W Trójmieście: były spotkania adwokatów, prokuratorów, sędziów i funkcjonariuszy przy grillu. Na tych spotkaniach omawiano różne biznesy – zarówno legalne, jak i nielegalne. Na przykład kogo wypuścić, a kogo dojechać – mówi w wywiadzie dla „Reportera”( całość opublikujemy 5 lipca w naszym magazynie)  Jarosław „Majami” Pieczonka, który przez 13 lat pracował w trójmiejskiej policji, a potem powiadomił służby o możliwych nadużyciach wśród mundurowych.
Mikołaj Podolski: Dlaczego zdecydował się pan ujawnić aż tyle tajemnic w książce Patryka Vegi o służbach specjalnych?
Jarosław Pieczonka: – Przede wszystkim nie ujawniałem tam tajemnic śledztw, ponieważ w treści zostały pozmieniane nazwiska i różne inne dane. A zdecydowałem się na to, bo na początku 2013 r. złożyłem w warszawskim ABW zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez szefów trójmiejskich służb – CBA, CBŚ i ABW – a także innych funkcjonariuszy, w tym również byłych. Prokurator Generalny nakazał wówczas wszcząć śledztwo.
Czego konkretnie dotyczyło to zawiadomienie?
Kilku wątków. Mogę powiedzieć, że m.in. przekroczenia uprawnień, zdradzania tajemnic, lichwy i korupcji.
Służba wojskowa pod koniec lat 80. wydała panu rozkaz wstąpienia do policji w celu zdobywania informacji?
Dokładnie tak było. Moim zadaniem jako „agenta śpiocha” było przede wszystkim asymilowanie się w środowisku policyjnym oraz ustalanie miejsc spotkań sędziów, prokuratorów i policjantów, a także współpracujących z nimi różnych biznesmenów i ludzi z tak zwanego środowiska. Podczas spotkań omawiali różne interesy lub tworzenie układów. Na końcowym etapie miałem natomiast przyjąć na siebie atak służb w celu rozpracowania całego mechanizmu. I to wszystko się udało, cel został osiągnięty. Dzięki atakowi służb na moją osobę ujawnili się ze swoimi różnymi układami, chcąc walczyć ze mną.
Ile według pańskich danych jest prawdy w plotkach, że policja kontrolowała lub nadal kontroluje rynek prostytucji w Trójmieście?
Nie rozmawiajmy o plotkach, a o faktach. Faktem jest, że w Gdańsku istnieje agencja towarzyska, którą prowadzi mężczyzna zza wschodniej granicy. Było na nią bardzo dużo skarg na wyciąganie pieniędzy z kart. Te sprawy potem umarzano. Z informacji wynikało, że agencja ta prawdopodobnie jest chroniona przez funkcjonariuszy CBŚ. Inne informacje dotyczyły natomiast tzw. domówek – że są one ochraniane przez policję. Szczególnie głośno było o pewnym Zbyszku, który miał być „słupem” w takich interesach. Policjanci mieli znaleźć u niego nielegalny pistolet, narkotyki, a on i tak wychodził potem na wolność i prowadził domówki dalej.
A czy były mundurowy, a obecnie szef firm ochroniarskiej, która miała pod sobą m.in. pewne kluby z Sopotu, też według pańskich informacji mógł w tym siedzieć?
A cóż w tym dziwnego? Facet pracował w policji przez kilkanaście lat, więc siłą rzeczy znał policjantów – obecnych i byłych z różnych jednostek. Mogę potwierdzić fakt, że on ma bardzo dobrego kolegę, byłego oficera CBŚ, który jest mikrej postury i słynie z elegancji.
WIĘCEJ W NOWYM WYDANIU REPORTERA  5  LIPCA

Zobacz również: