problemów, ale nie żałujemy, bowiem jako dziennikarze walczymy w tej sprawie o to, żeby nie było więcej takich historii, jak ta opowiedziana nam przez Klaudię. Według moich danych sprawa „Krystka” to największa afera pedofilska w historii Polski, a Marcin był jedną z jej kluczowych postaci.
Klaudia jest jedną z trzech nowych pokrzywdzonych w wątku Marcina, o których gdańscy śledczy poinformowali w komunikacie z lipca 2017 roku. Jak przekazała nam prokuratura, w czasie gdy powstawał niniejszy tekst, na „Krystku” ciążyły zarzuty za 42 przestępstwa na szkodę 27 osób (w zdecydowanej większości chodzi o wykorzystywanie nastolatek). Zaś Marcin miał zarzuty związane z wykorzystaniem aż pięciorga dzieci, z czego jeden dotyczy pedofilii (dziewczynka poniżej 15. roku życia), a inny czynu związanego z sutenerstwem. Śledztwo wciąż trwa.
Nie będę tu przesądzał o winie lub niewinności Marcina, bo od tego jest sąd. Zdecydowaliśmy się jednak opublikować wersję Klaudii w obronie interesu publicznego, ponieważ definitywnie przerywa ona pajęczynę jego publicznie wygłaszanych kłamstw, które były krzywdzące dla wielu osób, w czym pomagało mu m.in. kilku prawników, siostra i wspólnicy. Zanim bowiem Marcin usłyszał nieco ponad rok temu pierwsze zarzuty, rozgłaszał hasła typu: „łączenie mojej osoby z przestępstwami Krystiana jest bezzasadne”, czy „przecież nikt nie obciąża mnie zeznaniami”. Twierdził też, że z „Krystkiem” współpracował jakoby dopiero od 2013 roku, że rzekomo trwało to krótko, że „Krystek” ponoć miał dostęp do lokalu w Pucku bo „znalazł do niego klucze”, i nie pełnił żadnej ważnej roli w sieci jego dyskotek.
Co gorsza – przy pomocy siostry i biznesowych wspólników – zasłaniał się swoją siecią nocnych klubów, wielokrotnie sugerując, że rzekomo jest bezpodstawnie mieszany w sprawę „Krystka” tylko dlatego, że padł ofiarą „spisku”, który ma na celu przejęcie jego interesu. Według jego słów w tym „spisku” mieli brać udział urzędnicy, politycy, dziennikarze z różnych mediów i biznesmeni. Miał nawet czelność rozgłaszać te brednie na konferencji prasowej. Potem, jak jakiś gangster, wpuścił do sieci film z 50 tysiącami złotych na stole, jako nagrodą za ewentualne haki na dziennikarzy wgłębiających się w sprawę „Krystka”. Rozpuszczał też inne kłamstwa. Myślę, że czuł się urażony tym, że odkryłem o nim prawdę i podzieliłem się nią ze śledczymi. Marcin tych kłamstw nigdy publicznie nie odwołał, więc niech przeciwwagą dla nich będą słowa Klaudii.
Żadnego „spisku” przeciw niemu ani jego dyskotekom oczywiście nie było. Jak widać – wbrew temu co rozgłasza on i jego współpracownicy – są osoby, które obciążają Marcina zeznaniami. Są to bardzo nieciekawe zeznania i jest ich znacznie więcej.
Niewinny i pomówiony
Przed publikacją wersji Klaudii redaktor naczelny „Reportera” Janusz Szostak zapytał Marcina o jego relacje z tą młodą kobietą. Ten stwierdził, że jej nie zna. Dodaje jednak, że odgrywa ona w całej sprawie jakąś „rolę”, i że ma na to dowody, ale przedstawi je dopiero podczas swojego procesu karnego. Oskarża też prokuraturę o ignorowanie dowodów na jego niewinność, i utrzymuje, że obciążają go tylko te osoby, które zmieniały zeznania. Uważa, że był tylko jednym z wielu kolegów i pracodawców „Krystka”, a potem był dla niego „laurką”, która służyła „Krystkowi” do żerowania na jego opinii. Marcin próbował nawet przekonać Janusza Szostaka, że do dziś nie ma żadnej osoby, która ma do niego żal. Deklaruje też, że w sądzie pokaże dowody, które pogrążą „Krystka”.
– Cała ta sprawa zniszczyła mi życie. Krystian dokonywał złych czynów na przestrzeni kilkunastu lat, a mnie znał zaledwie dwa lata, z czego pracował (dla mnie – przyp. red.) rok – twierdzi Marcin, choć na podstawie naszych źródeł i licznych zgromadzonych zdjęć można okres ich współpracy określić na przedział co najmniej od połowy 2010 roku do grudnia 2014 r. A niektórzy nasi informatorzy twierdzą, że trwała ona znacznie dłużej.
– W ciągu tych kilkunastu lat miał dziesiątki kolegów i wielu pracodawców, i jakoś żaden nie zainteresował mediów – Marcin wydaje się do dziś nie rozumieć, dlaczego pisaliśmy o nim już od początku lipca 2015 roku.
Pozostaje mieć nadzieję, że kiedyś to zrozumie.
Mikołaj Podolski
(imię bohaterki artykułu zostało zmienione)