Lider zespołu U2 lubi mieszać się do polityki, mimo iż jak większość celebrytów ma na ten temat nikłą wiedzę. Zdarzało mu się  już wiele razy atakować polski rząd. Ale to nic wobec armat, jakie wytoczył przeciwko prezydentowi USA. Bono swego czasy zapowiedział ze jego grupa nie nagra płyty z nowym materiałem, dopóki Donald Trump nie ustąpi ze stanowiska! Teraz sam przyznaje, że szybciej ludzie zapomną o U2 niż Trump zniknie z Białego Domu.

Jednym  słowem strajk U2, jaki  Bono ogłosił, przeciwko Trumpowi, nie powiódł się, bo tylko idiota mógł wierzyć, że może się udać. Wątpliwe jest, aby prezydent USA w ogóle słyszał o tej inicjatywie. Bono został zmuszony przyznać, że strajk U2 przeciwko prezydentowi Trumpa zawiódł, a większość ludzi na świecie „zapominała o nas nie rozumiejąc prostego faktu, że odmawialiśmy wykonania i wydania nowego materiału, dopóki Trump nie będzie usunięte ze stanowiska”.

Nieco zapomniani muzycy  U2, którzy nie mieli od ponad dziesięciu lat nowych hitów, zaczęli obwiniać prezydenta Trumpa za to, że nie mogą wydać od roku 2014 nowej płyty. Zaś darmowy album „Songs Of Innocence” wydany we współpracy z Apple, został pobrany tylko przez 0,3 procenta użytkowników iTunes. Zatem problemy do stresów są i najlepiej zrzucić je na prawicowych polityków.

Teraz Bono próbuje obwiniać prezydenta Stanów Zjednoczonych za rzekome straty swojego zespołu, twierdząc: „jest kilka powodów, dla których opóźniamy wydanie nowej płyty. Jeden osobisty, drugi polityczny”.

U2 w kampanii wyborczej w 2016 roku, występowało przeciwko Trumpowi, popierając Hillary Clinton.

Przypomnijmy, że podczas lipcowego koncertu w Amsterdamie Bono postanowił zatroszczyć się o demokracje w Polsce: –  Mam przesłanie miłości i wolności dla Polski, dla naszych braci i sióstr w Polsce, którym zabiera się ich wolność – powiedział wtedy ze sceny, lider zespołu U2.

To nie pierwszy raz, gdy Bono recenzował  politykę polskiego rządu. W kwietniu ubiegłego roku przemawiając na forum amerykańskiego Kongresu muzyk stwierdził, że Polska i Węgry reprezentują „hipernacjonalizm”. Bono mówił wówczas na temat napływu uchodźców do Europy i postawie niektórych państw wobec kryzysu migracyjnego: – Nacjonalizm i mowa nienawiści są zagrożeniem. Widzieliśmy w latach 40. XX wieku, jakie ma to skutki. Musimy stawić czoło zagrożeniu, za jakie uważam nacjonalizm – powiedział Bono. W tym kontekście artysta wymienił Polskę i Węgry. Ocenił to jako odwracanie się w stronę skrajnie prawicowych poglądów i określił jako „hipernacjonalizm”.

Podobnych, równie głupich wypowiedzi na temat polityki miał Bono wiele.  W trakcie trwającej w amerykańskim parlamencie dyskusji nad problemami terroryzmu i Bliskiego Wschodu, irlandzki muzyk przedstawił swój pomysł na walkę z ISIS, muzułmańską organizacją Boko Haram i innymi ekstremistami. Jego zdaniem jako broni powinno się użyć… komików: – Sugeruję więc, aby senat wysłał do walki Amy Schumer, Chrisa Rocka i Sachę Barona Cohena. – powiedział.

Może lepiej niech sam się tam  wybierze i zamilknie na dłużej. W końcu zrobiły coś pożytecznego.

ed

Zobacz również: