

Na kilka dni przed swoją śmiercią, pięcioletni Kacperek Szynert pytał rodziców, czy nie będą płakać, gdy odejdzie do Bozi. Zniszczył też zabawki, mówiąc, że już mu nie będą potrzebne. Był dzieckiem wybitnie uzdolnionym. W wieku 2,5 roku, sam nauczył się czytać. Zginął w wypadku w Wilczych Tułowskich 25 kwietnia 2013 roku.
– Wyrwał mi się. Biegłem i próbowałem go łapać, ale było już za późno. Przepraszam, ale więcej nie jestem w stanie mówić – opowiada mi roztrzęsiony dziadek Kacperka. Tragicznego dnia, 25 kwietnia to właśnie on wyszedł na przystanek, aby odebrać chłopca, który autobusem szkolnym wracał z zerówki w Śladowie.
Kacperek uwielbiał, gdy z autobusu odbierał go dziadek. Zwykle chłopiec wracał do domu, niesiony w troskliwych ramionach mężczyzny. Tego dnia było jednak inaczej. Chłopiec wyrwał się do przodu i zza autobusu wybiegł pod nadjeżdżający od strony Tułowic dostawczy bus. Uderzył w bok auta. Odrzuciło go w tył i upadł na asfalt. Chwilę potem była przy nim zaalarmowana krzykami mama. Wokół główki dziecka szybko rosła kałuża krwi.
Kacperek przeżył zderzenie. Śmigłowcem został zabrany do szpitala w Warszawie. Pomocy udzielano mu w dwóch placówkach medycznych, jednak obrażenia głowy okazały się zbyt rozległe. 7 maja w Brochowie odbył się pogrzeb dziecka.
Prokuratura i policja wszczęły śledztwo w sprawie tragicznego wypadku. W poniedziałek 13 maja sochaczewska prokuratura otrzymała wyniki sekcji zwłok. Jak informuje nas Beata Sobieraj – Skonieczna, Prokurator Rejonowy w Sochaczewie, przyczyną śmierci były rozległe obrażenia głowy. Dodaje, że obecnie rozpoczną się przesłuchania świadków: dziadka chłopca, który wcześniej nie mógł zeznawać z powodu szoku, w jakim się znajdował, a także kierowcy autobusu i dwóch innych świadków zdarzenia.
Śledztwo zmierzało w kierunku ustalenia zachowania obydwu uczestników wypadku, czyli chłopca i kierowcy samochodu dostawczego.
– W obecnej chwili wolałbym nie wybiegać w przyszłość. Jest to bowiem trudna sprawa. Najtrudniejsza dla rodziny – mówi Przemysław Tarczyński, zastępca Prokuratora Rejonowego w Sochaczewie.
Rodzina chłopca wciąż nie otrząsnęła się z szoku po tragedii. – Kacperek wypełniał całe moje serce – mówi ze łzami w oczach jego babcia Halina Koźlak.
Chłopiec był wybitnie uzdolniony. Jego mama, Natalia Szynert opowiada, że w wieku 2,5 roku sam nauczył się czytać i pisać. Potrafił doskonale i błyskawicznie liczyć. W zerówce nudził się, bowiem wszystko czego uczyli się rówieśnicy, Kacper poznał już dawno. Interesowały go filmy przyrodnicze. Wiedział, jak rozmnażają się żaby i ile kości jest w ludzkim ciele. Interesował się astronomią, fachowo rozprawiał o hydraulice i tłumaczył rodzicom, co to jest recycling. Ostatnio zaczął przyswajać język chiński, oglądając w telewizji bajki tej produkcji. Pięciolatek wypożyczał też książki z biblioteki i namiętnie je czytał.
Był poważnym i zamyślonym dzieckiem. Innym niż jego rówieśnicy, którzy w zerówce prosili Kacpra, aby czytał im różne rzeczy.
Babcia i mama chłopca opowiadają, że w poniedziałek, 22 kwietnia, Kacper nieoczekiwanie zapytał, czy nie będą po nim płakać, gdy odejdzie do Bozi. Były zaskoczone, ale wtedy sprawę zbagatelizowały: – Wie pan, dzieci czasem zadają różne pytania – mówi pani Natalia.
Babcię chłopca zaniepokoiło natomiast, gdy Kacper z furią zaczął rozbijać swoje zabawki. Zapytała dlaczego to robi. – Bo już mi nie będą potrzebne – odparł wtedy pięciolatek.
Dopiero po tragedii rodzina zaczęła zestawiać wszystkie fakty. Czy pięcioletni, nieprzeciętnie uzdolniony chłopiec przewidział swoją śmierć? Na to pytanie prokuratorskie śledztwo na pewno nie odpowie.
W zeszycie, w którym chłopiec ćwiczył pisanie słów i zdań, na ostatniej zapisanej stronie widnieje podpis Kacpra. Litera „t” w nazwisku Szynert, jest kilka razy większa od reszty liter i ma formę krzyża. Krzyż góruje nad całym zapisem.
Czy w ten sposób, znający swoją przyszłość chłopiec, pożegnał się z bliskimi?
Wojciech Czubatka