Czy dziesięcioletni Mateusz padł ofiarą pedofilów? Czy został brutalnie zgwałcony i żywcem pogrzebany? A jego rzekome utonięcie upozorowano? Nasze dziennikarskie śledztwo w tej sprawie, daleko odbiega od ustaleń prokuratury, która stwierdziła tylko tyle, że Mateusz zaginął. To cokolwiek za mało, jak na 12 lat śledztwa.

To jedno z najbardziej tajemniczych zaginięć w Polsce. Mateusz Żukowski z Ujazdowa pod Zamościem zniknął w maju 2007 roku. Szukali go policjanci, nurkowie, detektywi, wróżki i jasnowidze. Na razie bez efektu. O jego losie nie ma do dziś żadnej informacji. 

Ten 10-letni chłopiec zniknął 26 maja 2007 roku: – To stało się w  Dzień Matki, tego dnia było bardzo gorąco – wspomina Andrzej Żukowski, ojciec chłopca – Pojechałem wtedy z Mateuszkiem na ryby.

1

 Panicznie bał się wody

 Z wędkowania wrócili do domu około 14.30: –  Od tego upału bolała mnie głowa, więc się położyłem a Mateusz włączył sobie komputer – odtwarza zdarzenia ojciec chłopca Mieliśmy jeszcze  pojechać na ryby po południu. Ale Mateusz powiedział, że idzie bawić się do parku. Obiecał, że niedługo wróci, aby pojechać ze mną na ryby.

Gdy przyszła pora wyjazdu, Mateusza nie było w domu. To jednak niezbyt zdziwiło jego ojca, który uznał, że chłopiec woli pewnie zabawę z kolegami niż wędkowanie. Zatem Żukowski pojechał na ryby sam.

  – Wróciłem do domu około 21.00 – wspomina pan Andrzej –  Zapytałem żonę o  Mateusza, ale  ona stwierdziła, że była przekonana, że jest ze mną na rybach.

W tej sytuacji rodzina zaczęła  szukać chłopca  u sąsiadów:  Nie było go jednak u nikogo w pobliżu – relacjonuje Andrzej Żukowski – Wobec tego pojechałem do kolegów, z którymi tego dnia syn się bawił.

Tam jednak też go nie znalazł. Dawid J. (9 lat) i Sebastian J. (10 lat), byli ponoć zmieszani wizytą ojca ich kolegi: – Dziwnie się zachowywali, byli ubrudzeni błotem. Oni wyraźnie coś kręcili. Jakby nie chcieli powiedzieć całej prawdy. Podali mi kilka sprzecznych wersji. W pewnym momencie ich dziadek  powiedział, że Mateusz „poszedł do Tarnogóry”. U nas to oznacza, że poszedł z prądem w stronę Tarnogóry, że się utopił. To dlaczego nie przyszli powiadomić nas o tym, dlaczego nie wezwali policji, tylko siedzieli w domu? – pyta zdenerwowany mężczyzna.

W tej sytuacji Żukowski zawiadomił policję. Natychmiast podjęto działania poszukiwawcze. Policyjny pies podjął ślad i zaprowadził na brzeg Wieprza: – Tam, w wysokich pokrzywach, leżały zwinięte w rulon ubrania Mateusza.

Wydaje się, że od tego momentu śledczy wersję o utonięciu chłopca przyjęli jako pewnik. Mateusz, co prawda był zapalonym wędkarzem, ale panicznie bał się wody: – To niemożliwe, aby z własnej woli wszedł do rzeki. On obsesyjnie bał się wody – twierdzi ojciec zaginionego chłopca – Nawet gdy byliśmy na rybach, to on  zawsze trzymał się blisko mnie.  Nigdy nie wchodził do wody.

Mimo to utonięcie dziecka wydawało się najbardziej prawdopodobną hipotezą. Śledczy od początku zakładali, że Mateusz utopił się w Wieprzu. Ta niebezpieczna, zdradliwa rzeka pochłonęła wiele ofiar.  Zatem w jej nurcie poszukiwano ciała chłopca. Dno rzeki – w obie strony po 20 kilometrów – aż 17 razy przeczesywali płetwonurkowie. Zastosowano echosondy, kamery termowizyjne, a nawet specjalny sonar. Byli też przewodnicy z psami przeszkolonymi do poszukiwania zwłok. W poszukiwaniach pomagali też strażacy, wojewoda  lubelski, starosta zamojski, a także wójt gminy Nielisz. W późniejszym czasie pomagało też dwóch detektywów, jasnowidze oraz wróżka. Jak dotąd chłopca, ani jego ciała, nie odnaleziono. Prawdopodobnie szukano go nie tam, gdzie powinno.

Jest niemal pewnym, że gdyby zwłoki Mateusza były w rzece,  to już dawno zostałyby odnalezione, lub same by wypłynęły. Wersja o utonięcia dziecka jest mało prawdopodobna także ze względu na inną okoliczność. Otóż w tym rejonie – pomiędzy Tarnogórą a Zamościem – Wieprz przegradzają kraty. Nie ma możliwości, aby przedostało się przez nie ciało dziecka. Zwłoki zatrzymałby się  na przegrodzie.

Wobec tego, co się stało z chłopcem?

Ustalono, że zaginął

Andrzej Żukowski nie ustaje w poszukiwaniach syna: Trudno powiedzieć, czy mój syn jeszcze żyje. Kiedyś zgłosiła się do mnie Ewelina H. z Niemiec, która powiedziała nam, że Mateusza adoptowała niemiecka sędzina. Ta kobieta twierdziła, że chce nam pomóc i  długo utrzymywała z nami kontakt, ale potem nagle go zerwała. Chciałbym, aby Mateuszek  żył, ale ja już raczej ciała szukam.

Żukowski nie kryje rozczarowania działaniami śledczych, twierdzi nawet, że nie udostępniono mu  na początku śledztwa wglądu do akt sprawy. Kategorycznie zaprzecza temu Bartosz Wójcik, Prokurator Rejonowy w Zamościu: O prawie dostępu do akt był wielokrotnie pouczany, zarówno pisemnie, jak i ustnie. Z możliwości zapoznania się z aktami sprawy nigdy nie skorzystał.

Nakłaniam Andrzeja Żukowskiego, aby w końcu zapoznał się z aktami sprawy, gdyż być może tam znajdzie odpowiedź na wiele dręczących go pytań i niedomówień. W trakcie moich prac nad tym reportażem, Żukowski idzie do sądu i wykonuje ponad 1000 zdjęć akt.

Ojciec Mateusza jest jednak przekonany, że prokuratorzy niezbyt przyłożyli się do przesłuchania kolegów jego syna. Według niego chłopcy konfabulowali.

Prokurator Wójcik stwierdza, że zeznania małoletnich Sebastiana i  Dawida są wiarygodne. Jak mówi, chłopcy zeznawali w obecności biegłych psychologów: Ponownie zostali przesłuchani po osiągnięciu odpowiedniego wieku, i ich relacje są  nadal zbieżne i tożsame z uprzednio złożonymi zeznaniami. Nie wiedzą, co stało się z Mateuszem, albowiem z ich zeznań wynika, iż rozstali się z nim przy jego domu i później już go nie widzieli – dodaje prokurator Wójcik – Przesłuchano też, w charakterze świadków, ich rodziców oraz dziadka. Wszyscy świadkowie zeznawali zbieżnie, logicznie i konsekwentnie. Co więcej, w ramach czynności poszukiwawczych zbadano ich przy użyciu wariografu, który nie zanotował żadnych objawów świadczących o związku wyżej wymienionych świadków ze zdarzeniem.

Ojciec Mateusza uważa jednak, że także chłopcy powinni zostać przesłuchani z użyciem wariografu:   Oni w wieczór zaginięcia Mateusza zachowywali się dziwnie, mówili wiele wersji – wraca do wspomnień – Powinni ich przesłuchać z użyciem wariografu. Mnie i moją rodzinę wzięli na wykrywacz kłamstw,  gdyż podejrzewali na początku, że mamy coś wspólnego z zaginięciem Mateusza.

Prokurator stwierdza, że koledzy rozstali się wieczorem koło domu Mateusza. Zaś on, mimo że chorobliwie bał się wody, zawrócił samotnie nad rzekę, aby w niej pływać nocą? Wprost nieprawdopodobne.

Andrzej Żukowski jest przekonany, że w czasie prokuratorskiego postępowania, oraz w trakcie policyjnych poszukiwań popełniono wiele błędów, być może nawet mataczono: Nie przesłuchano wszystkich świadków, zagubiono nawet próbki badań DNA z ubrań Mateuszka. Moim zdaniem śledztwo od początku było prowadzone nierzetelnie –  ocenia  Andrzej Żukowski i dodaje, że wnosił też o przeprowadzenie badania DNA kości odnalezionej w parku, i tego nie zrobiono. Tę kość – poszukując ciała syna – Żukowski wykopał w lipcu ubiegłego roku w parku, nieopodal dworu w Ujazdowie. Jednak prokurator Bartosz Wójciki ucina ten trop: – Nie przeprowadzono badań DNA zabezpieczonej kości, ponieważ została ona poddana oględzinom przez biegłego z zakresu medycyny sądowej, który wypowiedział się, iż nie pochodzi ona od człowieka. Ma pochodzenie zwierzęce i przebywała w ziemi co najmniej 30 lat. 

Na wniosek pełnomocnika rodziców chłopca, w 2015 roku Prokuratura Rejonowa w Zamościu wszczęła w  końcu śledztwo w kierunku zabójstwa Mateusza Żukowskiego: Prokuratura Rejonowa w Zamościu brała taki wariant pod uwagę. Okoliczności zabójstwa  chłopca nieuprawdopodobniono jednak, w wyniku czego postępowanie zakończyło się umorzeniem – wyjaśnia Bartosz Wójcicki Prokuratura nie wyklucza zabójstwa, tak jak i żadnej innej wersji zdarzenia, lecz nie jesteśmy w posiadaniu niezbitych dowodów na poparcie jakiejkolwiek wersji. Jedyne pewne ustalenia są takie, iż Mateusz zaginął w dniu 26 maja  2007 roku i jego ciała nigdy nie odnaleziono. Zakładano rozmaite wersje śledcze, od nieszczęśliwego wypadku po zabójstwo. Wersje te nie mogą jednak podlegać weryfikacji z uwagi na fakt, iż nie odnaleziono kluczowego dowodu, a więc ciała pokrzywdzonego. Postępowanie zostało zatem umorzone wobec braku danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie  popełnienia przestępstwa.

Jeden z byłych zamojskich policjantów mówi mi, że niekiedy zdarzało się, że przełożeni dawali do zrozumienia, aby odpuszczać niektóre sprawy, jeśli nie ma ciała: – Mimo wielu lat służby, trudno jest mi to zrozumieć. Przecież takie zaginione dziecko nie mogło się rozpłynąć w powietrzu.

Prokuratura jednak zapewnia, że zrobiła wszystko, aby wyjaśnić okoliczności zaginięcia Mateusza, a śledczy sprawdzali każdy ślad, nawet ten wskazany przez jasnowidza. Prokuratura zleciła między innymi przeprowadzenie badań georadarem – na wniosek ojca Mateusza, któremu jasnowidz wskazał miejsce, gdzie może być ciało dziecka. W ubiegłym roku z użyciem geoardaru szukano zwłok chłopca dwa razy. Jednak nie przyniosło to skutku.

Tropy i wizje

Poprosiłem o pomoc  jasnowidza Marka Szwedowskiego, który ma wielki dar w odnajdywaniu zaginionych osób – mówi mi Andrzej Żukowski, który chyba całkowicie stracił wiarę w śledczych oraz  w konwencjonalne metody poszukiwania zaginionego dziecka.

 – Wyraziłem chęć pomocy, bo ta sprawa  nie daje mi spokoju – mówi Marek SzwedowskiZbyt długo jest niewyjaśniona. Nie wszystko na razie się potwierdziło. Ale jesteśmy blisko rozwiązania tej zbrodni. To powinno nastąpić w ciągu kilku najbliższych tygodni – deklaruje jasnowidz, który prowadzi  działanie poszukiwawcze wspólnie z Fundacją Na Tropie, powstałą przy naszej redakcji. Wizje Szwedowskiego są weryfikowane przez naszych specjalistów z innych, bardziej przyziemnych dziedzin. Pojawia się wiele punktów zbieżnych.

Według wizji Szwedowskiego wydarzenia wyglądały następująco: – Mateusz Żukowski był ciekawy wszystkiego i często chodził swoimi ścieżkami po okolicy Ujazdowa. Często bywał w parku w tej miejscowości. Zwykle przesiadywał tam ze swoimi kolegami, którzy niedaleko mieszkali. Mężczyzna, który mieszkał w tej okolicy, lubił towarzystwo chłopców i w jakiś sposób przyciągał ich do siebie.  26 maja 2007 roku, podczas jednej z takich dziwnych zabaw Mateusz został zamordowany. Został tam zakopany. Zmarł w okropny sposób, był zgwałcony. Jego ubranka  podrzucono na brzeg rzeki Wieprz. Celem było zatarcie śladów i upozorowanie utonięcia. Jego koledzy byli przy tym, i oni wiedzą, co się wtedy stało. Mężczyzna, który przyczynił się do śmierci chłopca, musiał wywrzeć ogromną presję na tych chłopcach i całej ich rodzinie. Uważam, że oprócz wywartej presji psychicznej, była też presja finansowa. Po prawie 9 latach będzie bardzo trudno to miejsce odnaleźć, ale jestem pewien, że szczątki Mateusza znajdziemy na terenie parku.

Także  Iwona Turlej, wróżka i medium, wskazała na teren  parku jako miejsce ukrycia ciała chłopca: – Byliśmy z nią w pobliżu, a ona mówi, że Mateusz ją tam ciągnie – wspomina Andrzej Żukowski, który szukał pomocy także u Rafała Nieradzika. On z kolei twierdzi, iż potrafi opuścić własne ciało i przenieść się w czasie w dowolne miejsce. W trakcie zbierania materiałów do tego reportażu – 7 marca – Nieradzik dokonał  podróży poza ciałem. Relacja, którą nam przekazał jest dramatyczna i drastyczna, jednak także ona wskazuje na seksualny motyw zbrodni. Publikujemy tylko niewielki jej fragment:  „Ktoś podchodzi do chłopczyka, pokazuje coś, uśmiecha się. Ten ktoś jest ciemnym, jest taki tajemniczy, nie bije z niego światło, on coś pokazuje. Chłopczyk jest trochę przestraszony, ale ten ktoś coś mu daje i chłopczyk jest uśmiechnięty. Coś, co się mu podoba, coś, co jest dla niego dobre w jakiś sposób… to przynęta. Widzę kogoś, jakiegoś mężczyznę, wyczuwam go tak. Jest on bez wyrazu, bez emocji, ale ten mężczyzna… widzę pasek, on bije tego chłopca tym paskiem, widzę też jakiś seksualny podtekst… Chłopiec jest zmuszany do czegoś… Chłopiec jest sam, w ciemności, zamknięty… Widzę też go, jak szaleje, jak jego energia krzyczy, próbuje się wydostać, szarpać wszystko. Widzę płacz, smutek, rozpacz… wszystko na raz… MATEUSZ ZOSTAŁ ZABITY, ZOSTAŁ ZABITY. MATEUSZ ZOSTAŁ ZABITY ZARAZ PO TYM, JAK COŚ ZOSTAŁO UJAWNIONE (…)”.

Prawdopodobnie, w sprawę zaginięcia Mateusza zamieszanych jest co najmniej dwóch dorosłych mężczyzn o skłonnościach pedofilskich.

Rozumie ból rodziców

We wszystkich wizjach i relacjach pojawia się tajemniczy mężczyzna, z którym Mateusza i jego kolegów miały łączyć specyficzne relacje.

Jednak to nie wszystko, także kilku mieszkańców wioski mówi mi, że chłopcy często widywani byli w  towarzystwie dorosłego mężczyzny: – On im dawał różne prezenty, chwalili się nimi przed innymi kolegami. Ale nie wiem, za co ich tak nagradzał – opowiada mi mieszkaniec Ujazdowa, który wówczas był nastolatkiem.  

O związek mężczyzny ze sprawą zaginięcia Mateusza zapytaliśmy w Prokuraturze Rejonowej w Zamościu: – Był przesłuchany w sprawie. Przyznał, że zna rodzinę zaginionego chłopca, która mieszkała po sąsiedzku, kojarzy z widzenia ich dzieci, bo chodziły one na ryby przez posesję jego ojca. – informuje prokurator  Bartosz Wójcik – W czasie zaginięcia Mateusza nie mieszkał już w Ujazdowie. W aktach sprawy brak jest informacji na temat relacji tego świadka z miejscowymi dziećmi  – dodaje prokurator. Trudno się temu dziwić, gdyż nikt go o to nie zapytał. Nikt nie pytał także  chłopców.

Postanawiam nadrobić tę zaległość, odnajduję mężczyznę kilkaset kilometrów od Ujazdowa. Jest wysoko postawionym pracownikiem samorządowym. Ma ustabilizowaną sytuację zawodową i rodzinną. Wydawać by się mogło, że pojawienie się dziennikarza – pytającego o mroczną sprawę sprzed lat – może zakłócić spokojną egzystencję, wywołać emocje. Jednak mój rozmówca nie wydaje się być zaskoczony lub zdenerwowany pytaniami, które mu zadaję. Tak, jakby na nie czekał. Mimo że pojawiłem się bez zapowiedzi. Nie wiedział, że się do niego odezwę. On jednak nawet na chwilę nie traci opanowania. Jest oszczędny w słowach. Mówi spokojnym, beznamiętnym głosem, jakbyśmy rozmawiali o sprawie, która dotyczy kogoś innego. Mam nawet wrażenie, że ta rozmowa jest mu w jakiś sposób na rękę.

– Byłem w tej sprawie przesłuchany i nic więcej nie mam do dodania – zastrzega na wstępie. – Znałem Mateusza i jego kolegów, gdyż obok mojego domu często łowili ryby – odpowiada na moje pytanie o relacje łączące go z chłopcami Ale to nie była żadna przyjaźń, do domu ich nie zapraszałem.

– Zetknąłem się z sugestiami, że to być może pan zamordował tego chłopca? – mówię wprost, co mnie sprowadza.

– Ja rozumiem ból rodziców i to, że nie mogą się pogodzić ze śmiercią dziecka – odpowiada ze spokojem – A także to, że doszukują się wszędzie przyczyny i sprawców tragedii.

– To nie rodzice przekazali mi takie sugestie. Skąd pan wie, że chłopiec nie żyje? Może został porwany i mieszka na drugim końcu świata? – pytam, i po raz pierwszy wyczuwam lekkie zmieszanie rozmówcy. Może przez kilka sekund nie wie, co powiedzieć. W końcu komunikuje beznamiętnie: – Gdy to się stało, ja tam  już  wówczas nie mieszkałem.

Ale mieszkał tam pana ojciec, mógł go pan przecież odwiedzić? Ludzie we wsi  mówią, że tak właśnie było.

Ojciec sprzedał posiadłość na rok przed tą tragedią – odpowiada obojętnie po chwili wahania.

To nieprawda, w tym czasie to należało jeszcze do jego ojca – twierdzi Andrzej Żukowski – Pamiętam, że nawet u nich policja szukała Mateusza. A  jego ojciec kosił w tym dniu siano.

Sprawdziłem tę informację. Posesja została sprzedana 7 lat temu, w 2 lata po zaginięciu Mateusza.  Dlaczego zatem, mój rozmówca ukrył  ten fakt?

 

Rodzina rozpadła się

Jak mówi Andrzej Żukowski, jego rodzina po zaginięciu Mateusza niemal się rozpadła. Żukowscy na poszukiwania Mateusza zaciągnęli ogromne kredyty: Wpadliśmy w potężne długi, z których nie sposób teraz wyjść. Pieniądze pobraliśmy na poszukiwania synka. Teraz nie mamy z czego ich spłacać – mówi zrezygnowany Andrzej Żukowski, który już po raz 6. zmienił wynajmowane mieszkanie.  Nasz dom został wystawiony na licytację przez komornika dodaje – A ja od 9 lat choruję na nadciśnienie i cukrzycę, jestem po dwóch operacjach, ale odebrano mi rentę. Teraz jestem zarejestrowany w Urzędzie Pracy w Zamościu jako bezrobotny. Z czego mam spłacać długi? – pyta retorycznie. Po zaginięciu Mateusza sąd wyznaczył rodzinie Żukowskich kuratora. Gdy ich sytuacja materialna znacznie się pogorszyła, wówczas dwójka ich dzieci trafiła do domu dziecka, a kolejne do rodziny zastępczej: – Straciliśmy Mateuszka i zaraz jeszcze trójkę dzieci nam zabrali. Nikt nam nie pomógł, zostawili nas samych z tą tragedią. Nikt nie pomaga ludziom w takich sytuacjach, jak nasza. Zostawiono nas samych z tą tragedią. Bez żadnej pomocy. Nie mieliśmy nawet żadnego wsparcia psychologa, a powinniśmy. A ja dla innych oddałem  honorowo 50 litrów krwi, i dostałem srebrny krzyż Zasłużony dla Zdrowia Narodu –  nie kryje rozgoryczenia Andrzej Żukowski.

Z rodzicami została tylko najmłodsza, Martyna. Dziś ma 11 lat i jej wychowaniem zajmuje się głównie ojciec, gdyż matka pracuje na utrzymanie bliskich we Włoszech.

Ale być może  Żukowscy stracą także najmłodsze dziecko. Wkrótce –  na wniosek sądu rodzinnego –  rodzice i córka mają przejść badania psychologiczne w Rodzinnym Ośrodku Diagnostyczno-Konsultacyjnym. To dziwna sytuacja. Gdyż, zgodnie ze stanowiskiem Biura Spraw Konstytucyjnych Prokuratury Generalnej RP, z 17 kwietnia 2013 roku,  sąd  nie  ma  prawa kierować  na  badania  do  RODK  oraz powoływać  biegłych  z  dziedziny psychologii i pedagogiki  w sprawach związanych ze sposobem wykonywania władzy rodzicielskiej i utrzymywania  kontaktów  z  dzieckiem: „ (…)brak  jest  podstaw prawnych  do  tego, aby  rodzinne ośrodki  diagnostyczno- konsultacyjne, w obecnym  statusie  i  usytuowaniu, wydawały opinie z zakresu  prawa rodzinnego i opiekuńczego związanych  ze  sposobem  wykonywania  władzy  rodzicielskiej i utrzymywania kontaktów z dzieckiem w sprawach małoletnich, rozpatrywanych przez sądy (…)”. Wygląda na to, że w Zamościu o tym nie wiedzą, albo nie chcą wiedzieć?

Miałem rodzinę,  pięcioro dzieci, teraz boję się, że zostanę sam. I nigdy nie dowiem się, co się stało z Mateuszem – Andrzej Żukowski nie kryje obaw.

Janusz Szostak

 

 

Zobacz również: