Nadzieja umarła ostatnia

Andrzej Kusz, mieszkaniec podkarpackiej miejscowości w 1993 roku wyjechał na wycieczkę do Izraela. Do kraju nie powrócił. Z natury romantyk, ciekawy świata i żądny przygód, postanowił zacząć nowe życie. A z życia zwykł czerpać pełnymi garściami. Miał plany. Chciał podróżować. Fascynowała go Kanada.

 O tym wszystkim wiadomo z korespondencji z rodziną, głównie z młodszą siostrą, dla której od zawsze był wzorem. Listy pisał rzadko. Z czasem kontaktował się wyłącznie telefonicznie. Chwalił się zmianami, jakie zachodziły w jego życiu. Można było wyciągnąć wnioski, że jest szczęśliwy i to w dużej mierze za sprawą kobiety, którą poznał. W 1999 roku obiecał ojcu, że zadzwoni do niego, gdy tylko zamknie sklep, w którym pracował. Nie zadzwonił.

Lata poszukiwań

Historia Andrzeja Kusza, to również historia jego siostry Małgorzaty, która przez 17 minionych lat starała się poruszyć niebo i ziemię, aby dojść do prawdy o swoim bracie. Można powiedzieć, że zrobiła wszystko, żeby zarówno ona, jak i rodzice mogli w końcu zaznać wewnętrznego spokoju.

Poszukiwanie człowieka w tak egzotycznym kraju jak Izrael, wygląda momentami, jak fabuła filmu sensacyjnego. Polskie władze ustaliły jedynie, że Andrzej nie został aresztowany i nie przebywa w więzieniu. Zważywszy na fakt, że państwo Izrael znajduje się praktycznie w stanie wojny, te informacje wcale nie musiały być wiarygodne. Rodzina zaginionego nie mogła pochwalić się dużą wiedzą na jego temat. Do końca nie było nawet wiadomo, w jakim mieście ostatnio przebywał. Niespokojny duch Andrzeja nie pomagał w poszukiwaniach.

Gdy kilka lat temu po raz pierwszy rozmawiałem z Małgorzatą, wydawać by się mogło, że zrobiła wszystko, co w ludzkiej mocy, aby wyjaśnić tajemnicę zaginięcia brata. Słała listy do wszystkich możliwych instytucji, zarówno w Polsce, jak i w Izraelu, na które w większości nigdy nie otrzymała odpowiedzi. Prosiła o pomoc jasnowidzów, prywatnych detektywów i wszystkich ludzi, którzy w jakikolwiek sposób byliby w stanie pomóc. Sam osobiście jako były policjant zwracałem się o pomoc do izraelskich kolegów po fachu, zamieszczając apel na oficjalnej stronie internetowej tamtejszej policji. Otrzymałem jedną odpowiedź: „Good luck”.

Małgorzata nie ukrywała, że nie ma już nadziei, że kiedykolwiek zobaczy brata żywego. Pragnęła tylko poznać prawdę. Chciała, aby starzejący się rodzice mogli zapalić znicz na grobie syna. Mimo iż spodziewała się najgorszego, nigdy nie ukrywała, że w głębi duszy tli się jeszcze wątły płomyk nadziei, że ta  historia znajdzie swój szczęśliwy finał. Dla własnych potrzeb stworzyła wizję, że Andrzej świadomie, z sobie tylko znanych powodów, zerwał kontakty z rodziną, i ona kiedyś zrobi mu za to awanturę. Może nawet nigdy mu tego nie wybaczy, ale rzuci mu się w ramiona i powie, jak bardzo go kocha.

Tak wbrew temu co mówiła, czuć było, że żyje w niej nadzieja. I ta nadzieja umarła.

Pytania pozostają

 W maju tego roku z Izraela nadeszła informacja, że Andrzej nie żyje. W 2000 roku został znaleziony nieprzytomny na ulicy. Zmarł w szpitalu. W dokumentacji zapisano, że nie stwierdza się udziału osób trzecich, ani też samobójstwa. Ponieważ nie miał dokumentów, został pochowany w bezimiennym grobie.

Jak doszło to wyjaśnienia tajemnicy zaginięcia Andrzeja? Przypadek? Nie! W swoich beznadziejnych poszukiwaniach Małgorzata miała bardzo ważnego sojusznika, mieszkającą w Izraelu kobietę, która w końcu trafiła na ślad znalezionego na ulicy mężczyzny o nieustalonej tożsamości. Chwała jej za to.

Rodzina Andrzeja w końcu poznała, jeśli nie całą prawdę, to przynajmniej jej część. Wkrótce doczesne szczątki ich syna i brata spoczną w ojczystej ziemi.

W życiu Małgorzaty skończył się pewien bardzo ważny etap, etap poszukiwań. Nie ukrywa, że chciałaby poznać całą prawdę o losach brata, ale dojście do niej jest sprawą beznadziejną. Czy będzie potrafiła żyć bez odpowiedzi na dręczące ją pytania? Nie mam pewności. To bardzo uparta kobieta.

Mirosław Rybicki

Zobacz również: