

Zanim Tu-154 spadł do Morza Czarnego zaraz po starcie z lotniska Adler musiało dojść na jego pokładzie do sytuacji nadzwyczajnej, która przeszkodziła załodze w wysłaniu sygnału SOS – uważa były szef zmiany Głównego Centrum Jednolitego Systemu Organizacji Ruchu Lotniczego Rosji Witalij Andriejew.
— Po starcie i krótkim locie – dwie minuty – stracono łączność z samolotem i nie przekazał on sygnału na ziemię o jakiś usterkach. Może to świadczyć o tym, że na pokładzie miała miejsce sytuacja nadzwyczajna – albo wpływ z zewnątrz na maszynę, albo natknięto się na przeszkodę, czego raczej tam nie było – powiedział Awdiejew, który był związany z lotnictwem przez 47 lat.
Jego zdaniem „Tu-154 jest bardzo niezawodnym samolotem”. – Z mojego doświadczenia wynika, że Tu-154 może wylądować, gdy wszystkie trzy silniki zawiodą lub np. w przypadku słynnego lądowania w tajdze na zapuszczonym pasie – wyjaśnił ekspert. — Te wersje usterek na pokładzie, o których obecnie się mówi — niewyważenia sterów, odchylenie od ustalonego toru lotu – na pewno nie mogły przeszkodzić załodze w wysłaniu sygnału na ziemię – dodał.
— Czyli doszło do sytuacji nadzwyczajnej. Z doświadczenia takie sytuacje są możliwe, jeśli dojdzie do przejęcia samolotu – podsumował Andriejew.
Jak powiedział, zapis z rejestratorów rozmów w kokpicie „z dokładnością do 99,99% wyjaśni, co wydarzyło się w kabinie w momencie katastrofy”. Z kolei dyrektor generalny przedsiębiorstwa Alians Technologii Lotniczych Awintel Wiktor Priadka uważa, że do tragedii mogły doprowadzić wady konstrukcyjne samolotu. — Wydaje się, że samolot był sprawny, serwisowany prawidłowo. Prawdopodobnie incydent jest związany z pewnymi wadami konstrukcyjnymi tej maszyny. Samolot ma jeden kąt natarcia – ok. 16-17 stopni. W pewnym sensie zamyka się w nim i nie może z niego wyjść – wyjaśnił ekspert.
Jego zdaniem załoga mogła albo zapomnieć, albo nie wiedzieć o tym. – Piloci mogli dopuścić do niewielkiej utraty prędkości i przekroczenia kąta wznoszenia lub w ogóle nie zrobili „platformy” do rozpędzenia się i postępowali, jak w przypadku nowoczesnych samolotów – dodał.
Jeśli faktycznie piloci nadal nabierali wysokości i wykonali nawrót, mogło to doprowadzić do katastrofy.
Tymczasem specjaliści przeanalizowali dane obiektywnej kontroli z radarów, aby dokładniej określić trajektorię lotu Tu-154, który rozbił się 25 grudnia. Wyjaśnili, że samolot spadł w odległości sześciu kilometrów od brzegu, informuje departament informacji i masowych komunikacji Ministerstwa Obrony Rosji.
W tej chwili prace poszukiwawcze prowadzi 39 statków i łodzi, 135 nurków i 7 aparatów głębokowodnych. Żołnierze badają brzeg w poszukiwaniu ciał ofiar, fragmentów samolotu i rzeczy osobistych pasażerów. Łącznie w operacji bierze udział około 3,5 tysiąca osób.
„Poza tym zadania w zakresie monitoringu lotniczego sytuacji na wodzie wypełniają załogi pięciu śmigłowców i drony Orlan-10” – głosi oświadczenie.
Jak zareagowały światowe media na katastrofę Tu-154? Specjaliści podkreślają, że operacja ratunkowo-poszukiwawcza jest utrudniona przez szeroką skalę głębokości i cechy szczególne rzeźby dna morskiego.
Prezydent Władimir Putin ogłosił w niedzielę, że poniedziałek będzie dniem żałoby narodowej w związku z katastrofą samolotu ministerstwa obrony, który spadł do Morza Czarnego z ponad 90 osobami na pokładzie. Większość ofiar to członkowie Chóru Aleksandrowa.
“Zostanie przeprowadzone staranne śledztwo mające ustalić przyczyny katastrofy, a także zostanie uczynione wszystko, by wesprzeć rodziny ofiar” – oświadczył Putin, który wcześniej zlecił premierowi Dmitrijowi Miedwiediewowi utworzenie komisji śledczej do zbadania tego zdarzenia.
Miedwiediew powierzył kierowanie tą komisją ministrowi transportu Maksimowi Sokołowowi.
SN