
Były to czasy, gdy nikt nie myślał o profesjonalnych konwojach pieniędzy. Wypłaty do zakładów pracy dostarczali z banków w teczkach inkasenci. Jeden z nich stracił życie i pieniądze nad malowniczą rzeką Bóbr w Jeleniej Górze. Pomocni w wykryciu mordercy, okazali się nastoletni chłopcy z pobliskiego osiedla.
Jelenia Góra, położona jest w malowniczej krainie Karkonoszy w Sudetach Zachodnich nad rzeką Bóbr. Rzeka ta stanowiła raj dla wędkarzy oraz okolicznej młodzieży. Była centralnym punktem jednego z największych jeleniogórskich osiedli. Osiedle Robotnicze, z reguły zamieszkane było przez pracowników Zakładów Chemicznych „Celwiskoza” oraz Zakładów Farmaceutycznych.
Spokojne życie mieszkańców zakłócały liczne kradzieże, włamania do kiosków, piwnic, altanek a także mieszkań. Dzielnicowi nie radzili sobie z wykryciem sprawców. W takiej sytuacji, na osiedlu pojawiła się służba kryminalna. Przystąpiono do inwigilacji środowiska. Efekty były rewelacyjne. Zatrzymano kilka wieloosobowych grup przestępczych, w których skład wchodzili głównie nastolatkowie z robotniczych rodzin. Z uwagi na dotychczasową niekaralność, Sąd dla Nieletnich stosował środki wychowawcze, tj. dozór rodziców lub kuratora sądowego. Służba kryminalna miała pełne rozpoznanie środowiska, a wśród nich pozyskała swoje zaufane osoby.
Trup w rzece
W czerwcowy poranek, oficer dyżurny komendy został powiadomiony, że w okolicy Osiedla Robotniczego, z rzeki Bóbr wędkarze wyłowili zwłoki mężczyzny. Przybyła na miejsce ekipa kryminalno – śledcza przeprowadziła oględziny miejsca przestępstwa. Biegły lekarz sądowy stwierdził zgon – „na skutek ciężkich obrażeń głowy, które zadano tępym narzędziem o czterokątnej powierzchni, średnich rozmiarów”.
– W czasie oględzin zwłok, nie znaleźliśmy żadnych dokumentów – wspomina naczelnik służby kryminalnej kpt. Stanisław Bryndza – Mężczyzna był w średnim wieku. Ubrany jak urzędnik. Obecni świadkowie, którzy znaleźli zwłoki, nie znali tego człowieka i wcześniej go tu nie widywali. Sytuacja stała się kuriozalna. Jak ścigać sprawcę zbrodni, jeżeli nie wiadomo, kim jest poszkodowany.
Z pomocą przyszli młodzi mieszkańcy Osiedla Robotniczego: – Andrzej Rybka, sympatyczny piętnastolatek – opowiada Stanisław Bryndza – przyprowadził wędkarza, który widział zabójstwo. Nie mógł on zdecydować się na rolę świadka, gdyż nie chciał być ciągany po sądach. Mniej więcej z odległości około 40 metrów od miejsca znalezienia zwłok, widział mężczyznę schodzącego z mostu, idącego ścieżką wzdłuż rzeki w jego kierunku. W ręce trzymał brązową teczkę. W pewnym momencie – z dość wysokiej wikliny – wyskoczył dobrze zbudowany mężczyzna, który jakimś narzędziem podobnym do młotka, zadał kilka ciosów w głowę, wyrwał teczkę, pchnął człowieka do wody i sam uciekał w kierunku mostu na Bobrze. Tam zniknął wśród przechodniów, którzy zdarzenia nie widzieli. Świadek podał zapamiętany rysopis sprawcy zabójstwa. Był to mężczyzna w średnim wieku, wysoki, dobrze zbudowany, o ciemnych kędzierzawych włosach, ubrany w popelinowy, szary płaszcz.
Na miejscu pojawili się następni nastolatkowie z osiedla. Naprowadzili służbę kryminalną na trop świadka mogącego zidentyfikować zwłoki. Jeden ze wskazanych przez nich wędkarzy, który wprawdzie tego dnia nie był nad rzeką, przypomniał sobie, jak kilka dni wcześniej, gdy łowił ryby w tym miejscu, mijał go mężczyzna w garniturze i zagadnął, czy biorą ryby. Gdy odpowiedział twierdząco, mężczyzna uśmiechnął się i odpowiedział, że chętnie by przysiadł, bo jest wędkarzem, ale ludzie w zakładzie czekają na wypłatę. Okazanie zwłok dało wynik pozytywny. Była to informacja na wagę złota.
– Służba kryminalna otrzymała odpowiednie zadanie – nadmienia kpt. Stanisław Bryndza – Mianowicie, nawiązanie kontaktu z najbliższymi zakładami pracy i ustalenie, w którym dniu dokonano wypłat. Druga ekipa, na podstawie ustalonego rysopisu sprawcy przestępstwa, ruszyła do zbiorów kartoteki kryminalnej i wszczęła poszukiwania sprawcy w jeleniogórskim środowisku kryminogennym.
Pełna mobilizacja
Obstawiono dworce PKP i PKS, nawiązano kontakty z taksówkarzami. Wysłano informacje o rysopisie sprawcy zabójstwa do wszystkich jednostek w mieście i powiecie jeleniogórskim. Przekazano telefonogram do wojewódzkiego Wydziału Służby Kryminalnej we Wrocławiu, skąd poszły zadania do wszystkich jednostek milicji w województwie wrocławskim. Pełna mobilizacja.
Tymczasem na miejscu przestępstwa trwały oględziny śledcze, które obejmowały znaczny obszar koryta rzeki. Kryminalni szukali teczki, którą po opróżnieniu sprawca mógł wyrzucić. Na niej mogły się zachować odciski palców sprawcy. Niezwykle ważnym dla sprawy, było również odnalezienie narzędzia zbrodni. W sprawie zabójstwa to dowód koronny.
W tamtych czasach można było liczyć tylko na siebie. Nie można było niczego przeoczyć, bowiem popełniony błąd może być nienaprawialny, ze szkodą dla śledztwa.
Tyralierą w korycie rzeki
Kiedy oględziny nabrzeża nie dały rezultatu, naczelnik kpt. Stanisław Bryndza zdecydował, że tyralierą wprowadzi służbę kryminalną do rzeki. Wprawdzie pogoda była słoneczna, jednak w górskich rzekach o tej porze woda nie zachęcała do kąpieli. W tym miejscu, czysta woda sięgała zaledwie do pasa i nie wymagała odzieży ochronnej. Dno rzeki widoczne było gołym okiem.
