Prokuratura oskarżyła trzech mężczyzn związanych ze środowiskiem anarchistycznym i alterglobalistycznym, którzy usiłowali podpalić policyjne radiowozy.

Akt oskarżenia w tej sprawie został wniesiony 28 lutego 2017 r. do Sądu Okręgowego w Warszawie przez Mazowiecki Wydział Zamiejscowy Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Warszawie.

Oskarżeni: Michał. B., Oskar K. i Tadeusz K., w nocy z 22 na 23 maja 2016 r. w Warszawie usiłowali zniszczyć poprzez podpalenie dwa policyjne radiowozy, zaparkowane przed Komisariatem Policji Warszawa Włochy (z art. 13 par. 1 k.k. i art. 288 par. 1 k.k.).

Mężczyźni ci, związani z warszawskimi środowiskiem anarchistycznym i alterglobalistycznym umieścili pod tymi samochodami skonstruowane przez siebie urządzenia zapalające i jedynie wskutek natychmiastowej interwencji policjantów nie zdążyli ich podpalić.

Na widok interweniujących policjantów, dwaj z nich podjęli próbę ucieczki,  natomiast trzeci z nich – zaskoczony rozwojem wypadków – pozostał na miejscu. Po krótkim pościgu uciekający sprawcy także zostali zatrzymani.

Z opinii biegłego z zakresu pożarnictwa wynika, że samodziałowe urządzenia którymi posłużyli się oskarżeni doprowadziłyby do zapalenia się paliwa w zbiornikach paliwowych radiowozów oraz innych palnych elementów tych pojazdów, a w konsekwencji do ich zniszczenia.

Oskarżeni przyznali się do popełnienia zarzucanego im czynu i wyjaśnili, że czyn ten miał być aktem protestu przeciwko „systemowi”.

Sprawcom grozi kara karą pozbawienia wolności do lat 5.

Poniżej  reportaz Przemysława Grafa  na ten temat z 2016 roku

TERRORYŚCI ANARCHIŚCI

Bomby wybuchały dotąd w Londynie, Madrycie, czy też Paryżu. Za zamachami przeważnie stali islamscy ekstremiści. Politycy, policjanci i dziennikarze od dawna zastanawiali się, czy Polska jest bezpieczna, ale chyba nikt nie przypuszczał, że zagrożenie zamachami terrorystycznymi w naszym kraju może przyjść z zupełnie innej strony.

We Wrocławiu wybuchła bomba, która miała zostać zdetonowana w autobusie miejskim. Sprawca został złapany, lecz odmówił składania zeznań i nie wiadomo, jakie kierowały nim pobudki. Kilka dni później warszawscy policjanci na gorącym uczynku złapali trzech młodych ludzi podkładających bomby zapalające pod radiowozy zaparkowane przed komendą w warszawskich Włochach.

Lewaccy terroryści

W tym przypadku nie ma wątpliwości, że to akt terroru politycznego związany ze środowiskami lewackiej grupy związanej z ruchem anarchistycznym. Tym samym chyba po raz pierwszy w Polsce od obalenia komunizmu mamy do czynienia z zamachem bombowym zorganizowanym przez skrajne ugrupowanie polityczne. Z tego typu problemem od lat borykają się bogate kraje Europy Zachodniej. Wszystko zaczęło się na początku lat 70. w RFN, od zamachów organizowanych przez grupę zwaną Baader-Meinhof od nazwisk jej przywódców.

Lewicowa dziennikarka Ulrike Meinhof stała się legendą tego zbrodniczego ruchu i przez długie lata zatruwała umysły młodych ludzi, nie potrafiących  pogodzić się z zastanym porządkiem politycznym.

 25 maja 2016 roku w Warszawie, na ulicy 17 Stycznia, w ręce policji wpadło trzech młodych bandytów: Michał B., Tadeusz K. oraz Oskar K., którzy zamierzali podłożyć pod radiowozy ładunki wybuchowe własnej roboty. Najmłodszy z nich miał tylko 17 lat.

Policjantom udało się udaremnić zamach i złapać terrorystów, zanim zdołali oni ładunki podłożyć. Były to bardzo prymitywne bomby domowej roboty – wykonane z użyciem butelek z cieczą łatwopalną z niewielką ilością ładunku wybuchowego w środku, a eksplozję miało wywołać podpalenie przy pomocy lontu.

Policyjni pirotechnicy jeden z takich ładunków zdetonowali na poligonie, aby sprawdzić jego działanie. Wtedy okazało się, że choć bomby były wykonane prostą metodą, to były bardzo skuteczne. Gdyby doszło do eksplozji, to radiowozy zostałyby doszczętnie zniszczone. Eksplozja stwarzała również duże zagrożenie dla osób, które przez przypadek znalazłyby się w pobliżu samochodów.

Aspirant sztabowy Mariusz Mrozek przyznał, że policjanci w wyniku działań wywiadowczych mieli wiedzę o planowanym zamachu, dlatego komisariat policji przy ulicy 17 Stycznia znajdował się pod czujną obserwacją wielu policjantów.

W nocy dziwne zachowanie młodych ludzi nie mogło zostać niezauważone. Jedna osoba stanęła na czatach i obserwowała wejście do komendy, gdy w tym czasie dwóch mężczyzn umieszczało ładunki pod samochodami. Wtedy do akcji wkroczyli policjanci i złapali bandytów.

Jeden z zatrzymanych był już notowany w policyjnych kartotekach. Miał sprawę za zakłócanie miru domowego, natomiast dwóch pozostałych sprawców miało czystą kartotekę.

– Wszyscy trzej zatrzymani mężczyźni usłyszeli zarzut posiadania urządzeń wybuchowych i usiłowanie umieszczenia ich pod radiowozami, co miało sprowadzić bezpośrednie niebezpieczeństwo  eksplozji – powiedział Michał Dziekański, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

Sąd przychylił się do wniosku prokuratury i podejrzani trafili na trzy miesiące do aresztu tymczasowego. Motywy działania zamachowców nie są znane, ponieważ nie przyznali się do winy i odmówili składania zeznań. Jednak w tym przypadku raczej nie ma to znaczenia, gdyż policjantom dobrze znane są powiązania bandytów ze środowiskiem anarchistycznym.

Winią policjantów

Znamienna jest również postawa samych działaczy anarchistycznych. Na zwołanej szybko konferencji przyznali się, że zatrzymane osoby mają związek z ich ruchem. Co prawda odcięli się oni od działań terrorystycznych trzech towarzyszy, a nawet je potępili. Jednak więcej czasu poświęcili na krytykowanie działań policji niż swoich kompanów.

Ruchy anarchistyczne w Polsce w ostatnich latach były bardzo silne, ale na szczęście dotąd szły zupełnie inną drogą. Ich główną formą nacisku stały się protesty oraz akcje propagandowe. To pierwszy tego typu akt terroru, dlatego musi dziwić fakt tak słabego potępienia akcji przez samych anarchistów.

– Zawsze podkreślaliśmy, że przemoc jest zła i nie prowadzi do rozwiązania problemu. Powoduje, że konflikt się zaognia – tłumaczy Marek Piekarski z poznańskiej Federacji Anarchistycznej, który próbuje studzić emocje, tłumacząc, że anarchistom bardziej leży na sercu dzisiaj obrona wyzyskiwanych pracowników, czy też dręczonych lokatorów niż walka z policją.

Co więc się stało, że trzech młodych ludzi zdecydowało się zorganizować zamach bombowy.

Anarchiści twierdzą, że jest to odpowiedź na brutalne akcje policji w ostatnich tygodniach, w wyniku których we Wrocławiu zginął 25-letni Igor Stachowiak.

Jednak raczej nie jest to prawdą, gdyż wrocławianin łączony był ze środowiskiem kibiców, które jest naturalnym wrogiem anarchistów.

– Od dawna schodzimy im  z drogi, unikamy konfliktu, ale są ludzie, którym to się to nie podoba – mówi anonimowo Wojtek, jeden z anarchistów z Poznania – Jest nas wielu, potrafimy się zorganizować i bić nie gorzej niż kibole. Do pacyfizmu nam daleko. Wet za wet.

Osoby związane ruchem anarchistycznym twierdzą, że  zamach bombowy był dobrze przygotowaną prowokacją ze strony służb specjalnych.

– Wiemy, że do podłożenia bomby przygotowało się czterech zamachowców. Jednak w nocy na akcję jeden z nich nie przyszedł. Policji bardzo zależało na sukcesie, po wydarzeniach we Wrocławiu chcieli oni odwrócić uwagę od tego, co tam zaszło. Dodatkowo, udaremniony zamach to świetne wytłumaczenie dla wprowadzanej ustawy, pozwalającej służbom na totalne inwigilowanie zwykłego  obywatela – przedstawia swoją spiskową teorię Krzysztof, który zapowiada, że z wielkim zainteresowaniem będzie oczekiwał na proces zamachowców, by dowiedzieć się całej prawdy.

Fakt, że policjanci wiedzieli dużo o planowanym zamachu, świadczy bardzo dobrze o ich pracy. Służby specjalnie zadziałały sprawnie i dzięki inwigilacji środowisk wywrotowych udało im się w porę zażegnać niebezpieczeństwo.

Niestety zamach w Warszawie i bomba we wrocławskim autobusie, pokazują, że spór polityczny przeniósł się na ulice.

Na wysokości zadania nie stanęły chyba również media, które zignorowały ten zamach. Gazeta Wyborcza, która zawsze bardzo szeroko nagłaśniała akcje anarchistów, a nawet niejednokrotnie ocierała się o reklamowanie ich poglądów, tym razem o zamachu przygotowanym przez ludzi spod czerwono – czarnej flagi wymownie milczała, bo trudno krótki tekst o bombie nazwać dobrze opisanym tematem.

Niestety w przypadku tak drastycznych akcji potrzeba jasnego komunikatu ze wszystkich stron sceny politycznej. W Polsce nie ma miejsca na podobne akty terroru. Zdiagnozujmy problem, zanim poleje się krew przypadkowych osób.

Przemysław Graf

Fot. Policja

 

Zobacz również: