Jerzy R. podczas wizji lokalnej przeprowadzanej przez policję i prokuraturę fot. Policja

Miał opiekować się staruszkiem, ale najwyraźniej nie miał ochoty. Ciążyło mu jego towarzystwo. Zatem postanowił zapakować go do walizki i spławić w rzece. Gdy upychał ofiarę w walizce, starszy pan jeszcze żył.

W niedzielę wieczorem, 3 kwietnia 2016 roku, w mieszkaniu przy ul. Marzanki 13 w Gliwicach 54-letni Jerzy R. znęcał się nad 77-letnim Helmutem K. Bił go czym popadło, co znajdowało się w zasięgu jego rąk. Bił tak długo, aż staruszek stracił w końcu przytomność. Gdy skończył, spojrzał na zegarek. Była 22.00.

Walizkę wrzucił do rzeki

Oprawca chciał czym prędzej pozbyć się ciała Helmuta K. 77-latkowi nałożył na głowę worek foliowy, usta zakleił taśmą przylepną i mocno skrepował jego nogi i ręce. Nie dającego oznak życia wsadził, jak lalkę, do walizki turystycznej na kółkach, zasunął zamek błyskawiczny. Dodatkowo zabezpieczył walizkę paskiem, aby się zamek nie rozsunął i aby Helmut K. nie wypadł na zewnątrz. Poszło mu łatwo. Staruszek był bowiem wynędzniały. Miał 158 centymetrów wzrostu i ważył zaledwie 38 kilogramów! Jerzy R. przygniótł jeszcze ciało kolanami, aby lepiej leżało w środku.

Po czym postanowił wytransportować 77-latka z mieszkania. Zaplanował wrzucić walizkę z Helmutem K. do Kłodnicy – rzeczce płynącej przez Gliwice. Zabrał z sobą jeszcze śrubokręt. Gdy wyszedł z domu, zbliżała się godzina 23. O tej porze nie było zbyt wielu przechodniów na ulicach. Ciągnął za sobą walizkę przez miasto dobre półtora kilometra, przez nikogo nie zaczepiany. Pusto był też wokół Kłodnicy. Zatrzymał się przy ul. Kujawskiej nad rzeką, nieopodal małego mostku dla pieszych. Rozejrzał się. Potem kucnął i wielokrotnie przedziurawił walizkę zabranym ze sobą śrubokrętem, aby szybciej nabierała wody. I niezauważony przez nikogo, wrzucił walizkę wraz z ciałem do rzeki.

 Lump i społecznik

Walizka jednak nie zatonęła. Niesiona powolnym prądem rzeki, zatrzymała się kilka godzin później, i kilkaset metrów dalej. Walizka ze zwłokami zacumowała przy krzewach rosnących wzdłuż Kłodnicy. Obok Wybrzeża Armii Krajowej, naprzeciwko budynków Centrum Onkologii im. M. Curie-Skłodowskiej. Walizka rozmokła, rozluźnił się wokół niej pasek i rozsunął zamek błyskawiczny.

– Około godziny 12 w poniedziałek znalazł ją tam spacerowicz – wspomina uczestniczący w akcji policjant – Spacerowiczowi ukazały się wystające z torby związane ręce i zarośnięta twarz w folii. Natychmiast poinformował policję.

Nie było wiadomo najpierw, kogo i gdzie szukać w tej tajemniczej sprawie.

– Nie było jedynie wątpliwości, że staruszka najprawdopodobniej zamordowano – wspomina Joanna Smorczewska, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Gliwicach.

Jeszcze tego samego dnia, w którym odnaleziono zwłoki Helmuta K., policja umieściła jego wizerunek na policyjnym Facebooku, jako nieznanego nikomu topielca.

– Na policyjnym zdjęciu z Facebooka od razu rozpoznałem Helmuta opowiada Marcin Ziach, przewodniczący Rady Osiedla Ligota Zabrska w Gliwicach – W dwa dni po ukazaniu się tego zdjęcia na Facebooku powiadomiłem policję.

Helmut K. był znaną postacią na osiedlu Ligota Zabrska. I wcale nie z powodu lumpiarskiego trybu życia, które po trosze prowadził. Miał dwa przezwiska: „Ksena” i „Gonzo”.

– Lubiany był tutaj – wspomina go Ziach – Od 50 lat mieszkał na Zabrskiej Ligocie w jednej ze starych, poniemieckich kamienic przy ulicy Pocztowej. Wiele lat mieszkał z żoną i dwójką dzieci. Ale odeszli od niego i wyjechali do Niemiec. Helmut K. ciężko pracował. W hucie, a potem w piekarni. Dorobił się nawet emerytury. Co miesiąc pobierał dwa tysiące złotych.

W czasie gdy mieszkał na osiedlu, angażował się w różne prace: – Helmut K. pomagał innym. Nawet tynkował księdzu plebanię, garaże. Zajmował się rękodzielnictwem, malował. Był małego wzrostu i zawsze cherlawej budowy – mówią znajomi z osiedla.

Przyciągał różne typy

Gdy deweloper wykupił teren ze starą poniemiecką kamienicą, 77-latka przeniesiono do nowego lokalu. – W nowym bloku, na chronionym osiedlu, przy tej samej ulicy Pocztowej. Nie dbał jednak o nowe lokum.

Do Helmuta ciągnęły różne typy. Nie stronił od piwa. Raz skradziono mu dowód i nie mógł pobrać w banku renty. Ale opiekowała się nim rada osiedlowa i jakoś sobie radził: – Tak gdzieś do początku wiosny 2015 roku – dodaje Marcin Ziach – Umówiliśmy się z nim wtedy, aby porozmawiać o jego przyszłości.

Zastanawiali się, czy nie przenieść Helmuta K. do Domu Pomocy Społecznej: – Miałby tam lepiej, a przede wszystkim byłaby opieka. Zastaliśmy jednak drzwi zamknięte. Nie widzieliśmy, gdzie się podział.

Zgłosili zatem jego zaginięcie: – Poinformowaliśmy pomoc społeczną i policję. Bez rezultatu jednak, choć wszyscy go szukali. Bez wątpienia wymagał opieki. Raz przeszedł nawet udar.

W sprawę tajemniczego zniknięcia Helmuta K. wmieszana została wtedy trzecia osoba – Krzysztof P.

– Jesienią 2014 roku Krzysztof P. poznał bezdomnego wówczas Jerzego R. informuje prokurator Smorczewska – Krzysztof P. zaproponował mu pomoc finansową i zameldowanie przy ulicy Klonowej w Gliwicach.

W zamian Jerzy R. miał pomagać Krzysztofowi P. przy różnego rodzaju oszustwach, którymi ten się zajmował.

Kiedy i w jakiej sytuacji Krzysztof P. poznał Helmuta K., trudno dziś ustalić. Krzysztof P. zorientował się, że staruszek otrzymuje regularną rentę. Chcąc zminimalizować swoje straty, wynikające z utrzymania „pracującego” dla niego Jerzego R., zaproponował, aby ten zaopiekował się Helmutem K. Schorowany 77-latek zgodził się na takie rozwiązanie. W zamian za opiekę nad staruszkiem, Jerzy R. miał zamieszkać w jego mieszkaniu przy ul. Pocztowej. Nie mieszkali tam jednak zbyt długo.

– Wprowadzili się do lokalu przy ul. Marzanki w Gliwicach w kwietniu 2015 roku – dodaje prokurator – W znalezieniu tego mieszkania pomagał Krzysztof P. Do wynajmu doszło za pośrednictwem agencji mieszkaniowej AS Nieruchomości s.c. w Gliwicach. Mieszkanie należało do Lucyny S. i jej męża, którzy przebywali w tym czasie na stałe za granicą. Czynsz za wynajem był opłacany regularnie.

Szemrany opiekun

Jerzy R. był bezrobotnym górnikiem. Gdy trafił na Krzysztofa P., utrzymywał się z prac dorywczych i zbieractwa, jak to sam określił potem w zeznaniach. Nie był nigdy karany.

Prokuratura ustaliła również, że konto, na które wpłacano emeryturę Helmutowi K., znajdowało się M Banku. – Natomiast od lutego 2015 roku do czerwca 2015 roku emerytura Helmuta K. niemal w całości była przelewana na rachunek bankowy Jerzego R. w Alior Banku – stwierdza rzecznik prasowy prokuratury. Pieniądze wypłacał Jerzy R. Potem przeniesiono emeryturę Helmuta K. do Credit Agricole. Przelewano ją z konta 77-latka na konto Jerzego R. Wtedy Jerzy R. miał również konto w Credit Agricole.

– Z rachunku Jerzy R. wypłacał pieniądze przy użyciu bankomatów – uzupełnia prokurator. Opłacał nimi rachunki za prąd, gaz i czynsz. Kartą płacił również za zakupy.

Jerzy R. podczas wizji lokalnej przeprowadzanej przez policję i prokuraturę fot. Policja
Jerzy R. podczas wizji lokalnej przeprowadzanej przez policję i prokuraturę fot. Policja

Przy ulicy Marzanki nie znali Jerzego R. Krótko tam mieszkał. Nie rzucał się w oczy. Wchodził i wychodził z bloku, tak jak wszyscy inni mieszkańcy. Nie przeszkadzał nikomu. Nie widywano tu również Helmuta K. Nie było też nigdy u nich żadnej interwencji policji.

Podczas wizji lokalnej przeprowadzanej przez policję i prokuraturę, na ulicę Marzanki wylegli wszyscy mieszkańcy. Chcieli przyjrzeć się bliżej Jerzemu R. Trzy razy przesłuchiwano go w prokuraturze: – Nie przyznawał się do winy, że zabił mówi prokurator Joanna Smorczewska – A jedynie, że zbezcześcił ciało, wkładając je do turystycznej walizki.

Ustalono, że Jerzy R. znęcał się nad Helmutem K.

– Ze względu na swój wiek i stan zdrowia Helmut K. był osobą nieporadną fizycznie – przypomina prokurator – Przyjęliśmy więc w tej sytuacji, że skoro mężczyźni zamieszkali razem, nad Jerzym R. ciążył prawny obowiązek szczególnej opieki nad 77-latkiem. Jednak on nie dbał o Helmuta K. Nie przygotowywał mu posiłków, nie karmił. Wychudzony Helmut K. miał zmiany chorobowe wielu narządów. Kompletnie wyniszczony organizm z zanikiem narządów wewnętrznych i mięśni szkieletowych. Jerzy R. nie informował nikogo o sytuacji zdrowotnej Helmuta K. Zabierał mu natomiast emeryturę.

Podczas zeznań Jerzy R. kręcił: – Z opinii psychiatryczno-psychologicznej oraz typologiczno-psychologicznej wynikało, że wersja wydarzeń przedstawionych przez Jerzego R. pozwoliłaby mu na uniknięcie odpowiedzialności karnej – podkreśla Joanna Smorczewska – W chwili popełniania zbrodni Jerzy R. był poczytalny. W opinii patologa, Helmut K. żył jeszcze, gdy Jerzy R. pakował go do walizki. I na pewno nie umarł na skutek utonięcia. Sekcja zwłok wykazała, iż Helmut K. nie miał w płucach wody.

Przyczyną zgonu było gwałtowne uduszenie, kiedy Jerzy R. założył Helmutowi K. worek foliowy na głowę. I na wysokości ust owinął ten worek taśmą klejącą.

– Uniemożliwiając w ten sposób staruszkowi oddychanie uzupełnia prokurator – Prawdopodobnie Helmut K. bronił się. Miał posiniaczone ręce i przedramiona. Pakując go do walizki, Jerzy R. zgniótł mu osiem żeber. Helmut K. żył jeszcze, kiedy Jerzy R. łamał mu żebra.

Gdy do sądu wpłynął akt oskarżenia, to pogorszył się od razu stan zdrowia Jerzego R.

– Według oceny biegłych, umieszczony zostanie w zakładzie psychiatrycznym celem obserwacji. I dopiero po uzyskaniu opinii biegłych, sąd zdecyduje o procesie i jego terminie – mówi prokurator.

Nadal natomiast weryfikowane są przez prokuraturę powiązania Jerzego R. z Krzysztofem P.

Roman Roessler 

Zobacz również: